7. Jeśli Masz Litość, Miej Twardy Tyłek

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Cóż... Żółty, jednorodzinny domek nie robił jakiegoś specjalnego wrażenia. Idealnie skoszony trawnik nie budził grozy, a stojąca w drzwiach dziewczyna wyglądała zadziwiająco miło. Shannon oderwała komórkę od ucha, a stojąca w drzwiach dziewczyna zrobiła to samo i zaczęła im machać.

- To Camille, nasza można by powiedzieć, głównodowodząca – wyjaśniła szeptem. – To ona wpadła na pomysł, żeby pomóc Natalie.

Chrissy rzuciła okiem na posągową piękność. Włosy miała pomalowane na ciepłe kolory blondu, ścięte do ramion i zakręcone. Zupełnie jakby przed chwilą wyszła od fryzjera. Idealny makijaż i niemniej ujmujący uśmiech wytrawnej łowczyni męskich serc. Cóż... gdyby miała się z nią porównywać niechybnie skończyłaby płacząca jak galareta w gabinecie psychologa. Więc jedynie wzruszyła ramionami i pozwoliła Shannon podprowadzić się do wejścia.

Na pewno nie była przygotowana na mocny uścisk jakim obdarzyła ją Camille, ani na zostanie uduszoną biustem w rozmiarze dużego C. Mimo braku oddechu udało jej się jakimś cudem wyrazić adekwatną radość z nowej znajomej.

Kiedy Camille odsunęła się na odległość umożliwiającą wymianę dwutlenku węgla na powietrze, rzuciła Shannon krótkie, dość ostre spojrzenie. Nie tego się spodziewałam. To właśnie chciała jej przekazać, ale przyjaciółka była zbyt zajęta świergotaniem do gospodyni. Chrissy miała wrażenie, że śni. Gdyby ktokolwiek kiedykolwiek zapytał ją, czy Shannon dałaby radę przymilać się do kogoś – wyśmiałaby go. Uszczypnęła się lekko w udo, ale mimo to nie znalazła się w swoim ciepłym łóżku i dalej stała u progu idealnie żółtego domu.

- Wchodźcie! – zarządziła w końcu Camille. – Mamy czekoladowe cappuccino i kruche ciastka.

Na ustach Chrissy pojawił się słaby uśmiech. Ostatecznie co złego może się stać podczas tak przyjemnej czynności jak objadanie się masą kalorycznych rzeczy i popijaniem ich ambrozją?

***

- Nie, chyba nie mówicie poważnie.

Chrissy z przerażeniem patrzyła na sześć pochylających się nad nią dziewczyn, świdrujących ją oczami.

- Nie nadaję się nijak do uwodzenia kogokolwiek! W domu mam tylko jedną sukienkę i zakładam ją w ostateczności – zaperzyła się. – I nie będę latać za jakimś Gregorym!

Shannon wzniosła oczy ku niebu i westchnęła ciężko, podczas gdy jej przyjaciółka zaczynała tracić wiarę w sens wszechświata i zdrowe zmysły zgromadzonych tu dziewczyn.

- Opanuj się, Siss! To tylko pierwsza część. Któraś z nas weźmie z kolei w obroty Scottiego i urządzi go dokładnie tak jak on urządził ciebie. To tylko taka wymiana. Rozumiesz?

Chrissy powoli kiwnęła głową. Nienawidzę poniedziałków... Poza tym uwaga o Scott'cie ponownie obudziła w niej wściekłość.

- Gregory za moimi plecami obcałował pół drużyny chearleaderek – powiedziała płaczliwie Sandy. – A ty jesteś dokładnie taka, jak one. Nie obraź się... - dodała obronnie, widząc ostre spojrzenie Chrissy. – Jesteś po prostu słodka. Wystarczy tylko trochę pudru, zmycie eyelinera i sukienka. A ja za to wszystko zapłacę. Tylko proszę, pomóż mi...

Alexandra złożyła usta w smutny dziubek, a jej niewielkie oczy groziły wylaniem łez porównywalnym z Niagarą. Chrissy odwróciła wzrok, nie mogąc znieść tego pełnego żałości spojrzenia. Wolała za to spiorunować wzrokiem Shannon.

- Doskonale wiesz, że nigdy bym tu nie przyszła, gdybyś uprzedziła jak wygląda sprawa – burknęła z wyrzutem.

- Dlatego nie powiedziałam ci wszystkiego. Poza tym zobacz... - wskazała na Alexandrę. Po jej  policzkach właśnie spłynęły pierwsze łzy. – Czy sama nie czułaś się tak samo, kiedy odkryłaś, że Scott cię zdradza?

Chrissy jęknęła bezgłośnie. O tak, odkąd tylko zobaczyła Camille wiedziała, że skończy się to źle. Jednak czy miała zostawić tę płaczącą dziewczynę samą sobie? Och, doskonale wiedziała jakie to uczucie zostać zdradzoną, jednak zdawała sobie sprawę, że jest trochę twardsza niż inne dziewczyny.

- Dobra, Pocahontas. Skończ się mazgaić. Ale dziewczyna, która weźmie się za Scottiego ma go równo upokorzyć i nauczyć Margie, że cudzych chłopaków się nie rusza. I na Latającego Potwora Spaghetti... odpuśćmy sobie sukienki...

Całe jestestwo Chrissy krzyczało, że to jeden z najgorszych pomysłów Shannon w jakim przyjdzie jej uczestniczyć, jednak chęć zemsty na byłym chłopaku korciła zdecydowanie za bardzo. A zemścić należało się chociażby za wzbudzenie niemałego zainteresowania oraz fakt, że musiała znosić masę tych ciekawskich spojrzeń i złośliwości Dylana. Wbrew sobie poczuła, że się rozkleja. Ostatecznie jedyne łzy jakie uroniła wynikały bardziej z wściekłości niż żalu, a z rana była bardziej zajęta szkołą, by o nim myśleć. Teraz tama pękła.

Sandy-Pocahontas po prostu ją przytuliła, a jej długie, ciemne włosy odcięły Chrissy od świata. Przyjacielskie poklepanie po plecach aby wzmogło łkanie.

- Scott jest po prostu dupkiem – wyszeptała przez łzy, zażenowana, że nie dała rady ich powstrzymać. Odsunęła dziewczynę od siebie i przyjrzała jej się.

Alexandra stanowczo nie była typową pięknością, ale długie ciemne włosy i śniada cera, przez które przyrównała ją do indiańskiej księżniczki, robiły wrażenie. Miała mocne, wyraziste spojrzenie oraz łagodne, niemal proste brwi. I pięknie zarysowane kości policzkowe. Jakim kretynem musiał być Gregory, skoro wolał ją zranić i obcałować jakieś tępe chearleaderki? Cóż, pewnie podobnym do Scotta. Przemknęło jej przez myśl.

- Może przyniosę więcej czekolady? – zaproponowała serdecznie Camille. – Nic nie leczy złamanego serca lepiej!

- Ani nic nie idzie szybciej w boczki – dodała z uśmiechem kolejna z dziewczyn, Cho Su, odgarniając ciemne włosy ze swoich skośnych oczu.

- A przy czekoladzie łatwiej planuje się zakupy.

Chrissy spojrzała na Sandy niczym zbity pies.

- Wybacz, Siss... – zwróciła się do niej skrótem, używanym dotychczas jedynie przez Shannon. – Sukienki są konieczne. Poza tym jesteś zgrabna, więc nie masz się czego wstydzić. Jeśli możesz zakupy odhaczymy jeszcze dzisiaj. W Carry mają wyprzedaże...

- A co z pieniędzmi? – zapytała spokojnie.

Sandy roześmiała się.

- To nasze najmniejsze zmartwienie. Wiesz, moi rodzice nie zarabiają źle, poza tym z chęcią pomogą mi się zemścić na Gregorym. Mama nigdy go nie lubiła...

Chrissy zamrugała oczami w niedowierzaniu, jednak nie powiedziała ani słowa. Cała historia Klubu Byłych była wystarczająco zakręcona i bez podrywania cudzych chłopaków oraz matki, która nie skąpi pieniędzy, byle zemścić się na niedoszłym zięciu.

Poniedziałku, zemszczę się... Wymamrotała w myślach Chrissy, pozwalając, by sześć dziewczyn dusiło ją w ramach wdzięczności.


Dylan, skarbie, nie pozwalaj sobie...

Biedna Chrissy. Myślicie, że Dylan miał umyte zęby zanim naruszył jej przestrzeń osobistą? Ja bym taka pewna nie była :D

Piszcie co myślicie, czego chcecie, itepe, itede :D Tutaj nie mam planu, a nawet gdybym miała, węże by go pożarły. A w mediach Camille :)


Optymistyczna I Nażarta Karpatką Z Wochlandu,

Blanccca


P.S. Deszczu sprawdza w komentarzach ^^

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro