Początek, A Raczej Koniec

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Chrissy McKinnan nigdy nie przejmowała się swoim wyglądem - być może dlatego, że nie musiała tego robić. Od zgrabnych nóg aż po łagodne spojrzenie wielkich, czekoladowych oczu budziła swego rodzaju podziw. Eyeliner, zawsze tak dokładnie nałożony jedynie podkreślał głębię spojrzenia, stanowiąc doskonałą oprawę dla dużych oczu. Uwadze nie mogła ujść również zgrabna sylwetka ani gracja z jaką poruszała się dzięki lekcjom gimnastyki. Mimo to dzisiaj więcej eyelinera znalazło się na policzkach pod oczami niż wokół nich, a zazwyczaj splecione w idealny warkocz brązowe włosy pozostały w nieładzie, byle jak spięte w koczka.

Chrissy jeszcze raz cierpliwie odblokowała telefon i ponownie weszła do folderu z odebranymi wiadomościami, ale nie zmieniło to niczego i na samym szczycie dalej widziała imię Scotta. Mimo to ponownie weszła w wiadomość. Tym razem nie wytrzymała i wrzasnęła z wściekłością, po raz kolejny zalewając się łzami, a telefon poszybował łukiem i spadł na łóżko z hukiem większym niż powinien. Prawdopodobnie klapka znowu odpadła i telefon leżał w trzech częściach, ale dziewczyna zupełnie się tym nie przejmowała.

- Jak ten dupek śmiał?! – wrzasnęła do otaczającej ją pustki. – Jak śmiał?!

Po czterech latach związku trwającego jeszcze od gimnazjum zerwał z nią przez głupią wiadomość, w której jak to określił: ma już kogoś. Akurat o tym przekonała się sama, odwiedzając go jakąś godzinę temu. Chciała mu zrobić niespodziankę i wpadła z pizzą do jego domu. Spodziewała się zastać go ślęczącego nad notatkami, być może odpoczywającego nad serialem, ale na pewno nie półnagiego. A już na pewno nie spodziewała się zobaczyć rozwalonej na jego łóżku Margaret. Nie chciała żadnych wytłumaczeń i po prostu wyszła. Nie pobiegł za nią. Z resztą jak miał wyjść na ulicę w samej bieliźnie? Owszem, od jakiegoś czasu nie układało się między nimi zbyt dobrze, ale zrzuciła to na karb jego nerwów – w końcu przygotowywał się do A-levels i miał prawo być zestresowany. Wiedziała o tym wszystkim i starała się być tą wyrozumiałą . Jak widać zbyt wyrozumiałą – pomyślała z goryczą. Spojrzała nienawistnie na leżący w kawałkach telefon i niechętnie po niego sięgnęła. Jedyne na co się odważył to na wysłanie jej tej durnej wiadomości, nawet zadzwonienie przekraczało jego możliwości. I jeszcze te mdłe tłumaczenia! Że Margie go rozumie, bo też przygotowuje się do egzaminów. Że Margie mu pomaga i czas zapomnieć o dziecięcym zauroczeniu.

Margaret Willson. Dziewczyna z masą ciemnych loków i wiecznie zbyt ciemną szminką na ustach. Kujonka zapatrzona jedynie w książki. Jak widać nie tylko w książki. Chrissy parsknęła sama do siebie, próbując złożyć telefon w całość. Musiała komuś o tym powiedzieć, a komu mogłaby jeśli nie najlepszej przyjaciółce? Miała nadzieję, że Shannon jest w domu, pomimo pięknej pogody i ostatnich godzin leniwego niedzielnego popołudnia. I że ma ochotę zjeść co najmniej kubełek śmietankowych lodów obficie polanych nutellą. I tym razem zgodzi się na jej szalony plan, o którym ostatnio nie chciała nawet słyszeć. Teraz wszystko się zmieniło.

Zaklęła cicho, kiedy bateria nie chciała wskoczyć na miejsce i z trudem powstrzymała kolejną porcję łez, gotową rozmazać resztki kresek jeszcze bardziej. Z triumfem docisnęła klapkę telefonu i włączyła go. Irytująca muzyczka Lenovo jeszcze nigdy nie irytowała jej do tego stopnia.

- Szybciej – burknęła do telefonu. Zupełnie jakby mógł ja zrozumieć.

Zabębniła palcami o drewniane oparcie łóżka i ponownie spiorunowała wzrokiem urządzenie, które w końcu się włączyło, jakby rozumiało, że to ostatnia szansa, by ujść z życiem. Wyświetlacz rozbłysł kolorami układającymi się w twarz Scotta. Zignorowała to – wyświetlacz zmieni jak dodzwoni się do Shannon.

Mimo leniwego i ciepłego niedzielnego popołudnia głos przyjaciółki rozbrzmiał już po ledwie jednym sygnale połączenia.

- Shannon? Zmieniłam zdanie. Chcę dołączyć do Klubu Byłych.


Tak, jestem leniwa.

Tak, mam ochotę polecieć po schematach.

Tak, to będzie coś wzorowanego na moich ukochanych autorkach wattpadowych fanfików.

Tak, nie zabijajcie mnie. Jestem niewinna, tylko targają mną żądze

Także, spodziewajcie się przystojniaka, wrednej larwy i niekoniecznie oczekiwanych zwrotów akcji. Za wszystkie raki <w tym oczu> odpowiedzialności nie biorę - chcę się dobrze bawić. Mam nadzieję, że wy będziecie się bawić razem ze mną :)

Blancca

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro