2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ostatnia lekcja dobiegła końca. Wybiegliśmy jak szaleni. Byłam jedna z pierwszych osób, które wybiegły z sali. Do mnie dobiegł Bill, Eddie i Richie.

- Taki kościół dla żydów. Stan przejdzie tam test - zaczął Eddie.

- Jaki? - spytaliśmy jednocześnie z Billem.

- Odetną mu czubek fiuta - dodał Eddie, na co ja parsknęłam.

- Fu

- Wtedy nic nie zostanie - zakpił Richie, a wtedy doszedł do nas Stan.

- Hej Stan co r...robi się na B...b...barMicwie? - spytał Denbrough. - Podobno odcina się czubek fiuta...

- Mówiąc podobno ma on na myśli teorie chłopaków - wskazałam głową na Eddiego i Richiego.

- Rabin ściągnie ci gacie i zapyta tłum "Gdzież wołowina?!" - zaśmiał się, a ja westchnęłam równie kpiąco co on podczas swoich żartów.

- Na BarMicwie czytam torę i wygłaszam mowę i staję się mężczyzną.

- Są lepsiejsze sposoby - wzruszył nieco zawiedziony ramionami Tozier.

- Mówi się lepsze - poprawiłam go od niechcenia.

- A czy to ważne? - spytał, a ja wzruszyłam tylko ramionami, mówiąc:

- Ale najważniejsze, że będą wakacje. - powiedziałam.

- Tak, a więc co planujemy? - spytał Eddie.

- Wyprawy do naszej dżungli - zaczął żartować Richie. - Budowanie osad i branie czarnych niewolników...

- Japa Richie. Nie bądź rasistą. - odezwałam się.

- Nie jestem. Stwierdzam tylko fakt. Historii się nie zmieni. Tak samo jest z relacją naszą, a gangiem Bowersa. - dodał Tozier, akurat wtedy dostrzegliśmy jak wspomniany wcześniej klub gnębił jakiegoś malucha. Przyspieszyliśmy, ale przez chwilę miałam wrażenie, że Henry na mnie spojrzał. Bałam się go jak każdy, ale nie zamierzałam się tym przejmować. Reszta grupy najwyraźniej też, bo nikt się w tym temacie nie odezwał.

Wyszliśmy przed budynek szkoły. Przed szkołą było dużo uczniów. Podeszliśmy do śmietników i wyrzuciliśmy tam podręczniki jak co roku.

- Wspaniałe uczucie - odetchnął Stan, a my razem z nim.

- To o której będziecie mogli wyjść? - spytałam. Wszyscy wiedzieli, że ja że względu na pijaństwo rodziców, nie wracam jeszcze do domu.

- Pewnie jak wrócę do domu to będzie obiad i dopiero wtedy będę miał spokój. - odpowiedział Richie, poprawiając okulary.

- J..j..ja pe..pewnie też - dodał Bill, a Eddie i Stan potwierdzili to kiwnęciem głową.

- Ale tak czy siak zaczynam moje szkolenie. Na ulicznego wojownika - uśmiechnął się dumnie Tozier.

- Spędzisz całe lato w salonie gier? - spytał Eddie.

- W twojej matce jest nudno - podniósł rękę w geście kciuka w dół, na co od razu Stan złapał jego rękę i odrzucił. Ja tylko wywróciłam oczami, a Uris spytał:

- To w końcu kamieniołom?

- A n....nie l...lasek? - odparł Bill, a my wszyscy się z nim zgodziliśmy.

- Racja

Zatrzymaliśmy się.

- Mama Betty Ripson. - odezwał się Eddie, a my od razu wiedzieliśmy, że chodzi mu o kobietę stojącą z policją.

- Kiedyś pożyczyłam jej kartkę na teście. - odezwałam się - w sensie Betty, nie jej mamie.
Richie parsknął, a Eddie kontynuował.

- Nadal czeka na córkę?

- Nie wiem, sądzi, że od tygodni ukrywa się w szkole.

- Kto by się tu ukrywał - parsknął Richie.

- Znajdą ją? - zapytałam reszty.

- Jasne, w rowie zjedzoną przez robaki i śmierdzącą - zakpił Tozier.

- Zamknij się - westchnął Kaspbrak. - To obrzydliwe

- Nie zginęła tylko zaginęła - poprawił go Bill.

- Właśnie - dodałam.

- Racja Bill - zgodził się cicho okularnik, a po chwili zmienił temat - Lasek to dobry pomysł, któż nie lubi się taplać w błocie.

Ruszyliśmy, a wtedy ja poczułam pociągnięcie do tyłu. Przewróciłam się na Stana i Richie, którzy za mną stali. Dopiero wtedy dostrzegłam, że osobą, która mnie pociągnęła był Bowers. Zabrał żydowską czapkę Stanowi i rzucił ją w okno autobusu, który obok przejeżdżał. Gdy wstałam, poczułam kolejne popchnięcie tym razem od Patricka Hockstettera. Odskoczyłam, bo szczerze jego bałam się najbardziej. Był przerażający i psychopatyczny. Podobno kiedyś zamknął jakiegoś zaginionego psa w lodówce na wysypisku i go tam torturował.

Stanęłam koło Eddiego i Billa i to było w sumie jedyne bezpieczne.

- Wa...w..wal s.. s.. się B..B..Bowers! - warknał Bill.

Henry się wtedy do niego odwrócił i zapytał złośliwie:

- C..coś m..m..mówiłeś B..B..B..Billy?

Cała grupa Bowersa zaczęła się śmiać, a ja postanowiłam wykorzystać pewien fakt.

- Dzięki braciakowi, w tym roku ci się upiekło, ale koniec sielanki.. - dodał, a wtedy ja się odezwałam:

- Odczep się od nas - warknęłam, a on powiedział.

- Teraz jesteś taka odważna, a ostatnio leżałaś i płakałaś. - zaczął się śmiać, a ja się złośliwie uśmiechnęłam i zmrużyłam oczy.

- Ty też będziesz płakać, jak zaraz podejdzie tu twój ojciec. - odparłam uradowana. Od razu osiągnęłam zamierzony cel w postaci lekkiego przerażenia na twarzy nastolatka. Jego ojciec był z policji i właśnie tam stał za nami.

- Waszą spedaloną paczke czeka bolesne lato - warknął na odchodne.

Ponownie na mnie spojrzał i oblizał rękę, wycierając ją o mnie. Gdy odszedł, wzdrygnełam się i wytarłam twarz.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro