4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W najbliższych minutach reszta dowiedziała się tego co ja widziałam w lśnieniu. Bena zaatakował gang Bowersa, na wzgląd tego, że ten był nowy w szkole. W Derry. Postanowiliśmy mu pomóc mimo, że Eddie uważał, że trochę to przesada. Wszyscy go zignorowali, choć widziałam, że każdy z chłopaków obawia się konsekwencji pomocy Hanscomowi. Ja w sumie też się tego bałam.

Dlatego też pojechaliśmy rowerami do apteki. Każdy był na swoim rowerze, a Ben, który go nie miał przy sobie skończył na rowerze z Billem. Po drodze nie spotkaliśmy żadnych kłopotów co było nam na rękę. Podjechaliśmy pod budynek i zaparkowaliśmy w zaułku. Eddie cały czas narzekał, co po jakimś czasie każdy zaczął ignorować. Pierwsza dojechałam, dlatego pomogłam Billowi posadził Bena na skrzynce. W tym czasie reszta odstawiła rowery, a Bill ogłosił, że Richie ma zostać z rannym. Nie dyskutował.

Reszta wbiegła do sklepu. Eddie, który bywał tam najczęściej od razu wiedział, gdzie znajdowały się bandaże, dlatego po prostu za nim szliśmy. To on wybrał wszystkie potrzebne rzeczy, a w tym czasie Stan zaczął przygotowywać pieniądze na te wydatki.

- Stać nas? - spytał go Bill, a Stanley mu odpowiedział:

- Więcej nie mamy - pokazał mu parę zwiniętych banknotów.

- Żart? - parsknął Eddie. Wtedy ja westchnęłam.

- Ja mogę się trochę jeszcze dołożyć... - zaczęłam grzebać sobie po kieszeniach moich spodni, ale chłopaki mnie powstrzymali, wiedząc, że były to pieniądze na ubrania, jedzenie i inne potrzebne rzeczy dla mnie.

- Nie. Zdecydowanie nie. - odpowiedział Stan.

- Ale serio, parę dolców mniej nic mi nie zrobi - odpowiedziałam cicho.

- N-nie, Lou. Są rzeczy w-w-ważne i w-w-ważniejsze - dodał Bill, po czym zwrócił się do Eddiego - Mógłbyś kupić na krechę... - ten jednak zaczął kręcić głową mówiąc:

- Jeśli mama się dowie co kupiłem, kolejny weekend spędzę na ostrym dyżurze - westchnął, na co wszyscy przycichli, zastanawiając się co dalej. Wtedy zza rogu wyszła Beverly, trzymając jakąś paczkę. Gdy ją dostrzegłam, pomachałam jej lekko, ale od razu dostrzegłam, że była wpierw lekko przestraszona. Znałam ją od kilku lat, więc wiedziałam niekiedy po jej twarzy, że coś było na rzeczy. Przez głowę przeleciało mi pewne imię. GRETA.

Gdy tylko chłopaki też na nią spojrzeli, ona schowała pakunek za siebie. Wszyscy jeszcze bardziej przycichli. Eddiemu wypadło pudełko plastrów, a w tym czasie Bev dostrzegając mi uśmiechnęła się lekko też machając.

- Wszystko gra? - spytałam tak czy siak.

- Tak - odpowiedziała, a ja dostrzegłam, że za nią wychodziła ze klepu Greta. Dziewczyna, która ją często gnębiła jak Bowers. Mnie też zaczepiała, więc od razu wiedziałam skąd ten nie pokój znalazł się na twarzy dziewczyny. Na szczęście Greta wyszła z apteki, wtedy Bev spytała nas - A u was?

- Też - odpowiedzieli chłopaki, a ja postanowiłam, jednak powiedzieć prawdę mojej bliższej znajomej:

- Pewien dzieciak mocno oberwał - szepnęłam - Chcemy kupić jakieś leki, ale brakuje nam pieniędzy.

Ona pokiwałam głową, po czym podeszła, mówiąc:

- Spoko, dajcie mi chwilę. - uśmiechnęła się, a ja odwzajemniłam jej uśmiech, wiedząc co się kroi. Bev przeszła koło nas do kasy, po czym zaczęła podrywać sprzedawcę. Pokręciłam głową lekko, uśmiechając się lekko widząc naiwność mężczyzny.

- Co ona robi? - spytał Stan.

- Cii... - szepnęłam. - Udawajcie, że czegoś szukacie. - chłopaki spojrzeli na mnie zdziwieni, jednak zaczęli udawać. W tym czasie Marsh poprosiła sprzedawcę o okulary, a ja dostrzegłam na twarzy Billa lekką.. zazdrość? Dziwne, widocznie kolejny się zakochał. Westchnęłam, czekając. Gdy Bev wywaliła pudełko na ladzie, a sprzedawca zaczął sprzątać szkodę, spojrzała na nas porozumiewawczo. - Wychodzimy.

Chłopaki od razu zrozumieli o co nam chodziło, dlatego ruszyli szybkim krokiem do drzwi, jednak narobili przy tym takiego hałasu, że dziwię się, że nam się udała ta kradzież. Przy drzwiach wychodząc ostatnia, spojrzałam jeszcze na Bev, która uśmiechnęła się, a ja tylko kiwnęłam do niej głową w formie podziękowania. Ona o tym wiedziała, dlatego też kiwnęła do mnie głową, po czym wyszłam.

Chłopaki już doszli do Bena i Richiego, a Eddie zaczął opatrywać ranę tego pierwszego. Rich w tym czasie to komentował:

- Zssij ranę - powiedział do Edsa, a ten tylko odwarknął:

- Muszę się skupić.

- Przyniesieść ci coś? - spytał Tozier.

- Okulary do czytania. Są w drugiej nerce - poinstruował go Kaspbrak.

- Po co ci dwie? - spytał Rich, a ja wtedy dostrzegłam, że Bill się od nas oddalił. Podążyłam za nim i zobaczyłam jak rozmawia z Bev. Gdy podeszłam bliżej, dziewczyna mnie dostrzegła.

- Hej, Lou - zaczęła.

- Hej, Bev. Wielkie dzięki. - powiedziałam, a ona tylko mi pokazała paczkę papierosów, mrugając do mnie. Czyli także były ukradzione.

- Luzik, i tak zrobiłaś dla mnie dużo więcej - odpowiedziała, a ja dobrze wiedziałam, że mówi o wielu sytuacjach gdzie nawzajem się wyratowywałyśmy.

- Tak samo jak i ty - uśmiechnęłam się. Czułam na sobie pytający wzrok Billa, jednak go zignorowałam. W tym czasie dziewczyna dostrzegła Bena i resztę chłopaków.

- Ben z WoSu? - spytała, idąc w stronę chłopaków. Czyli się znali, pomyślałam. - Kiepsko to wygląda - skomentowała ranę Hanscoma.

- Nie, tylko się przewróciłem - odpowiedział wymijająco, a ja dostrzegłam, że Bev ma kolejnego adoratora.

- Na Henrego - parsknął Richie.

- J-japa Richie - warknął Bill.

- Czemu? To prawda - odpowiedział ten w obronie.

Wtedy Bev zmieniła temat:

- Na pewno kupili co trzeba? - zwróciła się do rannego. Na twarzy Billa znowu pojawiła się zazdrość, za to u Bena ukrywana ogromna radość. Ukazał jedynie lekki uśmiech, ale ja od razu dostrzegłam, że będzie ciężko między nimi.

- Z- zajmiemy się nim - powiedział Bill, uśmiechając się do dziewczyny - Dzięki, Beverly.

- Jasne, do zobaczyska - pożegnała się z nami, a do mnie jeszcze specjalnie zamachała, co odwzajemniłam. Jednak Bill złapał ją po drodze, mówiąc:

- Jutro w-wy-wybieramy się do kamieniołomu. M-możesz przyjść, jeśli chcesz - uśmiechnął się, a my z chłopakami wymieniliśmy porozumiewawcze spojrzenia. Nawet ślepy wiedział już co było na rzeczy.

- Fajnie, dzięki. - odpowiedziała, po czym jeszcze raz się pożegnała i ruszyła przed siebie.

- Po co wspomniałeś o Henrym? - zaczął Stanley, ale Eddie obrócił sprawę słowami:

- Wiecie co robiła?

- Co? - spytał Ben.

- Raczej komu - powiedział Richie, spojrzał na Eddiego, lecz spotkał się z dezaprobatą ze strony chłopaka. - Lista jest dłuższa, niż mój kaban - pomasował się po rozporku, a Stanley westchnął:

- Czyli krótka.

- To tylko plotki - powiedział Bill.

- Tak. Znam Bev od lat i to jasne, że to kłamstwa... - powiedziałam.

- Skąd znasz B-beverly? - spytał Bill.

- Ze szkoły. Wpadłyśmy kiedyś na siebie i teraz się znamy - odpowiedziałam zgodnie z prawdą, choć wymijająco. Dostrzegliśmy za to, że Ben nie wie o czym mówimy, dlatego Richie pochylił się do niego, mówiąc:

- Bill pocałował ją w trzeciej klasie - każdy spojrzał na Billa z uśmiechem (oprócz lekko zazdrosnego Bena), a ten to lekko odwzajemnił. - Na scenie. Takiej namiętności nie sposób udawać. A teraz moi kamraci pomóżmy jego mościowi - po raz kolejny zaczął mówić udawanym głosem jednej ze swoich postaci - Medyku, - zwrócił się do Edsa - Połataj go!

- Zamknij ryj, wiem co robię - odwarknął astmatyk.

Znowu zaczęli dyskutować, jednak ja tego nie słuchałam, bo zobaczyłam coś przerażającego. Zamarłam. Gdy Stan pochylił się by pomóc Eddiemu, ja zobaczyłam na graffiti Tego. Nie było go tam wcześniej. Mrugnął do mnie, ale nic nie zrobił więcej. Jednak ja dobrze wiedziałam, że on mi daje znak. Że tu jest. Że nas obserwuje. Że nas w końcu dopadnie.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro