👑Cedric👑

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dedykowane Tail90, która stworzyła postacie Cedrica, Eillen i Jahtera oraz sama jest wielką (pewnie nie zdaje sobie nawet sprawy jak bardzo) inspiracją dla młodych autorów ♡

***

Od śmierci rodziców minęły dwa tygodnie. Dwa męczące i ciężkie tygodnie. Dwa tygodnie nieprzerwanego żalu i walki.

Niby wojna skończyła się te dwa tygodnie temu. Niby okres tyranii skończył się te dwa tygodnie temu. Niby ciemnie wieki skończyły się te dwa tygodnie temu.

Ale nie dla mnie.

Słońce znów świeciło nad Amaratem, ale w mojej duszy panuje nieprzerwanie głęboki mrok.

Może to po prostu klątwa? Niby jej już nie ma, niby ostatnia rugla nie żyje, niby czasy uroków się skończyły. Ale ja czuję się przeklęty.

W ostatnim czasie prawie wcale nie miałem czasu dla siebie. Nie dane mi było pobyć choć chwilę samemu. No i wciąż miałem jakieś zajęcie. Odbudowanie państwa po tych wszystkich katastrofach i zamieszkach nimi spowodowanych to nie bułka z masłem. Pozostawało mi zatem niewiele czasu na myślenie. A jednak z tyłu mojej głowy wciąż pałętał się co i raz powracający niepokój.

Zostałem sam.

Odprawiłem wszystkich. Dosłownie wszystkich. Chociaż te pięć minut przed koronacją chciałbym spędzić samotnie. Później pewnie już będzie niewiele okazji, by zaznać spokoju - a przynajmniej nieprędko.

Zostałem sam.

Matka była martwa, ojciec był martwy, Eillen... Nie mam pojęcia. Nie zostałem powiadomiony, by jej się coś miało stać. Prawdopodobnie jest szczęśliwa z tym swoim Jahterem. Byłem pięć dni temu na ich weselu i więcej nie zamierzam im wchodzić w drogę.

Była to piękna ceremonia. Przy wspaniałym, leśnym ołtarzu, ze świadkami w postaci Szeptów i zwierząt leśnych, państwo młodzi złożyli sobie nawzajem śluby dozgonnej miłości. Sam obrządek można było uznać conajmniej za urzekający, ale tym, co nadawało mu prawdziwego piękna, była Eillen. Tak, ona była naprawdę piękna. Może jej twarz pozostawała oszpecona, może ona sama nie poruszała się tak zgrabnie jak kiedyś... Ale jej oczy mogłyby oświetlać niebo zamiast gwiazd.

Tuż przed uroczystością, chciałem pójść do Eillen i wycofać wszystko, co wcześniej jej powiedziałem. Chciałem się przyznać, że skłamałem. Chciałem się przyznać, że naprawdę to ona zawsze będzie moją Najpiękniejszą...

Ale nie zrobiłem tego.

I dobrze. Tak być powinno. Ona kocha swego drwala. Widać to w jej twarzy. To jego szukają jej oczy, nie mnie, to jego woła jej melodyjny głos, nie mnie, to on odcisnął pieczęć na jej niewinnych ustach, nie ja.

Tylko że... W moim sercu, od kiedy sobie uświadomiłem tę prawdę, od kiedy z tego powodu skłamałem i odepchnąłem ją od siebie dla jej szczęścia, od tego właśnie czasu w moim sercu jest coś jakby... Jakby... Ropiejąca rana. Czuję, że nie tylko jest w nim jakaś dziura, ale że jest też trucizna, która się z niego wylewa i zatruwa mój umysł i moje ciało.

Czy to klątwa?

Czy ja też nie potrafię kochać?

Czy jestem jak mój ojciec?

Czy w takim razie też nie powinienem...

Otwieram drzwi balkonu i wychodzę na zewnątrz. Widać stąd królewski ogród. Jest teraz pięknie ustrojony, gdyż ma ugościć lud, podczas koronacji. Zebrało już się trochę ludzi. Nikt mnie nie widzi, wszyscy są zajęci sobą, myśląc, że zmierzam ku Sali Królewskiej na koronację. Sunę mętnym wzrokiem po ich twarzach. Wstrzymuję oddech. Ona tam stoi. Chyba wraz z mężem dyskutują, czy wejść do środka czy nie. Ludzie patrzą się na nią z odrazą. Och, ja to bym ich... Oddycham głęboko i zamykam oczy.

Ojciec we mnie wierzył.

Chciał, bym stał się lepszym człowiekiem.

Przekazał mi władzę, bym był godnym królem.

Zaufał mi.

Ale ja...

Nie ufam sobie.

Słyszę jakąś kobietę mówiącą:

- Nie cieszyłabym się tak, złociutka. Ludzie mówią, że spalona osada została zniszczona z winy księcia. I sądzę, że to prawda, bo czy nasz dobry, stary król mógłby zrobić coś tak paskudnego? Jego oblicze na pomnikach jest pełne takiej łagodności...

Obracam się i już chcę wrócić do mej komnaty, gdy w drzwiach staję wprost naprzeciwko Lustra. Zapomniałem, że ono tu stoi. Właściwie, dotąd po prostu nie przejmowałem się nim zbytnio. Nie mogło mi już przecież nic zrobić. Było martwe.

Jednak w tej chwili coś w blasku, jaki odbija tafla, paraliżuje mnie i napawa lękiem. Moje odbicie uśmiecha się do mnie szyderczo. Krew odpływa mi z twarzy. Czuję w palcach okropny chłód.

- Myślałeś, że się mnie pozbyłeś, książę? - pyta Lustro, śmiejąc się szaleńczo.

- To... To niemożliwe... - wyjąkuję. - Urok... Urok prysł...

Moje odbicie przekrzywia głowę.

- Czyżby, drogi książę? - pyta, krzyżując ręce na piersiach. - Czyżby? Myślisz, że piętno, które klątwa odciskała na tobie od najwcześniejszego dzieciństwa, uda się tak łatwo usunąć z ciebie? Naprawdę sądzisz, że jesteś wolny?

Odbicie nachyla się w moją stronę. Robię krok w tył.

- Nie, drogie książątko - mówi z szyderstwem w głosie. - Zrozum raz na zawsze, że jesteś nikim. Nigdy nie byłeś następcą tronu nigdy nie byłeś prawdziwym księciem, nigdy nie byłeś kochanym synem czy mężem. Jesteś jedynie latoroślą swego ojca, bez tytułu, bezimienną... Potrafisz tylko go naśladować lub odwracać jego zachowania, nic innego. Jesteś nikim, Cedricu, nikim. I dlatego nie zostaniesz też królem. Ktoś, kto się nikim urodził, nikim umiera.

W moich uszach huczą nagle famfary. Na dworze poczynają grać bębny. To znaczy, że powinieniem już być w sali koronacyjnej.

Ale ja...

Ja nie mogę tam iść.

Lud, myśląc, że zaraz im się ukażę na dole w koronie, poczyna wiwatować. Czuję za plecami barierkę. Słyszę z wnętrza pokoju dźwięk próby otwarcia drzwi, które zamknąłem na klucz i krzyki wołającego mnie Firegala. Za sobą słyszę okrzyki i śpiewy wychwalające me przymioty. Gdzieś w tym tłumie przebija się i jej melodyjny głos.

Zamykając oczy, przechylam się do tyłu i czuję, jak spadam głową w dół. Powietrze świszczy mi w uszach. Powoli wypuszczam z siebie powietrze. Z każdą sekundą ucieka ze mnie życie. Albo to ja uciekam coraz dalej życiu.

Nagły huk przerywa wszystko.

Tak odszedł książę Cedric. W burzy oklasków i przy akompaniamencie jednego krzyku przerażenia.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro