Rozdział 35 Normalnie nienormalni...

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

 Pov.Scorpius

- Bombarda* - krzyknąłem rzucając zaklęcie.

Wybuch rozwalił kilku sługusów Caterine. Czarownica nie czekała długo z zaatakowaniem. Dosłownie kiedy bariera opadła jej wysłannicy ruszyli w naszym kierunku. Nie wiem ile mogło ich być, ale pewne było to że znacznie lepiej się czułem kiedy Scar nie było obok. Faktycznie Blake miał rację i niestety finalnie ból najmocniej odczuwała młoda Dragon. Sam jednak odczuwałem tylko nieprzyjemne poczucie pieczenia niczym po oberwaniu pokrzywami w miejscu blizny mojej ukochanej.

Catarina niemal natychmiast chciała ruszyć śladem zza Scarlett, jednak Evelyn oraz profesor Blake pokrzyżowali jej plany. Podczas gdy uczniowie Merlina toczyli walkę między sobą mi oraz moim towarzyszom pozostało eliminowanie wysłanników wiedźmy.

- Rozwaliłam 30! - powiedziała zadowolona Angel, na co przekręciłem z rozbawieniem oczami rozwalając kolejnego z żołnierzy wroga.

- To nie powinna być rywalizacja! - krzyknął Kriss ubijając żołnierza, który próbował zaatakować od tyłu młodszą gryfonkę.

- Masz rację, młody człowieku. - powiedział Hagrid pomagając podnieść się McGonagall, jednak niemal natychmiast dodając.

- Ale ja mam 45!

- Tato! - jęknęła z rozbawieniem Sasha, na co Kriss omal nie zaliczył upadku na wielkie kamienie.

W sumie to nawet nie zdziwiła mnie jego reakcja. Ja sam, podobnie jak Angel przez krótką chwilę nie dowierzaliśmy słowom gryfonki. Jednak nie otrzymując żadnego sygnału informującego nas że to żart zmuszeni przez okoliczności powróciliśmy do walki z wrogiem.

- 47, Hagridzie! - krzyknęła zadowolona dyrektorka, a ja stłumiłem śmiech.

Walczyliśmy z wrogiem krzycząc co chwilę liczbie swoich ofiar. Trochę dziecinnie, ale chyba w tamtym momencie potrzebowaliśmy tego.

Niespodziewanie usłyszeliśmy wrzask. Mocny, głośny, schrypły krzyk brzmiący jakby obdzierano kogoś z skóry. Wszyscy nawet ludzie Catariny spojrzeli w stronę dźwięku. Czarownica z krwawymi oczami niczym anioł śmierci wzbiła się w powietrze, po czym rzuciła wielką białą kulę. Nikt nie był w stanie uciec ani zmienić toru uderzenia. Ujrzałem biel, a potem wszystko było stłumione.

~ ~ ~ ~ ~

- Scorpius! Wstawaj! Szybko! - głos Angel wybudził mnie z transu chociaż słyszałem ją trochę przytłumioną.

Otworzyłem oczy i dostrzegłem pochylającą się nade mną gryfonkę w towarzystwie ojca Albus'a i dyrektor McGonagall. Ostrożnie podniosłem się na równe nogi rozglądając chaotycznie wokoło.

Niektórzy słudzy Caterine byli martwi inni podobnie jak nasi ludzie wybudzali się z szoku. Widziałem jak Sasha pomaga podnieść się Kriss'owi, a niedaleko nas leżała nieprzytomna ciotka mojej ukochanej.

Sam profesor eliksirów ledwie stał na nogach, ale dalej próbował walczyć z zabójczynią Merlina.

- Scorpius! Słuchaj! - krzyknął pan Potter, natychmiast dodając.

- Zabierajcie się stąd i znajdźcie Scarlett. Słyszysz, idźcie do Scarlett!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro