2. Wasze pierwsze (i, o zgrozo, niejedyne) spotkanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

📘 Izuki Shun 📘

Siedziałaś spokojnie w klasie, z głową podpartą na dłoni, rozwiązując zadania matematyczne, podczas gdy reszta szalała po korytarzu. Czas w twojej głowie ani nie biegł szybko, ani jakoś szczególnie nie zwalniał - po prostu jak zawsze ci się nudziło.

Minimalne podniosłaś wzrok, gdy do środka zaczęli wchodzić jeden po drugim jacyś chłopacy. Mimo że siedziałaś tuż obok drzwi, wydawało ci się, że żaden nie zwrócił na ciebie uwagi. Rozpoznałaś połowę z nich - oczywiscie tych, którzy chodzili z tobą do klasy - Teppeia, Koganeia, Mitobe, Hyuugę i tego, który wreszcie zatrzymał się między tobą a drzwiami - Izukiego.

Chłopak uśmiechał się zagadkowo, na co starałaś się nie zwracać uwagi. Ten jednak nie odpuszczał.

- Wiesz, organizujemy tak jakby tajną naradę - oświadczył z uśmiechem.

- Bardzo tajna, skoro mi o niej mówisz - mruknęłaś, powstrzymując się od zrobienia kwaśnej miny, ale tamten kontynuował.

- Czy mogłabyś wyjść za mnie?

Tym razem nie udało ci się kontrolować swojej reakcji. Spojrzałaś na niego z miną idiotki, dopiero po chwili orientując się, że Izuki skłonił się przed tobą lekko, wskazując drzwi, które miał za plecami.

- Damare, Izuki! - krzyknął na niego Hyuuga, posyłając mu groźne spojrzenie. - Nie mogłeś normalnie powiedzieć, żeby zostawiła nas samych? - upominał kolegę, kiedy ty pakowałaś swoje rzeczy do torby.

Wstałaś i wyszłaś, nie oglądając się za siebie. Mimo wszystko pod twoim nosem jeszcze przez chwilę gościł mały uśmieszek.

💤Aomine Daiki💤

- Dzisiaj chciałbym was uprzedzić, że czeka nas specjalny trening - oznajmił kapitan drużyny Too.

Wiedziałaś, że na jego twarzy pojawił się ten typowy, lekko sadystyczny uśmieszek. Chłopak nigdy nie mógł go sobie darować.

- A co to? - zapytał jakby-zdziwiony. - Znowu nie ma Aomine?

- Sumimasen! Sumimasen! - Jeden z chłopaków zaczął panicznie przepraszać.
Przytkałaś usta dłonią, żeby powstrzymać śmiech.

"Braciszek jednak nie żartował" - pomyślałaś, wracając myślami do chwili, kiedy wspominał ci o swojej drużynie.
Mimo wszystko czekałaś spokojnie w ukryciu, tak jak ustalaliście.

- Siemka... - Usłyszałaś kolejny głos, który zabrzmiał, jakby jego właściciel miał maca, albo dopiero co się obudził.

Powietrze rozbrzmiało ciężkimi krokami stawianymi przez Aomine, którego powitał agresywny ryk sporego blondyna, chyba Wakamatsu, jeśli dobrze zapamiętałaś.

- Przestań się tak ekscytować - warknął Aomine, łapiąc się za głowę. - I tak wpadłam tylko, bo zostawiłem komórkę.

- W takim razie... - mimo olewackiego nastawienia asa Imayoshi nadal nie tracił spokoju. - Zanim od nas odejdziesz, chciałbym wam kogoś przedstawić. Pokaz im się! - To był znak. Dla ciebie!

Gdy niczego nieświadomi sportowcy zaczęli rozglądać się na boki, ty zeskoczyłaś na nich prosto z góry - a mianowicie zsunęłaś się po kotarze.
Normalnie akcja na tej wysokości byłaby niebezpieczna, ale zawodowo wyhamowałaś na granatowowłosym mięśniaku, który nie był na tyle silny, żeby nie wyłożyć się plackiem na podłodze.

- I właśnie dlatego zwykle nie przychodzę na trening... - jęknął, posyłając kapitanowi mordercze spojrzenie.

🐢 Midorima Shintaro 🐢

Nie mogłaś w to uwierzyć! To dopiero twój pierwszy dzień w szkole, a już miałaś pierwszego znajomego! Chwila, tylko jak on się nazywał...?

"Rany... strasznie to wszystko stresujące - myślałaś, gorączkowo próbując przypomnieć sobie imię czarnowłosego chłopaka, opowiadającego ci właśnie o twojej nowej klasie. - Ale nie ma tego złego! Minęło dwadzieścia pięć minut, a ja się nie wywróciłam, nikogo niczym nie oblałam. Nawet lampa nie spadła nikomu na głowę! - cieszyłaś się, wesoło majtając nogami. - Hmm... siedzenie na ławce jest całkiem wygodne!".

Twoje myśli oraz nawijka Kazunariego (No właśnie - to tak się nazywał!) zaabsorbowały cię tak bardzo, że w ogóle nie przyuważyłaś pewnego zielonowłosego delikwenta, który zaszedł cię od tyłu.

Nagle za twoimi plecami rozległ się lekki podniesiony głos:

- Takao!

Nie wiesz, co, jak ani kiedy to się stało, ale ławka, na której siedziałaś, po prostu nagle przechyliła się do przodu. Pierwsza poleciałaś ty. Spadłaś na siedzącego przed tobą Takao, który poleciał razem z krzesłem, a na was z impetem wywróciła się twoja ławka...

To znaczy wywróciłaby się, gdyby okularnik za tobą jej nie przytrzymał.

Temat lekcji również niezbyt ci sprzyjał: "Grawitacja i spadanie". Takao, obok którego siedziałaś, od razu wybuchnął śmiechem.

Jedynym ciekawym przerywnikiem tej udręki, zwanej fizyką, był moment, w którym wasz wychowawca stwierdził, że przydałby się ktoś, kto przez kilka dni będzie twoim szkolnym mentorem.
Mimo że Takao bardzo palił się do tej roboty, poprosiłaś o asystę twojego zielonowłosego bohatera. W końcu wypadałoby mu kiedyś podziękować, prawda?

📸 Kise Ryota 📸

- Cel namierzony - orzekłaś sama do siebie.

Chciałaś wyobrazić sobie, że mówisz to przez krótkofalówkę do wspólnika o tajnniackim kryptonimie, ale niestety byłaś jedynym członkiem krucjaty przeciw znanemu, nastoletniemu modelowi - Kise Ryocie.

- Spokojnie, jeszcze uwolnię was spod jego wpływu - mruknęłaś do tych wszystkich fanek, które przybyły pod drzwi miejsca pracy tego zuchwałego blondyna, czekając aż wyjdzie.

Co prawda ty robiłaś dokładnie to samo, tyle że w ukryciu, ale z zupełnie innego powodu!

Przeszedł cię dreszcz, gdy drzwi studia zdjęciowego drgnęły. Zacisnęłaś dłoń na skrzętnie przygotowanym sprzęcie.
Już niedługo otworzysz im oczy...

- Spokojnie, nie wszystkie naraz! - Kise uspokajał napierający na niego tłum. - Poza tym nieźle spociłem się na tej sesji. Nie chciałybyście tego poczuć...

Ale zapatrzone w niego fanki nie słuchały.

Zmarszczyłaś czoło. Już czas. Z tego miejsca nikt nie mógł cię zobaczyć.
Wzięłaś do ręku linę z hakiem i rzuciłaś nią tak, że końcówka zaczepiła się o wieżyczkę naprzeciwległego budynku. Następnie przymocowany do liny ręcznie namalowany transparent opuścił się, obwieszczając światu wszem i wobec: NIE DAJCIE SIĘ ZWIEŚĆ! KISE RYOTA - NAJWIĘKSZY MANIPULATOR MŁODEGO POKOLENIA.

Mina modela zrzedła dosłownie z sekundy na sekundy na sekundę, a krąg dziewczyn zamilkł w osłupieniu.

- WOLNOŚĆ! - krzyknęłaś jeszcze na pożegnanie, po czym uciekłaś z miejsca zdarzenia.

🦅 Takao Kazunari 🦅

Twoi przyjaciele z sąsiedniej szkoły byli koszykarzami - tylko dlatego interesował cię ten sport. A jeszcze bardziej zainteresował cię pewien zakład - zapłacą ci, jeżeli tylko zdobędziesz jakieś przydatne informacje o ich przeciwnikach, jakimi na przyszłych zawodach miała być szkoła Shutoku... do której nawiasem mówiąc chodziłaś. Od razu się więc zgodziłaś.

- No dobra - mruknęłaś do siebie, poprawiając swoje [kolor] okulary. - Trzeba by zacząć od pojawiania się na ich treningach. A żeby to zrobić, najpierw musisz się do kogoś zbliżyć.

Kiedy plan był już opracowany, każdą przerwę poświęcałaś na odnalezienie kogoś ze słynnego pierwszego składu. W końcu ci się udało.

- Zamknij się, Takao - westchnął Midorima. Wkrótce miałaś się przekonać, że to jego typowa śpiewka.

- Nie denerwuj się tak, Shin-chan! - zaśmiał się rozgrywający Shutoku, opierając się o szafkę. - Ja tylko mówię, że jeżeli nie chcesz mnie widzieć, to po prostu musisz zdjąć okulary!

Dobiłaś się, słysząc żart płaski jak deska klozetowa. Czy ty naprawdę będziesz musiała się z nim użerać?
Drugą opcją pozostawał Midorima, ale zbliżenie się do niego leżało tuż obok znalezienia garnka ze złotem na końcu tęczy.

- Oi! Mam rację, prawda? - zapytał dumny z siebie, kładąc ci rękę na ramieniu, gdy "przypadkowo" przechodziłaś obok.

W pierwszej chwili wzdrygnęłaś się, ale zaraz oprzytomniałaś.

- Wiesz... okularnicy trzymają się razem, więc może lepiej nie będę się odzywać - odparłaś z przepraszającym uśmiechem.

Midorima prychnął za twoimi plecami, pozostawiając was samych. Takao pokręcił tylko głową.

- Jeszcze was kiedyś naprawię...

- [Imię] - przedstawiłaś się, w razie gdyby nie zapytał o twoje personalia.

- Takao Kazunari. Yoroshiku ne!

💢Yukio Kasamatsu💢

Szłaś korytarzem, nerowowo przełykając ślinę i układając w głowie kwestię, którą powiesz.

Twoja przyjaciółka wiedziała, że jesteś chorobliwie nieśmiała, dlatego kiedy siłownia okazała się zamknięta, specjalnie wysłała cię do waszego wuefisty po klucze, żeby - jak to mawiała - pomóc ci się wyleczyć.

Ale jakoś nie czułaś, żeby ta terapia miała zadziałać...

Przez jakąś minute stałaś nieruchomo przed drzwiami do sali, na której ćwiczyli chłopacy, aż w końcu odważyłaś się zapukać.

Wiedziałaś, że masz się spodziewać najgorszego, ale tego i tak nie przewidziałaś...

- Po co pukasz, idioto! - wykrzyczał jakiś agresywny głos po drugiej stronie.

Ręce zaczęły ci drżeć, a do oczu napłynęły łzy. Jak najszybciej chciałaś zapaść się pod podłogę.

- Tylko tym razem się ogarnij - ciągnął tamten i, o zgrozo, zbliżał się w tę stronę. - Bo jak nie, to natłukę ci rozumu do tej pustej, zarozumiałej...

Drzwi otworzyły się bardzo szybko i agresywnie. Nawet nie wiesz, jak wielki wstrząs przeżył kapitan drużyny koszykarskiej Kaijo, gdy zorientował się, że zamiast Kise ochrzanił ciebie. Nie wiesz tego, bo... zemdlałaś.

- Oi! - Tylko tyle dał radę z siebie wydusić, ledwo ratując cię przed bezwładnym zderzeniem z podłogą.

Nie miał jednak pojęcia, co zrobić dalej.

- M-moriyama! Podejdźże tu! - wydusił z siebie, zakładając najczarniejsze scenariusze.

Przyjaciel - gdy tylko minęła pierwsza fala zachwytu - orzekł, że nic poważnego ci nie jest. Kasamatsu bez słowa zgodził się, żeby to on wziął cię na ręce w drodze do pielęgniarki, bo sam na pewno upuściłby cię ze stresu na podłogę.

🍄Hanamyia Makoto🍄

- Znowu zamierzasz to robić, [Imię]? - dopytywał twój przyjaciel, kiedy pierwszego dnia liceum przekroczyliście próg waszej nowej szkoły, Kirisaki Daichi.

- Oczywiście! - zaśmiałaś się, niemal podskakując. - Zło musi napotkać opór. Inaczej będzie się rozprzestrzeniać jak ta... dżuma czy coś.

[Imię przyjaciela] zaśmiał się, uświadamiając ci, że zanim dżuma znikała, najpierw doprowadzała do śmierci całej okolicy.
Zmieszałaś się. Może to nie było twoje najlepsze porównanie...

- Hej, słyszysz to? - zapytałaś konspiracyjne.

Twoja ręka wylądowała przed przyjacielem tak, jakbyś chciała powstrzymać go od wejścia w ogień.

Odgłosy niebezpiecznej kłótni za rogiem nasilały się z każdą sekundą.

- To coś dla mnie! - Zacisnęłaś pięści i podbiegłaś bliżej miejsca zdarzenia.

Zobaczyłaś dwóch chłopaków, którzy darli koty. Jeden wyglądał tak, jakby naprawdę chciał się rzucić na tego drugiego.

- Co ty sobie myślisz, Hanamyia? - warknął, próbując wyglądać groźnie, stojąc przy metrze osiemdziesiąt.

Czarnowłosy nic sobie z tego nie robił.

- Twierdzisz, że naprawdę mógłbym zepchnąć twoją dziewczynę ze schodów? - zapytał z jakimś dziwnym, wkurzającym wyrazem twarzy.

Wyglądał, jakby naprawdę dobrze się przy tym bawił. Od razu rozpoznałaś w nim typowy czarny charakter.

- Posłuchaj teraz uważnie, bo powiem ci prawdę. - Hanamyia zbliżył się do rozmówcy o krok. - Otóż tak, mógłbym. - Zaśmiał się, popychając niższego chłopaka na podłogę.

"Tego już za wiele!" - wściekłaś się. Za długi czekałaś, ale trudno. Przynajmniej zaatakujesz, kiedy tamten złośliwiec jest zajęty swoim "zwycięstwem".

- Ty draniu! - krzyknęłaś, skacząc mu na plecy, kiedy akurat zginał się ze śmiechu. - Taki jesteś nieśmiały, że musisz zwracać na siebie uwagę, atakując niższych od siebie?

Twój uścisk na jego szyi zacieśnił się.

- To mam dla ciebie dobrą wiadomość. Od dzisiaj będę mieć na ciebie oko.

Nie zdążyłaś powiedzieć nic więcej, bo pan sadysta rąbnął plecami - aka tobą - o ścianę, i tak właśnie skończyło się rumakowanie.

☆★☆★☆

U prawie wszystkich zaczynasz jako wróg...

° ...ostateczne ofiara w wypadku Kasamatsu XD

• Spokojnie, sytuacja zdąży jeszcze się pogorszyć (:

° Narazicho!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro