4. Minerva McGonagall

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

4. Szczerość

...Państwu Austen niezwykle mocno przypadł do gustu pomysł o twoich zaręczynach z ich synem, Pascalem. 15 sierpnia miał się odbyć uroczysty bal, podczas którego ogłosilibyśmy twoje zamążpójście. Ale z powodu twojej niesubordynacji, bal odbędzie się w Boże Narodzenie. Pani Bagshot wie o całym zajściu, więc jeśli do twojej głowy wpadnie pomysł, by uciec, ona wsadzi cię siłą do pociągu...

(T/I) trzęsły się ręce. Ślub? Z tym Krukonem? Nigdy nawet ze sobą nie rozmawiali! W dodatku przecież to okrutne, ona nawet go nie kocha. I nigdy nie uda jej się tak uciec z domu.

Z czarnymi myślami chowała list do walizki, gdy skrzypiące drzwi się otworzyły. Przeszła przez nie wysoka nastolatka, kończąc zawiązywać warkocz ze swoich długich włosów. Wyglądała pięknie.

- Jeszcze się nie skończyłaś ubierać? Już prawie wszystko przyszykowałam - westchnęła, pomagając jej zawiązać wstęgę na bordowej spódnicy - Dzisiaj mam w planach dokończenie kwiatowego haftu, więc dopiero jutro pójdziemy na piknik. Jeśli chcesz, ty też możesz spróbować. Mugolki tak często spędzają czas. Niezbyt rozumiem, co jest w tym zabawnego. Ja wolałabym przećwiczyć zamienianie się w kota, ale niestety, nie mogę - westchnęła.

A (T/K) zaczerwieniła się, czując chude palce przyjaciółki odgarniające jej włosy. Już miała tak od dawna. I och, jak bardzo kochała przyglądać się jej śpiącej twarzy...

- Będziesz mogła wtedy przeczytać ten list, jeśli nie chcesz haftować.

- Co? - zapytała lekko złamanym głosem.

- No, ten list od twojej matki. Co w nocy sowa przyniosła - podniosła do góry cienką brew, zaskoczona jej pytaniem.

- Ah, ten... tak, może! - odparła, wstając nagle i zbiegając do jadalni. Minerva coraz bardziej była zaskoczona reakcją przyjaciółki. Ale wiedziała jedno. Musiała już go otworzyć.

Posiłek minął w przytulnej atmosferze. Dlatego (T/I) uwielbiała przyjeżdżać do tego domu. Junior właśnie sięgał po kolejną kromkę chleba z masłem, a Malcolm przeglądał książkę od eliksirów, którą ukruszył posiłkiem. Minia najszybciej skończyła jeść, więc dolewała wszystkim herbaty. Gospodarz, pastor Robert, opowiadał swojemu gościu o przebiegu mszy, a pani Isobel tylko kiwała spokojnie głową. Całe śniadanie przypominało bardziej scenę rodzajową jakiegoś obrazu. Schludny dom był bardzo prosty. Nie wisiały nigdzie obrazy, ale kilka haftów przedstawiające kwiaty oraz krzyże. Jedyny obraz wisiał w reprezentacyjnym salonie i przedstawiał Jezusa w koronie cierniowej. (O/W)włosa przyglądała się mu już rok wcześniej. Widziała już kilka takich przedstawień tej postaci, ale ten portret wydawał się jej wyjątkowo brzydki i nieproporcjonalny. 

W końcu chłopcy ruszyli na dwór, a pan Robert poszedł do jakiejś staruszki, która chciała z nim porozmawiać. Przychodził do niej trzy razy w tygodniu, a w niedziele zatrzymywała go zawsze dłużej w kościele, wychwalając jego nabożeństwa. Miała 92 lata i wszyscy zastanawiali się, kiedy kopnie w kalendarz, by zostawić całe swoje oszczędności na remont zakrystii. Pani McGonagall zaś wyszła do miasta na spotkanie. Nie za bardzo było wiadome, gdzie. Jednak miała wkrótce wrócić, by przygotować obiad. Dziewczęta zaś zostały w domu. 

(T/I) siedziała na niewygodnym krześle i przyglądała się obranym jabłkom, które leżały w ładnej, kwiecistej miseczce. Dotykała kolorowych zdobień, choć w pewnym momencie jej (K/O) oczy przeszły na zmywającą Minię. Przyglądała jej się spod długich rzęs i myślała o tym, jakie szczęście ją spotkało.

Jej przyjaciółka była taka mądra, utalentowana, wysportowana i piękna. Oh, jak uwielbiała patrzeć w jej zielone oczy. Czasami wręcz wymuszała z nią walkę na spojrzenia, którą przegrywała ze śmiechu. Zawsze wtedy przykładały do siebie czoła. A jak bardzo lubiła jej smukłe ramiona... choć były niewygodne, gdy opierała się o nie. A jej usta! Ani mocno pełne, ani wąskie!

Aż miała ochotę je pocałować.

Na tą myśl spoliczkowała siebie, czym zaskoczyła Minervę. Zaskoczona krótkim dźwiękiem odwróciła się z talerzem w ręku. Jej brązowa spódnica delikatnie zaszeleściła. Jednak widząc tylko przyjaciółkę ukrywającą twarz w dłoniach, uśmiechnęła się delikatnie i wróciła do zmywania. 

Takie myśli wkraczały coraz częściej do umysłu (T/I). A przecież to było nielogiczne! Były kobietami. To wbrew wszystkiemu, co znała. 

A na dodatek miała narzeczonego!

W końcu dziewczęta ruszyły do salonu, gdzie usiadły w ogromnych fotelach. Miały miodowy odcień, a na każdym leżała poduszka uszyta przez panią Isobel. Jedna Gryfonka chwyciła za leżący na drewnianym stoliku kawałek jasnego materiału, a druga chciała za książkę. Jednak powstrzymał ją głos.

- Czemu schowałaś list?

Spojrzała na przyjaciółkę zlęknionym wzrokiem. Jak to czemu? Każda wiadomość od matki była okrutna, przerażająca i chciała spalić wszystko, co miało z nią jakikolwiek związek. Znowu odwróciła głowę, otwierając pierwszy rozdział powieści.

- Czemu milczysz? Wyznała, czemu chciała, byś została? 

- Tak - odpowiedziała po dłuższej chwili. Między nimi panowała napięta atmosfera. Minia doskonale zdawała sobie sprawę, że (T/I) nie chce o tym mówić. Ale ona musiała wiedzieć, jak pomóc.

- I? Oh, bądź szczera. Co niby ci tam nabazgrała, że nie chcesz powiedzieć mi, swojej przyjaciółce? - odparła lekko zdenerwowanym głosem, przez co nie trafiła igłą w to miejsce, gdzie chciała.

- Bo może zaręczyła mnie z Pascalem Austen? - odparła równie mocnym głosem.

Cisza w domu wydawała się przytłaczająca. W (K/O) oczach zebrały się łzy. Zagryzła wargę, by przez jej gardło nie wyszedł głuchy szloch. Zwinęła się, przyciskając kolana do klatki piersiowej. Tak bardzo nie chciała tego małżeństwa.

- Wiesz... Pascal podobno jest miły. Ma świetną reputację. Nie sądzę, że małżeństwo z nim jest taką okropną i przerażającą opcją. Sądzę, że będzie cię bardzo szanować - odparła po chwili nastolatka, wcześniej zwracając na siebie uwagę teatralnym kaszlnięciem.

Przerażone oczy znów zwróciły się w stronę Minervy, a serce nagle przestało bić. Nie mogła sobie wyobrazić, że ona, jej jedyna przyjaciółka, poparła pomysł jej matki, że zaakceptowała taką myśl. Przecież to ona najwaleczniej walczyła z wszystkimi chorymi ambicjami tej kobiety!

- Jak mogłaś ty to powiedzieć... - głos lekko się załamał, brzmiał oskarżycielsko. Napięcie wzrosło.

W dodatku to, że poleciła jej jakiegoś chłopaka... Jej serce pękło, choć świadome było, że w końcu się przecież rozdzielą. Przecież wiedziała, że jej Minia znajdzie sobie w końcu przystojnego kawalera, tak samo jak ona. Zdawała sobie sprawę, że los je w końcu rozdzieli. Ale jednak jej słowa wewnętrznie ją dobiły.

Pragnęła być z nią jednak na zawsze. 


Znamy już tajemnicę listu!

Chcę powiedzieć, że już mam następną postać do tej książki! Zostały podane dwie (za co dziękuję), a z jednej skorzystam - będzie to Kiyoko Shimizu z Haikyuu! Właśnie z nią wymyśliłam fabułę, za którą się niedługo zabiorę. Powinna pojawić się w następnym tygodniu od razu po zakończeniu serii z Minią.

Miłego następnego tygodnia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro