52. Pasujecie do siebie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Co chcesz do picia? - spytałam na tyle głośno, aby chłopak mnie usłyszał.

- Wodę - odkrzyknął, a wtedy przełożyłam ostatnie kanapki na talerz, a po chwili napełniłam szklankę napojem, o który prosił chłopak. Dosłownie 15 sekund później poczułam dłonie chłopaka, które objęły mnie od tyłu. Przegryzł płatek mojego ucha, a potem ułożył brodę na ramieniu.

- Będziesz mnie teraz rozpraszał? - spytałam spoglądając na niego kontem oka dzięki czemu zauważyłam szeroki uśmiech na jego ustach, który zamienił się w ten dupkowaty. Mówiłam już, że mu cholernie pasował?

- Skarbie - wyszeptał mi do ucha specjalnie zniżając głos. Od razu przeszedł mnie dreszcz na co zauważyłam jak jego uśmiech jeszcze bardziej się poszerza, a jeszcze przed chwilą byłam pewna, że to niemożliwe - Ja nic nie muszę robić - przesunął dłoń na moje udo, a ja automatycznie wciągnęłam głośno powietrze przez nos. Specjalnie mi to robił, a co zabawne on ledwo mnie dotknął, a moje ciało już dostawało świra. Nie miałam pojęcia jak mi to robił, ale w tym momencie wiedziałam, że nigdy nie było i nie będzie faceta u którego chociażby spojrzenie by tak bardzo na mnie działało.

Westchnęłam cicho z przyjemności, gdy poczułam jego usta na swoim nagim ramieniu. Byłam jego. Każdy pieprzony kawałeczek mojego ciała należał właśnie do tego dupka. Nawet moje serce sobie przygarnął. Byłam jego w każdym możliwym znaczeniu tego słowa.

Czasami nawet zastanawiałam się jak to zrobił. Okay, mogłam go pożądać, bo z pewnością nie było laski, która by tego przy nim nie czuła, ale nigdy nie spodziewałam się, że się zakocham w takim typie faceta. On po prostu wbił do mojego życia i postanowił sobie w nim wszystko pozmieniać, a przy okazji naprawić nas oboje. Byłam mu wdzięczna za wszystko co dla mnie zrobił.

- Musisz zjeść - powiedziałam cicho chcąc się odsunąć jednak ten tylko mocniej zacisnął dłonie na moich biodrach i zassał skórę na mojej szyi przez co z moich ust wyszedł cichy jęk. - Thymon, nie - syknęłam gwałtownie się wyrywając na co chłopak podniósł wzrok na moją twarz, a potem z cichym westchnięciem się odsunął. Prychnął pod nosem po czym zacisnął usta jednak się nie odezwał tylko zabrał talerz z kanapkami i szklankę wody, którą mu przygotowałam. Westchnęłam pod nosem po czym nalałam soku do kubka, a już po chwili siedziałam na kanapie obok chłopaka. - Thymon, musisz zjeść - powiedziałam nie odwracając od niego wzroku. Chociaż udawał, że ta cała sytuacja z jego matką ani trochę go nie ruszyła to widziałam jak to przeżywał. Miałam wrażenie, że robił też wszystko co możliwe, aby tylko o tym nie myśleć i zająć czymś głowę. I właśnie dlatego co chwilę próbował się do mnie dobrać. 

Teraz wyglądał naprawdę fatalnie. Jego oczy się nie śmiały, na jego ustach nie było uśmiechu, a on wpatrywał się w jeden punkt przed siebie. Martwiłam się o niego. 

Odłożyłam szklankę na stolik po czym się do niego przytuliłam. Nie miałam zielonego pojęcia jak mu pomóc i czego ode mnie oczekiwał. Ja jedynie wiedziałam, że gdyby u mnie się coś tak fatalnego działo to cholernie bym chciała, aby mnie wtedy przytulił.

- Dziękuję - wyszeptał mocno mnie do siebie przytulając. Pocałował mnie we włosy po czym odetchnął. 

- Za co? - spytałam cicho delikatnie masując dłonią jego plecy. Chciałam mu jakoś pomóc, ale wiedziałam też, że do tego potrzebował czasu. 

- Za wszystko, kochanie. Za to, że wciąż tu jesteś i, że każdego cholernego dnia pokazujesz mi co to znaczy kochać i być kochanym. Często zachowuję się jak kompletny idiota, a ty mimo wszystko nadal tu jesteś. I wow, to jak przygadałaś mojej matce - prychnął cicho pod nosem. - Każdy w takiej sytuacji by zwiał, a ty tak po prostu na nią nawrzeszczałaś - zaśmiał się krótko. - Jesteś po prostu niesamowita - dodał po krótkiej chwili ciszy. Uśmiechnęłam się pod nosem. 

- Nie masz za co dziękować - odparłam od razu. - Od tego tu jestem przecież - skwitowałam całkowicie oczywisty fakt. Dałam mu całusa w policzek po czym jeszcze mocniej objęłam. Był dla mnie wszystkim. 

***

Przystanęłam na moment nie wiedząc co powinnam zrobić. Nie spodziewałam się go tu, właściwie to sądziłam, że już do siebie wrócił albo po prostu dotarło do niego, że nie chce mieć z nim żadnego kontaktu. 

Rozumiałam wszystko, ale jeszcze to, żeby przychodził do pracy mojego chłopaka i Bóg wie co mu gadał? Naprawdę już zaczynałam się bać nie wspominając nawet o tym, że byłam nim po prostu zawiedziona. 

Zacisnęłam dłonie w pięści po czym ruszyłam w ich kierunku. Thymon stał do mnie plecami, więc nie mogłam nawet spróbować zgadywać o czym rozmawiali. Kevin natomiast uśmiechał się do niego od czasu do czasu wymachując rękoma. 

- Wszystko okay? - spytałam, gdy tylko podeszłam do chłopaka i przytuliłam do jego boku. 

- Jasne - uśmiechnął się po czym objął mnie dłonią w pasie i pocałował we włosy. 

- Cześć - odezwał się niepewnie Kevin, kompletnie niezrażony tym, że go całkowicie zignorowałam. 

- Hej - mruknęłam przenosząc na niego wzrok. Czułam się dość dziwnie, gdy obok mnie stał mój chłopak, a na przeciw mój były. A już zwłaszcza, że nawet nie wiedziałam o czym rozmawiali jednak może chociażby ze względu na naszą przeszłość wierzyłam, a przynajmniej chciałam, że tak naprawdę nie zrobił by czegoś, aby zniszczyć mój związek. Wciąż widziałam w nim tego chłopaka, w którym do niedawna byłam zakochana. 

Poza tym, gdy patrzyłam na Thymona to widziałam jego uśmiech, więc najwyraźniej Kevin niczego mu nie nagadał. 

- Moglibyśmy porozmawiać w cztery oczy? - spytał po chwili na co od razu podniosłam na niego wzrok. 

- To nie jest najlepszy pomysł - mruknęłam lekko marszcząc brwi. Mimo tego, że minęły dwa lata odkąd ostatnim razem tak naprawdę rozmawialiśmy to czułam, że go znałam. Gdy patrzyłam na niego, wciąż widziałam tego samego chłopaka, który był ze mną jeszcze te dwa lata temu i, którego tak cholernie kochałam. 

- Możesz iść - odparł cicho Thymon na co gwałtownie podniosłam wzrok na jego twarz. Co się z nim stało? Naprawdę jeden mój wybuch złości doprowadził do tego, że już wcale nie czuł zazdrości i nie świrował na samą myśl, że miałabym chociażby spojrzeć na swojego ex? Szczerze wątpiłam w taką gwałtowną zmianę. Może po prostu już w głowie miał tylko swoją popapraną rodzinkę? Jeśli tak to z dwojga złego wolałam jego zazdrość. Nie chciałam, aby wciąż myślał o tym wszystkim co się stało. Ci ludzie po prostu na niego nie zasługiwali. 

Przez chwilę zastanawiałam się nawet czy to nie był jakiś test ze strony Thymona. Chciał wiedzieć co odpowiem? Sprawdzić mnie?

- Nie mamy już sobie nic do powiedzenia - zaoponowałam na co Kevin cicho westchnął. 

- Chciałbym porozmawiać zanim wyjadę. Nie będę niczego między wami psuł jeśli jesteś z nim szczęśliwa - oblizał koniuszkiem języka usta na co wywróciłam oczami. Nie wiedziałam co zrobić. - Chcę Twojego szczęścia, Vicky - po raz pierwszy odkąd zaczęliśmy tę bezsensowną rozmowę poczułam jak Thymon cały się spiął. Dopiero w tym momencie zauważyłam jak złość powoli wychodziła na jego twarz i całe ciało. Dusił to w sobie. Teraz dopiero to zauważyłam. Ukrywał co czuł, a to wszystko przez mój durny wybuch albo raczej też to, że chciał się postarać. A co najsłodsze i niewyobrażalnie głupie - robił to dla mnie. Nie prosiłam go o to, aby coś udawał. Kochałam jego szczerość, a nawet to jak odbijało mu z zazdrości, bo taki właśnie był. Nie potrzebowałam tego, aby udawał, chciałam, aby naprawdę przestał się tak czuć. 

- Idź - powiedział Thymon w końcu przenosząc na mnie wzrok. - Chcę nauczyć się Ci ufać - wyszeptał na tyle cicho, że tylko ja mogłam to usłyszeć. Zerknął w moje oczy po czym złączył nasze usta na co na moich ustach automatycznie pojawił się uśmiech. To było tak urocze, że to właśnie dla mnie chciał nauczyć się ufać i widziałam to, że on nawet nie robił tego z przymusu. Naprawdę tego chciał. 

Od razu odwzajemniłam pocałunek czując po prostu jak odpływam. Był najlepszy na całym tym popieprzonym świecie. Byłam cholerną szczęściarą.

- Jesteś pewny? Nie muszę tego robić - powiedziałam delikatnie głaszcząc kciukiem jego policzek.

- Tak, kochanie. Musisz zakończyć ten rozdział, oboje musicie - zerknął na chłopaka, który nie odwracał ode mnie wzroku. Czułam się trochę dziwnie, gdy tak stałam między nimi, bo cholera tu był facet, którego jeszcze do niedawna kochałam i ten, którego kocham.

- Okay - mruknęłam po krótkiej chwili. Tak po prostu trzabyło. Ja może już zakończyłam ten etap, jednak Kevin najwyraźniej nie, a nie chciałam, aby tkwił w tym. Zasługiwał na szczęście.

- Tylko łapy przy sobie - zmrużył oczy na Kevina na co ten mimowolnie się uśmiechnął.

- Jasne, stary - poklepał go po ramieniu po czym ruszył w tylko sobie znanym kierunku. - Zaczekam na zewnątrz - odparł zanim odszedł za daleko.

- Tylko uważaj na siebie - wyszeptał po czym delikatnie mnie pocałował co od razu odwzajemniłam.

- Niedługo wrócę - obiecałam na co chłopak posłał mi uśmiech, który od razu odwzajemniłam. Na koniec dałam mu całusa w policzek, a potem odsunęłam się i ruszyłam w kierunku chłopaka.

- Przejdziemy się? - spytał na co od razu przytaknęłam głową. Uśmiechnęłam się pod nosem dotrzymując mu kroku. Mimo tego wszystkiego czułam się przy nim naprawdę swobodnie.

- O czym chcesz porozmawiać? - podniosłam wzrok na jego twarz, gdy przez kolejne kilka minut się nie odezwał. Chłopak odetchnął po czym zatrzymał się i stanął przede mną tak, że dzielił nas raptem jeden krok.

- Wiesz, że Cię kocham, prawda? - spytał układając dłonie na moich ramionach.

- Kevin, proszę Cię - westchnęłam zmieszana.

- Naprawdę nie chodzi mi o nic złego - zapewnił posyłając mi delikatny uśmiech. - Będę z Tobą szczery - odetchnął na moment odwracając ode mnie wzrok jednak szybko spojrzał mi w oczy - gdy wsiadałem w samolot byłem pewien, że Cię odzyskam. Byłem taki pewien tego, że to tylko głupi żart. Sądziłem nawet, że chcesz wzbudzić moją zazdrość i mówiłem sobie wtedy: no i Ci się udało - prychnął pod nosem. - Teraz już wiem, że to wszystko było szczere i zanim wyjadę chcę wiedzieć, że zostawiam Cię w dobrych rękach - uśmiechnął się lekko przekrzywiając głowę. - I, że to naprawdę z nim chcesz być

- Thymon jest najlepszy - przyznałam bez wahania. - Kocham go jak wariatka - uśmiechnęłam się szeroko co chłopak od razu odwzajemnił.

- Cieszę się z tego, że jesteś szczęśliwa. Tylko tego dla Ciebie pragnę - uśmiechnął się w swój uroczy sposób, a ja znowu musiałam przyznać, że stęskniłam się za nim.

- A ty? Jesteś? - lekko przygryzłam wargę nie spuszczając wzroku z jego oczu. Po części wciąż nie mogłam uwierzyć w to, że stał przede mną.

- Raczej tak - uśmiechnął się pod nosem. - Teraz tylko muszę znaleźć przyszłą Panią Cowell. Może nam nie było pisane być razem, ale ktoś inny jest nam przeznaczony - stwierdził jakby lekko rozmarzony. Przez chwilę panowała cisza aż w końcu chłopak się odezwał - Może chciałabyś skoczyć na przykład na lody i pogadać jak starzy przyjaciele? Jestem ciekawy co tak poza tym u Ciebie - zdjął dłonie z moich ramion po czym cicho odetchnął.

- Czemu nie? - szeroko się uśmiechnęłam pozwalając się prowadzić chłopakowi. Szliśmy ramię w ramię co chwila spoglądając na siebie. - Nadal mieszkasz w Holandii? - spytałam po krótkiej chwili ciszy na co chłopak przytaknął.

- Ale jak tylko skończę szkołę to się stamtąd wyniosę, kto wie, gdzie teraz? - posłał mi szeroki uśmiech. Naprawdę wydawał się podekscytowany tym pomysłem.

- A twoi rodzice? - spytałam niepewnie. Wiedziałam, że gdy zadecydowali o przeprowadzce to ich szczerze znienawidził i nawet mu się za to niedziwiłam, bo przecież zostawiał tu całe swoje życie, ale tyle czasu minęło, że już z pewnością musieli się jakoś pogodzić.

- Względnie - mruknął wzruszając ramionami. - Starają się to naprawić, ale pewnych rzeczy się po prostu nie da. Ja, gdy kiedyś będę miał dzieci to nigdy nie zrobię czegoś przez co nie byliby szczęśliwi. Tu już nawet nie chodzi o mnie, ale co ty im zawiniłaś? Okay, może to ja byłem idiotą, bo pomyślałem, że tak będzie Ci lepiej i łatwiej, ale nie potrafiłem sobie jakoś wyobrazić tego, że zamiast mieć faceta, który naprawdę byłby przy Tobie miałabyś mieć kogoś kto jest oddzielony od Ciebie oceanem. Może nawet miałem rację, bo może żadne z nas szczęśliwe to nie było, ale robiłaś przez ten czas naprawdę szalone rzeczy, a teraz się zakochałaś w kimś kto to naprawdę odwzajemnia - uśmiechnął się pod nosem po czym oblizał usta koniuszkiem języka.

- Nie wiem czy tak było lepiej - mruknęłam niepewnie - ale to fakt, tego czasu z pewnością nie da się zapomnieć - przyznałam przenosząc wzrok na drogę przed siebie. To wszystko wydawało się takie dobre. Rozmawiało nam się tak gładko i swobodnie jak jeszcze przed jego wyjazdem. W tym momencie ten czas, który spędziliśmy oddzielnie jakby się zacierał i było po prostu tak jak powinno być. 

- Teraz jesteś szczęśliwa, a to najważniejsze - odparł bez wahania.

- Dlaczego dopiero teraz przyjechałeś? - wypaliłam nagle. - Znaczy się wiesz.. często wstawiałam zdjęcia z chłopakami. Po prostu nie kryłam się z tym jakie życie prowadziłam - mruknęłam nie wiedząc do końca jak to ująć.

- Wiem o tym - przyznał po czym cicho odetchnął. - Mogłaś mieć ich nawet 5 jednego dnia, ale ja o tym wiedziałem, rozumiesz? To, że do mnie pisałaś i opowiadałaś jak Ci dzień minął, naprawdę to kochałem, a gdy to znikło poczułem się zagrożony i, że już naprawdę przestałem należeć do twojego życia. Przeraziłem się tym, a gdy po prostu napisałaś na Instagramie, że masz nowego chłopaka to już nawet nie pomyślałem o tym, że on może być kimś naprawdę ważnym dla Ciebie i po prostu wsiadłem w samolot. Nie wiem, chyba chciałem to jakoś naprawić - zakończył niepewnie się do mnie uśmiechając.

W tym momencie oboje się zatrzymaliśmy, bo znaleźliśmy się pod lodziarnią. Oboje zamówiliśmy lody po czym zajęliśmy miejsca przy jednym ze stolików, które były rozstawione nieopodal.

- Więc jak to się stało, że zakochałaś się w Thymonie? - spytał.

- Szczerze nie mam pojęcia, był takim dupkiem, że serio nie spotkałam większego - prychnęłam pod nosem odchylając się na krześle. Chłopak się cicho zaśmiał - To chyba zaczęło się, gdy rodzice zaprosili go na biwak. Zobaczyłam wtedy go z innej strony i wydawał się taki.. dobry. Zrozumiałam też wtedy, że ta jego dupkowata strona też mi się podobała i nie wiem.. po prostu dobrze się z nim bawiłam - uśmiechnęłam się pod nosem przypominając sobie nasz pierwszy biwak. Co ciekawe każda chwila z nim była warta zapamiętania.

- Pasujecie do siebie - powiedział nagle na co się szeroko uśmiechnęłam. Cieszyłam się, że nie robił mi żadnych wyrzutów o Thymona, a dodatkowo cieszył się z tego, że go miałam. Naprawdę był świetnym facetem i aż dziwne, że jeszcze nie znalazł sobie dziewczyny. Zasługiwał na szczęście.

- Dzięki - odparłam - a ty masz kogoś na oku? - spytałam. Naprawdę nigdy nie sądziłam, że przeprowadzę z nim tą rozmowę. Zawsze sądziłam, że w końcu wróci, ja mu wszystko wybaczę i to my będziemy razem planować przyszłość.

- Nie, raczej nie. W tym momencie i tak nie planuję nowego związku, chcę skupić się na sobie i przeprowadzić się z czystym sumieniem - stwierdził lekko wzruszając ramionami. Odchylił się na krześle po czym spojrzał na swojego loda, który zaczynał się już roztapiać zresztą tak jak mój. Chyba najwyraźniej oboje zapomnieliśmy o ich istnieniu. Cicho się zaśmialiśmy po czym zaczęliśmy je jeść.

***

- Przepraszam, wiem, że długo mnie nie było - odparłam wpatrując się w chłopaka, który siedział na kanapie.

- Długo? - prychnął. - Już prawie 22 - przeniósł na mnie wzrok zaciskając mocno usta.

- Wiem i naprawdę przepraszam

- Przez ten cały czas byłaś z nim, prawda? - spytał, a co dziwne nie widziałam na jego twarzy wściekłości. Wyglądał raczej na takiego zrezygnowanego.

- My tylko rozmawialiśmy - próbowałam się wytłumaczyć i chociaż wiedziałam, że nie zrobiłam nic złego to musiałam jakoś mu wytłumaczyć. - Nic się nie stało

- Powiedz mi po prostu prawdę - nerwowo oblizał usta po czym wstał z kanapy i spojrzał mi w oczy zatrzymując się jakieś dwa kroki ode mnie - nadal go kochasz? Czujesz cokolwiek?

- Nie - powiedziałam całkowicie szczerze - czułam się po prostu jakbym rozmawiała ze starym przyjacielem, dobrze nam się rozmawiało, nic więcej - dodałam na co chłopak jakby odetchnął z ulgą jednak miałam wrażenie, że wciąż coś było nie tak. 

- Dobrze się bawiłaś? - spytał po chwili na co mimowolnie zmarszczyłam brwi. Niepewnie przytaknęłam. - To dobrze, kochanie

- Wszystko okay? - przekrzywiłam lekko głowę zastanawiając się nad tym co powiedział. To po prostu nie miało sensu. 

- Powiedziałem, że Ci zaufam i to robię - stwierdził prosto. - Chyba nie mam się czym martwić, prawda? - uniósł brew podchodząc do mnie i układając dłonie na moich biodrach. 

- Jasne, że nie - uśmiechnęłam się układając dłonie na jego piersiach. - Przecież wiesz, że to za Tobą szaleję 

- I to jak - prychnął na co się zaśmiałam uderzając go lekko pierś. Chłopak spojrzał na mnie z politowaniem po czym przygryzł wargę. - Robię z Tobą co chcę i nawet ty to widzisz, kochanie - wyszeptał specjalnie zniżając głos. Zmrużyłam brwi po czym delikatnie oblizałam usta. 

- Nie przesadzajmy - mruknęłam wymijająco na co chłopak się zaśmiał. 

- Zaraz się przekonamy - wyszeptał do mojego ucha po czym złożył pod nim delikatny pocałunek. Wiedziałam, że miał rację. Oboje o tym wiedzieliśmy.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro