Daniel-André Tande x reader 2

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

z dedykacją dla zonabenixa 


- Daniel? Skarbie, co robisz? - stanęłam w progu do naszej sypialni, trzymając w dłoni kubek z gorącą herbatą. Oczywiście posłodzoną miodem z pomarańczą i goździkami, bo jakżeby inaczej. Moja ulubiona. Wspomniany blondwłosy osobnik siedział przed swoim laptopem, wpatrując się w niego intensywnie.

- Siedzę na serwerze u Mariusa. - odpowiedział nieobecnym tonem, klikając pospiesznie na klawiaturze. Jedynie mruknęłam pod nosem i podeszłam do niego, pochylając się nad jego ramieniem.

- Coś ciekawego się dzieje? - spytałam, popijając herbatę. Na ekranie szybko migały mi nicki ludzi oraz ich wiadomości.

- A nic specjalnego. Po prostu wymieniamy się opiniami na temat gier i być może mojego przyszłego udziału na następnym live'ie u Linusa. A co? - uniósł głowę, wpatrując się we mnie tymi swoimi pięknymi błękitnymi oczami. Pogłaskałam go po policzku i pocałowałam w nos.

- Jestem ciekawa co porabiasz. Siedzisz cicho, nie odzywasz się. Myślałam, że się źle czujesz. - zacisnęłam dłoń na jego ramieniu. Chłopak uśmiechnął się i położył swoją dłoń na mojej. Ucałował ją czule.

- Wszystko jest ok. Nic mnie nie boli, obojczyk już się zrósł. Czekam jedynie na decyzję lekarza, czy będę mógł dołączyć do chłopaków na skoczni. - odpowiedział, obracając się całkowicie ku mnie. Przysiadłam na krawędzi biurka, patrząc się na niego z troską i zmartwieniem.

- Jesteś pewien, że chcesz wracać już teraz? Mógłbyś sobie darować lato i ewentualnie wrócić zimą. - nie mogłam się powstrzymać przed wyrażeniem swoich wątpliwości co do jego powrotu do skoków. Nie po tym strasznym upadku w Planicy, którego na szczęście on nie pamiętał. Za to mi wrył się w mózg i nie mogłam tak po prostu o tym zapomnieć. O tych chwilach, gdy myślałam, że on tego nie przeżyje, że nie dojadę na czas i nie zdążę się pożegnać. I tego uczucia strachu, które sparaliżowało mnie, gdy dowiedziałam się o wypadku Daniela w trakcie zawodów.

- [Y/N], skarbie, misiu mój najdroższy. - chwycił mnie za ręce, patrząc się prosto w oczy. Na ustach igrał mu się delikatny uśmiech. - Ja się czuję znakomicie. Psychicznie również. Nie ma żadnych przeciwwskazań, bym nie skakał. Rozumiem twoje obiekcje, sam bym miał, gdyby to dotyczyło ciebie. - przycisnął moje dłonie do swoich ust. - Postaram się już ciebie tak nie straszyć w przyszłości. Nie obiecuję, bo w moim zawodzie to nieuniknione. Upadki, znaczy się.

- Ty nie wiesz co z twoją matką czułyśmy jak do nas zadzwoniono, że jesteś transportowany do szpitala i nie odzyskałeś przytomności! - wybuchłam, odchodząc od biurka. - Myślałam, że Trude zejdzie na zawał. Mój Boże. Nie odzyskiwałeś przytomności, nie oddychałeś samodzielnie! - chwyciłam się za głowę. Daniel słuchał mnie w milczeniu, a w tle słychać było dźwięki powiadomień z serwera Linusa. Ja się dopiero rozkręcałam.

- Nie masz pojęcia jak ciężko było załatwić transport do Słowenii! A jak już trafiłyśmy do tego cholernego szpitala, to jak zobaczyłyśmy cię pod tym rurkami i aparaturą to modliłyśmy się, żebyś z tego wyszedł. - w oczach pojawiły się łzy. Natychmiast je otarłam. - Nie masz pojęcia jak nam było ciężko. A jakbyś widział swoją matkę...przecież ona straciła już jednego syna, a teraz drugi leży w ciężkim stanie w szpitalu i nie wiadomo, czy przeżyje.

- [Y/N]...- Daniel wstał z fotela i podszedł do mnie, obejmując ramieniem. Pocałował mnie w czoło. Ja jedynie załkałam, chowając twarz w jego swetrze. - Czemu mi nigdy o tym nie powiedziałaś? Jak się czujesz?

- Po co? Ty i twoje leczenie było ważniejsze. - wydukałam, ocierając oczy. Przytuliłam się do niego mocniej. - Poza tym zajmowanie się tobą zajmowało mi większość czasu, więc nie myślałam o moich odczuciach. Po prostu wyparowały. A teraz, gdy zacząłeś wspominać o powrocie do skoków to wszystko do mnie wróciło. Przepraszam.

- Nie masz za co przepraszać, to ja narobiłem wam strachu. - ramiona blondyna zacisnęły się wokół mnie jeszcze mocniej. Tego potrzebowałam. Bycia w ramionach ukochanego, który cudem uniknął śmierci, bo ktoś tam gdzieś w niebie nad nim czuwał. A może to był jego tragicznie zmarły brat?

- Rób to co uważasz za słuszne. - uniosłam głowę, przygryzając drążącą wargę. - Tylko jak znowu wywiniesz taki numer to cię osobiście zabiję i zakopię. - Danielowi uniosły się kąciki ust.

- Postaram się. Jesteś przerażająca jak się wściekasz. Au! - za te słowa, dostał ode mnie strzała w głowę. - Za co to?

- Już ty wiesz za co! 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro