51. Ślicznie razem wyglądacie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Nie wiedziałam co powiedzieć. Stała przede mną taka szczęśliwa chociaż dopiero zerwała z chłopakiem. Nie miałam pojęcia co mogło się za tym kryć. Rozumiałam to, że mogła już nic do niego nie czuć, ale przecież nawet w takiej sytuacji rozstanie było trudne, a zwłaszcza, że spotykali się od kilku tygodni.

- Skąd ten uśmiech? - spytałam niczego z tego nie rozumiejąc. Wcześniej myślałam, że naprawdę jej na nim zależało, ale teraz wyglądała na taką.. zadowoloną.

- Czuję, że to nowy początek - uśmiechnęła się szeroko po czym do mnie doskoczyła i z całej siły przytuliła. - Tak cholernie Cię kocham - zapiszczała z taką radością i ekscytacją, że nie mogłam uwierzyć w to, że to właśnie ona przed chwilą zakończyła swój związek.

- Ja Ciebie też - powiedziałam skołowana. Przez chwilę zastanawiałam się o co mogło chodzić aż w końcu wpadłam na pomysł, że musiała kogoś poznać. Tylko, że gdyby naprawdę tak było, to już bym o tym wiedziała. Aż tak źle czuła się w tym związku?

Dokładnie kilka sekund później Luis nagle wybiegł z kawiarni, w której przed chwilą rozmawiał z Nats i zaczął na mnie wrzeszczeć, że to wszystko jest moją winą, że gdyby nie ja to by im się świetnie układało i, że sama odbieram jej szczęście.

Razem z Nats byliśmy tym tak zaskoczone, że po prostu stałyśmy tam i gapiłyśmy się na niego jak dwie idiotki. Potem co chwilę zaczęłam marszczyć brwi, to otwierać usta, ale za cholerę nie wiedziałam co powiedzieć aż w końcu się odezwałam:

- Sama podjęła tą decyzję. Najwyraźniej nie była z Tobą szczęśliwa - wzruszyłam ramionami czując jednocześnie jak ciśnienie mi podskakuje. Jakim prawem się w ogóle do mnie odzywał w ten sposób? I co on miał w głowie, że mnie oskarżał? Widać było, że mnie wcale nie znał, bo inaczej wiedziałby, że na świecie nie było nic ważniejszego od szczęścia moich przyjaciół. Śmieszne, że dopiero pokazywał to jaki był naprawdę. - Zresztą bądźmy szczerzy, nie zasługujesz na nią. Jesteś po prostu żałosny - syknęłam kątem oka widząc jak zaciska dłonie w pięści. Czyżby damski bokser? Wcześniej, gdy go widywałam nawet nie przyszłoby mi to do głowy, ale gdy teraz widziałam to jego spojrzenie i postawę miałam wrażenie, że to była ta jego strona, której nie ukazywał - I wiesz, co? To dobrze, że już Cię więcej nie zobaczę, bo po tym jak się właśnie zachowujesz widać, że nie jesteś dla niej odpowiedni - prychnęłam patrząc mu hardo w oczy. Może byłam głupia, ale w jakiś sposób sprawiało mi frajdę to jak go wkurzałam. A może to był po prostu pretekst do bójki? Już od dawna miałam ochotę komuś przywalić.

- Co się do niej dopieprzasz?! - syknęła Natalie, a w jej głosie wciąż można było usłyszeć zdziwienie. Chyba obie nie spodziewałyśmy się tego po nim. Jasne, nie nadawał się dla niej, ale żeby jeszcze o wszystko mnie obwiniać? - Nie ma z tym nic wspólnego - zaoponowała stając przede mną przez co znalazła się między nami. Nie podobało mi się to, bo obawiałam się, że go poniesie i naprawdę jednej z nas przywali. Sądziłam, że raczej mi, ale gdy Nats zasłaniała mnie własnym ciałem to obawiałam się, że to ona oberwie, więc bez wahania ją przesunęłam. Nie mogłam pozwolić na to, aby stała jej się krzywda i to jeszcze w momencie, gdy to ja miałam dostać. Poza tym miałam doświadczenie w bójkach i potrafiłam się obronić. No i może też chciałam do owej doprowadzić. 

- Przestań mnie obwiniać i pomyśl o tym co ty zjebałeś - syknęłam mrożąc go wzrokiem. Liczyłam, że w tym właśnie momencie sam się na mnie rzuci, ale ten jakby nagle się uspokoił, a Nats gwałtownie pociągnęła mnie w bok i biegiem gdzieś ruszyła. Już po chwili chłopak zniknął mi z pola widzenia. 

- Co ty próbowałaś osiągnąć?! - syknęła nagle się zatrzymując przez co w nią uderzyłam. Szybko się odsunęłam zatrzymując w odległości dwóch kroków. - Specjalnie chcesz dostać czy co?

- Zrobił Ci coś wcześniej? - spytałam nagle, bo w tym momencie tylko to krążyło mi po głowie. Może właśnie przez tą myśl tak bardzo chciałam się z nim pobić? Nie miałam pojęcia co bym zrobiła, gdyby się okazało, że naprawdę doszło do takiej sytuacji. 

- Sądzisz, że naprawdę bym z nim była po czymś takim? - prychnęła wymachując rękoma. - Nigdy wcześniej się tak nie zachowywał - zacisnęła usta po czym głośno odetchnęła. - Coś mu nagle odbiło - pokręciła głową opuszczając dłonie wzdłuż ciała. - Gdyby coś takiego się stało, wiedziałabyś o tym - powiedziała nie odwracając wzroku od moich oczu. - A jak ty byś się dowiedziała to pewnie go już na tym świecie by nie było - zaśmiała się cicho na co mimowolnie się uśmiechnęłam.

- Jasne, że tak - przyznałam bez wahania. Nie było nawet takiej opcji, aby stało się coś innego w takiej sytuacji. Zaczynałam się już wściekać na samą myśl, a Nats wyraźnie to zauważając zmieniła temat, a potem zaciągnęła na pizze.

***

Wpatrywałam się w książkę myśląc nad tym wszystkim. Miałam wrażenie jakby nagle ta moja cała bezpieczna sfera się rozpadała na drobne kawałki. Traciłam ziemię pod stopami. Czułam jak się zapadałam, a to wszystko przez to, że nie potrafiłam pomóc swojemu chłopakowi i od razu nie przejrzałam teraz już byłego chłopaka mojej przyjaciółki. Bałam się, że naprawdę by jej w końcu coś zrobił, a ja dowiedziałabym się o tym dopiero po fakcie.

Nigdy nie potrafiłam pogodzić się z takimi rzeczami. Nie umiałam znieść tego, że ważni dla mnie ludzie czuli się źle, a ja nie wiedziałam jak im pomóc. Czułam, że ich zawodziłam.

Gwałtownie podskoczyłam, gdy usłyszałam huk, a potem ciężkie i głośne kroki, które ktoś zaczął stawiać wchodząc po schodach. Nie bałam się. Tylko jedna osoba tak kłapała drzwiami i chodziła. Już teraz wiedziałam, że był wkurzony. Pytanie brzmiało: czym?

- Możesz ze mną pojechać? Teraz? - zapytał zaraz po tym, gdy stanął w progu drzwi. Od razu się lekko uśmiechnęłam odsuwając książkę na bok. Nauka musiała poczekać.

***

Nie pytałam gdzie jechaliśmy. Nie pytałam dlaczego był wkurzony i zdenerwowany. Gdziekolwiek mnie prowadził, tam z pewnością było wyjaśnienie tego wszystkiego.

Zamiast cokolwiek mówić obserwowałam budynki, ludzi czy drzewa które mijaliśmy. Od razu zauważyłam, że byliśmy w samym centrum miasta. Droga zajmowała nam trochę dłużej niż powinna jako, że była taka pora, że wszędzie były teraz korki, a już zwłaszcza w samym środku miasta. 

Co chwila zerkałam w kierunku Thymona próbując odgadnąć o co mu chodziło. Wiedziałam, że był zdenerwowany i to nie tylko ze względu na jego minę, i postawę, ale też na to, że co chwila ściskał mocniej moje udo. 

Ułożyłam dłoń na tej jego i zaczęłam ją delikatnie głaskać kciukiem. Liczyłam na to, że to w jakimkolwiek stopniu go uspokoi.

W końcu jakieś 20 minut później zatrzymaliśmy się pod jakimś wieżowcem. Praktycznie cały był oszklony, a liczył co najmniej 15 pięter. Wyglądał naprawdę drogo, a biorąc pod uwagę to, że była to jakaś firma to mogłabym powiedzieć, że z pewnością mieli dużo klientów, bo budynek prezentował się świetnie, a jak wiadomo pierwsze wrażenie było najważniejsze.

- Na pewno tego chcesz? - spytał, gdy już oboje wysiedliśmy z auta, a chłopak splótł nasze palce ze sobą.

Co miałam powiedzieć? Nie wiedziałam nawet po co tu byliśmy. Wiedziałam jedynie, że za nim wejdę w ogień.

Przytaknęłam głową, a wtedy ten głośno odetchnął po czym wszedł do owego wieżowca. W środku na całe szczęście było odrobinę chłodniej niż na zewnątrz. Pomimo tego, że panował tu naprawdę spory tłok to i tak wszystko wyglądało przestronnie, a miejsca było naprawdę dużo.

Zaczęłam poszukiwać wzrokiem jakiegoś napisu, plakatu czy szyldu, aby się przynajmniej dowiedzieć co to była za firma. Jedyne co mi się rzuciło w oczy to ogromny złoty napis zaraz nad recepcją 'Collin Buildings'. Dobra po tym mogłam się domyślić, że to była jakaś firma budowlana. To był jakiś postęp, ale wciąż niewielki.

Chłopak pewnie podszedł pod recepcję, a gdy już chciał się odezwać, kobieta przemówiła:

- Simon? Myślałam, że już jesteś na górze - zmarszczyła brwi tak samo jak i my wszyscy po czym machnęła ręką - Jest w gabinecie - uśmiechnęła się szeroko po czym powróciła wzrokiem do ekranu komputera. - Coś jeszcze? - spytała, gdy żadne z nas nie drgnęło.

- Nie, jasne. Które to było piętro? - spytał Thymon uśmiechając się do niej jak taki niewinny chłopiec. Dziwnie wyglądał z taką miną. Nie mówię, że źle, ale po prostu chyba nigdy nie widziałam u niego takiego wyrazu twarzy i jakoś tak dziwnie było, gdy zamiast tej dupkowatej postawy pojawiła się taka grzeczna i niewinna.

- 18 - odparła niepewnie i jakby trochę zdziwiona jednak szybko się uśmiechnęła, a wtedy chłopak pociągnął mnie w kierunku windy.

Z każdą chwilą coraz mniej rozumiałam to co się tu działo.

Weszliśmy do windy, a wtedy chłopak nacisnął numerek 18 na panelu. Przez chwilę nic nie mówił aż w końcu się odezwał:

- Pomyliła mnie z bratem - mruknął nawet na mnie nie zerkając. - A tam są moi rodzice - w końcu na mnie spojrzał. Ani trochę nie wyglądał na zadowolonego, miałam raczej wrażenie, że wcale nie cieszył się z tego spotkania.

- Nie musimy tam iść - odparłam zauważając niechęć na jego twarzy.

- Chcę to mieć za sobą - wzruszył ramionami - to i tak niczego nie zmieni - stwierdził po czym lekko zagryzł wargę. Ścisnęłam mocniej jego dłoń chcąc mu w ten sposób dodać otuchy. Cieszyłam się, że to właśnie ze mną chciał być w tym momencie, że to mnie wybrał na osobę, która miała być przy nim, ale martwiłam się też. Bałam się reakcji tych ludzi, że go odepchnął i, że mimo, że mówił, że to niczego nie zmieni to wiedziałam, że to nie prawda. Jak takie coś mogło niczego nie zmienić?

Po chwili drzwi windy się zatrzymały, a wtedy chłopak zacisnął usta jednak pewnym siebie krokiem ruszył przed siebie. Nie ciężko było się domyślić, gdzie był owy gabinet, bo gdy tylko się wychodziło z windy to była szeroka przestrzeń z której prowadził tylko jeden korytarz i to na końcu, którego znajdowały się duże drzwi z ciemno-brązowego drewna. Ktoś kto by nawet nie wiedział, że to właśnie na tym piętrze jest owe miejsce, z pewnością by się domyślił po wielkości i przestronności wszystkiego wokół. 

W owym szerokim pomieszczeniu znajdowało się naprawdę dobrze komponujące się ze wszystkim biurko, za którym siedziała kobieta zdecydowanie po pięćdziesiątce. Przypominała mi trochę taką starszą panią co na ulicy daje cukierki małym dzieciom. 

Od razu szeroko się uśmiechnęła na widok chłopaka po czym wstała od biurka i podeszła do nas, a potem z całej siły go przytuliła na co ten wytrzeszczył oczy, a ja jedynie uśmiechnęłam się rozbawiona. Widok był po prostu przekomiczny. 

Po chwili odsunęła się i najwyraźniej nie zauważając zdziwionej miny chłopaka i jego dziwnego zachowania przeniosła swój wzrok na mnie. 

- Ta piękność to Twoja? - uśmiechnęła się jeszcze szerzej po czym z całej siły mnie przytuliła na co tym razem chłopak cicho się zaśmiał, a ja jedynie zmroziłam go wzrokiem jednak objęłam kobietę, bo mimo, że jej wcale nie znałam to miałam wrażenie jakby babcia mnie obejmowała. 

- Moja - odezwał się dumnie chłopak zaraz po tym, gdy kobieta się odsunęła. 

- Ślicznie razem wyglądacie - odparła przyglądając się nam obojgu. - No, ale już nie będę zatrzymywać, leć do mamy - posłała nam szeroki uśmiech po czym z powrotem zajęła miejsce za biurkiem. 

Chłopaka jakby na moment sparaliżowało jednak po chwili pokręcił głową i ruszył w kierunku odpowiednych, i jedynych drzwi jakie się tu znajdowały. Zanim je otworzył, zamarł na co mocno zacisnęłam usta. 

- Możemy to przełożyć - powiedziałam tak cicho, aby kobieta mnie nie usłyszała. Chłopak zerknął na mnie, a wtedy w końcu na jego ustach pojawił się delikatny uśmiech. 

- Strasznie Cię kocham - a potem krótko złączył nasze usta na co na moich ustach pojawił się mały uśmiech. 

- Ja Ciebie też, kochanie - kciukiem pogłaskałam jego policzek, a wtedy w końcu szerzej się uśmiechnął. Kochałam to, że potrafiłam tak prosto go sprawić. 

Sekundę później oboje odwróciliśmy od siebie wzrok, a gdy tylko chłopak już miał pchnąć drzwi, te się z zamachem otworzyły przez co dostałam nimi w twarz, a oboje się tego na tyle nie spodziewaliśmy, że upadłam na tyłek. 

- Kurwa mać - syknęłam łapiąc się za nos. - Uważaj debilu jak łazisz - dodałam niewiele myśląc. Thymon od razu do mnie doskoczył i zaczął wypytywać czy wszystko okay na co ja odburknęłam, że tak i w końcu podniosłam wzrok na przybyłego. W tym momencie naprawdę nie dziwiłam się nikomu, że mylił Thymona z nim. Byli praktycznie identyczni z tą różnicą, że ten nie był tak luźno ubrany i czesał włosy w przeciwieństwie do mojego chłopaka. 

- Przepraszam - powiedział od razu wyciągając w moim kierunku dłoń. - Jesteś cała? - spytał, gdy ja jak ta idiotka wpatrywałam się w niego nie wiedząc co powiedzieć. Było tu o jednego Thymona za dużo. 

- No raczej - mruknęłam do chłopaka po czym odpychając jego dłoń sama się podniosłam z lekką asekuracją swojego chłopaka. 

- To może kawa na przeprosiny? - spytał z zawadiackim uśmiechem na co od razu moje brwi poleciały do góry. W tej sytuacji tak bardzo przypominał mi Thymona, że aż uwierzyć w to nie potrafiłam. Jakim cudem nawet charakter mieli tak cholernie podobny? 

- Ej, ej, stary! Wara od mojej dziewczyny - syknął Thymon nagle stając między nas. Zmroził go wzrokiem, gdy ten kompletnie zszokowany przyglądał mu się. Thymon najwyraźniej kompletnie zlał to, że wyglądał prawie identycznie jak tamten. Przecież pokazanie całemu światu, że byłam jego było ważniejsze niż to, że właśnie po raz pierwszy zobaczył brata. 

- J - jak ty? - spytał w ciężkim szoku jednak w tym samym czasie wpadła tu owa kobieta, która jeszcze tak niedawno się do nas tuliła, a gdy tylko zobaczyła dwóch identycznie wyglądających chłopaków stanęła jak wryta. 

- Grace, proszę zabierz Simona - odezwał się jakiś silny kobiecy głos, który dochodził z gabinetu. Kobieta bez wahania złapała go pod ramię po czym wyprowadziła, a ten wciąż będąc w szoku, pozwalał się bezwiednie prowadzić. 

W końcu razem z Thymonem podnieśliśmy wzrok na ową kobietę. Wyglądała jak taka Pani na włościach, co wszystkim dyryguje i ma nad wszystkim kontrolę. Miała na sobie białą sukienkę przylegającą do ciała ze złotym paskiem obwiniętym wokół pasa. Włosy miała ułożone we wręcz aż za idealnego koka, a jej makijaż z pewnością był wykonywany przez jakichś wyszkolonych do tego ludzi. Na nogach miała złote szpilki. Przez chwilę spoglądała na swojego syna aż w końcu przeniosła wzrok na mnie, a na jej twarzy od razu ukazało się zniesmaczenie. Słabe pierwsze wrażenie - pomyślałam mając na myśli swoje zachowanie jak i wygląd, który nie był ani trochę odpowiedni, bo miałam na sobie koronkowy czarny top i krótkie spodenki nie wspominając nawet o tym, że po tym całym 'wypadku' z pewnością moje włosy się rozwaliły. W tej właśnie chwili pomyślałam, że Thymon powinien mnie uprzedzić dokąd jedziemy, abym mogła się chociaż dobrze ubrać. Coś czułam, że już mnie nie lubiła. 

- Możemy porozmawiać? - spytała w końcu przenosząc wzrok na swojego syna. - W cztery oczy? - dodała przelotnie zerkając w moim kierunku. Chciałam już się wycofać jednak chłopak mocniej ścisnął nasze dłonie po czym prychnął na nią z jakimś żalem. 

- Jeśli masz mi coś do powiedzenia to tylko w jej obecności - zaparł się na co zacisnęłam usta. Poczułam się fatalnie na samą myśl, że to przeze mnie nie porozmawia z matką. Nie byłam tu po to, aby mu przeszkadzać. 

- Mogę zaczekać na zewnątrz - odezwałam się spoglądając na chłopaka jednak ten nawet na mnie nie spojrzał kompletnie ignorując moje słowa. 

- Dobrze, skoro tak, to zapraszam - mruknęła wyraźnie niezadowolona na co chłopak od razu pociągnął mnie do środka gabinetu. Czułam, że cały czas mi się przygląda jakby tylko liczyła na to, że ucieknę chociażby pod jej ostrym wzrokiem, ale ja taka nie byłam. Szłam pewnym siebie krokiem z obojętną miną mając kompletnie gdzieś jej zdanie. 

Oboje stanęliśmy kilka metrów od niej, a ta wciąż stała kompletnie niewzruszona i pewna siebie. 

- Jak mnie znalazłeś? - spytała nie odwracając wzroku od chłopaka. 

- Naprawdę? - prychnął. - To jest Twoje pytanie? - syknął z wyraźną pogardą na co przytuliłam się do jego boku jednocześnie mocniej ściskając jego dłoń, którą zaczęłam kciukiem delikatnie głaskać. Czułam jak się powoli rozluźniał. 

- Czego się spodziewałeś? - skrzyżowała dłonie na piersi po czym odetchnęła. 

- Chyba niczego - burknął. - Nie powinienem był przychodzić - powiedział po czym pociągnął mnie w kierunku wyjścia jednak ja już kompletnie wściekła zaparłam się nogami, a potem syknęłam w kierunku kobiety:

- Jesteś idiotką - zmroziłam ją wzrokiem. - Kurwa, jaki masz do niego problem co? Jest świetnym facetem chociaż jego matka jest spierdolona do szpiku kości. I co? Nie obchodzi Cię on? Wiesz dlaczego? Bo jesteś beznadziejna. Współczuje Simonowi, że żył z kimś takim - plunęłam jej pod nogi po czym sama pociągnęłam chłopaka, który w ciężkim szoku bezwiednie za mną szedł. Po chwili weszliśmy do windy, a wtedy wcisnęłam na panelu numerek zero. Thymon w końcu na mnie spojrzał. Cokolwiek by się stało, nie zamierzałam za to przepraszać. Wiedziałam, że sobie zasłużyła. 

- C - co to było? - spytał mrugając na mnie kilka razy oczami. 

- Prawdę jej powiedziałam - wzruszyłam ramionami na co chłopak lekko uchylił usta potem je oblizał, a już w następnej chwili przyparł mnie do ściany i z całej siły nacisnął na moje usta. Od razu odwzajemniłam pocałunek zarzucając mu dłonie za szyję jednocześnie wplątując je w jego włosy. On natomiast jedną dłoń trzymał na wysokości mojej głowy, a drugą ścisnął biodro. 

- Tak zakurwiście Cię kocham - wyszeptał po czym zassał moją dolną wargę. Sapnęłam cicho mocniej ciągnąc za jego włosy. 

- Ja Ciebie też, Thymon - zagryzłam wargę, gdy ten się lekko odsunął, abyśmy oboje mogli nabrać powietrza. Tak bardzo mi go w tym momencie brakowało, że myślałam, że się uduszę w tej windzie. 

- Jak twój nosek? - spytał po czym mnie w niego cmoknął. 

- D - dobrze - wysapałam próbując jak najwięcej pobrać powietrza. Chłopak jak zwykle był usatysfakcjonowany moim stanem. 

- A idealny tyłek? - dopytał zsuwając dłonie na ową część mojego ciała po czym go ścisnął. Zagryzłam wargę. 

- Idealnie - wyszeptałam, a wtedy znowu poczułam usta chłopaka na swoich. Pocałunek ten był pełen namiętności i pożądania. Już wiedziałam jak to się skończy, gdy tylko wrócimy do domu.

----------------

Przepraszam za spóźnienie się z rozdziałem, ale nie miałam wcale czasu na pisanie nawet nie wspominając o tym jak wiele się działo. Jeszcze raz przepraszam🙁🤍

PS. Niedługo przerwa świąteczna, więc pewnie będzie więcej rozdziałów❤️😁 Tydzień po niej mam praktyki, a potem od razu ferie zimowe, więc się nawet obawiam, że zdążę książkę skończyć. Niby fajnie, ale będę za nimi tęsknić😢❤️

PS2. Nie mam pojęcia czy w tym tygodniu będzie kolejny rozdział. Postaram się, ale wątpię😕

Rozdział niesprawdzony

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro