65. Idziemy dzisiaj na randkę

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Powinniśmy wracać do domu w niedzielę - odparł w końcu chłopak, gdy od jakiejś pół godziny leżałam w jego ramionach na leżaku przy basenie.

Podniosłam wzrok na jego twarz po czym cicho westchnęłam.

- Nie chcę - mruknęłam jeszcze mocniej się w niego wtulając.

- Wiem, kochanie, ale już pora - odetchnęłam czując jak jego palce delikatnie głaskały moje plecy. - Jeszcze tu wrócimy - obiecał na co posłałam mu szeroki uśmiech.

Gdy tak o tym myślałam to powrót do rzeczywistości i do naszych codziennych żyć wydawał mi się przerażający. Kochałam te chwile, gdy mogliśmy oderwać się od rzeczywistości i po prostu być sam na sam nie przejmując się niczym. A teraz po tych wszystkich dniach mieliśmy wrócić do pracy i szkoły? Jasne, tęskniłam za przyjaciółmi i rodziną, ale marzyłam o tym, aby te wakacje trwały jeszcze chociaż kilka dni dłużej. Niestety wiedziałam, że to już niemożliwe. Thymon miał pracę, a ja musiałam wrócić do nauki, aby zaliczyć wszystkie sprawdziany, które opuściłam.

- Trzymam Cię za słowo - odparłam posyłając mu niewielki uśmiech. Nawet jeśli zostało nam kilka wspólnych dni w tym raju to i tak się cieszyłam. Chciałam po prostu cieszyć się chwilą.

***

- Już o mnie zapomniałaś? - spytała dziewczyna, gdy tylko w końcu od niej odebrałam.

- Nie żartuj - prychnęłam. - Powinnam była wcześniej odebrać, ale..

- Dobra, dobra. Nie tłumacz się już. Cieszę się, że się wam układa - stwierdziła na co się szeroko uśmiechnęłam obserwując chłopaka, który aktualnie gotował dla nas kolację. Jak się okazało, naprawdę to lubił, a właściwie jak twierdził, lubił to robić dla mnie, a skoro cudownie gotował to ja nie miałam zamiaru mu w tym przeszkadzać.

- Dzięki - mruknęłam ciesząc się, że miałam tak świetną przyjaciółkę.

- Ale miło by było, gdybyś czasem dała znak życia - odparła pod chwili na co cicho westchnęłam.

- No wiem, wiem. Byłam trochę zajęta..

- Domyślam się - skwitowała dwuznacznie cicho prychając na co się zaśmiałam.

- W każdym razie w niedzielę wracamy - poinformowałam już wyobrażając sobie jej minę.

- No nareszcie! - pisnęła nagle przez co się cicho zaśmiałam. - O..?

- Jak z Evanem? - przerwałam jej, bo temat przyjaciela w sumie najbardziej mnie interesował. Dziewczyna westchnęła jakby ten temat już ją męczył.

- Idziemy dzisiaj na randkę - odparła bez większego entuzjazmu na co zmarszczyłam brwi.

- Nie cieszysz się? - spytałam zaskoczona jej zachowaniem.

- Nie wiem - burknęła. - To przecież i tak nie wyjdzie - mruknęła wyraźnie zrezygnowana.

- Dlaczego? - nie rozumiałam jej zachowania. Jeszcze niedawno tak bardzo chciała z nim być, a teraz nagle sądziła, że to nie ma większego sensu.

- Prowadzimy kompletnie inne życia, mieszkamy daleko od siebie, różne charaktery.. Wymieniać dalej? - prychnęła po czym cicho westchnęła.

- Może właśnie teraz potrzebujesz odpowiedzialnego i dobrego faceta, który będzie Cię szanował, i się Tobą opiekował - odparłam uśmiechając się pod nosem.

- Nie wiem. Sypianie z przypadkowymi facetami jest znacznie łatwiejsze niż związki - burknęła na co się cicho zaśmiałam.

- Nikt nie powiedział, że będzie łatwo. Ale naprawdę warto - stwierdziłam nie odwracając wzroku od chłopaka. Odkąd go spotkałam to wiedziałam, że w życiu nie spotka mnie nic lepszego.

- Taa, no zauważyłam - westchnęła. - A jak tam u was? Podobał mu się prezent? - spytała wyraźnie chcąc już zmienić temat. Na jej nieszczęście już niedługo mieliśmy wracać, a wtedy już nie będzie miała szansy, aby uciec od moich pytań.

- Tak, nawet bardzo, ale nie o tym..

- Dobra, skończ już. Idę dzisiaj na randkę i zobaczymy - mruknęła na co cicho westchnęłam.

- Albo mi się wydaje albo specjalnie wymyślasz jakieś bzdury, bo jesteś pewna, że się zawiedziesz. Jestem pewna, że tak nie będzie - stwierdziłam przez co po chwili usłyszałam ciche prychnięcie.

- Nieważne, muszę iść - burknęła po czym się rozłączyła. Wywróciłam oczami mając ochotę trzepnąć ją w ten tępy łeb. Czasami myślała tak bez sensu, że naprawdę nie można było oczekiwać innej reakcji z mojej strony, bo przecież nikt inny nie miał prawa jej bić. Uśmiechnęłam się pod nosem na tą myśl.

- Smacznego - odezwał się chłopak nagle stawiając przede mną talerz jakiejś mieszanki.

- Co to? - spytałam podnosząc na niego wzrok.

- Specjalność szefa kuchni - odparł szeroko się uśmiechając przez co cicho prychnęłam.

- Nie wiesz jak to się nazywa, prawda? - uniosłam brew cicho się śmiejąc.

- Nie moja wina, że te nazwy są takie skomplikowane! - próbował się wybronić jeszcze bardziej mnie przez to rozbawiając. Był przeuroczy.

- Są całkiem proste - odparłam śmiejąc się pod nosem na co chłopak zmrużył na mnie brwi.

- Lepiej jedz - pokręcił głową próbując ukryć rozbawienie przez co nachyliłam się nad blatem dzięki czemu po chwili nasze usta się zetknęły w krótkim pocałunku.

- Kocham Cię - szepnęłam uśmiechając się w jego usta.

- Ja Ciebie też - uśmiechnął się szeroko po czym zajął miejsce na stołku obok mnie. - Teraz, zjadaj

- Ty nie jesz? - spytałam unosząc brew, a jednocześnie łapiąc za widelec.

- Nie jestem głodny - stwierdził na co lekko zmrużyłam brwi.

- Co się stało? - zamruczałam cicho wsuwając porcje jedzenia do ust. Zdecydowanie powinien częściej gotować.

- Rozumiem, że smakuje - uśmiechnął się po czym cicho westchnął zauważając moją nieugiętą minę. - Simon do mnie dzwonił - odezwał się.

- I?

- Nie odebrałem - odparł wzruszając ramionami. - Póki tu jesteśmy chce chociaż na chwilę oderwać się od tego badziewia. Chcę spędzić z Tobą czas nie myśląc o rzeczywistości do której i tak już niedługo będziemy musieli wrócić - skwitował po czym uśmiechnął się wyraźnie rozczulony, zauważając moje pełne usta jedzenia. - Wiesz jaka jesteś urocza? - spytał, gdy próbowałam coś powiedzieć, ale w tej sytuacji wcale mi to nie wychodziło.

- To jest naprawdę dobre - powiedziałam, gdy przełknęłam jednocześnie czując jak moje policzki robiły się czerwone.

- Cieszę się - stwierdził po czym delikatnie pogłaskał mój policzek ściągając z niego kawałek jedzenia.

- Co do Simona to zrób to co chcesz. Możesz z nim porozmawiać dzisiaj, po powrocie albo za 5 lat. Cokolwiek zdecydujesz - uśmiechnęłam się przysuwając widelec pełny jedzenia do jego ust.

- Będziesz mnie teraz karmić? - uniósł brew wyraźnie rozbawiony.

- Yhym - zamruczałam na co chłopak się cicho zaśmiał, jednak po chwili uchylił usta dzięki czemu wsunęłam do nich widelec. - Dobre, nie?

- Pycha - stwierdził, a ja widząc ten szeroki uśmiech i radość w oczach, wiedziałam już, że chciałam, aby właśnie tak wyglądała moja przyszłość.

***

- Gotowy? - spytałam ściskając jego dłoń, gdy razem zasiedliśmy na swoich miejscach w samolocie.

- Zdecydowanie nie - westchnął cicho. - Chciałbym tu dłużej zostać - odparł nieco się krzywiąc. Też miałam takie zdanie na ten temat. Od rana oboje byliśmy podminowani i nieco smutni. Powrót tam wydawał mi się czymś naprawdę beznadziejnym. Wiedziałam, że był nieunikniony, ale to było ostatnim na co miałam ochotę.

Tydzień, który spędziliśmy tylko we dwoje był najlepszym w moim życiu. Wiedziałam, że zapamiętam z niego każdą minutę, bo była tego warta. Każda chwila z nim wydawała mi się aż zbyt idealna. Kochałam widzieć na jego ustach szeroki uśmiech i tą radość w oczach, która mu towarzyszyła przez ostatnie dni. Ostatnie dwa dni mogły wydawać się nudne i proste. Prawda była taka, że były takie, ale może to właśnie było w nich piękne? To jak jedliśmy lody oglądając wspólnie film, albo to jak leżeliśmy w łóżku do południa rozmawiając o jakichś bzdurach, a potem wieczorem kładliśmy się do łóżka i przytuleni wpatrywaliśmy się w niebo oglądając gwiazdy.

- To, że wracamy wcale nie oznacza końca, czeka nas jeszcze dużo szalonych rzeczy do zrobienia - odparłam posyłając mu uśmiech i jednocześnie ściskając jego dłoń.

- Wiem o tym, ale po prostu.. Te dni były jak z bajki. Chcę nadal spędzać z Tobą czas, bez tego wszystkiego co próbuje nas rozdzielić

- Nie przejmujmy się tym po prostu. Tylko od nas zależy czy uda się im nas rozdzielić - uśmiechnęłam się lekko. Mój wzrok automatycznie zsunął się na nadgarstek chłopaka, na którym znajdował się zegarek, który mu podarowałam. To, że nigdy go nie ściągał dodawało mi jakiejś pewności siebie. Ja też nigdy nie pozbywałam się wisiorka od niego. Dzięki niemu miałam wrażenie, że cały czas był obok mnie, że jego serce naprawdę należało do mnie i nic nie mogło mi go odebrać.

***

- Ej! Udusisz mnie - pisnęłam, gdy tylko ramiona przyjaciółki owinęły się wokół mojej szyi.

- Mam wrażenie jakbym wieki Cię nie widziała - mruknęła w końcu się odsuwając na co cicho się zaśmiałam. Już chwilę później koło mnie pojawiła się mama, a potem cała reszta rodzinki, która się na mnie rzuciła i zaczęła mocno przytulać. W następnej kolejności poleciał Thymon, którego moje rodzeństwo powitało lepiej niż mnie. Wywróciłam na to oczami już w całości skupiając się na tym o czym mówiła do mnie mama.

- Wpadniecie teraz do nas? Upiekłam Twoje ulubione ciasto - uśmiechnęła się szeroko jakby doskonale zdawała sobie sprawę z tego, że w takim wypadku odpowiedź była tylko jedna. - Chyba, że jesteście zmęczeni - dodała po krótkiej chwili ciszy.

- Jeśli Vicky ma ochotę iść to ja bardzo chętnie - wyszczerzył się chłopak obejmując mnie ramieniem, jednak po chwili mnie puścił, aby pomóc mojemu tacie włożyć walizki do bagażnika.

- Przyjdziemy - odparłam uśmiechając się pod nosem. Jeszcze w samolocie bałam się powrotu, tego że on może coś zmieni, ale teraz ta myśl wydawała mi się czymś głupim. Thymon był wszystkim czego w życiu pragnęłam i nawet podczas naszych najgorszych kłótni nawet do głowy mi ani razu nie przyszło, aby z nim zerwać. Mogło być naprawdę fatalnie, ale wierzyłam, że razem byliśmy w stanie przetrwać wszystko.

-----
Dzisiaj krótszy rozdział, bo już serio nie wiem o czym pisać 😂😂

Najwyraźniej pora przyśpieszyć fabułę😼❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro