Epilog

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaciągam się po raz kolejny i unoszę rękę w górę, spoglądając z zaciekawieniem na jej obraz w tle czarnego nieba i miliony gwiazd. Nikotyna odpręża mnie, pozwala się uspokoić i odstresować, a także pozwala zasmakować tego cudownego smaku, jednak na świecie jest jedna rzecz, która ma cudowny smak. 

Mój piękny William.

Jest cisza, nie odzywam się, nie odzywa się on, a spogląda na mnie tym czułym spojrzeniem, gdy leżę na dachu, to odwraca wzrok w górę na gwieździste niebo. Ponownie się zaciągam i dostrzegam, jak męska dłoń złącza się z moją. Nasze palce się splatają i czuję ten prąd przechodzący przez całe moje ciało, które jest dla mnie najlepszym uczuciem. Jest jedynym moim narkotykiem, który mogłabym zażywać dzień w dzień.

– Will? 

– Jak się czujesz? – zapytał, spoglądając uważnie w moją stronę.

– Dobrze. – odparłam, zaciągając się ostatni raz i wyrzuciłam papierosa przed siebie.

– Pamiętasz coś? 

– Troszeczkę. – uniosłam się do pozycji siedzącej, poprawiając czarną sukienkę na udach – Dziękuję.

– Za co? – zmarszczył brwi, lecąc wzrokiem na nasze splecione dłonie. Jego kciuk w troskliwy sposób zaczął gładzić moją zewnętrzną część ręki.

– Nie wziąłeś tego. 

Nie odpowiedział, nawet nie uniósł swojego wzroku na mnie, a skupiał się cały czas na mojej dłoni, po której kreślił wzory. Wciągnęłam więcej powietrza do płuc, zaciągając się tym świeżym z lasu, który nas otacza wokół. Wreszcie czuję się wolna, wolna od tego okropnego stanu, który do niedawna mnie trzymał. 

– Nie potrafiłem. – odezwał się – Nie chciałem tego zrobić, Jane. Nie chciałem cię ponownie stracić. 

Odwróciłam wzrok w jego stronę, spotykając się z błękitnymi tęczówkami, które wbiły się we mnie w namiętny sposób. Dziękuję mu i się cieszę, że nie wziął tego. To dobrze, że nie wziął, bo z mojej głupoty... mogłam go stracić. Z Zackiem się prawie posprzeczałam, ale już wszystko jest w porządku. Wiem, że ten uroczy blondyn nie chciał mnie skrzywdzić, ja skrzywdziłam jego prosząc o to, aby wziął narkotyk. Nigdy tego błędu nie popełnię drugi raz.

 – Bardzo cię przepraszam, że poprosiłam cię o taką... głupotę, Will. – prychnęłam pod koniec, przypominając sobie tak bezsensowny pomysł – I naprawdę ci dziękuję, że tego nie wziąłeś... – nachyliłam się nad naszymi splecionymi dłońmi i obdarowałam czułym pocałunkiem jego zewnętrzną część.

– Jednak czuję się z tym źle, bo cię okłamałem. 

– Przestań. – rzuciłam stanowczo – Nie obchodzi mnie to, że mnie okłamałeś. Obchodzi mnie to, że nie wziąłeś tego. 

– Jane? – spojrzał na mnie.

– Tak? 

– Zaśpiewaj coś dla mnie.

Delikatnie uniosłam swoje kąciki ust w górę i odwróciłam wzrok na nasze splecione dłonie. Czuję te przyjemne ciepło bijące od jego ciała, tą miłość i troskę, jaką William mnie napawa. Ja to wszystko czuję i chcę tak pozostać już na zawsze.

Z moim pięknym Williamem.

 Sometimes I think,
I think too much,
My mind is ticking like a clock that never stops,
All these things you do,
Well they are more than enough,
I've got something to prove,
And I'm feeling in luck...  

[Czasami myślę
Że myślę za dużo
Moje myśli tykają jak zegar, który nigdy nie staje
Wszystkie te rzeczy powodujesz ty
Więc są bardziej niż wystarczające
Mam coś do udowodnienia
I czuję szczęście]

So I'll keep running into the rain,
Heart first, Head second, I'm away,
I'll keep running into the rain,
With my heart there,
For you to take, 

[Więc będę biegła w deszczu
Serce pierwsze, głowa druga, jestem daleko
Będę biec, biec daleko
Z moim sercem
Dla ciebie do wzięcia]

So make me fall in love,
Even if I get hurt,
I'll be the only fool in the world,
Just make me fall in love...  

[Więc rozkochaj mnie
Nawet jeśli będę skrzywdzona
Będę tylko głupcem na świecie
Tylko rozkochaj mnie w sobie]

In love, In love, In love,
In love, In love, In love,
In love, In love, In love,
Just make me fall in love...

[W miłości, miłości, w miłości
W miłości, miłości, w miłości
W miłości, miłości, w miłości
Tylko rozkochaj mnie w sobie]

– I ty mówisz, że śpiewasz amatorsko... – prychnął – Nigdy w życiu nie słyszałem tak pięknego głosu, Jane. – spojrzał na mnie, unosząc swoje kąciki ust w górę.

Zarumieniłam się, czując w dodatku te szalejące w moim żołądku motylki. Uniosłam nasze dłonie w górę i ponownie pocałowałam jego. Odwróciłam wzrok w błękitne tęczówki, przyglądając się im uważnie. Zapadła cisza, oboje patrzymy namiętnie w swoje oczy, nie mówiąc nic. Czuję, jak jego kciuk gładzi moją skórę w ten przyjemny sposób, który uwielbiam, który kocham. Uśmiecham się pod nosem, ale William ani drgnie; cały czas zachowuje tajemniczą postawę, nie ukazując niczego. Patrzy mi prosto w oczy, powodując mięknięcie moich nóg, w ogóle całego ciała.

Nigdy nie mogłam zrozumieć, jak człowiek może mieć tak piękne i jasne oczy, jakie posiada Will. Nigdy nie spotkałam się z osobą, która miałaby tak piękne oczy, jakie on posiada. Są jasne, są bardzo jasne w nienaturalny sposób. Nie mogę go określić, one podchodzą pod biały kolor. To jest tak piękne, że oderwać się od tego nie można. Jego oczy są bardzo hipnotyzujące i zatapiam się w nich. Dostrzegam w nich fale mórz albo niebo, nie wiem. To i to jest bardzo jasne. Może to płatki śniegu? Jego spojrzenie potrafi być zimne, wręcz lodowate, a obdarza mnie takim ciepłem i namiętnością. 

– Zaśpiewasz coś dla mnie? – zapytałam, nie odrywając od niego wzroku.

Nie odpowiedział, a odwrócił wzrok i uśmiechnął się, jakby zawstydzony, na co zmarszczyłam delikatnie brwi. Czy on się wstydzi? Czy on właśnie się rumieni?!

– Rumienisz się! – uśmiechnęłam się.

– Napisałem dla ciebie piosenkę. 

Z mojej twarzy zniknął uśmiech. Patrzę na niego z szokiem, ze zdziwieniem, jednocześnie rozpływam się w środku i grzeję. Jak tu nie być najszczęśliwszą osobą na świecie? Jak tu przestać go kochać, gdy za każdym razem on cię zaskakuje? Moje serce przyspieszyło i obija się o klatkę piersiową. Jestem pewna, że on je słyszy.

– N-Naprawdę..? – ledwo wydusiłam z siebie. 

– Chyba tak, ale nie jestem pewien. – zaśmiał się żartobliwie, na co uderzyłam go delikatnie w ramię.

– Zaśpiewaj dla mnie. – powiedziałam spokojniejszym tonem i rozłączyłam nasze dłonie, aby oprzeć się rękoma o dach.

Wbiłam swoje spojrzenie w jego osobę, która nawet na mnie nie patrzy. Jest taki uroczy i słodki, kiedy się wstydzi i krępuje. Zaczyna bawić się swoimi kciukami, które uważnie obserwuje i oblizuje dolną wargę, na co mam ochotę mu ją zagryźć. Ponownie się uśmiecham, gdy wplątuje swoje dłonie w czarne włosy i czochra nimi na każde strony, powodując nieład, który w ciągu dalszym jest seksowny.

Would you help me to find a new way... – zaczął niepewnie.

Would you guide me through all of this again,
Don't let me slip away,
I need you here to the very end...  

[Pomogłabyś mi odnaleźć nową drogę ?
Przeprowadziłabyś mnie przez to wszystko jeszcze raz ?
Nie daj mi uciec
Potrzebuję Cię przy mnie do samego końca]

So stay here with me,
There's so much love and your smile when I look at your face,
And i'm here to stay,
You're my first and my last love,
And you're my scape...  

[Więc zostań tu ze mną
W twoim uśmiechu jest tyle miłości, gdy spoglądam na twą twarz
I jestem tu, by się zatrzymać
Jesteś moją pierwszą i ostatnią miłością
Jesteś moją ucieczką]

So tell me you'll be right here with me,
Hearing your voice is like hearing an angel sing,
Through the good and bad and all in between,
You're the one I wanted, the one I needed,
And i know...

[Więc powiedz, że będziesz tu ze mną
Słyszeć twój głos, to jak słyszeć śpiew anioła
Przez dobro, zło i wszystko co pomiędzy tym
Jesteś jedynym czego pragnę, czego potrzebuję i wiem to na pewno]

You tell me to live each day,
To live each day like it's my last,
I won't make you turn away,
So come with me and never look back...  
[Mówisz mi by żyć każdym dniem
By żyć każdym dniem, jakby był moim ostatnim
Nie sprawię, że będziesz chciała zawrócić
Więc chodź ze mną i nigdy nie oglądaj się za siebie]

After all that we've been through,
You are still by my side and I'm grateful,
You there and I, I love you,
You're my best friend and I want you to know I care...  

[Po tym wszystkim przez co przeszliśmy
Ty wciąż jesteś przy mnie i jestem za to wdzięczny
I ja, ja cię kocham
Jesteś moim najlepszym przyjacielem i chcę, żebyś wiedziała,
że to się dla mnie liczy]

Zakryłam usta dłońmi, powstrzymując się od szlochu. Łzy ze mnie zlatują i nie mogę zapanować nad kolejną inną. Płaczę przez niego, płaczę wzruszona, rozczulona i zauroczona jego osobą, jego śpiewem i jego słowom, które kierują się do mnie. Cała drżę i nie mogę nad tym zapanować. Uczucie, które mnie teraz odwiedziło nie boli, a w bardzo przyjemny i miły sposób się rozpływa, jednak chcę to zatrzymać. Czuję owijające się ramiona wokół mnie i od razu wtulam się w Williama.

W mojego pięknego Williama.

Gładzi moje plecy w kojący sposób, a ja płaczę w zagłębieniu jego szyi, zaciskając jeszcze bardziej ręce na męskich barkach. 

– Dziękuje... – wyszlochałam, pociągając nosem.

– Spokojnie... – przeczuwałam, że się uśmiecha – Robisz ze mnie takiego mięczaka, Jane... – jęknął, śmiejąc się.

Zaśmiałam się i odsunęłam, ścierając rękawem jeansowej kurtki moje łzy. Jestem dalej roztrzęsiona, ale w pozytywnym znaczeniu. Dalej nie mogę uwierzyć w to, że napisał dla mnie piosenkę. Rok temu melodię, którą zagrał na gitarze, a teraz takie słowa. Jestem najszczęśliwszą osobą na świecie i te szczęście jednej osobie potrafiłabym tylko oddać - mojemu pięknemu Williamowi. 

– To było takie... Jezu, Will... – jęknęłam pod koniec, pociągając nosem – Dziękuję ci... 

– Kocham cię.

Nie odpowiedziałam, a spuściłam głowę w dół i pociągnęłam nosem, ścierając z policzków pozostałe łzy. Po chwili rzuciłam się przed siebie i gwałtownie wpadłam na tors Williama, który aż po cichutku jęknął pod nosem, obejmując mnie od razu. Oboje opadliśmy na dach, lecz ja leżałam na jego torsie.

– Też cię kocham. – wyszeptałam – Bardzo cię kocham, Will... – przekręciłam się na bok i nachyliłam nad nim – Hej... Will..? – spytałam niepewnie, obserwując jego profil.

– Tak? – zapytał, wyciągając paczkę papierosów z kieszeni czarnych spodni i wpakował między usta czerwonego marlboro. 

– Wiesz może...

– Jaki moment nas do siebie przyciągnął?

– Jaki moment nas do siebie przyciągnął? 

Oboje się zaśmialiśmy, gdy wypowiedzieliśmy te same zdanie w tym samym czasie. Naprawdę zadaję sobie to pytanie od dawna, od chyba momentu, kiedy zaczęliśmy się zbliżać do siebie. Jaki moment nas przyciągnął? Nie potrafię na to odpowiedzieć. 

Oblizuję wargi, gdy w miarę powstrzymaliśmy swój śmiech. William zaciągnął się, spoglądając w gwieździste niebo, a ja przyglądam się pięknym tęczówkom, opierając głowę o zgiętą rękę. Po chwili odwrócił się w moją stronę i zapadła cisza. Spojrzał głęboko w moje oczy, zaciągając się. Moja klatka piersiowa przyspiesza, a w brzuchu ponownie czuję te motylki. Nachyla się nade mną i przybliża swoje usta do moich, wypuszczając powoli dym, który zaczynam wciągać. 

Pod koniec obdarowuje moje usta czułym pocałunkiem. Nasze usta są złączone i przymykam oczy, wplatając rękę w jego puszyste włosy. Miękkie i ciepłe usta obracają się w leniwy sposób wokół moich i odwzajemniam wszystko, cały czuły, namiętny i pełen miłości pocałunek. Odsuwa się ode mnie, zagryzając moją dolną wargę na co pomrukuję. 

Nagle jego wzrok spoczął na moim dekolcie. Skupił całą swą uwagę na mój dekolt, to po chwili zaciągając się papierosem wyciąga rękę w tamtym kierunku i chwyta w swoje palce złoty naszyjnik, który od niego dostałam wraz z bransoletką. Obraca w swojej dłoni znaczek nieskończoności, który kiedyś symbolizował naszą wieczną nienawiść do siebie. Co teraz symbolizuje? 

Mój wzrok za to leci na jego nadgarstek, gdzie dostrzegam czarny zegarek ze srebrnymi pierścieniami, wskazówkami i cyframi. Przejeżdżam opuszkami palców po szkle, podążając za ruszającą się wskazówką. Dokładnie pamiętam dzień, kiedy mu podarowałam ten prezent. Doskonale pamiętam chwile, kiedy usłyszałam jego głos za sobą i uczucie, kiedy wręczył mi podarunek. 

– Will..? 

– Ja już chyba wiem. 

Spojrzałam na jego twarz, rumieniąc się na policzkach. Uśmiecham się rozczulająco, gdyż ja też już wiem. Wiem, jaki moment nas do siebie przyciągnął.

– Pamiętam, jak matka mnie zmusiła, abym kupił ci jakiś normalny prezent. – uśmiechnął się i nie przestawał obracać wisiorka w swojej dłoni. 

– Mnie też zmusiła. – zaśmiałam się. 

– Chyba powinienem podziękować jej za pomoc. – spojrzał w moje oczy. 

Rozchyliłam delikatnie wargi, ale nie odezwałam się. Zabrakło mi tchu, moje serce obiło się o klatkę piersiową, a w brzuchu ponownie wykręciło od przyjemnego uczucia. Rozpływam się przez najważniejszego człowieka w moim życiu. Ja zawsze się przez niego rozpływałam, zawsze rozczulałam i zawsze czułam te piękne uczucie.

Zawsze przy moim pięknym Williamie.

– Ja chyba też. – powiedziałam i czułam, jak moje policzki czerwienieją się.

Pomyśleć, że ten moment nas do siebie przyciągnął. Pomyśleć, że to wszystko zaczęło się od tego. Taka mała rzecz, a tak cieszy. Oboje zrobiliśmy to z przymusu, zmusili nas do tego rodzice i po tym wszystkim - tej całej niechęci i nienawiści - jesteśmy tutaj, razem ze sobą i nie potrafimy bez siebie wytrzymać. 

– Boże, dziewczyno, co ty ze mną zrobiłaś... – westchnął, wyrzucając papierosa i opadł ciałem na dach – Jane, pamiętasz, jak nienawidziliśmy siebie

– Pamiętam. – odparłam i uniosłam się do pozycji siedzącej, spoglądając na jego profil – Pamiętam, jak wrzuciłeś mi robaka pod bluzkę. – uśmiechnęłam się.

– Tak, a później na siłę nas zmuszali, abyśmy się pogodzili. – zaśmiał się – Boże, do teraz pamiętam, jak mnie uderzyłaś wtedy w głowę... – dodał rozbawiony.

– No, a ja do teraz pamiętam, jak w wieku dwunastu lat ścisnąłeś mnie za pierś! – zaśmiałam się.

– Kopnęłaś mnie w jaja! – spojrzał na mnie, unosząc brwi w górę – Musiałem się odwdzięczyć! 

– Boże, miałam wtedy takie malutkie... – zaśmiałam się i jednocześnie skrępowałam – Ale to bolało, bo rosły!

– Mogę teraz ucałować, żeby złagodzić ból. – mruknął, unosząc kąciki ust w górę w łobuzerski sposób.

– Hej, a pamiętasz... – zatrzymałam się, by powstrzymać od wybuchu śmiechu. Jego wzrok zaciekawiony wbił się we mnie, a ja zastanawiałam się, czy to powiedzieć, czy nie. 

– Co? – zapytał.

– Fujarę? 

Jęknął z dezaprobatą, odwracając wzrok i uśmiechając się. Przyjął to normalnie, dlatego wpadłam w śmiech. Zaczęłam się śmiać, powracając do wspomnień i do tego, jak go przezywali w przedszkolu przeze mnie. 

– To było takie śmieszne, Will... – powiedziałam w trakcie śmiechu.

– Tak, teraz ja się z tego śmieje. – prychnął – Fujara? Przecież to takie dziecinne. Boże, jak sobie to przypomnę... Niewierze w to, że obrażałem się za takie coś... – zaśmiał się.

– Ty się tak słodko obrażałeś, jejku... – powiedziałam rozczulona.

– A mam wspomnieć o tym, jak ty się na mnie obraziłaś w wieku czternastu lat? Pamiętasz? – spojrzał na mnie cwanym uśmieszkiem – Jak upokorzyłem cię przed tą twoją ''miłością''? – zaśmiał się, robiąc cudzysłów nad słowem ''miłością''.

Zarumieniłam się, powracając do tego dnia. O boże, o boże, o boże, to jedna z najgorszych rzeczy, która może upokorzyć dziewczynę... I to właśnie w ten sposób...

– Boże, nienawidzę cię! – uderzyłam go w pierś, na co się zaśmiał.

– Jak specjalnie z podpaską do ciebie podszedłem, gdy rozmawiałaś z tym chłopakiem i powiedziałem, że znalazłem jedną i ci ją wręczyłem, mówiąc, żebyś szybko schowała? 

Pod koniec wybuchł śmiechem, a ja skrępowana i zażenowana po całości wywróciłam oczami, unosząc kąciki ust w górę z rozbawienia. Odwróciłam głowę w bok, nawet na niego nie spoglądając. To takie upokarzające, ale śmieszne, bardzo śmieszne, gdy sobie to przypomnę. 

– Nienawidzę cię! – uderzyłam go ponownie, lecz w ramię – Ale to przeze mnie nie udało ci się zaprosić dziewczynę na bal, pamiętasz? – spojrzałam na niego zadziornie – Ojoj, młody William chciał zaprosić dziewczynę na bal, ale mu się nie udało... – powiedziałam sarkastycznie przejęta.

– Tak, pamiętam to. – zaśmiał się – Jak mnie pocałowałaś w policzek przy niej i powiedziałaś, że mam być półgodziny przed balem u ciebie w domu. – dodał rozbawiony.

– Uwielbiałam ci dogryzać i niszczyć plany. – mruknęłam zadziornie.

– Teraz tak powracając do tych wspomnień... – jego ton spoważniał – Odtrącaliśmy od siebie innych ludzi. – spojrzał na mnie.

Spoważniałam i spojrzałam w jego oczy, które skupiły się na mnie. Zarumieniłam się, przypominając sobie te wszystkie sytuacje, jak na każdym kroku odstraszałam dziewczyny, które kręciły się wokół Williama albo psułam plany jemu, gdy kręcił z jakąkolwiek. Nie tylko ja tak robiłam, ale on też. On to robił na każdym kroku i tylko miał problem z James'em. 

– Ja... – zaczęłam speszona – Bo ja...

– Byłam zazdrosna..? – mruknął tuż przy moim uchu. 

 Wciągnęłam więcej powietrza do płuc, czując jego bliskość i intensywne perfumy. Jego usta muskają moją skórę na uchu, powodując dreszcze i przyjemne uczucie, które daje mi znaki w podbrzuszu. 

– Nie chcę wyjść na egoistkę... – wydusiłam z siebie.

– Wszyscy jesteśmy egoistami, Jane.

– N-Nie to, że chciałam cię mieć tylko dl-dla siebie... 

Dlaczego on mi to robi?

– A ja chciałem cię mieć dla siebie. – wyszeptał do mojego ucha.

Kurwa.

– Jestem podłym egoistą, Jane. 

– I skurwielem.

– I skurwielem. – dodał z łobuzerskim uśmieszkiem – Byłem bardzo o ciebie zazdrosny.

– Nawet nie zdajesz sobie sprawy z tego, jak bardzo ja byłam o ciebie zazdrosna... – wyszeptałam, chcąc już pocałować go w usta, ale oddalił się ode mnie. Zaczyna mnie prowokować, przybliżając się i oddalając, a ja niewinnie próbuję obdarować jego usta pocałunkiem.

– Nie lubiłem, gdy jakiś chłopak się wokół ciebie kręcił.

– Nie lubiłam, gdy uśmiechałeś się do innych dziewczyn.

– Nie lubiłem, gdy ktoś cię dotykał. Wkurwiało mnie to. Bardzo mnie to wkurwiało. 

– Nie lubiłam, jak przyprowadzasz sobie panienki na jedną noc. Strasznie mnie to wkurwiało. 

– Jak widziałem kogokolwiek przy twoim towarzystwie, robiłem wszystko, aby się od ciebie odpierdolił.

– Nienawidziłam, gdy byłeś z innymi dziewczynami.

– To z nas obojga robi pieprzonych egoistów, Jane. – wyszeptał, muskając moje usta – Najbardziej troszczymy się o rzeczy, o osoby, których nie chcemy stracić. 

– Jestem pieprzoną egoistką i nie chcę cię stracić... – wyszeptałam, chcąc już pocałować jego usta, ale dalej mnie prowokował. 

– I nie stracisz. – wyszeptał.

Przymknęłam oczy, chcąc już złączyć nasze usta, ale poczułam powiew chłodu. Spojrzałam przed siebie, nie widząc pięknej twarzy Williama, a dostrzegłam jego nogi. Po chwili męskie dłonie uniosły mnie, stawiając prosto i uniosłam głowę w górę, by dostrzec parę błękitnych tęczówek, które wpatrują się we mnie.

 – Jane?

– Tak? 

– Wyjedźmy gdzieś.

Momentalnie moje ciało się zgrzało, a serce obiło kilka razy szybciej o klatkę piersiową. Czuję rumieńce na twarzy, które on na pewno widzi. Czy naprawdę on to powiedział? Czy naprawdę on to zaproponował? O mój boże.

– J-Jasne... – wydusiłam z siebie, będąc dalej oczarowana jego wypowiedzią – Gdzie chciałbyś? I na ile? Will, przecież mamy collage... 

– I co z tego? – wzruszył ramionami – Tydzień, dwa bez collage'u nic nam nie zrobi. Ważne, że będziemy razem.

Nie odpowiedziałam od razu. Cały czas dochodzą do mnie informacje, które on mi przekazuje. William chce ze mną wyjechać. William chce ze mną spędzić czas sam na sam. Sam na sam. Sam na sam z Williamem. Tylko ja i William.

– Tylko ty i ja? – zapytałam, rumieniąc się jeszcze bardziej.

– Tylko ty i ja.

– Razem? 

– Na zawsze razem.

– Okej.

– Okej.

Nie wytrzymałam. Położyłam rękę na jego karku i pociągnęłam w swoją stronę, stojąc na palcach. Złączyłam nasze usta w utęsknionym pocałunku, w którym obdarowywałam go całą miłością, jaką go darzę. Jego ręce owinęły się wokół mojej talii, przybliżając do siebie jeszcze bardziej. Całuję jego usta w czuły i namiętny sposób, a on całuje moje w ten sam. 

Mój piękny William.

– Will..? – minimalnie oderwałam się od jego ust. 

– Tak? 

– Czy naszyjnik dalej symbolizuje to, co symbolizował na początku? – zapytałam.

Jedynie zmarszczył brwi, słysząc moje pytanie.

Nienawidzimy siebie

Teraz zawitał uśmieszek. Uśmiech, który tak uwielbiam, który tak kocham, który jest dla mnie piękny, najpiękniejszy. Który tylko ja mogę oglądać i ja chcę, żeby dla mnie tak pięknie się uśmiechał. 

Mój piękny William.

Kochamy siebie.

– Okej.

– Okej.

I ponownie usta połączyły się ze sobą w czuły i namiętny sposób, uciszając nas tym samym. Osoba, którą tak nienawidziłam jest jednocześnie tą osobą, którą tak kocham. Zawsze był obok mnie, zawsze był przy mnie, zawsze był ze mną na każdym kroku i nigdy nie opuszczał. William jest najważniejszym człowiekiem w moim życiu i bez niego go nie mam. Jest jedynym narkotykiem, którego mogłabym próbować i sięgać codziennie. Jest moim powietrzem, bez którego nie umiem oddychać. Jest dla mnie wszystkim.

– Kocham cię, Jane.

– Ja ciebie też kocham, Will.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~  


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro