Rozdział 20

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Muzyka pod koniec!

I mamy już środę. Powrót do akademiku był straszny - musiałam się rozstać z wygodą w domu, z tym pięknym zapachem, z tą przyjemną i miłą atmosferą, po prostu z rodziną, którą kocham i za którą bardzo tęsknie. Wieść, że ojciec akceptuje mój związek z Williamem, który jest i tak jeszcze nieoficjalnie zatwierdzony, to i tak mnie cieszy. Zaakceptował go w pełni, chociaż dalej czuję, że poniekąd ma problem z tym. Jego wzrok w niedzielny poranek na półnagiego Williama w moim pokoju był bezcenny...

Rachel nie udało się mnie obudzić z rana, nawet nie dała rady, bo ignorowałam jej pobudki i mocne szturchania moim ciałem. Chciałam spać, byłam strasznie śpiąca, bo poszłam spać o trzeciej rano, a przez kogo? Profesor Anderson wlepiła mi za nic dodatkową pracę z matematyki na prawie czternaście stron. Teraz biegnę do sali, w której odbywa się lekcja od ponad trzydziestu minut. Jestem spóźniona, pięknie, kurwa mać, kolejne dodatkowe godziny z panną Jane Anderson - lesbijką, która patrzy w mój dekolt. Wariatka.

Otwieram z hukiem masywne drzwi i spoglądam na profesor, której wzrok już padł na moją osobę. Mój oddech jest przyspieszony i nie mogę go unormować, a także dziwnego stresu, który nagle opanował mój organizm. Wszystkich wzrok patrzy prosto na mnie, w tym błękitne, piękne oczy. Uśmiecham się w stronę Williama, który od razu to odwzajemnia, ale po chwili powraca do swojej czynności - dokuczania Zack'owi, który jęczy z dezaprobatą i stara się bronić. 

– Henderson... – mruknęła wykładowczyni, spoglądając na mnie z cwaniackim wyrazem twarzy.

– Przepraszam. – wykrztusiłam i powędrowałam w stronę ławki ze spuszczoną głową w dół, aby tylko zignorować jej wzrok.

– Zaczekaj, młoda damo. 

Zatrzymuje się, przymykając oczy i wciągając więcej powietrza do płuc. Odwracam się w stronę kobiety i moje serce momentalnie przyspieszyło, gdy stała metr ode mnie. 

– T-Tak? – odzywam się.

– Po lekcjach przyjdź do mnie na godzinę. – cały czas spogląda w moje oczy.

– Dobrze. – burknęłam.

– Czy masz notatki? – zapytała.

– Tak, mam. – sięgnęłam do torby i wystawiłam pracę w jej stronę.

– Bardzo... – chwyciła za dokumenty. Przez całe moje ciało przeszedł nieprzyjemny prąd, gdy poczułam jej dłoń przykrywającą moją – ...się cieszę. – mruknęła, spoglądając intensywniej w moje oczy.

Nie odpowiedziałam, a jeszcze popatrzałam dokładnie trzy sekundy w jej oczy, po czym zabrałam rękę i odwróciłam się w stronę studentów, spoglądając w dół kompletnie przestraszona tym, co się właśnie stało. Idę prosto do swojego miejsca i czuję, jak moje ręce drżą, nie mogę tego w ogóle uspokoić, to straszne. 

– A gdzie buzi? 

Spojrzałam na Williama, który już nastawiał policzek w moją stronę. Jedyny potrafi mnie uspokoić, a wystarczy już jego widok i obecność tutaj. Naprawdę się rozluźniłam. Nachyliłam się nad nim i już miałam zamiar pocałować, ale jego ruch był szybszy i złączył nasze usta w czuły pocałunek, pomimo tego, że pani Anderson surowo zabroniła nam czułości na wykładach. Pieprzyć ją. 

Ujął mój policzek i pogłębił pocałunek, którego oddawałam. Czule, leniwie i spokojnie jak lubię. Dodatkową przyjemność nie tylko sprawia ruch naszych ust, jego miękkich i ciepłych ust, ale jego męska dłoń, która mnie dotyka w sposób, który kocham. 

– Jesteście tacy słodcy... – usłyszałam rozczulający głos Zacka.

Oderwałam się od Williama i zaśmiałam pod nosem, rumieniąc się. Niebieskie tęczówki spoglądają w naszą stronę i wzdychają na nasz widok rozczulająco jak w jakimś filmie. Wzrokiem przejechałam - nie wiem czemu - w stronę Liv i jej dwóch przyjaciół. Czarnowłosa przepisywała notatki z Harrym, a wzrok James'a był wbity prosto we mnie. Mój wyraz twarzy zmienił się, momentalnie ucichłam i nie odezwałam się, czując dziwne skrępowanie. Jego niebieskie oczy są wgapione prosto we mnie, nie ukazując żadnych emocji. Dlaczego na mnie tak się gapi?

– Jane? 

Otrząsnęłam się, powracając do kontaktu wzrokowego z błękitnymi, pięknymi tęczówkami. 

– Tak? – spytałam.

– Co się stało? – przyjrzał mi się.

– Nie, nic, czemu pytasz? 

– Bo odkąd spojrzałaś na James'a posmutniałaś. – rzucił, a ja poczułam dziwne ukłucie w całym sercu – Na dodatek zazdrość mnie zżera, gdy pomyślę o tym, że i on musi zostać po wykładach tu w sali. – burknął.

Nie odezwałam się. Zaraz, on też się spóźnił..? 

– Umm, nie masz o co być zazdrosny, Will. – powiedziałam – A ze mną wszystko jest dobrze. – uśmiechnęłam się.

– Powiedzmy, że ci wierzę. – odparł – Przyjdę po ciebie jak skończysz. – dodał.

– Okej. – uśmiechnęłam się.

– Okej.

I obdarował moje czoło czułym pocałunkiem, pod którym się rozpłynęłam. Moje serce jak i ciało za każdym razem doznaje tego pięknego uczucia, gdy William mnie w jakikolwiek sposób dotyka albo pieści, albo po prostu sprawia uczucie, które zawsze mi sprawiał. Nie wyobrażam sobie chwili bez niego, nie wyobrażam sobie życia bez niego, bo jest dla mnie wszystkim.

~~

Pożegnałam się z Williamem, który usiłował zostać ze mną i nawet kłócił się z panią Anderson, która jednak mu nie pozwoliła. Dlaczego mu nie pozwoliła? To chyba dobrze, że student chciał się czegoś nauczyć, a ton wykładowczyni był surowy i zabraniający. Z trudem nawet oderwał się Will od moich ust, które w miły i przyjemny sposób całował, ale nie dziwię się - też nie chciałam się od jego ust oderwać. Dopiero krzyk profesor odciągnął nas od siebie. 

Westchnęłam głośno, rzucając długopisem na kartkę papieru, gdy drzwi od sali się zamknęły. Zostałam ja, James i wariatka, która siedzi przy swoim biurku i czuję od czasu do czasu jej podejrzliwy wzrok na sobie, a nawet zdążyłam się kilka razy z nim zetknąć. Wyciągnęłam telefon i zaczęłam sprawdzać strony społecznościowe, bawiąc się kolczykiem w języku. Od kilku miesięcy mam kółeczko z diamencikiem, ale zastanawiam się nad jego zmianą. Na dodatek obracam w dłoni symbol nieskończoności na moim dekolcie, który symbolizował naszą wieczną nienawiść do siebie. Drgnęłam całym ciałem, gdy usłyszałam obok siebie szurnięcie krzesła. Spojrzałam w stronę miejsca Williama, którego teraz podsiadł James.

– Szukasz u mego boku szczęścia? – prychnęłam i zablokowałam ekran telefonu, odkładając go na blat.

– Powiedzmy. – odparł – Co u ciebie słychać?

Prychnęłam pod nosem z kpiną i spojrzałam w niebieskie oczy, które spoglądają w moją stronę. Tydzień temu między nami było źle, było najgorzej i nie pamiętam, z kim ostatnio tak miałam, na dodatek oberwał ode mnie w swoje krocze i to nie było lekkie uderzenie. Między mną a jego sforą jest kompletna walka, a on... od tak nagle do mnie się przesiada i rozmawia? 

– Czy to żart? – zapytałam – Od kilku dni patrzysz morderczo na mnie, jakbym zabiła ci matkę, jeszcze oberwałeś ode mnie, a teraz normalnie ze mną chcesz rozmawiać? Jeszcze po tym wszystkim, jak się do mnie odzywałeś? 

– Intrygujesz mnie.

Pomrugałam kilka razy czując, jak moje policzki się rumienią. Tak, zaskoczył mnie i to bardzo, jeszcze napięłam swoje ciało, czując dziwne uczucie w środku. Z nerwów odwróciłam od niego wzrok i przegryzłam wewnętrzną część policzka. Spojrzałam przed siebie i na panią Anderson, która aktualnie zajęta była dokumentami.

– Czyli wyzywając mnie od męskiej ręki to twoje podrywy? – prychnęłam – Ciekawe.

– Skądże, to nie podrywy. – odparł, wzruszając ramionami – To prawda. – zaśmiał się.

– Ha ha, bardzo śmieszne. – burknęłam, patrząc na niego ze zmarszczonymi brwiami – A czego właściwie u mnie szukasz? Nie wydaje mi się, że zadowoli cię ktoś, kogo nienawidzisz i przez kogo twoje klejnoty ucierpiały. – mruknęłam zadziornie.

– Nie wiem, nudno jest. – wzruszył ramionami i sięgnął do mojego długopisu, którym zaczął się bawić – Jesteś tu, to mogę ci chociaż podokuczać i denerwować. – uśmiechnął się.

– To spierdalaj, jeżeli masz takie zamiary.

– Och, Jwow... – spojrzał na mnie – Żartowałem przecież, nie musisz się obrażać.

– Hej, teraz do mnie mówisz? A przy Liv i Harrym po mnie jeździsz jak po szmacie, spieprzaj stąd, James. – syknęłam pod koniec.

Nienawidzę wypowiadać tego imienia.

– Hej, zauważyłaś przecież, że od kilku dni nic ci nie robię. W czym problem, księżniczko? – prychnął.

– Myślisz, że od tak z tobą zacznę rozmawiać po tym, jak mnie tak wyzywałeś? Nie licz na to i spieprzaj, póki jeszcze nie ostrzegłam trzema sekundami.

– Uuu, groźna. – mruknął – Williama też tak katujesz? – zaśmiał się.

Nie odpowiedziałam i zachowałam poważniejszy wyraz twarzy, ale nie udało się - po kilku sekundach zaśmiałam się, gdy przypomniałam sobie momenty, kiedy obrywał ode mnie Will. Tak, bardzo miłe wspomnienia, które sprawiają mi od razu uśmiech na twarzy. 

– Kiedyś oberwał. – rzuciłam rozbawiona, rumieniąc się na dodatek.

– Taaak? – uniósł brwi w górę, nie przestając się uśmiechać – To taka sadystka jesteś? To współczuję twojemu facetowi. – prychnął.

– Hej, to były dawne czasy i wtedy nienawidziliśmy siebie

– Naprawdę? – zdziwił się – Teraz jesteście razem. Ile już lat? 

Uśmiechnęłam się pod nosem, czując na dodatek rozpływające się ciepło na sercu.

– Rok.

– A ile lat nienawidziliście się? Ciekawa historia, nie powiem... – odparł.

– Przez całe życie tak naprawdę. – prychnęłam – Dopiero później... jakiś moment nas do siebie przyciągnął. – uśmiechnęłam się.

– Ciekawe.

– A ty i Liv? – spytałam, spoglądając uważnie na jego twarz – Jak z wami?

– Ja i Liv? – zdziwił się, a po chwili prychnął – Nic między mną a nią nie jest... – dodał rozbawiony – To przyjaciółka od dzieciństwa, a Harry to mój brat bliźniak, ale jesteśmy dwujajowi.

Teraz to ja się zdziwiłam. Harry to jego bliźniak i naprawdę są kompletnym przeciwieństwem; James zawsze gadatliwy, ruchliwy, energiczny, kłótliwy, prowokujący i pewny siebie a Harry cichy, spokojny, w ogóle nieodzywający się. Jak ogień i woda. 

– Naprawdę? – zapytałam – Nie wiedziałam, w ogóle nie jesteście do siebie podobni, nawet charaktery macie zupełnie inne.

– Jednak nie oceniaj książki po okładce. – uśmiechnął się łobuzersko – Harry potrafi być... skurwielem. – zaśmiał się.

Uniosłam brwi w górę, przypominając sobie niektóre sytuacje; William potrafi także być cichy, spokojny i tajemniczy, bardzo tajemniczy, a jednak takim skurwysynem jest. Skurwysynem, którego kocham. 

– Czyli między tobą a Liv niczego nie ma? Przecież widziałam czasami jak się przytulacie i nie jako gest przyjacielski. – spojrzałam w jego stronę, spotykając się z niebieskimi tęczówkami.

Nie odpowiedział, a odwrócił ode mnie wzrok i uśmiechnął się pod nosem. Zaraz, zaraz, czy ja dostrzegam rumieńce? O mój boże, on się rumieni!

– Ha! Czyli macie coś ku sobie! – rzuciłam triumfalnie – Mnie nie okłamiesz, James.

– N-Nie chodzi o to. Naprawdę nie mamy nic między sobą, niczego nie ma, Jane. – odpowiedział – Po prostu... tak jakoś, nie wiem. – wzruszył ramionami, spoglądać obojętnie na mój długopis, którego obracał w swojej dłoni. 

– Jasne, jasne... – mruknęłam cwanie – To nic wstydliwego, że kocha się swoją najlepszą przyjaciółkę.

– Nie kocham jej! – uniósł się gwałtownie, jakbym powiedziała coś obraźliwego. 

– Dobra, przepraszam... – powiedziałam cichszym tonem.

– N-Nie... Ja przepraszam. Przepraszam, Jane, po prostu to skomplikowane i nie zrozumiesz. 

Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na niego. Nie zrozumiem? Przeszłam wystarczająco, żeby zrozumieć już wszystko. Przeszłam skomplikowaną nienawiść, w której byłam jednocześnie przywiązana do mojego największego wroga numer jeden, który później okazał się moim zakazanym owocem. Później okazał się moim tlenem, bez którego nie umiem oddychać.

– Naprawdę nie zrozumiem? – prychnęłam – Nie wydaje mi się, że byłoby to aż tak skomplikowane. 

– Dobra, nieważne. Nie rozmawiajmy o Liv, proszę. 

– Okej.

I cisza nastała, a w mojej głowie obił się głos najważniejszego mężczyzny w życiu, który wypowiada dokładnie to samo słowo zaraz po mnie.

~~

– Uspokójcie się! – krzyknęła profesor Anderson, spoglądając na naszą dwójkę.

Od półgodziny nie potrafię powstrzymać śmiechu. James cały czas mnie rozśmiesza i naprawdę nie wiedziałam, że jest tak fajnym chłopakiem. Jeżeli Liv naprawdę się w nim zakochała, to się nie dziwię. pani Anderson już nerwowo z nami nie może wytrzymać, bo co kilka sekund z moich i jego ust wydobywa się śmiech. Mnie aż brzuch boli od tego.

– Jane, jeszcze jedno słowo, a zostajesz na kolejnej godzinie! – krzyknęła, a ja momentalnie spoważniałam i odchrząknęłam.

– Proszę pani, ale ja nie mogę! – odezwałam się – Moja mama mnie potrzebuje po tej lekcji!

– To poczeka! 

– Ty poczekasz, kurwo. – burknęłam pod nosem.

James się zaśmiał, bo do jego uszu dotarło to, co powiedziałam. Nie mogłam się powstrzymać i także zachichotałam pod nosem. 

– Dość tego! James, wracaj na swoje miejsce! – spojrzała na nas surowo.

– Co? A tu takie wygodne krzesło... – mruknął niewinnie, oglądając się za siedzeniem – Posiedzę jeszcze tutaj, skoro zostało pięć minut do końca. – dodał z cwaniackim uśmieszkiem.

Nauczycielka gwałtownie odwróciła się w stronę zegara i zmarszczyła brwi, powracając wzrokiem na naszą dwójkę. Moje serce się uradowało, gdy naprawdę pozostało pięć minut do końca. 

– Nie lubię jej... – burknął – Wariatka jakaś.

– Wreszcie ktoś mnie rozumie! – wyrzuciłam ręce w górę – Dziękuje.

– To znaczy? – zapytał.

– James, chłopcze... – po sali rozniósł się głos pani profesor – Od początku roku szkolnego nie robisz nic, nie wykonujesz żadnych prac. Wiesz, że możesz nie zdać semestru, gdy ich nie doniesiesz? 

– Wiem, pani profesor. Mam jeszcze czas. – odpowiedział.

– Jutro na biurku widzę chociaż jedną pracę. 

– Co?! – krzyknął zszokowany – Nie! 

– Nie?! – nie dowierzała – To poproszę dwie w takim razie! – krzyknęła, a ja prychnęłam pod nosem.

– No zajebiście... – burknął i zmarszczył brwi – Jak ja, kurwa mać, matmy nie umiem... Co ja Harry Potter, że czarować potrafię? 

Zaśmiałam się.

– Chcesz, to mogę ci pomóc. – zaproponowałam. 

– Mogłabyś? – odwrócił głowę w moją stronę, spoglądając w moje oczy.

– Tak. – pokiwałam głową.

– To możemy wyskoczyć po tej lekcji gdzieś, żeby je zrobić.

– Męski akademik odpada, od razu mówię. – rzuciłam.

– To może... – urwał na rozmyślenia – Kawiarnia? – zaproponował.

– Czemu nie. – wzruszyłam ramionami.

– Tylko jeszcze muszę spotkać się z Liv, bo czeka na mnie.

– Nie ma sprawy. – odparłam. 

I po chwili dotarło do mnie to, że czeka na mnie największy zazdrośnik na świecie. 

~~

Wyszłam z sali, śmiejąc się jeszcze z James'em, bo rzucił kolejnym śmiesznym tekstem. Stanęłam po kilku sekundach w miejscu, gdy uniosłam swój wzrok i natrafiłam na błękitne tęczówki, które spoglądają na mnie w ten zazdrosny sposób, to lecą na James'a. 

– Będę przed szkołą, Jane. – rzucił blondyn, uśmiechając się sympatycznie w moją stronę.

– Okej. – odpowiedziałam cichszym tonem, to powróciłam do kontaktu wzrokowego z Williamem.

James odszedł, a między nami nastała cisza. Stanęłam przed Will'em i spojrzałam w jego błękitne, piękne tęczówki.

– Zazdrośniku. – dźgnęłam go palcem w brzuch. Nawet nie drgnął, gdy mój palec zetknął się ze stalowym ciałem.

– Idziesz gdzieś? – zapytał, wkładając ręce w kieszenie swoich czarnych spodni.

– Idę pomóc James'owi z pracą na matematykę. – powiedziałam, obserwując uważnie jego reakcję.

Nie odezwał się na początku, a spojrzał na mnie zdziwiony, to po chwili przybrał swojej nic nie ukazującej postawy. Wiem, jak bardzo jest zazdrosny i zły.

– Will, zaufaj mi... – odezwałam się, kładąc ręce na jego klatce piersiowej.

– On cię zranił.

– Jest naprawdę w porządku.

– W porządku? Jane, on cię uderzył i to jest w porządku?! – uniósł się złym tonem.

– Will, proszę... – jęknęłam z dezaprobatą i wywróciłam oczami – Jest naprawdę inny, gdy pozna się go bliżej. Zaufaj mi, proszę.

– Nawet nie chcę tego słyszeć, jak mówisz o nim, że jest w porządku... – odwrócił ode mnie wzrok i przegryzł wewnętrzną część policzka.

Przegryza, gdy mocno się denerwuje, gdy się wręcz wkurwia i gdy czuje zazdrość. Wiem to i to mnie uświadamia, jak bardzo teraz czuje to wszystko naraz, jednak nie mam zamiaru ustąpić; on ma mi zaufać, ma przestać być zazdrosny o byle co, skoro to jego kocham całym sercem. Jest dla mnie wszystkim i powinien to wiedzieć. Owijam ręce wokół jego ciała i wtulam się w męski tors, zaciągając się na dodatek intensywnymi i drażniącymi mój nos perfumami, które mimo wszystko są seksowne i przyjemne, i pociągające. Słyszę bicie jego serca, czuję jego ciepło, czuję i dotykam jego osobę. Nie odwzajemnia mojego uścisku, nawet nie wyciąga rąk z kieszeni.

– Zaufaj mi, Will... – szepnęłam, przymykając oczy.

– Gdzie idziecie? – zapytał, powstrzymując swój gniew w głosie, ale dalej go słyszę.

– Do kawiarni, bo męskiego akademika nie chcę odwiedzać. 

– No chyba, kurwa mać, sobie kpicie. – rzucił poważniejszym tonem.

– Will. – odsunęłam się od niego, spoglądając w jego błękitne oczy – Boże, dlaczego jesteś tak mocno zazdrosny i mi nie ufasz? 

Nie odezwał się, a spojrzał w moje oczy. Po chwili wciągnął więcej powietrza do płuc i przetarł twarz dłońmi.

– Przepraszam. – odezwał się – Przepraszam, ufam ci. 

– No ja myślę... – ponownie go dźgnęłam w brzuch i uśmiechnęłam się zadziornie – ...zazdrośniku. – dodałam.

– Kocham cię, Jane. 

– Też cię kocham, Will.

I stanęłam na palcach, aby złączyć nasze usta w czuły pocałunek. Nachylił się nade mną, nie wyciągając w ogóle rąk z kieszeni, a ja przez chwilę poczułam obojętność z jego strony, ale szybko to minęło, gdyż pocałunki, którymi mnie obdarowywał były pełne namiętności i czułości. Oderwałam się od niego, obdarowując ostatni raz pocałunkiem jego usta.

– I zaufaj mi. – wyszeptałam.

– Ufam.

William

– Kocham cię, zazdrośniku. – mruknęła w moje usta.

Nie odpowiedziałem. Obdarowałem jej usta ostatnim czułym pocałunkiem, to pozwoliłem odejść. Patrzę na jej postać, która z każdą sekundą oddala się ode mnie coraz szybciej. Zniknęła mi z pola widzenia, gdy skręciła w kolejny korytarz. Spojrzałem przed siebie i zacisnąłem szczękę oraz pięści na samą myśl, że idzie się z nim spotkać. Jestem zazdrosny, czuję okropną, zżerającą mnie od środka zazdrość, która robi się bolesna. To chore i dziwne, dlaczego tak bardzo jestem zazdrosny? Przecież jest moja, ona mnie kocha, doskonale o tym wiem, więc czemu? Idzie mu tylko pomóc z matematyką. W kawiarni, ale to tylko pomoc z matematyką. 

Wciągam więcej powietrza do płuc i kieruje się do wyjścia. Jestem zły, cholernie zły, kurwa mać, mam ochotę coś rozwalić. Poszła z nim, dlaczego z nim poszła? Nie, stop, William, kretynie jebany, przecież masz jej zaufać, dać jej powód, żeby z tobą była do końca życia, a psujesz to.

Wychodzę z uniwersytetu i od razu odpalam papierosa. Zaciągam się pierwszym dymem nikotynowym, czując spełnienie i lekkie odstresowanie. Nie widzę jej dookoła, więc już poszła z nim, kurwa mać, ona z nim poszła. Idę prosto do swojego samochodu, nie zwracając na nic uwagi. Omijam nawet płaczącą dziewczynę na ławce, ale po sekundzie zatrzymuje się. Nie wiem czemu, po prostu się zatrzymałem. Litość? Żal do płaczącej, a nawet wyjącej i szlochającej dziewczyny? Nie wiem. Zaciągnąłem się po raz kolejny i odwróciłem w jej stronę, stając na przeciwko niej. Zaraz, zaraz... znam ją. To Liv.

– Hej, płaczku. – odezwałem się, wyrzucając papierosa i chowając ręce do kieszeni spodni.

Drgnęła całym ciałem i uniosła głowę w górę, spotykając się z moim spojrzeniem. Była kompletnie zapłakana, jej nosek był czerwony, policzki zarumienione, a usta opuchnięte. Przyjrzałem się jej.

Miała nawet ładne oczy.

~~

tutaj możesz puścić muzykę ^^

Brunetka ponownie się zaśmiała, starając się wytłumaczyć matematykę blondynowi. Oboje spędzali ten czas w zabawnej atmosferze, która w żaden sposób nie przeszkadzała im i nie zwracali uwagi na mijający czas. Byli zajęci rozmową między sobą i tym, jak bardzo miło się spędza czas. Zdążyli poznać się już bliżej, a dziewczyna nie spodziewała się, jakim fajnym mężczyzną okaże się James. Z początku między nimi zrodziła się kłótnia, a teraz otwarcie można powiedzieć o dobrym koleżeństwie. Chłopak nawet nie zawahał się opowiedzieć Jane o tym, jakie relacje wiążą go z przyjaciółką, Liv. Między nimi nawet powstał układ, który zapoczątkowali gestem skrzyżowania swoich małych palców u rąk. 

Przeciwieństwem tej dwójki była kolejna dwójka, która w ciszy siedziała przed uczelnią na ławce. Chłopak palił fajkę za fajką, nie odzywając się w ogóle, a czarnowłosa dziewczyna siedziała z kolanami przyciągniętymi do piersi, opierając o nie głowę. Między nimi a wesołą atmosferą u Jane i James'a było zupełnie inaczej; cicho, przygnębiająco i smutno. Liv z zapłakanymi oczami patrzyła przed siebie, ciągnąc od czasu do czasu nosem. William za to w środku czuł prawdziwe rozdarcie, kompletną pustkę, smutek i jednocześnie złość. Nie wiedział o czym myśleć, a tylko o tym, jak jego kobieta życia spędza czas z innym mężczyzną.

~~.

Wow, Natiku, wow, co się dzieje że dodajesz rozdział o tej godzinie, wow 

Nie wiem.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro