Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zaczęłam mrużyć oczy, gdy promienie słoneczne padały wprost na moją twarz. Zawsze gdy zostawał na noc, gdy był przy mnie - zawsze tuliłam się do niego i tym razem chciałam to zrobić, jednak jak tylko poruszyłam ręką w jego stronę, poczułam pustkę, wolne miejsce. Otworzyłam oczy i uniosłam się do pozycji siedzącej, trzymając szczelnie białą pościel przy nagich piersiach. Rozejrzałam się dookoła, nie dostrzegając nikogo - nie było przy mnie Williama, wyszedł sobie, a moje ubrania zostały starannie ułożone na komodzie. Kochany.

Sięgnęłam do telefonu i sprawdziłam godzinę, bojąc się o spóźnienie na wykłady. Mojemu sercu ulżyło, gdy wskazywało kilka minut po ósmej nad ranem, chociaż mam na dziewiątą. O której on musiał wyjść? Dlaczego nie został ze mną? Dlaczego w takim razie mnie nie obudził? Moje rozmyślenia przerwał przekręcający się zamek w drzwiach i szybko się otrząsnęłam, naciągając biały materiał bliżej ciała. Drzwi szeroko się otworzyły, a do pokoju wkroczyła Rachel, która miała burzę siana na głowie, przymrużone oczy, bladą cerę i w ogóle wyglądała na okropnie zmęczoną. Stanęła na środku i spojrzała na mnie zdziwiona, otwierając szeroko swoje ślepia.

– Umm, hej? – odezwałam się pierwsza, niepewnie, zaciskając dłonie na pościeli.

– Robiliście to... – fuknęła niedowierzająco. – Tu, w tym pokoju, na tym łóżku... – trzepotała rzęsami.

– T-Tak... – wydusiłam.

Jej wyraz twarzy po kilku sekundach stał się radośniejszy. Wydała z siebie triumfalny okrzyk i uniosła rękę w górę, zginając palce w piąstkę. Zmarszczyłam brwi, nie rozumiejąc w ogóle jej zachowania, ale domyślam się, że jest szczęśliwa z powodu, że jej dwoje przyjaciół z powrotem... małymi kroczkami schodzą się ze sobą. 

Kocham Williama.

– Co cię tak cieszy? – spytałam.

– Że pieprzyłaś się wreszcie z Williamem! – w ciągu dalszym tryskała optymizmem.

Moje policzki właśnie przybrały rumieńców.

– I to cię cieszy? Że uprawiałam seks z Will'em? 

– Wygrałam zakład! 

Wydałam z siebie jęk dezaprobaty i wywróciłam oczami. Tyle, ile zakładów było, a bardzo wiele związanych ze mną i Williamem to jakaś poezja. Co oni wszyscy mają do tych zakładów? Przecież zakładają się o coś, co może się nigdy nie wydarzyć i nikt nie ma pewności, że się wygra. Ani trochę nie potrafię ich zrozumieć.

– O co tym razem? – spojrzałam na nią, a ona w ciągu dalszym była radosna. – I ile? – dodałam.

– Pięćdziesiąt dolców i zakład był z Zackiem o to, że i tak prędzej czy później wylądujesz w łóżku z nim. – mruknęła zadowolona. – To było do przewidzenia, Jane, że znowu się zejdziecie.

– Nie jesteśmy ze sobą! – rzuciłam. 

– Jeszcze. – podkreśliła słowa. – Jeszcze mam kilka zakładów, więc dzięki wam zbijam hajs. – uśmiechnęła się. 

– Och, a jakiś procent z tego chociaż będę mieć?! – moje ręce bezwładnie opadły na pościel, zapominając o nagich piersiach. Szybko naciągnęłam materiał z powrotem na klatkę piersiową.

– Masz z tego szczęście, Jane. – odpowiedziała poważniejszym tonem.

– Ciekawe w jakiej postaci... – prychnęłam.

– W postaci Williama.

~~

To było do przewidzenia, że się spóźnię. Na uczelni w toalecie musiałam poprawić rzęsy i nałożyć pomadkę brzoskwiniową, a także zakryć moje zaczerwienienie na policzku i w jakimś stopniu malinki, które zrobił mi Will. Nerwowo i śpiesznie kieruje się do sali pani Anderson, z którą teraz mam wykład. Nie lubię tej nauczycielki, jest dziwna, w dziwny sposób mnie dotykała i w dziwny sposób na mnie patrzyła. Jest dziwna.

Chwytam za dużą klamkę od masywnych drzwi i wchodzę do środka, czując od razu wszystkich wzrok na moją osobę. W tym pani Anderson spojrzała na mnie i uniosła swoją lewą brew w górę, zaprzestając na moment pisać po tablicy.

– Spóźnialska. – po sali rozniósł się jej srogi ton. 

Zmierzyłam kobietę i jej styl znowu jest pstrokaty i pełen kolorów; jasne jeansy z rozkloszowanymi nogawkami, do tego na udach miały wzorki kwiatków i motylków. Górna jej garderoba składała się z żółtej koszulki na ramiączkach i poozdabiana była gdzie nigdzie cekinami. Na szyi miała fioletową apaszkę, a na stopach zwykłe, czarne balerinki. Uniosłam brwi w górę i szybko powróciłam do kontaktu wzrokowego z kobietą, która poprawiła swoje czarne oprawki okularów, spadające na jej nos.

– Przepraszam. – powiedziałam.

– Po lekcji proszę zostać.

– Co? – rzuciłam z kpiną. – Pani profesor, to nie szkoła średnia. – prychnęłam.

– Proszę nie dyskutować tylko siadać, Henderson.

Pod nosem zaczęłam kląć i z oburzeniem skierowałam się do swojej ławki, dostrzegając już Williama i Zacka obok. Moje serce zabiło trzy razy szybciej, gdy błękitne tęczówki nie odrywały ode mnie spojrzenia, a jego postawa jak zwykle była zadziorna. Kocham tą zadziorność u Williama.

Kocham Williama.

Wzrokiem przeleciałam po trójcę agentów i jednocześnie postrachami. Liv spojrzała na mnie z prowokacją i mierząc moje ciało, prychnęła pod nosem i odwróciła wzrok. Harry tylko przyglądał mi się i naprawdę muszę przyznać, że z całej ich trójki jest najbardziej tajemniczy i cichy. Przyglądając się jego twarzy widzę, że nieźle został obity, a zaschnięta krew nie do końca została zmyta.

Niestety miejsce James'a było puste - nie było blondyna. Przegryzłam policzek i skierowałam się do swojego rzędu, zasiadając od razu przy Williamie, który odwrócił się w moją stronę z łobuzerskim uśmieszkiem.

– Nie zakrywaj malinek. – mruknął, a jego ton powodował, że poczułam jeszcze gorsze motylki w brzuchu. Intensywny, zadziorny i tajemniczy. Kocham to. – Chcę, żeby każdy je widział i wiedział od kogo są. 

– Dlaczego z rana poszedłeś? – spytałam, spotykając się z jego pięknym, błękitnym spojrzeniem.

– Aby nie mieć takiego problemu, jaki teraz masz. – prychnął. 

– Gówno prawda. – rzuciłam od razu.

– Po prostu... myślałem, że naprawdę będziesz żałować, dlatego wolałem wyjść.

Rozchyliłam delikatnie wargi i wciągnęłam więcej powietrza do płuc, patrząc prosto w jego oczy. Moje serce zabiło jeszcze szybciej, krew zaczęła się rozgrzewać, pompować moje ciało i policzki rumieniły się. Dlaczego on musi sprawiać mi to uczucie, mówiąc takie słowa? Dlaczego tak bardzo się boi, skoro wyraziłam się jasno - chciałam tego, nie żałuję i nie będę żałować. Dlaczego on jest taki ostrożny wobec mnie? Nie chce mnie zranić, chce mieć pewność, a ja chcę dać mu tą pewność. 

– Chciałam tego, Will. – odezwałam się.

– I przez was przegrałem zakład! 

Zaśmiałam się, słysząc smutny głos Zacka, skazujący palcem na naszą dwójkę. Właśnie, Zack - nie rozmawiałam z nim, a muszę wreszcie porozmawiać. To mój przyjaciel, jeden z najlepszych przyjaciół. To też brat kogoś, kogo kocham, a kocham Williama. Will wybaczył mu, a tak robią przyjaciele - wybaczają. Też wybaczam Zackowi. 

– Zack... – powiedziałam łagodniejszym tonem, a jego niebieskie tęczówki spojrzały niewinnie w moje brązowe oczy.

– Tak, przegrałem pięćdziesiąt dolców. – uśmiechnął się.

– Porozmawiamy później? – spytałam.

– J-Jasne... – rzucił od razu i mogłam dostrzec na jego policzkach rumieńce.

Zack się zarumienił i wygląda uroczo.

– Robię się zazdrosny.

Spojrzałam z uniesioną brwią na Williama, który patrzył pusto przed siebie. Opierał policzki o dłonie i wyglądał słodko, lepiej od rumieniącego się Zacka i miałam ochotę ucałować Oliversa. Całować z czułością jego malinowe usta. Najpierw górną wargę, później dolną, później złączyć nasze usta i leniwym tempem obracać z namiętnością. Później dodać język i spróbować usiłować zdominować nad nim, jednak jest problem - on górował nade mną. Zawsze. Aż oblizałam swoje usta, spoglądając na jego profil i marząc o tym, żeby teraz żarliwie przyssać się do niego. Niestety wszystko zostało przerwane głośnym hukiem drzwi i ciszą w sali.

Odwróciłam swój wzrok w stronę nagłego widowiska i przy wejściu dostrzegłam James'a. Jego twarz była tak samo mocno obita jak Harry'ego. Dodatkowo morderczy wzrok, który krążył dookoła i mierzył wszystko, dodawał mu groźniejszego charakteru równający się z wyglądem. Nasze spojrzenia się spotkały, a ja aż przełknęłam ślinę i poczułam przechodzący dreszcz po karku. 

– Spóźniony. – odezwała się pani Anderson.

– Strzał w dziesiątkę. – odpowiedział. 

– Od dzisiaj spóźnienia są karane. James, zostajesz po lekcjach dodatkową godzinę.

Poczułam rosnącą gulę w gardle. Modlę się, aby ktoś też był oprócz naszej dwójki. Naprawdę przeraża mnie fakt, że mogę być z nim sama, na dodatek z wykładową-wariatką. I chyba lesbijką. Czuję wzrok Williama na moją osobę, ale patrzę pusto przed siebie na kartkę papieru, słysząc także kroki James'a w stronę swojego miejsca. Dzisiejsze popołudnie nie zapowiada się ciekawie.

– Masz mówić, jeśli coś ci zrobi. 

Odwracam głowę w stronę Williama, ale z moich ust wydobywa się cichy jęk, który został stłumiony przez nagłe i gwałtowne połączenie naszych ust. Ciepłe i miękkie wargi złączyły się z moimi w czuły pocałunek, a męska dłoń objęła mój policzek, to w kojący i przyjemny sposób zjechał na moją szyję, którą zaczął powolnym ruchem masować. Dokładnie tak, jak lubię.

– Masz mi wszystko mówić, Jane. – wyszeptał, muskając moje usta. 

~~

Niezauważalnie wkroczyłam w tłum studentów wychodzących z sali. Pani Anderson stała odwrócona w stronę tablicy i ścierała szmatką napisane przez nią obliczenia, więc to świetna okazja, aby opuścić to miejsce. Specjalnie dwoje wysokich mężczyzn - Will i Zack, którzy mierzą po metr dziewięćdziesiąt. William ma dokładnie metr dziewięćdziesiąt cztery. - zasłaniają mnie, abym mogła swobodnie wyjść. 

– Henderson, ty zostajesz.

Przeklęłam pod nosem i przegryzłam wewnętrzną część policzka, zatrzymując się. William spojrzał na mnie przejmująco, ale posłałam mu wdzięczne spojrzenie wraz Zackowi i oni także ruszyli w stronę wyjścia. Moje ramiona aż się podkurczyły, kiedy masywne drzwi zamknęły salę, pozostawiając mnie w środku z nauczycielką i James'em, który siedział na swoim miejscu. 

– Ucieczka? Dodatkowa godzina, co? – usłyszałam za swoimi plecami.

– Proszę nie, mam dodatkowe zajęcia za godzinę... – odwróciłam się w stronę kobiety, która stała za mną ze skrzyżowanymi dłońmi pod piersi, które teraz optycznie wyglądają na większe. 

– Wykonałaś notatki, które ci wczoraj powierzyłam? – zapytała i spoglądała w moje oczy, co mnie zaczęło powoli krępować.

– T-Tak... – z torby wyciągnęłam zapiski i wręczyłam kobiecie. 

Przeszedł mnie prąd, dreszcz, dziwne uczucie, kiedy jej dłoń - nie wiem czy celowo, czy przez przypadek - zetknęła się z moją, kiedy wręczałam notatki. I chyba zdawało mi się, że palcem wskazującym musnęła mnie delikatnie po skórze. 

– T-To ja już pójdę... – wydusiłam, paląc się z rumieńców i skierowałam prosto na swoje miejsce. 

Usiadłam przy swojej ławce i wyjęłam telefon, zabierając się za sprawdzenie stron społecznościowych. Na sali panuje kompletna cisza i strasznie się krępuję, na dodatek krępuje mnie obecność James'a niedaleko, którego wzrok czuję na sobie. Nie patrz się, odwal się, spieprzaj. 

– Jane, skarbie, pomożesz mi? – usłyszałam głos nauczycielki.

– Umm, tak, jasne... – odpowiedziałam i wstałam na wyprostowane nogi, kierując się od razu w stronę profesor.

Wzrokiem przeleciałam po James'ie, który także spojrzał na mnie. Poczułam dziwny uścisk w całym ciele, kiedy morderczo wypalał we mnie dziurę, nie odrywał po prostu wzroku, krępował mnie. Odwróciłam głowę w stronę nauczycielki i w końcu stanęłam przed nią, obserwując jej zawalone biurko od prac.

– Bądź tak miła i poukładaj te papiery, dobrze? – wskazała na stos dokumentów. 

Wywróciłam oczami w myślach i wypuściłam przeciągle powietrze z nosa. Dlaczego akurat ja? Ten idiota też może, odwal się ode mnie kobieto. Przegryzłam wewnętrzną część policzka i zabrałam się do pomocy, a kobieta sprawdzała moją pracę, siedząc przy biurku. Od czasu do czasu czułam jej wzrok na sobie, co ponownie mnie krępowało i sprawiało dziwne uczucie. To chore, to naprawdę chore. 

– Gotowe. – westchnęłam i postawiłam wszystkie dokumenty poukładane w jedną całość na jej biurku.

– Dziękuje-Oj... – zamachnęła się ręką tak, że wszystkie papiery znalazły się na podłodze. 

– To żart? – prychnęłam.

Uniosłam brwi w górę i spojrzałam na profesor, która tylko niewinnie mi się przygląda. Wzrokiem przeleciałam po James'ie, który tylko się śmiał z końca ławki, na co posłałam mu mordercze spojrzenie i powróciłam do wykładowcy. 

– Przepraszam... – wstała i schyliła się po kartki na podłodze.

Wywróciłam oczami i także pomogłam kobiecie, która zbierała na przeciwko mnie swoje dokumenty. Poprawiłam włosy i przełożyłam je na bok, bo opadające kosmyki przeszkadzały mi w widzeniu, a już zwłaszcza problematyczna jest ich długość. Biorę kartkę za kartką i znowu czuję się niekomfortowo, gdy czuję wzrok kobiety wlepiony w moją osobę przy każdym wykonywanym ruchu. Po skończeniu uniosłam się, spoglądając kobiecie w oczy, ale zdążyłam zauważyć, że jej wzrok był skupiony - dosłownie - w moje piersi. 

O mój boże.

Jej wzrok szybko spotkał się z moim i uśmiechnęła się, jak gdyby nigdy nic, zabierając ode mnie papiery i dziękując. Patrzę z szokiem na kobietę, która w trakcie mojej pracy była skupiona na patrzenie w mój dekolt. To jest żart? Czy to naprawdę się stało? Jest lato i przez profesor mam ochotę nosić golf zamiast krótkich bluzek. Ta kobieta patrzyła mi w piersi, ona naprawdę tam się patrzyła. 

– Dziękuje, Jane.

– P-Proszę...

Skierowałam się do swojej ławki, będąc uważnie śledzona wzrokiem James'a - patrzy prosto we mnie i to znowu powoduje, że się krępuje. Co jest, kurwa mać? Dlaczego jestem wśród tych chorych ludzi? Wariaci, to robi się podobne do psychiatryka, bo oni są wszędzie. Opadam na moje krzesło, w ciągu dalszym dochodząc do siebie z wieścią, że profesor - kobieta - patrzyła mi w biust, gdy ja nachylona nad nią pomagałam. Nagle po całej sali rozniósł się dzwonek telefonu wykładowcy i kobieta spoglądając na ekran od razu odebrała.

– Halo? – chyba się denerwowała, bo zaczęła obgryzać paznokcie. – Oczywiście, zaraz będę.

Rozłączyła się i pośpiesznie zaczęła pakować jakieś dokumenty. Moje serce podskoczyło po słowach ''Zaraz będę'' - to oznacza moją ucieczkę stąd! Spojrzałam chwilowo na James'a, który też już coś zrozumiał przez to.

– Zaraz wrócę, a wy w tym samym czasie macie być cicho i siedzieć tutaj póki nie wrócę, jasne? – spojrzała na nas obojga, a wzrok ze mną przedłużyła.

Spierdalaj, chora babo.

Ruszyła do wyjścia, zamykając za sobą masywne drzwi z hukiem. Od razu wzięłam swoją torbę i przewiesiłam ją przez ramię, kierując się tym samym do wyjścia. Nie przejmowałam się tym, że James także idzie tuż za mną. Byłam w połowie rozplątywania słuchawek, gdy nagle poczułam uścisk na ramieniu i gwałtownie zostałam odwrócona do tyłu. Mój pisk rozniósł się po całej sali, a wzrok wbiłam w jego czarne adidasy, przerażony wzrok. 

– Myślisz, że jak twój chłoptaś mnie zlał, odpuszczę sobie? – prychnął i wzmocnił uścisk na moich ramionach, że miałam ochotę pisnąć z bólu. 

– Czego ty ode mnie chcesz... 

– Teraz udajesz słabą? – zakpił sobie. – Przy wszystkich masz odwagę zgrywać ważniaka, a sam na sam nic nie umiesz z siebie wydusić? 

I te słowa uderzyły we mnie jak kubeł zimnej wody - otrząsnęłam się. Mam pokazywać strach wrogowi? Mam być ofiarą i dawać się szmacić? Mam być gnębiona? Nie, nie, nie, nie, na pewno nie. Wzięłam się w garść i spojrzałam prosto w szary odcień tęczówki, który wrogo płonie. Mój wyraz twarzy stał się zimniejszy - nie mam zamiaru pokazywać mojego strachu. Nikomu. 

– Masz trzy sekundy, żeby mnie puścić.

– Och, wreszcie odezwała się laleczka? – zaśmiał się szyderczo. – I co mi te twoje groźby zrobią? Ach, no tak! – coś go olśniło. – Przecież ty pełnisz rolę faceta w związku! – wybuchł śmiechem i jeszcze bardziej zacisnął ręce na moich ramionach.

– Puszczaj mnie. Raz.

– Tak? I co mi zrobisz? Możesz mi jedynie pomóc odkręcić wodę.

– Nie będę się powtarzać. Dwa.

– A! Ale się boję! – powiedział, udając przerażony ton, to pod koniec wybuchł śmiechem.

– Właśnie popełniłeś największy błąd w twoim życiu. Trzy.

Wysunęłam z całej siły kolano przed siebie i uderzyłam prosto w cel - chłopak z jękiem puścił mnie i zgiął się w pół, łapiąc przy okazji za obolałe miejsce na kroczu. Wykrzywił twarz w grymas i wciągnął więcej powietrza do płuc, a ja zamachnęłam się jeszcze raz i czubkiem buta uderzyłam ponownie. Jego wrzask rozniósł się po całej sali i upadł na kolana, wijąc się z bólu. Nie czekając na nic więcej zabrałam się do ucieczki, pozostawiając chłopaka w kompletnych cierpieniach. Cały czas klął pod nosem i wypuszczał przeciągle powietrze z ust albo wciągał z cichymi syknięciami. Opuściłam salę i skierowałam się biegiem do wyjścia z uczelni, nie zwracając uwagi na krzyk pani Anderson w moją stronę.

~~

Weszłam do damskiego akademika, słysząc na wejściu już głośną muzykę, kobiece śmiechy i krzyki. Na korytarzu nie zabrakło bieganiny, dlatego idąc w stronę swojego pokoju musiałam się zatrzymywać co jakiś czas, aby przepuścić biegających ludzi. Zdarzyło się też, że musiałam się schylić, bo butelka piwa leciała prosto w moją stronę. W końcu udało mi się dojść do pokoju, zastając w nim Rachel.

Stanęłam w miejscu, nawet nie zamykając za sobą drzwi, bo widok przyjaciółki był oszałamiający. Blondynka stojąc na wyprostowanych nogach poprawiała swoje czarne koturny, wyginając nogę do tyłu. Komponowały się one idealnie z pudrowym różem sukienki sięgającym jej do ud, która była rozkloszowana i wycięta w plecach aż po same dołeczki. Delikatny dekolt był podtrzymywany jedynie za pomocą dwóch wiązań na szyi. Wyglądała bosko, na dodatek jej rozpuszczone włosy i podkręcone końcówki dodawały jej wdzięku i seksapilu. 

– O, hej... – zarumieniła się i uniosła kąciki ust pomalowanych na czerwono.

– Jak ty... ładnie wyglądasz... – powoli zamknęłam za sobą drzwi, nie spuszczając z oczu przyjaciółki. – Gdzieś się wybierasz? 

– Logan mnie zabiera na randkę. – zarumieniła się jeszcze bardziej.

– Jezu, dlaczego mi nie powiedziałaś wcześniej?! – uśmiechnęłam się zafascynowana. – Mogłam ci pomóc! Tak to wszystko przegapiłam! – powiedziałam pod koniec jak obrażone dziecko i odłożyłam torbę w kąt.

– Opowiem ci jak wrócę, ale nie wiem czy dzisiaj, czy jutro, bo być może zostanę u niego w akademiku. 

– A ja ci muszę powiedzieć, że moja matematyczka jest chyba lesbijką. – usiadłam na łóżku, przeglądając strony społecznościowe i wiadomości.

– Co? – prychnęła. – Dlaczego tak uważasz? 

– Rachel, ona... – uniosłam swój wzrok na nią. – Ona w ogóle dziwnie na mnie patrzy, dziwnie mi się przygląda i już zdarzyło jej się w dziwny sposób mnie dotknąć! A dzisiaj to przesada była, bo patrzyła w moje piersi! 

– Cooo? – nie dowierzała. – Przesadzasz, Jane. 

– Nie! Ona naprawdę to zrobiła! 

– Która to? 

– Ta co dziwnie się ubiera. Wariatka jakaś! 

– Jane Anderson? – zaśmiała się. – Może coś do ciebie ma, skoro imię i nazwisko w jakimś stopniu się zgadza. – kpiła sobie.

– To nie jest śmieszne... – wywróciłam oczami. – Pojebana nauczycielka...

– Dobra, muszę iść. – wrzuciła telefon do torebki i poprawiła usta pomadką. – Logan już czeka przed akademikiem.

– Miłej zabawy. – uśmiechnęłam się.

– Dziękuje i tobie radziłabym też coś z Williamem zrobić. – mrugnęła do mnie z zadziornym uśmieszkiem.

Zarumieniłam się i odwróciłam od niej wzrok. Ona nawet nie wie, że ja go kocham. To znaczy wie ze swoich przypuszczeń, ale nie wie, że ja naprawdę, naprawdę go kocham. Moje uczucie nie wygasło do tego mężczyzny, nigdy nie zniknęło do Williama - zawsze go kochałam i kocham dalej. Tylko on potrafi sprawić mi to uczucie, ale ze związkiem chcę jeszcze poczekać, nie chcę się rozczarować, boje się. Po roku po prostu nie potrafię się rzucić mu w ramiona od tak.

Rachel opuściła pokój, a ja wstałam na wyprostowane nogi, wypuszczając przy tym powietrze z ust. Sięgnęłam do torebki i z dna wyjęłam pudełeczko, które mam od roku wrzucone tam i nigdy nie wyjmowałam. Siadam przy biurku, przyglądając się opakowaniu i po wzięciu głębokiego wdechu otwieram. Moje serce zabiło kilka razy szybciej, zrobiło mi się o wiele cieplej, gdy spoglądając na zawartość, przypomniałam sobie moment, kiedy to dostałam. Dotykam znaczek widniejący przy wisiorku i wracam do wspomnień, kiedy symbolizował on naszą nienawiść. Aż uśmiechnęłam się pod nosem, odkładając z powrotem do pudełka zawartość i wrzucając go do torebki. 

Sięgnęłam do telefonu i wybrałam numer do Zacka, aby się w tej chwili spotkać z nim. Mój przyjaciel, któremu wybaczam, który jest ważny w moim życiu i nigdy więcej nie sprawię, żeby był skrzywdzony, żeby cierpiał. Dużo przeszedł - zniszczył przez głupotę związek swoich najlepszych przyjaciół, niszcząc tym samym ich obojga, jednak tak robią przyjaciele, że przebaczają. Może jestem głupia i naiwna, że po takim czymś wybaczam mu. 

– Halo? – usłyszałam jego głos.

– Cześć, możemy się spotkać? – przegryzłam wewnętrzną część policzka.

– T-To ty nie na uczelni? – zdziwił się.

– Uciekłam. – prychnęłam.

– Zawsze tak robiłaś z Williamem, kiedy w szkole średniej zostawaliście po godzinach. – powiedział weselszym tonem.

Znowu powracam do wspomnień, kiedy kłóciłam się z Will'em i w szkole często zostawaliśmy po niej lecz zawsze uciekaliśmy oboje. Moje najlepsze wspomnienia mam z tym człowiekiem, naprawdę. Tyle lat nienawiści, później niespodziewana miłość między nami. Kto by pomyślał, że jeden moment zmieni wszystko, co dotychczas między nami było.

Ale jaki moment nas do siebie przyciągnął?

Nigdy nie potrafiłam sobie odpowiedzieć na to pytanie, nawet wracając do wszystkich wspomnień, kiedy małymi krokami zmieniała się nasza relacja. Nawet William nie potrafił sobie tego przypomnieć.

– A jak tam z James'em? – zapytał.

– Umm, wszystko dobrze.

– Nie zrobił ci niczego? Nie mówił nic?

– Nie, wszystko jest okej. – zmusiłam się do uśmiechu.

– Możemy się spotkać niedaleko naszych akademików, w tym... nie wiem, to park? 

– Dobra, niech będzie park. – zaśmiałam się. 

– Umm, sami? – zapytał niepewnie.

– T-Tak... możemy sami. – odparłam, mrugając kilka razy rzęsami. Moje serce przyspieszyło i nie mam pojęcia czemu.

– Dobra, to zaraz będę.

– Okej.

I rozłączył się, a ja spojrzałam na ekran komórki i pusto patrzę na tapetę. On odpowiedziałby tak samo, zawsze tak odpowiada, nigdy nie odchodzi bez tego słowa, nigdy je nie ignoruje. Tylko on potrafi odpowiedzieć mi w ten sposób i tylko ja potrafię mu odpowiedzieć tym samym.

~~

Stanęłam przed blondynem, poprawiając swoje włosy do tyłu. Schował telefon do kieszeni swoich spodenek do kolan i wstał na wyprostowane nogi, przytulając mnie od razu. Tak - Zack jest kolejnym posiadaczem perfum, które potrafią intensywnie mdlić w każdy sposób, ale w każdy sposób potrafią także pobudzić. Jednak jego są najpiękniejsze.

– Więc... – zaczął niepewnie. – Przepraszam. – usiadł na ławce, odpalając przy okazji papierosa. – Wiem, jak bardzo nienawidzisz mnie za to, ale...

– Nienawidzę siebie za to, że sprawiłam wam płacz. – przerwałam mu.

Spojrzał na mnie zaskoczony moją wypowiedzią. Tak - obietnica dotrzymana z imprezy.

– Że sprawiłam wam cierpienie, że sprawiłam cierpienie komuś, na kim mi zależy, kto jest ważny w moim życiu. – nawet na niego nie spojrzałam. – Nigdy sobie tego nie wybaczę, nawet wtedy, kiedy wszystko będzie dobrze. Wiem, co czułeś, kiedy widziałeś nasze cierpienie, ja czułam się tak samo, kiedy widziałam twoje i Williama. Jesteście dla mnie ważnymi osobami w życiu...

– Pamiętałaś o obietnicy... – uśmiechnął się pod nosem i zaciągnął.

– Obiecałam. – spojrzałam wreszcie na jego profil. – I wybaczam ci, Zack.

Jego niebieskie tęczówki spotkały się z moim brązowym kolorem. Był zdziwiony i jednocześnie widziałam tą ulgę, wdzięczność, szczęście. Ja też jestem szczęśliwa, bo wszystko co było - myślałam, że jest - stracone, do mnie powraca. Kocham ich wszystkich i chcę mieć z powrotem przy sobie; moją przyjaciółkę Rachel, która pomimo tego, jak mnie okłamywała, jak nie mówiła wielu rzeczy, to mówiła tą najważniejszą prawdę, której nie chciałam słuchać. Zack, który zawsze każdego dnia, o każdej porze potrafił sprawić wszystkim uśmiech na twarzy swoją uroczą i śmieszną głupotą, którą potrafił zarazić. 

Z nimi wszystkimi mam także człowieka, który jest dla mnie wszystkim. Mężczyznę, którego kocham ponad życie i potrafiłabym je oddać - William. Wrócił do mnie, pełen miłości i czułości. Romantyzmu i namiętności i to wszystko tylko ja potrafiłam odkryć, to wszystko tylko ja mogę doświadczyć z jego strony. To jest chore, to psychiczne, jak tak można darzyć drugą osobę, jak dużym uczuciem można. Ja darzę nim Williama, mojego pięknego Williama, jedyne w życiu mężczyznę, którego widzę, którym jestem zaślepiona, darzę uczuciem, którego nie potrafię opisać. To jest piękniejsze od normalnej miłości. William jest piękny.

– Wybaczam ci i jestem szczęśliwa, że jesteście tu, że wróciliście. 

Nie odpowiedział, a wyrzucił spalonego papierosa do połowy i pociągnął mnie do siebie. Zamknął mnie w przyjemnym uścisku i od razu wtuliłam się do blondyna, przymykając przy tym oczy. Jego ręce owinęły się wokół mojej talii, a głowa schowała się w zagłębieniu szyi. Wtulił się do mnie jak dziecko, a ja jak dziecku głaszczę głowę. 

– Dziękuje. – wyszeptał. 

– To ja dziękuje. – głaskałam w wolnym tempie jego czuprynę, sprawiając tym samym przyjemność.

– Możesz mi teraz odpowiedzieć na pytanie? – odsunął się ode mnie.

– Tak? 

– Kochasz Williama? – zapytał.

Nie odpowiedziałam, a odwróciłam wzrok przed siebie i przegryzłam wewnętrzną część policzka. Na moich policzkach pojawiły się od razu rumieńce, a nie zdziwię się, jeśli cała moja twarz stała się czerwona, bo czuję grzejącą się krew w środku.

– Kochasz go... – bardziej padło to na stwierdzenie.

– J-Ja...

– Kochasz go! – krzyknął radośniejszym tonem.

– T-Tak... – wykrztusiłam z siebie.

– Jane, dlaczego więc nie jesteście znowu razem? 

– Chcę czasu, chciałabym zobaczyć, czy wszystko jest dobrze między nami, czy nie zawiodę się, nie rozczaruję... Po prostu chcę trochę czasu i nie chcę rzucać się w ramiona po tym wszystkim...

– Uwierz mi, że Will nie zmarnuje tego. – powiedział pewnym siebie tonem. – Zbyt mocno cierpiał, kiedy ciebie nie było obok niego.

– Umm, Zack... A możesz mi opowiedzieć... O nim i jaki... był? – spytałam. – Jack wspominał mi, że zmienił się... 

– No... Tak, zmienił się. – odpowiedział. – Po tym wszystkim następnego dnia, jak się dowiedział, że... Że zerwaliście... I to jeszcze z myślą, że z jego winy, bo mu nie powiedziałem o tym na początku... Załamał się. Jane, to był w ogóle zupełnie inny człowiek i ty, jego dziewczyna znająca go przez całe życie, ty byś go nie poznała. Przez kilka dni funkcjonował jak trup, dosłownie. Dopiero później zaczął chlać, co mu odradzałem, ale wtedy wobec mnie potrafił być naprawdę skurwielem. – prychnął. – Nie słuchał w sumie nikogo, nie chciał nawet na nikogo patrzeć, na samego siebie także. Kiedy mówisz mi, że nienawidzisz siebie, przypominasz mi o nim... Byłem przy Williamie cały czas i widziałem, byłem tego świadkiem, jak on sobą gardzi, Jane... Nie mów tak o sobie, proszę... – spojrzał na mnie z żalem.

Moje serce się właśnie kraja, ono płacze słysząc to, co mówi do mnie Zack. Mam ochotę płakać, ryczeć jak idiotka i położyć się, wpadając w żałosny szloch. Mój mężczyzna, moja miłość, moje całe życie...

– Odszedł z drużyny piłkarskiej, rzadko pojawiał się w szkole, słyszałem, że nawet rzadko w domu. – spojrzał przed siebie. – Później... jak mu powiedziałem o tym... co zrobiłem... – przejechał dłonią po twarzy. – Nie odzywał się do mnie przez dwa miesiące. Przez dwa miesiące go nie widziałem na oczy. 

Znowu poczułam ukłucie w sercu, okropne ukłucie w sercu. To jest okropne. Patrzę na Zacka, dostrzegając już, jak mi obraz się rozmazuje. Nie wypowiadam żadnych słów, bo nie jestem w stanie nic z siebie wydusić przez rosnącą gule w gardle. Moje palce u rąk drętwieją, przeszywają ją drobne, ale miliony igiełek, wbijają się w każdy milimetr mojego ciała, powodując ogromny ból. To jest okropne.

– Później sam do mnie przyszedł. Po dwóch miesiącach Will do mnie przyszedł, a ja, kurwa mać, nie miałem odwagi... Jane, ty nie zdajesz sobie sprawy z tego, jaki ten rok nie tylko dla ciebie był okropny... – spojrzał na mnie. – On mi to wybaczył, rozumiesz to? On mi wybaczył to, że przeze mnie... Zniszczyłem dwie osoby, powodując rozpad ich związku... 

Jedyne co zrobiłam, to oparłam łokcie o kolana, a twarz schowałam w dłoniach. Wszystko mnie boli, całe ciało mnie boli, głowa, serce, każdy organ mnie boli, dziwnie drży i kuje. Nie jestem w stanie nic z siebie wydusić, bo słyszę od Zacka tak okropne słowa, które mnie ranią, które sprawiają mi okropny ból i moje oczy zaczynają łzawić, zaczynam płakać.

– Teraz znowu jesteście blisko siebie i proszę... Nie zmarnujcie tego, proszę... 

– Tak bardzo go kocham... – wyszlochałam.

Bardzo go kocham.

To jest nawet mało powiedziane. Tego nie da się pokazać, jakim uczuciem darzę Williama, to jest silne, to jest zbyt duże, żeby móc w jakimś stopniu to pokazać - nie da się. Kocham tego człowieka nad życie, jest dla mnie naprawdę wszystkim.

– Nie zostawiaj go, Jane... – przybliżył się do mnie i przytulił, a ja cicho załkałam. – Wiesz dobrze, że nie wytrzymacie bez siebie już nawet dnia. 

– Ja tak, kurwa mać, go kocham... – wyprostowałam się i gwałtownie wtuliłam w jego pierś. – Zack, on jest dla mnie wszystkim... – wyszlochałam.

– Nie masz pojęcia, jak bardzo jesteś dla niego ważna. – wyszeptał, gładząc moje plecy swoją dłonią. – Jesteś dla niego wszystkim, Jane.

– On jest dla mnie wszystkim, jest tak samo ważny jak ja dla niego. – zapłakałam. – Kocham go najbardziej...

– Naprawdę jesteście dwójką ludzi, których podziwiam... – powiedział weselej.

– To normalne... – odsunęłam się od niego i pociągnęłam nosem, ścierając przy okazji łzy z policzków.

– Nie, to nienormalne. Jesteście jedynymi osobami, które darzą się taką miłością. To popieprzone jak bardzo się darzycie tą miłością. Jesteście chorzy, jesteście pojebani, oboje jesteście pierdolnięci na łeb, leczcie się. Seks wam nie pomoże, żeby tą miłość pokazać. Publiczne czułości nie pomogą, żeby tą miłość pokazać. Spędzanie czasu we dwójkę nie pomoże, żeby tą miłość pokazać. Jesteście popierdoleni, leczcie się na nogi, bo na głowę to za późno. 

– Po prostu gdy jesteśmy obok siebie, tlenu nam już nie potrzeba.

~~

Siedzę na łóżku i wybieram numer do Rachel, trzymając w drugiej dłoni ręcznik do kąpieli. Dochodzi dwudziesta trzecia i jej nadal nie ma, a jestem strasznie śpiąca i boje się, że ostatecznym wyjściem w moim prysznicu będzie poproszenie kogoś, o przypilnowanie mojej kabiny. Kilka sygnałów i blondynka nie odbiera, a ja wzdycham głośno i wybieram numer do ostatecznej osoby o pomoc. Klikam zieloną słuchawkę przy niej i przykładam telefon do ucha, czekając aż odbierze.

– Halo?

– Zack? 

– Wydaje mi się, że tak, ale nie jestem pewny. – zaśmiał się.

– Możesz... przyjść do mnie i postać przy mnie, kiedy będę brać prysznic? – zapytałam niepewnie.

– J-Jak to... postać przy tobie? 

– N-No bo Rachel nie ma, a tutaj nie za ciekawie wygląda prysznic samemu... – zarumieniłam się.

– Poczekaj dziesięć minut. – rozłączył się.

Wypuściłam przeciągle powietrze z ust, czując na dodatek przyspieszone serce i dziwnie bolący brzuch od stresu. Dlaczego poprosiłam Zacka a nie Williama..? Nie wiem, naprawdę nie mam pojęcia. Nie mam nawet numeru do Williama, do teraz go nie wzięłam. Zaczęłam sprawdzać strony społecznościowe na internecie, a po skończeniu rozebrałam się do naga i owinęłam ręcznik wokół ciała, wyczekując Zacka. Po kilku minutach usłyszałam pukanie, więc wstałam z łóżka i podeszłam do drzwi, ale kiedy je otworzyłam momentalnie zbladłam i poczułam, jak serce staje w miejscu.

– Potrzebujesz pomocy? 

– Will...

– Chodź. – przejechał dłonią po swojej czarnej grzywce na czubku głowy.

Dopiero kiedy zniknął mi z pola widzenia otrząsnęłam się i wzięłam potrzebne rzeczy, wychodząc z pokoju. Czekał na mnie na korytarzu i kiedy go widzę w tej postawie, mam po prostu okropne motylki w brzuchu. Szare dresy opuszczone na jego biodrach, a czarna koszulka nie opinała mocno jego wyrzeźbionego ciała, a idealnie i luźno leża na nim. Dlaczego on musi mi to robić? Ubierać się tak, że przez to zaczynam się podniecać? To mnie naprawdę podnieca, jego osoba mnie podnieca, on cały mnie podnieca. 

Dotrzymałam mu kroku i poczułam przechodzące mnie dreszcze, gdy jego ręka spoczęła na moich nagich plecach, przybliżając się jeszcze bardziej do mojej osoby. Jego ciało było bardzo blisko mojego i wyglądało to tak, jakby pod żadnym pozorem nie chciał mnie odstąpić na krok, pokazać wszystkim - tym, którzy właśnie na nas patrzą - że jestem jego. Tak, jestem Williama. 

Weszliśmy do łazienki i kilka dziewczyn już znajdowało się w środku. Było także dwóch mężczyzn, którzy tylko zmierzyli Williama, a mnie dziwna zazdrość i złość opanowała, gdy dziewczyny patrzyły na Will'a. On jest mój, jest tylko mój i tylko ja mogę tak patrzeć, mogę go mierzyć i pożerać wzrokiem. On jest mój. Były dwie wolne kabiny, dlatego prędko stanęłam przy jednej, czekając na Oliversa, który zmarszczył brwi i spojrzał na jedną, z której dochodzą dźwięki pojękiwań i stęków dziewczyny.

– Tak u was zawsze? – prychnął i oparł się o ścianę obok mojej kabiny.

– Niestety... – wywróciłam oczami. – Poczekaj tu, ja zaraz skończę. – weszłam do środka i zdjęłam z siebie ręcznik.

– Znam twoje zaraz. Będziesz tu siedzieć minimum czterdzieści minut. 

Zaśmiałam się i odkręciłam wodę. Kiedy tu jest William, te pojękiwania nie przeszkadzają mi tak mocno; myślę cały czas o nim, może dlatego. On jest tutaj a miał być Zack. Dlaczego tu jest William a nie Zack? To znaczy cieszę się, że jest tu William a nie Zack, naprawdę wolałam, żeby on tutaj przyszedł, ale nie miałam odwagi zapytać. 

Spłukuję ze swoje ciała pianę, czując przy tym słodki zapach lawendy i róży. Po chwili nie tylko i zapach czuję, ale czuję na swoim ciele czyjeś dłonie. Cała się spięłam i odwróciłam do tyłu, napotykając jego osobę. Moje ciało zareagowało gwałtownym podwyższeniem się temperatury jak i gwałtownym podnieceniem, które wywołał u mnie William, przypierając mnie do ściany. Jęknęłam pod nosem, gdy mocno naparł na mnie swoim ciałem i zaczął krążyć ustami wokół okolic mojej szczęki i szyi. Moja klatka piersiowa zaczęła unosić się w przyspieszonym tempie, sutki od razu stwardniały przez nadmiar podniecenia i mój oddech przyspieszył. Na moim podbrzuszu czułam jego męskość, które napiera na mnie coraz bardziej, bardziej i bardziej.

– Mam być zazdrosny? 

– Will... – jęknęłam. 

– Jestem zazdrosny o Zacka. 

Wciągnęłam więcej powietrza do płuc, przymykając przy tym oczy. Dlaczego on mnie kusi? Kusi nie tylko dotykiem, ale tonem, słowami, bliskością, wszystkim. Jego usta cały czas krążą wokół mojej szyi, muskają moją skórę, drażni i prowokuje szczękę, kusząc mnie, on doskonale wie, że sprawia mi tym przyjemność.

– Nie bądź zazdrosny. – sapnęłam.

– Ale jestem. – jego dłonie powolnym ruchem zjechały po mojej talii, wędrując od razu do pośladek, które ścisnął mocno, co spowodowało, że znowu jęknęłam. – Jestem strasznie o ciebie zazdrosny. – wyszeptał do mojego ucha.

– To znaczy, że nie mogę mieć kolegów? – mruknęłam i owinęłam ręce wokół jego ramion.

– Chcę, żebyś miała tylko mnie.

Wciągnęłam więcej powietrza do płuc i odchyliłam delikatnie głowę do tyłu. Mów do mnie, proszę mów do mnie, Will. Kocham, jak do mnie to mówi, jak do mnie tak mówi i co do mnie mówi. Mów do mnie, proszę.

– Chcę, żebyś była tylko moja.

Oblizałam wargę, przymykając oczy i jęknęłam cicho, gdy ścisnął mnie za pośladki. Wsunęłam ręce pod jego czarną koszulkę i zaczęłam po prostu mu ją ściągać, a on nawet się nie sprzeciwiał. Po kilku sekundach materiał już leżał kompletnie mokry na podłodze i znowu poczułam jego dłonie na mojej pupie. 

– Jesteś taka piękna, Jane... – wymruczał do mojego ucha, które zaczął całować. – Jesteś tylko moja, nikogo więcej.

– Jesteś strasznym egoistą... – uniosłam swoje kąciki ust w górę.

Z moich ust znowu wydobył się jęk podniecenia, gdy ponownie mnie ścisnął za pośladki lecz tym razem podniósł i mocniej przyparł do ściany. Od razu owinęłam nogi wokół jego bioder i odchyliłam głowę w bok, kiedy jego usta zaczęły muskać moją szyję, którą momentami podgryzał. 

– Lubisz tego egoistę.

– Uwielbiam.

Kocham.

– Jane, co ty ze mną robisz... – wyszeptał.

– Robisz ze mną to samo, Will... – szepnęłam.

– Manipulantka.

– Egoista.

– Uwodzicielka.

– Arogant.

Jego usta gwałtownie złączyły się z moimi i minęła tylko sekunda, gdy pomiędzy nami wybuchł prawdziwy pożar namiętności. Zachłannie zaczął pożerać moje usta, a ja zachłannie pożerałam jego. Pocałunki pełne żarliwości i brutalności, pełne erotyzmu i namiętności, pełne dzikości i pragnienia siebie nawzajem. Zostały dołączone języki, które zaczęły toczyć ze sobą prawdziwą walkę o dominację i zwycięstwo - nikt z nas nie odpuszczał. Podniecałam się, okropnie się podniecałam i chciałam więcej Williama.

– Dlaczego jesteś takim fiutem, Will? – wydyszałam, kiedy przegryzł moją dolną wargę.

– Uwielbiasz mnie, uwielbiasz we mnie wszystko. – wydyszał w moje usta. – Nie możesz beze mnie żyć.

– Pieprzony egoista, arogant, sukinsyn... Jesteś takim skurwielem, Will... – jęknęłam.

– Jesteś pieprzoną uwodzicielką i manipulantką. Zawsze musisz mnie kusić? Nie musisz nic robić, żebym miał na ciebie ochotę. – zaczął zachłannie obdarowywać moją szyję mokrymi pocałunkami.

– Pieprz mnie w takim razie...

– Okej.

– Okej.

~~.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro