Rozdział 22

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Muzykę później proszę nie zapomnij o niej!!!!!!!!!

Jest już sobota, czyli moje i Rachel wyjście do klubu. Nie jestem szczęśliwa, nawet nie mam co świętować, gdyż przez cały piątek nie widziałam się z Williamem, nawet nie mogłam go dotknąć ani poczuć, pocałować, jedynie słyszałam go przez telefon - nasza rozmowa trwała zaledwie kilka minut i to była jedyna rozmowa w ciągu dnia. Nie było go na wykładach, bo był zajęty, rozmawiał ze mną raz, bo był zajęty. Cały czas zajęty, zajęty i zajęty, a ja zaczynam teraz odczuwać prawdziwe odrzucenie z jego strony. On nawet nie chce ze mną rozmawiać. Zacka także nie widziałam, a Rachel zdążyła mi już marudzić, że i ona nie widywała się za często z Loganem. 

Nerwowo przegryzam wargę i sprawdzam co jakiś czas telefon, siedząc na swoim biurku. Zero wiadomości od Williama, a za pięć minut wychodzę z Rachel do klubu. On chyba nie jest zainteresowany tym, co będę robić albo nawet jak się czuję. Jest mi przykro, strasznie smutno i przykro, mam ochotę zostać w akademiku i nigdzie się nie ruszać. Boli mnie serce i czuje dziwny ból w całym ciele, gdy pomyślę o tym, że przestał się mną interesować, a nawet przestał mnie kochać. 

Nie, stop Jane, to twoje wyjście z przyjaciółką, to twój wieczór, przestań sobie nim głowę zawracać. Jak chce udawać obrażoną księżniczkę, to proszę bardzo!

Zeskakuje z biurka i wrzucam telefon do torebki, wyciągając przy okazji naszyjnik od Williama. Przekładam włosy na bok i zapinam na karku wisiorek, przyglądając się Rachel, która prostuje swoje włosy.

– Wiesz co ci powiem? – odezwała się, spoglądając na swoje odbicie w lustrze.

– Hmm? – mruknęłam, poprawiając kołnierzyk jeansowej kurtki.

– Pieprzyć chłopaków. – rzuciła – Potrafimy się bez nich dobrze bawić i czuć, a ich obecność, by nam tylko przeszkadzała. Jane, to jest teraz nasze wyjście i nie chcę, aby oni je spieprzyli. – spojrzała na mnie.

– I tego nie zrobią. – powiedziałam – Ruszaj się szybciej, chcę już tam być! – pospieszałam blondynkę.

– Rock Plans na pewno nie odpuszczę, więc... – nie dokończyła, a wstała na wyprostowane nogi, bo dotychczas siedziała na łóżku – Gotowa! – rzuciła triumfalnie, przejeżdżając dłońmi wzdłuż swojej talii.

Wykonałyśmy szybkie poprawki z wyglądem i skierowałyśmy się do wyjścia. Pomimo tego, jak bardzo chcę, aby ten wieczór wypadł najlepiej, nie mogę przestać myśleć o Williamie. Na dodatek on nawet nie wie, że zostałam prawie zgwałcona w jego akademiku, na przeciwko jego pokoju. Gdyby nie James - to by się stało. Dalej jest mi przykro, dalej jest mi smutno z tą wieścią, że go wtedy nie było, a ja do niego poszłam... Wiem, że to nie jego wina, ale naprawdę jest mi przykro. Razem z Rachel powędrowałam w stronę metra, które przewiezie nas w centrum Nowego Jorku. Rozmowa z przyjaciółką i powspominanie chwil, kiedy obydwie kierowałyśmy się na takie wypady do klubów poprawiła mi humor i zapominając już o Williamie nie mogłam się doczekać, kiedy wejdę do pomieszczenia pełnego ludzi i będę mogła wreszcie odpłynąć z muzyką, która grana jest tam przez zespoły.

~~

Kolejka jest długa, było to wręcz straszne, że tyle osób będzie w tym klubie. Ostatnio byłam tu dwa lata temu i pamiętam, że było o połowie mniej ludzi. W sumie nie dziwie się, bo z roku na rok jest coraz lepiej. Nie mam siły już stać na nogach, co chwilę opieram się o jedną, to drugą, paląc przy tym papierosa. Śmieje się pod nosem, gdy blond czupryna podskakuje co jakiś czas, aby spojrzeć na długość kolejki - Tak, Rachel jest taka słodka i niska. Po kilku minutach kolejka zaczęła się zmniejszać, ochrona szybko wpuszczała ludzi do środka, a nawet pogoniła grupę pijanych chłopaków, którzy narobili dużo hałasu.

– Dokumenty. – odezwał się ochroniarz, który stał przed bramką ze skrzyżowanymi dłońmi pod klatkę piersiową.

Zabrałam się za wyciąganie dokumentów z torebki, a Rachel pokazała już swój dowód mężczyźnie. Przeklęłam pod nosem, gdy wśród masy niepotrzebnych rzeczy nie mogłam znaleźć tej odpowiedniej, potrzebnej i bardzo ważnej. Spojrzałam błagalnie na Chel, to odwróciłam wzrok na ochroniarza.

– Ja... 

– Przykro mi. – westchnął, wchodząc mi w zdanie.

– Proszę... – powiedziałam litościwie – Naprawdę mam skończone szesnaście lat.

Do tego klubu nie wpuszczają osób poniżej szesnastego roku życia. Nie ze względu na brak pełnoletności a bezpieczeństwo. Wiele rozwydrzonych, dopiero co dojrzewających i buntowniczych nastolatków potrafiło narobić więcej szkody i problemów właścicielowi niż pełnoletni człowiek. Pamiętam do teraz, jak w wieku piętnastu lat przyszłam tutaj z James'em, wchodząc za pomocą okna w damskiej toalecie. Przechodzi mnie niemiłe uczucie, gdy przypomnę sobie co robiłam z tym człowiekiem, do czego byłam zdolna i jak mocno mu się poświęcałam. Od tego wszystkiego siłą starał się wyciągnąć mnie mężczyzna, którego wtedy nienawidziłam, a teraz mogłabym oddać za niego życie.

– Proszę pana, niech pan ją wpuści... – wtrąciła się błagalnie Rachel.

Mężczyzna przyjrzał mi się, a ja jeszcze kokieteryjnie zatrzepotałam rzęsami i spojrzałam mu intensywniej w oczy, przekładając brązowy kosmyk za ramię, aby odkryć więcej dekoltu. Zgódź się, zgadzaj się, sukinsynie. Specjalnie dla ciebie pokazuje cycki i uśmiecham się na przymus, abyś mnie wpuścił, sukinsynie.

– Dobra, wchodź. – warknął, lecąc wzrokiem na mój dekolt, to po chwili szybko wrócił do kontaktu wzrokowego.

Uśmiechnęłam się. Cieszę się, że jestem kobietą. Każda ma łatwiej, dostajemy to, czego chcemy i jeżeli wykorzystamy doskonale swoje atuty, to zdobędziemy to z łatwością. Mężczyzna jest prosty do rozgryzienia; zatrzepocze się rzęsami, wypnie piersi do przodu, pokaże kawałek swego nagiego ciała, zmieni się tonacje na kuszącą i uwodzicielską, i już każdy ulegnie. Mężczyzna jest oddany na łaskę kobiety, która może nim sterować jak chce. 

Weszłyśmy do zatłoczonego pomieszczenia. Dym papierosowy i zapach alkoholu można na wejściu wyczuć, jednak ten zapach nie drażnił i nie przeszkadzał tak mocno, był idealny do klimatu panującego tutaj. To nie jest pop, gdzie zobaczy się śpiewającego Justina Biebera czy Arianne Grande, dla których większość nastolatek teraz sika w majtki - Tu jest prawdziwy klimat rock. Tutaj jest żywa muzyka, tutaj jest klimat jak w latach dziewięćdziesiątych, gdzie to właśnie człowiek był oddany muzyce, tworzył prawdziwy dźwięk z gitary, perkusji, prawdziwą melodie z gardła, a nie teraz, gdy wszystko jest miksowane w studiach. Uwielbiam takie miejsca, uwielbiam miejsce, gdzie muzyka przejmuje całą kontrolę nad ludzkim umysłem. 

Rozglądam się dookoła jak zafascynowana. Nie było mnie tutaj dwa lata, zresztą nie spędzałam tu wiele czasu, tylko kilka razy zdarzyło mi się tutaj z Rachel przyjść. Wystrój się nic nie zmienił, a w ciągu dalszym wygląda jak przyciemniona buda, oświetlona jedynie w okolicach baru, sceny i korytarza prowadzącego do toalet. Oczywiście scena nie jest ogromna jak na prawdziwych koncertach, widownia także, jest to skromne miejsce, ale na tyle duże, żeby pomieścić dużą liczbę osób. Spoglądam od razu w tamtą stronę i dostrzegam, jak jakiś młody chłopak przygotowuje scenę dla pierwszego zespołu. 

Poczułam, jak ktoś obejmuje moją rękę i prowadzi w nieznaną mi drogę, ale gdy tylko spojrzałam przed siebie, dostrzegłam niską, małą blondyneczkę, która przemierza prosto do baru. Poprowadziła mnie prosto do siedzenia hoker, a sama usadowiła się na przeciwko.

– Jane, musimy się napić. – położyła stanowczo ręce na blat, spoglądając na mnie.

– Wiesz, tobie nie sprzedadzą. Nie masz jeszcze ukończonego dwudziestego pierwszego roku życia. – odpowiedziałam, rozglądając się dookoła.

Obok nas siedzą mężczyźni i kobiety, którzy popijają swoje piwa, wódkę w kieliszkach albo whisky. Tutaj dowody sprawdzają i nieugięty barman nie poleci na kobiecy wdzięk. Doskonale go pamiętam sprzed dwóch lat. Ciągle taki sam; umięśniony, powiedziałabym że atletyczna budowa ciała i łysy na głowie z tatuażem po boku. Na dodatek wygląda na czterdziestolatka, który na pierwszy rzut oka już odstrasza. Westchnęłam głośno i rozejrzałam się po osobach, które mogłyby nam kupić piwo. Śmiejące się kobiety odpadają, grupa już pijanych mężczyzn odpada, dwoje podejrzanych starszych mężczyzn także. Wyglądają jak psy. Osamotniona i wytatuowana kobieta jeszcze bardziej odstrasza niż barman. Aż przeszły mnie ciarki, gdy kątem oka spojrzała na mnie. Rozglądam się ponownie i wypadło na samotnego mężczyznę, który w spokoju popija swoje whisky.

– Może ten? – skinęłam głową w jego stronę.

– Dobra, ale... ty zapytaj. – spojrzała na mnie zarumieniona, a ja prychnęłam rozbawiona – No co? Wstydzę się... Dziwnie mi tak podejść i zapytać... – odwróciła ode mnie wzrok.

– Chel, ty jesteś starsza ode mnie. – prychnęłam, będąc dalej rozbawiona.

– Ale ty wyglądasz na starszą! Ja jestem niska, drobna i w ogóle... dziwna. – posmutniała.

– I słodka. – dodałam z uśmiechem.

– Dlatego nie wyglądam na dojrzalszą! – burknęła.

– Dobra, poczekaj tutaj. – zeszłam z hokera i wciągnęłam więcej powietrza do płuc. 

Zebrałam w sobie odwagę i ruszyłam w stronę mężczyzny, który popija swoje whisky. Jest to proste; pytasz, stawiasz sprawę stanowczo i tyle. Jesteś dziewczyną i on ci ulegnie. Staję przed mężczyzną i odchrząkam, a jego wzrok skierował się na moją osobę, którą zmierzył od góry do dołu. Wygląda na maksymalnie trzydzieści lat, nie więcej. 

– Przepraszam... – zaczęłam miłym głosem – Mógłby pan... kupić mi i koleżance piwo? 

– A ile masz lat? – zapytał, intensywnie wbijając we mnie swój wzrok. Coś mnie obrzydziło, gdy napił się swojego whisky i bezczelnie przypatrzył mi się w biust, a później na nogi, które zostały odsłonięte przez czarną spódniczkę. 

 – Dziewiętnaście. – odpowiedziałam zgodnie z prawdą. 

– Dobra, masz szczęście. – rzucił – Daj pieniądze.

Uśmiechnęłam się pod nosem i triumfalnie wykonałam okrzyk w swojej głowie. Wyjęłam portfel z torebki i wręczyłam mężczyźnie sumę pieniędzy na dwa piwa, które on od razu zamówił. Barman nawet nie obarczył mnie ciekawskim spojrzeniem, a po kilku sekundach postawił na ladzie dwa kufle zimnego alkoholu. 

– Dziękuje. – mruknęłam zadowolona i wzięłam oba napoje do rąk. 

– Nie ma sprawy. – odparł, kończąc swoje whisky.

Powróciłam na miejsce, wręczając Rachel piwo. Blondynka zadowolona aż oblizała usta i od razu zabrała się za łyk zimnego alkoholu. Nie byłam w tyle i także popijałam, oglądając wszystko, co dzieje się dookoła nas. Nagle moją uwagę przykuła scena, gdzie przed mikrofonem pojawił się mężczyzna, by już coś ogłosić. Moje serce przyspieszyło, tak, tak, tak, wreszcie zespoły! 

– Uwaga, uwaga. – odezwał się męski głos – Mam zaszczyt, jak w sumie co tydzień w klubie... – uśmiechnął się – ...Przedstawić dziesięć zespołów, które zagrają dla państwa! – krzyknął triumfalnie, a w pomieszczeniu rozległy się oklaski.

– Huh? Jane, pamiętaj! Przystojniaków, młodych i utalentowanych! – rzuciła Rachel, a ja prychnęłam pod nosem.

– Więc co? Nie przeciągajmy dłużej i powitajmy pierwszy zespół, The Sinners! – krzyknął. 

Grupa ludzi od razu zaczęła klaskać i podgwizdywać. Na scenę weszło dwóch mężczyzn, który jeden zabrał się za gitarę a drugi perkusję. Za wokal była odpowiedzialna dziewczyna. Zespół był ubrany pod styl punk rock, co od razu dodawało im odmienności i wyróżnienia. Dziewczyna przywitała się i przedstawiła swój zespół jeszcze raz, dziękując przy okazji za udział tutaj. Pierwsze melodia została wydana z perkusji, później gitara, a ostry i krzykliwy dźwięk wydobywający się z damskiego gardła rozpoczął przedstawienie. 

~~

Po raz kolejny rozniosły się oklaski, gdy nadszedł czas na  dziewiąty zespół. Jestem pod wielkim wrażeniem, a nawet fascynacją, by móc słyszeć tak utalentowanych ludzi. Kompletnie się oddałam granej tutaj muzyce, temu klimacie panującego wokół. Nie było mnie tu dwa lata, a każdy z zespołów wydaje się jeszcze lepszy niż wcześniej, w ogóle muzyka wydaje się jeszcze lepsza. Z Rachel zdążyłam wypić po dwa piwa, prosząc o kolejnego miłego pana, który kupił nam za pierwszym razem. Stałyśmy w pierwszym rzędzie zaraz przy scenie, dlatego widok na przystojnych wokalistów, gitarzystów i perkusistów miałyśmy obok. Raz moje policzki się zarumieniły, gdy z szóstego zespołu wokalista spojrzał na mnie i mrugnął. Naprawdę się rozpływałam.

– Muszę siku, poczekaj tutaj. – szepnęłam na ucho Rachel.

– Echem... – mruknęła, kompletnie mnie ignorując. Tak, była mocno zahipnotyzowana dziewiątym zespołem, który wydawał mocne brzmienia z instrumentów.

Przecisnęłam się przez tłok ludzi i skierowałam do damskiej ubikacji, która była bez żadnych kolejek. Pamiętam doskonale te pomieszczenie, nic się nie zmieniło. Lampa od czasu do czasu mruga, wykafelkowane ściany wypisane przez nastolatków, a małe pęknięcie w lustrze w tym samym miejscu, co było dwa lata temu. Kabiny zielone, ostatnia w ciągu dalszym nie ma klamki i jest wiecznie otwarta, chyba zachęca do wejścia, nie wiem. Wchodzę do wolnej, zamykając za sobą drzwi i stanęłam w miejscu, gdy spojrzałam na ścianę. Poczułam ukłucie w sercu i zacisnęłam dłonie w pięści, wbijając przy tym paznokcie w skórę. Dokładnie pamiętam wykonany napis Jane&James, który dalej tu spoczywa. Dokładnie pamiętam ten dzień, gdy w tej kabinie z nim siedziałam, paląc papierosa i właśnie te dzieło zostało wykonane przeze mnie. Jednak skreślone imię James'a zostało zastąpione ''William''. To Will to napisał. 

Wykonuje swoją potrzebę, powracając ponownie do William'a. Przez cały wieczór kompletnie o nim zapomniałam, a teraz przez... ten napis sobie przypomniałam. Chce mi się płakać, naprawdę. Czuję, jak łzy zbierają mi się do oczu, gdy pomyślę o zranionym Williamie, który czuje się odrzucony. Mój mężczyzna życia, moje serce i tlen, mój kochany zazdrośnik. Kocham go, kocham napis, który wykonał, gdy mieliśmy po szesnaście lat. Nienawidziliśmy siebie, a on go skreślił i wpisał swoje imię. Pamiętam, gdy się dowiedziałam o tym i jak mocno pożarłam się z nim o to. Jest słodki, jest kochany i jest mój. Nie oddam go nikomu i pieprzyć to, jaką teraz jestem egoistką. Żadna dziewczyna nie ma prawa go tknąć, tylko ja mogę, bo jest mój.

Prostuje się i pociągam nosem, opierając się o ścianę kabiny. Pośpiesznie wyciągam telefon z torebki i wykonuje telefon do Williama. Moje serce szaleńczo bije, palce drżą i nie mogę nad tym zapanować. Stresuję się, ale czego? Nie wiem. Przykładam słuchawkę do ucha i czekam, słysząc ciągłą linie sygnałów. Chcę go usłyszeć, tęsknie za nim. Chciałabym go dotknąć i móc pocałować, po prostu poczuć jego bliskość. Po chwili przez całe moje ciało przeszedł ból, gdy odebrała sekretarka. Znowu nie odebrał, ignoruje mnie. Dlaczego on mi to robi?! Wrzucam telefon do torebki i walę pięścią w ścianę, klnąc pod nosem. Moje oczy już kompletnie się zaszkliły i szybko mrugam, pozbywając się łez. Wychodzę z kabiny i podchodzę do lustra, myjąc przy okazji ręce w umywalce. Patrzę na swoje odbicie i widzę czerwone oczy, ale już mniej załzawione. Mój wzrok leci na naszyjnik, który dostałam od niego. Dałeś mi go, nie pamiętasz? Teraz mnie ignorujesz! 

Wychodzę z łazienki, ścierając po raz ostatni łzy z policzków. Powracam do swojego miejsca w pierwszym rzędzie, przeciskając się przez tłum ludzi. Rachel zahipnotyzowana stoi w miejscu i spogląda na wokalistę o blond włosach, którego głos jest na wysokim poziomie i szybko można odlecieć. Stanęłam ramię w ramię z przyjaciółką i wsłuchałam się w głos wokalisty. Melodia tak wpada w ucho, że zaczęłam odlatywać. Odprężyłam się, zapomniałam o wszystkim i o bolesnym uczuciu, które towarzyszyło mi przez jego osobę. Odleciałam i przymknęłam oczy.

~~

William

– Gotowy? – zapytał mnie Zack, stojąc nade mną.

– Zaraz. – warknąłem.

– Zaraz wchodzimy. – wciągnął więcej powietrza do płuc – Kurwa, gdzie Logan? – rozejrzał się dookoła, to po chwili zniknął mi z oczu.

Wyciągnąłem telefon, wyrzucając końcówkę papierosa przed siebie. Trzęsą mi się łapy i nie mogę nad tym zapanować, cholera jasna. Czuję stres, okropne ściskanie w brzuchu i mogę go porównać do tego bólu, jaki czułem, gdy pierwszy raz z Jane rozmawiałem po roku. Wybieram numer do kobiety, którą kocham całym sercem, a jak kretyn ignorowałem. Jestem taki głupi, co ja sobie myślałem? Że zostawi mnie dla James'a? Jeszcze z tym zjebanym imieniem, który wiem, że przyprawia ją o dreszcze? Naprawdę to myślałem? Czuję okropne wyrzuty sumienia, czuję się jak prawdziwy chuj. Dlaczego Liv nie mogła mi tego wcześniej powiedzieć, tylko niedawno? Przecież, gdybym wiedział, że ona tylko pomaga James'owi, aby jego i Liv razem spiknąć, to nie byłbym zazdrosny i nie ignorował jej. Jezus, jestem takim kretynem... Ona nigdy mnie nie będzie chciała, gdy będę tak postępował wobec kogoś, kogo kocham całym sercem... 

Sygnał za sygnałem, a ona nie odbiera. Przecież pięć minut temu do mnie dzwoniła! Dlaczego ode mnie nie odbiera? Nie, nie, nie, nie, muszę się uspokoić, nie mogę się denerwować akurat teraz. Chowam telefon z powrotem do kieszeni spodni i otwieram drzwi, wchodząc do środka. Rozglądam się dookoła, szukając Zacka i Logana, którzy stali już na swoim miejscu, nerwowo wciągając powietrze do płuc i splatając ze sobą palce. 

– No wreszcie, co tak długo? Zaraz wchodzimy. – rzucił Logan.

– Nic, nieważne. – warknąłem – Jak się czujecie? 

– Stres. – odparł blondyn.

– Zaraz się posikam. – zaśmiał się Zack, a ja wraz z nim.

– Hej, ekipa. – usłyszeliśmy męski głos. We trójkę odwróciliśmy się w stronę dochodzącego dźwięku i spojrzeliśmy na mężczyznę ze słuchawkami na szyi, wychylającego się zza kurtyny. 

– Wchodzicie.

Przegryzłem wewnętrzną część policzka. To pomoże, na pewno pomoże. Jej zawsze się udawało, więc mi także. Hej, stary, rozluźnij się. Pomyśl, że ona tam jest, że robisz to tylko dla niej i nikogo innego niż twojej miłości nie ma. Biorę głęboki wdech i zabieram swój sprzęt, spoglądając ostatni raz na chłopaków. 

– Gotowi? – zapytałem.

– Nie. – powiedział zestresowany Zack.

– Miejmy to z głowy. – rzucił Logan, wymijając nas. Wszedł pierwszy, a zaraz za nim Zack, który posłał mi podnoszące na duchu spojrzenie. 

Wciągnąłem po raz kolejny więcej powietrza do płuc i wszedłem na scenę. Zmrużyłem delikatnie oczy, gdy reflektor padał w moją stronę. Słyszałem oklaski, podgwizdy i kobiece krzyki, ale nie zwracałem na to uwagi. Stanąłem przed mikrofonem, wyciągając paczkę czerwonych marlboro. Na sali zapadła kompletna cisza, to po chwili po pomieszczeniu rozległ się dźwięk odpalającej się mojej zapalniczki. Wciągnąłem do płuc dużą dawkę nikotyny, pozwalając organizmowi się uspokoić i odstresować. Tak, narkotyk od razu pomógł, rozluźniłem się. Wypuściłem powoli dym z ust, wciskając prawie całego papierosa między struny i nachyliłem się nad mikrofonem.

– Jesteśmy The Wane.

Usłyszałem znowu krzyki, oklaski i gwizdy, ale zagłuszyłem to, wydając pierwsze dźwięki z mojej gitary, a później melodia wypłynęła z mojego gardła. Zaraz do mnie dołączył Logan na perkusji, a Zack wraz ze swoją gitarą wykonywał swoją nutę, która współgrała z moją.

Jane i tutaj puść też muzykę xD

Stoję i się nie ruszam. Nie wykonuję żadnego ruchu, Rachel obok mnie także. To sen, to musi być sen, to na pewno sen, to niemożliwe. Oni tam są, oni to robią, śpiewają, grają, tam jest William, Zack i Logan. Nie to niemożliwe, to sen, tak? 

Nie wiem co czuję, nie mogę tego określić, ja nic chyba nie czuję. Jestem w szoku, w kompletnym szoku, bo kilka metrów dalej gra i śpiewa moja miłość, mój William. Z jego ust wydobywa się najpiękniejszy głos, który mogłam słyszeć, który jest najpiękniejszy, William jest piękny. Jestem w szoku, jednocześnie czuję się zahipnotyzowana tym. On śpiewa, on tak pięknie śpiewa i mi nic nie mówił. Kiedyś ze mną śpiewał, ale nigdy nie tak, nie wiedziałam, że... że on tak pięknie śpiewa. Stoję i się nie ruszam, a oczarowana jego osobą wsłuchuję się w muzykę, którą stworzyli i teraz grają. Jest Zack, którego pierwszy raz widzę z gitarą, jak to? On gra? Dlaczego nic nie wiedziałam? Logan, który gra na perkusji, wydaje piękne brzmienia, idealnie łączą się z gitarą, wszyscy we trójkę po prostu tworzą piękną muzykę. 

Patrzę na moją miłość i moje serce przyspiesza, rumienie się, zaczynam się w ciele rozpływać. On jest taki piękny. On tak pięknie śpiewa, dlaczego mi nie powiedział? Dlaczego to ukrywał? Dlaczego ukrywał tutaj występ? Że tu występuje właśnie z nimi? To dlatego mnie ignorował i nie mówił, gdzie idzie? Logan tak samo postępował z Rachel, która obok mnie stoi i swoimi dużymi oczętami patrzy prosto przed siebie, na dodatek ma delikatnie rozchylone wargi. Patrzę na Williama onieśmielona jego osobą, zakochana po uszy. Jeszcze tak pięknie wygląda mając czarne, luźne spodnie, czarną koszulkę z jakimś nadrukiem i czerwoną koszulę w czarne kraty, która jest rozpięta i rękawami podwinięta do łokci. Z jego ust wydobywa się idealny głos, mogłabym go słuchać codziennie, dlaczego on mi nic nie powiedział? Przecież on jest taki piękny. William jest piękny.

Jego gra na gitarze, jego oddanie się temu, jego ruchy i pełna kontrola nad śpiewem jest dla mnie nie do zrozumienia. Robi to po prostu wszystko idealnie. Melodie Zacka także są idealne i nawet jego osobą jestem onieśmielona. Blondyn oddał się kompletnie muzyce. Logan to samo jak Zack i William. Wszyscy idealnie grają. 

– Jane, czy ty też to widzisz..?– wydusiła ledwo co Rachel, spoglądając w ich stronę.

– Tak... – wykrztusiłam.

– Uszczypnij mnie. Chcę wiedzieć, że to nie sen. – poprosiła.

Wyciągnęłam rękę w jej stronę, nie spuszczając z oczu śpiewającego, pięknego Williama. Dotknęłam jej skóry na tricepsie i ścisnęłam, a ona syknęła pod nosem. Moje serce szaleńczo biję i czuję, jak nogi chcą się pod sobą załamać. Naprawdę czuję je jak z waty. Oni naprawdę tam są, tam jest mój William, tam jest Zack i tam jest Logan. Mają chyba najlepszą muzykę, a William ma najwspanialszy, najpiękniejszy głos, który mógł dzisiaj wystąpić. Dlaczego oni nam mnie powiedzieli? Chcieli to przed nami ukryć? 

– Ja pierdole. – wykrztusiła Chel.

– Kurwa mać.

Zakończyli występ ostatnimi słowami, które wyśpiewał Will. Jego głowa opadła na własne buty i widziałam, jak wciąga więcej powietrza do płuc. Każdy wokół nas zaczął klaskać, podgwizdywać, a wszystkie dziewczyny krzyczały zauroczone trzema mężczyznami na scenie. Wśród zafascynowanych ludzi tą muzyką byłam ja i Rachel; stojące w bezruchu i spoglądające jedynie zszokowane przed siebie. Oni naprawdę tam byli i to oni śpiewali i grali.

– Dziękuje. – wydusił zmachany do mikrofonu, a dziewczyny jeszcze bardziej zapiszczały.

Ten wokalista jest mój.

Najlepszy występ wykonał mój mężczyzna.

Najpiękniejszy głos ma William.

William jest piękny.

I błękitny, piękny wzrok spoczął na mnie. Zabrakło mi tchu. Wciągnęłam więcej powietrza do płuc, ale w połowie się zatrzymałam, czując obicia serca o klatkę piersiową i dokładnie czując krążącą krew w ciele. Jego wyraz twarzy momentalnie się zmienił. Szok, William jest tak samo jak ja zszokowany. Jego oczy otworzyły się szerzej, a usta delikatnie rozchyliły. Patrzy prosto na mnie nie wykonując żadnego ruchu, ja także tego nie robię. Patrzymy prosto w swoje oczy i czuję, że zaraz upadnę, naprawdę. Nie odrywa się ode mnie jego wzrok, a dopiero Zack pociągnął go do tyłu. Zniknęli ze sceny, a moje serce łomocze, obija się o klatkę piersiową i nie mogę wziąć wdechu, jest mi strasznie ciężko na ciele. 

On tam był, on tam śpiewał i grał. Nic mi nie powiedział, dlaczego? Rozglądam się dookoła w poszukiwaniu wejścia za scenę. Widzę ochroniarza, który stoi przy jednych drzwi, dlatego rzucając krótkie ''zaraz wracam'' do Rachel, kieruję się w tamtą stronę. Ledwo co, bo nogi mi odpadają, a serce w ciągu dalszym sprawia mi ból. Nerwowo przegryzam policzek, ale to nie pomaga, nic mi nie pomoże. Pomoże teraz jego obecność przy mnie, wiem to. Ostrożnie staję kilka metrów przed wejściem dla pracowników klubu, przed którym stoi umięśniony ochroniarz i kiedy odwraca się, po prostu niezauważalnie ruszam w tamtą stronę, aby przedostać do pomieszczenia, gdzie przebywają zespoły.

– Halo, gdzie?! – warknął gardłowo, pociągając mnie za jeansową kurtkę.

– Proszę, muszę tam iść... – spojrzałam błagalnie w jego oczy.

– Nie ma mowy, spadaj stąd. – odepchnął mnie delikatnie.

– Proszę! 

– Wypad stąd, dziewczyno. – zmarszczył brwi – Tutaj mają tylko wstęp pracownicy klubu. 

– Pieprz się! – warknęłam i odwróciłam się do tyłu.

Skierowałam się do wyjścia z klubu. Jest jeszcze jedno wejście, przez które mogłabym wejść z powrotem do środka, ale od tamtej strony. Na zewnątrz jest już ciemno, w powietrzu unosi się zapach deszczu, a na chodnikach i ulicy gdzie nigdzie widnieją kałuże. Przestało padać, ale od czasu do czasu na mojej skórze czuję mżawkę. Jest ciemno, pusto i cicho, bardzo cicho. Można usłyszeć jedynie kapiące krople wody z rur i szczekającego psa w oddali, czasami przejeżdżające auta. Kieruję się do tylnych wejść klubu, wchodząc w ciemny zaułek, oświetlony jedynie przez lampkę przy wejściowych drzwiach do budynku. Moje serce szaleńczo bije, a ręce same z siebie trzęsą się. W połowie drogi staję w miejscu i jeszcze większe uderzenie bólu poczułam, gdy zobaczyłam męską posturę przy ścianie, palącą papierosa. O mój boże, o mój boże, spokojnie. 

To William.

– Will... – wydusiłam i zacisnęłam dłoń na pasku torebki. 

Widzę go. Widzę mojego Williama z bliska już. Nie widziałam od dwóch dni, a czułam się, jakby ponownie od roku. Podchodzę do niego ze wzruszonym wyrazem twarzy, ale on wyrzuca papierosa do jednej z kałuży i odsuwa się ode mnie, dlatego zatrzymuję się w miejscu i czuję ponownie ból w całym ciele. Dlaczego...

– W-Will, dlaczego... – spojrzałam na niego z żalem – Mogłeś mi powiedzieć...

– Jane... – ujął twarz w dłonie, pocierając ją, to po chwili spojrzał na mnie.

Wyprostowałam się i wciągnęłam więcej powietrza do płuc, czując uderzenie prosto w serce. On ma szklane oczy, dlaczego..? Dlaczego William...

– Przepraszam cię... – wydusił – Przepraszam, proszę, wybacz mi... – spojrzał mi w oczy.

– Will..? – nie wiedziałam jak zareagować. O czym on mówi..? 

– Jesteś dla mnie wszystkim, Jane. Mam tylko ciebie i chcę mieć ciebie. Chcę, żebyś była zawsze moja, a moja głupia zazdrość doprowadziła do tego, że cię ignorowałem. Byłem głupi, jestem głupi, przepraszam cię... Proszę, wybacz mi... – jego głos się łamał.

Spoglądam na niego, czując już napływające łzy do oczu. On to mówi, dlaczego to mówi? Moje ręce się trzęsą, gula w gardle rośnie i nie może na moment przestać mnie kłuć. Strasznie boli mnie całe ciało, cały organizm, wszystko. William na łzy w oczy, co potęguje ból. Dlaczego on mi to mówi..?

– Przepraszam, że cię ignorowałem, nie spotykałem się, nie odbierałem telefonów, ukrywałem to, że mam występ. Logan też z początku nie chciał mówić Rachel, dlatego to ukrywaliśmy przed wami. Później jemu i Zackowi było to obojętne, ale ja... Ja się bałem tobie powiedzieć... Jane, jesteś taka utalentowana, taka piękna, a ja? Jestem skurwielem, który potrafi tylko ranić kogoś, kogo się kocha...

– Will, ty jesteś...

– Ja przepraszam cię za moją jebaną zazdrość, którą nie potrafię opanować, nie wiem... – wszedł mi w słowo i ponownie ujął twarz w dłonie – Myśl, że znowu mogę cię stracić jest najgorsza. Nie mogę się dalej z tym pogodzić, że cię wtedy straciłem... To mnie rani, Jane. Nie potrafię przestać myśleć o tym, że znowu mi znikasz z życia. Nie potrafię sobie wtedy wyobrazić mojego życia bez ciebie. Tak, jestem pierdolonym egoistą i nie potrafię zapanować nad zazdrością. Chcę mieć tylko ciebie dla siebie, ale wiem, że będziesz się męczyć z tym... Będziesz się męczyć ze mną...

Ja się rozpadam. Nie z bólu, nie z żalu i przykrości. Ze szczęścia. Moje serce obija się o klatkę piersiową i mam ochotę płakać ze szczęścia. William, mój mężczyzna, moje serce i mój kochany zazdrośnik.

– Byłem zły, zazdrosny, wkurwiony, kiedy kręciłaś się z James'em. Dopiero przed koncertem Liv zadzwoniła do mnie i powiedziała, że tak naprawdę pomagałaś mu, aby wzbudzić zazdrość u niej i wreszcie uświadomić, że ona go kocha. Po prostu pomagałaś mu, aby zbliżyli się do siebie. Dzięki tobie oni są razem, a ja głupi, kurwa mać, myślałem, że... mnie zostawisz, że odejdziesz ode mnie... – odwrócił ode mnie wzrok, wplatając palce we włosy.

Widzę jego łzy w oczach i tylko przez to mnie boli serce a tak, to mam ochotę skakać ze szczęścia. Jest kochany, William jest najukochańszy i najpiękniejszy. Jest mój. Boli mnie jeszcze jedna rzecz; że on musi przez to przechodzić sam, sam to czuje i nic mi nie mówi. Dlaczego dopiero teraz? Nie chcę, żeby cierpiał. Nigdy nie chciałam, nigdy nie chciałam, żeby nienawidził siebie. 

– Tak bardzo cię przepraszam, Jane... – wyszeptał – Przepraszam cię za wszystko; za moją zazdrość, za to, że ci nie ufam. Przepraszam cię, że ci sprawiam cierpienie, płaczesz przeze mnie, ty się cięłaś przeze mnie... Przepraszam cię, że męczysz się ze mną, że cały czas zawodzisz. Przepraszam cię za mój charakter...

– Który jest piękny.

Spojrzał na mnie, jakby szokując się wypowiedzią. Moje policzki delikatnie się zarumieniły, a ręka uniosła się do wysokości jego twarzy, by przejechać kostkami po jego skórze. Gładka, czysta, jasna i nieskazitelna, taka delikatna w dotyku. Jego błękitne oczy są wbite prosto na mnie i czuję, jak mi na sercu robi się coraz cieplej. 

– Jesteś piękny, William.

Nie odpowiedział. Jakby zastygł w miejscu, wgapiony prosto w moje oczy. Ujmuje jego policzek, dotykając ciepłej skóry. Wreszcie po męczących dwóch dniach go widzę i dotykam. Jest taki piękny. Kocham Williama, kocham go całym sercem i moja miłość do niego jest niewyobrażalna dla nikogo. Nikt mnie nie zrozumie, jakim uczuciem go darzę. Jedni powiedzą, że głupia jestem, że wybaczam tą jego chorą zazdrość, ten brak zaufania, ten jego egoizm, a drudzy zaś stwierdzą, że to miłość. Tak, to miłość, która połączyła nas nienawiścią, a jednocześnie wielkim przywiązaniem i chęcią bycia obok siebie. To człowiek, bez którego nie potrafię funkcjonować, to ktoś, kogo kocham ponad rodzinę. Moja więź z Williamem jest silniejsza niż więź z Rachel, z którą się przyjaźnie całe życie. William jest moim przyjacielem i kochankiem, miłością i tlenem. Kocham go.

– Kocham w tobie wszystko... – zrobiłam krok w jego stronę i teraz dzieliły nas centymetry. Patrzę namiętnie, z miłością w jego błękitne tęczówki, które teraz są jakby zagubione. Przejeżdżam po raz kolejny po jego tyle głowy i delikatnie wplątuje we włosy palce – Kocham w tobie twoją chorą zazdrość i pieprzony brak zaufania, kocham to. Kocham twój głupi egoizm, który czasami potrafi mnie doprowadzić do szału. – uśmiechnęłam się – Kocham w tobie twoją troskę wobec mnie, którą mnie darzysz na każdym kroku. Kocham to, jak gniewasz się na mnie, bo spędzam czas z kimś, z kim ty nie chcesz mnie widzieć. Kocham w tobie twoją arogancje i to, jak pokazujesz wszystkim, że należę do ciebie. Kocham w tobie twoją czułość i namiętność wobec mnie. Kocham w tobie twoją tajemniczość, którą tylko ja potrafię dostrzec, co za nią się kryje. Kocham w tobie wszystko, William... – wyszeptałam – Jesteś dla mnie wszystkim i nieważne kto stanie między nas, zawsze jesteś na pierwszym miejscu. Kocham cię, zazdrośniku z pięknym głosem. 

– Wiem, że to nie jest odpowiedni moment, odpowiednie miejsce i odpowiedni czas na to, ale proszę... – oparł swoje czoło o moje i przymknął oczy. Jego dłonie ujęły moje policzki i także przymknęłam oczy, czując jego dotyk. Jest najlepszy i najpiękniejszy. – Jane, bądź ze mną. Proszę, bądź ze mną, bądź moja. Obiecuję ci, że niczego nie spieprzę. Chcę ciebie, tak bardzo cię pragnę przy mnie, ze mną cały czas. Do końca życia. Jesteś dla mnie wszystkim, Jane.

– Zgadzam się, Will. – wyszeptałam, gładząc opuszkami palców jego policzki. 

– Powtórz... – nie dowierzał.

– Zgadzam się być twoja, Will.

I jego usta gwałtownie złączyły się z moimi w namiętny i pełen miłości pocałunek, który od razu odwzajemniłem z tęsknotą. 

~~.



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro