Rozdział 7

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

– William.

Jego błękitne oczy są wbite prosto we mnie. Kolor zawsze pozostał taki sam; błękitny, a nawet można porównać do bieli. Są bardzo intensywne, hipnotyzujące i piękne. Zawsze były piękne. Jego tęczówki są jedyne w swoim rodzaju i nie znam osoby, która ma tak piękne oczy, jakie ma William. 

Moja gula w gardle rośnie z każdą sekundą, gdy patrzę właśnie w te piękne oczy, a zarazem puste. Nie dostrzegam żadnych emocji, jak tylko pustka. Beznamiętne, bezuczuciowe, obojętne, nijakie, puste... Nigdy nie widziałam takiego spojrzenia, które zarazem jest tajemnicze i... smutne. Moje serce przyspiesza, a policzki rumienią się, gdy zaczynam skanować go całego, bo tak długo go nie widziałam. Patrzę na wszystko i czuje skurcze w brzuchu, gdy on widzi to, jak się mu przyglądam. 

Jego włosy nie zmieniły swojego wyglądu i są takie, jakie zapamiętałam. Tunel dalej ma na lewym uchu, choć teraz cały czarny bez pustego otworu w środku. O mój boże, aż czuje parzące policzki, gdy patrzę na pełne i malinowe usta, które całowałam, które całowały mnie, które mnie pieściły w każdy możliwy sposób i sprawiały przyjemność, którą jeszcze nikt nie potrafił sprawić. Dalej na jego szczęce jest zarost, który jest mało widoczny, ale jest, jest idealnie ścięty i na jego twarzy nie ma żadnego zacięcia się, nie ma żadnej blizny, żadnej niedoskonałości, jest taki piękny... 

On na mnie patrzy tym pustym spojrzeniem, który nie ma żadnych emocji. Patrzy tak, jakby musiał, jakby ktoś mu kazał na przymus patrzeć, to jest smutne... Dlaczego moje serce się kraja na ten widok, na jego widok? William jest zupełnie inny... 

Jest bez życia, jest pusty i nie ma za grosz namiętności, ja to widzę, jak on został zniszczony... Kiedyś zabawny, pełen swojego specyficznego humoru, pełen tajemnicy i uczuć, które w jakiś sposób okazywał i nie ważne w jaki, ale teraz... Nie widzę żadnych. Jego postawa jest lekko zgarbiona i jak zwykle w obojętny sposób ma ręce w kieszeniach swoich szarych dresów. 

Dlaczego jak go widzę mi serce pęka? Dlaczego ten widok, jego widok, mnie rani i w jakiś sposób chce doprowadzić do kolejnego płaczu? William, mój ukochany mężczyzna, moje serce... Ono jest zniszczone.

– Rachel powiedziała mi, że poszłaś do męskiego akademika... po mnie. – odezwał się.

Naprawdę jest mi trudno odpowiedzieć. 

Przestań tak na mnie patrzeć.

– T-tak... A ty..? – spytałam, ale nawet nie dokończyłam.

– Byłem w damskim. – odpowiedział. – Po ciebie. – dodał po chwili, a mnie ponownie wykręciło w brzuchu.

Przestań.

– Nie przychodź następnym razem sama do męskiego. – powiedział, a ja zmarszczyłam tylko brwi. – Ta banda niewyżytych facetów wzięłaby cię bez twojej zgody, a tego... chyba nikt nie chce, prawda? – zapytał, dając intensywniej nacisk na słowa. 

Nie odpowiedziałam mu, a tylko bardziej przycisnęłam ręce do ciała, które w możliwy sposób próbuję ogrzać. Przegryzam wewnętrzną część policzka i patrzę w jego błękitne oczy, które odkąd się ze mną spotkały, nie spuściły kontaktu wzrokowego chociaż na moment. Przestań mnie tak obserwować, przestań tak na mnie patrzeć. Twój wzrok jest pusty i zupełnie inny, jest smutny. Patrzyłeś na mnie inaczej i to było piękne, zakochałam się w tym, a teraz mam odczucie, że się mnie... Odpychasz mnie, nienawidzisz mnie, gardzisz mną. 

Tak jak kiedyś.

– A jak będę chciała tam iść... do ciebie? – spytałam niepewnie, oczywiście przy tym się rumieniąc. 

Nie odezwał się na początku, a przez chwilę  zdawało mi się,że uniósł swoje kąciki ust w górę, ale szybko powrócił do swojej obojętnej mimiki. Dalej mi nie odpowiedział, a westchnął głośno i zdjął z siebie czarną bluzę, a ja z dokładnością obserwowałam jego ruchy. Zrobił krok w moją stronę i zmarszczyłam brwi, kiedy nakrył mnie swoją dużą i ciepłą bluzą.

– Dasz mi znać. – odezwał się w końcu, a mnie ponownie skręciło w brzuchu.

Moje serce bije jak oszalałe i jeszcze się dziwie, że on nie słyszy tych obić. To wszystko jego wina i to, jak teraz znowu blisko mnie był i otulił swoją bluzą, która od razu spowodowała ciepło i przyjemne uczucie. Jego intensywne perfumy także zaatakowały moje nozdrza i ta intensywność aż mdli, ale przyzwyczaiłam się do tego. 

– Will... – zaczęłam, a on przyjrzał mi się zaciekawiony. Wzięłam głęboki wdech i przymknęłam na chwilę oczy. – Możemy wreszcie porozmawiać? – wyrzuciłam z siebie.

– Chcesz się przejść? – zapytał swobodnie, nie odpowiadając na moje pytanie.

– T-tak... Tak, mogę. – powiedziałam i poprawiłam jego własność na sobie. 

I powolnym krokiem zaczęliśmy kierować się przed siebie. Nie wiedziałam gdzie idę, bo pozwalam mu wyznaczyć trasę. Szliśmy w ciszy, żadne z nas się nie odzywało i w jakiś sposób... nie było to krępujące. Bardziej się stresowałam przed tym, co mam mu powiedzieć, jakie pytania zadać i na jaką odpowiedź się przygotować. Czekałam na to rok, a także rok przez to cierpiałam. Teraz nie mogę uciec, a nawet nie chcę. Chciałabym ponownie spojrzeć w jego błękitne oczy, ale wyszłabym na idiotkę, gdybym teraz go zatrzymała i po prostu patrzyła w tak piękne tęczówki, które kiedyś były pełne namiętności, a teraz... są puste.

Dalej idziemy w ciszy, a ja wreszcie unoszę swój wzrok przed siebie, bo od dłuższego czasu miałam wbity w ziemie. Po kilku sekundach rozejrzenia się po okolicy, dostrzegłam, że jesteśmy w drodze do tego opuszczonego budynku, w którym często się imprezuje, a bardziej w drodze do jego okolic.

– Umm, Will..? – odezwałam się niepewnie. 

– Tak? 

– J-jaki... wybrałeś kierunek? – spytałam.

Nie odezwał się, a jakby z jego ust usłyszałam ciche prychnięcie z rozbawienia, chyba, nie wiem, dlatego zarumieniłam się i przegryzłam wewnętrzną część policzka. 

– A ty? – spytał i poczułam jego spojrzenie na sobie.

– Biznes, ale to pewnie wiesz od Rachel. 

– Tak, wspomniała o tym. – odparł.

– Więc? – rzuciłam zniecierpliwiona i przegryzłam mocniej policzek od wewnątrz.

– Biznes. 

Zacisnęłam zęby na policzku, powodując ból przechodzący przez całe moje ciało. Po kilku sekundach już mogłam poczuć metaliczny posmak krwi, a ta krew coraz szybciej się sączyła. Aż stanęłam na moment w miejscu i splunęłam krwią na ziemie, czując od razu obrzydzenie.

– Co się stało? – stanął zaraz po mnie i spytał.

– Nic się nie stało. – ponownie splunęłam.

– Znowu przegryzłaś sobie policzek? – zapytał i jakbym ponownie usłyszała rozbawienie z jego strony.

Nie odezwałam się, a zarumieniłam i przełknęłam ślinę z obrzydzeniem. Dalej nie chce do mnie dotrzeć to, że powiedział biznes. On studiuje to samo co ja i Zack, chociaż w sumie ich dwójka razem mnie nie zdziwiła, są jak bracia i wszędzie razem. To jest właśnie najgorsze, bo starałam się zapomnieć, zacząć od nowa i nie powracać do przeszłości, a doszło przecież już do tego, co teraz jest. 

– Może... – burknęłam.

– I się jeszcze dziwisz, że ci krew leci. – prychnął.

– Dlaczego Zack nie chciał powiedzieć na jakim profilu jesteś? – zmieniłam temat i spojrzałam mu ponownie w te puste oczy, które także zetknęły się z moim wzrokiem.

– Powiedzmy, że to miała być niespodzianka. – odpowiedział.

– Aby ponownie zniszczyć mi życie? 

Nie odpowiedział mi. Zauważyłam, jak wyprostował swoje ciało, wciągając przy tym powietrze do płuc i przybrał poważniejszego, ale z wyrzutem sumienia, wyrazu twarzy. Nie obchodzi mnie to, że w jakiś sposób go właśnie zraniłam. On mnie też zranił.

– Nie. – powiedział, kierując się przed siebie, a ja dotrzymałam mu kroku.

Znowu idziemy w kompletnej ciszy, która coraz bardziej mnie stresuje i doprowadza do niecierpliwości. Pomimo sączącej się krwi, przegryzam policzek i co chwilę spluwam na ziemie. Obrzydlistwo. W końcu dostrzegam, że znajdujemy się obok tej opuszczonej elektrowni przy jeziorze. Moje stopy zetknęły się z kamiennym brukiem, po którym walają się te same rzeczy co poprzednio, a wzrokiem przeleciałam dookoła; żadnej żywej duszy, nikogo nie było oprócz nas. Ta myśl ponownie mnie wykręca.

Zrobiło się już dość ciemno, bo jest po godzinie dwudziestej drugiej. Księżyc pięknie świeci i odbija się w wodzie, która na dodatek się mieni. Usiadłam na krawędzi kamiennego bruku i spojrzałam w dół, przy tym wymachując stopami, które ledwo stykały się z wodą. Widzę swoje odbicie i przyglądam się sobie, ale po chwili moja twarz stała się niewyraźna poprzez jej ruch. William rzucił kamieniem chyba do wody. Stoi niedaleko mnie i pustym wzrokiem patrzy przed siebie, a zaraz ponownie rzuca kamykiem. 

– Tamtego wieczoru... – zaczęłam, nawet na niego nie spoglądając. – Z Jackiem to nie było tak, jak myślałeś.

– Jane, nie tłumacz się. – mówi, ale szybko mu przerywam.

– Nie, Will... Przez cały rok obwiniałam się, że... Mój chłopak nakrył mnie na zdradzie, zobaczył, że flirtuję z jego kumplem, a tak naprawdę... nic nie było. – zaczynam mrugać kilka razy, aby się nie rozpłakać. – Obwiniałam się za to, że zerwałeś ze mną przez moją głupotę, która tak naprawdę nie mogła zostać wyjaśniona...

– Jane, proszę... – przerywa mi. – Nie tłumacz się, ty nie wiesz... 

– Will, przepraszam cię. – wstaję na równe nogi i spotykam się z jego błękitnym spojrzeniem.

Pięknym spojrzeniem.

– Jane, proszę... – mówi z żalem.

– Przepraszam cię... – powiedziałam już łamliwym tonem. – Z Jackiem to naprawdę nie było tak, jak myślałeś... On przystawiał się do mnie, ale ja nigdy nie odpowiadałam mu tym samym... – załkałam. Poczułam pierwszą łzę, która spływa po mnie, a on jeszcze na nią spojrzał. – Wiem, że cię zraniłam tym widokiem, wiem, że powinnam mu powiedzieć to od razu, żeby się odwalił... Przepraszam cię... Nie chciałam, żebyś tak to zrozumiał... Ja cię, Will, przepraszam... – pociągnęłam nosem.

– Jane, proszę, nie mów tego, ty nic nie wiesz... – przejechał swoją dłonią po twarzy. – Ty nie masz za co mnie przepraszać... 

Nienawidzę siebie za to, nienawidzę Jacka za to, że rozwalił mój związek... – załkałam. – Przepraszam cię, Will... Przepraszam cię... Ja ciebie tak przepraszam... – szepnęłam pod koniec i starłam łzy.

– Nie, Jane, nie mów tak... – mówi z żalem, a także jego obecność poczułam bliżej. Po chwili ciepłe ramiona owinęły się wokół mnie i zamknęły w mocnym i przyjemnym uścisku. 

Nie sprzeciwiałam się. Od razu moje smukłe ręce owinęły go wokół i mocno się zacisnęły. Zaczęłam mu płakać w klatkę piersiową i nie miałam zamiaru powstrzymywać się. Wreszcie go przytulam, wreszcie czuję ciepło, słyszę jego bicie serca, czuję intensywniej jego perfumy, w ogóle jego bliskość mam. Tule się do mojej ukochanej osoby, którą był William, przytulam go i nie chcę na krok wypuścić z objęć. Jego dłonie pocierają moje ramiona, plecy i głowę w kojący sposób, ale i to nie pomaga, abym przestała płakać. Jest mi źle, okropnie, czuje się okropnie i nie daje rady powstrzymać płaczu. 

– Nie płacz, proszę, Jane, nie płacz... – gładzi moją głowę. – Nic nie jest twoją winą, proszę, nie obwiniaj się o nic... – szepcze. – Nie nienawidź siebie...

– J-jak mam nienawidzić siebie, skoro zraniłam kogoś, kogo... t-tak mocno kochałam... – wyszlochałam, a także poczułam, jak mocniej zaciska swoje dłonie wokół mojego ciała. 

– Jane, to naprawdę nie jest tak, jak ty myślisz... Nic nie jest twoją winą, daj mi wytłumaczyć... – odsunął się ode mnie. – Nie obwiniaj się, a teraz... Proszę, wysłuchaj mnie. – spojrzał w moje zapłakane oczy, gdzie przy tym uniósł dłoń i starł łzy z mojego policzka.

Ostatni raz pociągnęłam nosem i spojrzałam na niego, ale on od razu odwrócił wzrok i zrobił krok do tyłu. Moje serce bije, przyspiesza z każdą sekundą, a brzuch wykręca. Tak bardzo obwiniam się za wszystko, tak bardzo nienawidzę siebie za to, jak mogłam go skrzywdzić... Spoglądam na Williama, po którym dostrzegam stres, a także smutek, przygnębienie i zdenerwowanie. Boje się, zaczynam się bać, naprawdę.

– Nic nie jest twoja winą. – wyrzuca z siebie po dłuższej chwili ciszy. 

Marszczę brwi i przyglądam się mu podejrzliwie, a w tym samym czasie moje całe ciało przechodzi armagedon. Nie mogę zapanować nad tym stresem, wręcz bólem.

– Nie wiem, czy to pamiętasz, czy nie, ale tamtego wieczoru, jak zniknąłem z Zackiem... – dodaje. 

Moje ciało naprawdę się zaczyna grzać, a oddech staję się głębszy. Na co mam się szykować? I znowu, do kurwy nędzy, Zack jest wmieszany, o co chodzi? 

– Ja wiem, że zawsze ci tego zakazywałem, odradzałem i zabraniałem... Wiem, że wtedy popełniłem błąd... – mówi z wyrzutem sumienia i żalem, nawet na mnie nie spoglądając. – Wtedy Zack, on... – wypuszcza przeciągle powietrze z ust, a także wplątuje dłonie we włosy.

– W-Will..? – wydusiłam z siebie.

– Wziąłem z nim coś, nawet nie pamiętam co, po prostu mi dał. – spojrzał wreszcie mi w oczy.

Momentalnie poczułam ukłucie w sercu. Nawet nie wykonałam żadnych ruchów, a wciągnęłam więcej powietrza do płuc i przypatrzyłam się jego błękitnym tęczówkom, które z żalem na mnie patrzą. Nie jestem w stanie nic z siebie wydusić, dlaczego? 

– Nie pamiętam nic z tamtego wieczoru... – dodaje. – Następnego dnia, jak się dowiedziałem o tym... – nawet nie dokończył, a przejechał dłońmi po swojej twarzy i wciągnął głośno powietrze do płuc. – Zack mi wszystko powiedział, ale powiedział też o innych rzeczach... – patrzy na mnie tym smutnym wzrokiem, a ja powoli zaczynam dostrzegać jego szklane oczy.

William chce płakać..? 

Nie jestem w stanie nic z siebie wydusić. Mój brzuch mnie wykręca, serce strasznie boli i coś próbuje je zmiażdżyć. Nogi chcą się pod sobą zapaść, ja cała chcę się zapaść pod ziemię i z niej nigdy nie wyjść. Zostałam oszukana? Oszukiwali mnie przez ten cały rok? Zack? Co on ma w tym wspólnego? Czy on, kurwa mać, nafaszerował mojego chłopaka, a swojego najlepszego przyjaciela, swojego brata, jakimiś narkotykami? William je jeszcze wziął?!

– W-Will... – wydusiłam z siebie. – O czym... ty mówisz? 

– Jane, nic nie jest twoją winą, ty w niczym nie zawiniłaś... – zrobił krok w moją stronę, ale ja także zrobiłam krok do tyłu. Spojrzał na mnie z żalem i nie wykonał już żadnych ruchów, a stanął w miejscu na przeciwko mnie. 

– T-ty... Co on ci dał..? – spytałam.

– Ja wtedy byłem naćpany.

Aż cała zbladłam i zakręciło mi się w głowie. Nie jestem w stanie normalnie oddychać, moja klatka piersiowa przyspiesza sama z siebie, a po chwili zapada mocno i głęboko. Moja krew się grzeje, całe ciało się grzeje, przez które na dodatek wbiło się milion ostrzy. Osoba, moja miłość, zawsze zakazywała mi sięgać po to, w sumie ja nawet nie chciałam. Za czasów Jamesa on robił wszystko, aby od tego mnie wyciągnąć, był temu przeciwny, a teraz dowiaduje się, że... On tamtego wieczora ćpał..? I to jego najlepszy przyjaciel mu zaproponował..? 

Moje oczy ponownie się zaszkliły, a ja wciągnęłam więcej powietrza do płuc i zrobiłam krok do tyłu. Oszukał mnie, Zack mnie oszukał, czuje się oszukana przez wszystkich. Mój chłopak wtedy zażywał narkotyki, czy to właśnie z tego powodu... zerwał ze mną..? Dlaczego... 


  Uniosłam wzrok w górę, aby dostrzec parę błękitnych tęczówek, które teraz są przyciemnione. Jego źrenice są ogromne i aż zmarszczyłam brwi, kiedy je zobaczyłam.  


Wtedy był naćpany. Nie chcę w to wierzyć, że William wtedy ćpał, on tego nienawidzi, nigdy tego nie robił i zawsze był przeciwny temu... Dlaczego ze mną zerwał, skoro to nie z mojej i Jacka winy? 

– Will... – tyle potrafiłam z siebie wydusić.

– Nie wiedziałem co robię, nie widziałem co mówię... – rzucił przygnębiony tym faktem, a mój ból w sercu rośnie z każdą chwilą i wypowiedzią jego słów. – Zack, on... On jeszcze wszystko pogorszył... Proszę, tylko nie myśl, że to jego wina, to ja spieprzyłem, to ja mu uwierzyłem... – zrobił krok w moją stronę.

– Co Zack zrobił?! – krzyknęłam zrozpaczona. 

Moje serce bije jak oszalałe, ręce się pocą, całe ciało się grzeje, jest mi strasznie gorąco i źle, mdli mnie. Cała się trzęsę i nie mogę przestać, a na dodatek powoli zanosi mi się na płacz. Przez cały rok myślałam, że to wszystko moja wina. Winiłam siebie i Jacka, nienawidziłam siebie i Jacka za to, że doprowadziłam do rozpadu mojego związku. Teraz po roku dowiaduje się, że wszystko... Było zupełnie inaczej..? 

– Byłem taki głupi, że go posłuchałem... Zack zaczął... Zaczął mówić na ciebie same głupoty, gadał na ciebie wszystko, to co robiłaś będąc ze mną w związku, jak mnie zdradzałaś, jak się do niego przystawiałaś... – rzucił, a ja patrzę w jego załzawione tęczówki. 

Moje serce doznało właśnie najgorszego bólu, które pojawiło się w moim życiu. Moje ręce mnie aż zabolały, gardło mnie piecze, boli, kuje i przeszywa je milion igieł, nie jestem w stanie nic z siebie wydobyć, a tylko jęk rozpaczy. Zaczynam płakać, łzy ze mnie ciekną, lecą jak chcą, a ja nie jestem w stanie ich powstrzymać. Patrzę prosto na błękitne tęczówki, które są także załzawione, dlaczego to mnie boli? Moje serce, mój ukochany mężczyzna ma załzawione oczy, chce mu się płakać, a ja przez to jeszcze bardziej cierpię, bo on cierpi, bo on chce płakać, ale dlaczego się tym przejmuję, skoro to on... spieprzył nas związek? 

Dowiaduje się właśnie rzeczy, które nigdy nie miały miejsca. Nasz wspólny przyjaciel, jego brat, mój naprawdę bliski przyjaciel, on... On takie głupstwa na mnie gadał, dlaczego..? Dlaczego mam ochotę go rozszarpać? Dlaczego mam ochotę go zabić? Mam ochotę go zabić, chcę zabić za to Zacka, on rozwalił mój związek! Nienawidzę go! Nienawidzę Zacka! To on rozwalił mój związek, gdy ja nienawidziłam siebie i Jacka za to! To on naćpał mojego chłopaka, to mój chłopak uwierzył mu w te wszystkie brednie! Dlaczego on to mówił?! Dlaczego?! Co ja mu zrobiłam?!

 – Dlaczego?! – krzyknęłam ze łzami w oczach. – Co ja mu takiego zrobiłam?! Dlaczego mu uwierzyłeś?! Will, dlaczego nie porozmawiałeś najpierw ze mną?! – łzy z moich oczu spływają coraz szybciej i jest ich coraz więcej.

Chcę zapaść się pod ziemię.

– Jane, ja nie mam pojęcia... Zack też nie wie, mu coś po prostu odwaliło... – robi krok w moją stronę, ale ja od razu od niego się oddalam. – Ja mu we wszystko uwierzyłem, później zobaczyłem ciebie i Jacka tak blisko, że to uświadomiło mnie, że on miał rację, ja przepraszam... Ja naprawdę nie wiedziałem wtedy jak myśleć, co robić, nie wiedziałem co robię, Jane, proszę... 

– Oboje się naćpaliście i to jest wasza wymówka do tego, aby usprawiedliwić rok, gdzie... oboje cierpieliśmy?! Gdzie ja cierpiałam, ty cierpiałeś, ale ty wiedziałeś o tym wszystkim, ale ja nie?! Dlaczego nie mogłeś ze mną porozmawiać wtedy, kiedy się o tym dowiedziałeś?! – krzyknęłam.

– Jane, nie byłem w stanie z tobą o tym porozmawiać! – dokładnie widzę teraz jego łzy w oczach, a mnie ponownie coś uderzyło w serce. – Jak się dowiedziałem, że odizolowałaś się od wszystkich, jak ty cierpiałaś, ja... Ja nie miałem odwagi z tobą rozmawiać, do ciebie pójść, nie miałem odwagi tego wyjaśnić... 

– A Zack?! – aż pisnęłam, szlochając przy tym. – Ten sukinsyn, który rozwalił nasz związek, nie ma odwagi mi tego powiedzieć w twarz?! 

– A myślisz, że on nie przejął się tym, że rozwalił związek swojemu przyjacielowi i przyjaciółce?! Z płaczem mi to mówił, Jane... 

– Co mnie to obchodzi, że płakał?! Ja też płakałam! Ja też cierpiałam! A co z tego mam?! Nic! Przez pierdolony rok żyłam w niewiedzy i w tym, że to ja rozwaliłam swój związek, a teraz dowiaduje się, że... Że to nasz przyjaciel wmówił tobie takie głupoty o mnie?! Dlaczego nikt nie chciał ze mną o tym porozmawiać?! Dlaczego zawsze na końcu, kurwa mać, dowiaduje się wszystkiego... – wydukałam pod koniec. 

Mam dość. Dość wszystkiego i chcę się położyć i nigdy nie wstać. Zack rozwalił mój związek, a William mu uwierzył we wszystko. Dlaczego na końcu się o tym dowiaduję..? Dlaczego Rachel mi o niczym nie powiedziała..? Dlaczego zawsze muszę na końcu o wszystkim wiedzieć?! 

– Nienawidzę was obojga! – krzyknęłam i spuściłam głowę w dół, a także zamknęłam mocno oczy. – Nienawidzę cię! Nienawidzę cię, Will! Nienawidzę Zacka! Jak mogłeś mu we wszystko uwierzyć, a mi, swojej dziewczynie, nie dać nawet wyjaśnić?! Zostawiłeś mnie jak psa na tym polu, a dopiero następnego dnia wzięło cię na rozpacz?! Jak mogłeś?! Nienawidzę cię! Zniszczyłeś wszystko! – krzyczę zezłoszczona, a jednocześnie płaczę i rozpaczam. 

– Jane, przepraszam cię... – robi krok w moją stronę i słyszę w jego głosie kompletne załamanie. – Proszę, wybacz mi, to nie jest wina Zacka, to ja mu uwierzyłem, to ja się zgodziłem wziąć to gówno...

– Właśnie! Wziąłeś od niego to gówno, a zawsze mi pieprzyłeś, że nigdy tego nie weźmiesz! Uwierzyłeś mu we wszystko, a nawet nie chciałeś dać mi dojść do słowa! – cały czas płaczę i krzyczę, nie jestem w stanie myśleć teraz na spokojnie, nie potrafię czuć się spokojnie. – Nienawidzę was obojga! Zniszczyliście wszystko, zniszczyliście mnie, zniszczyłeś siebie przy tym, Will, a znałeś prawdę! 

– Przepraszam cię! Błagam, wybacz mi! Ja wiem, jak mocno spierdoliłem! Wiem, jak bardzo mocno cierpiałaś! Proszę, daj szansę... – pod koniec powiedział prawie szeptem.

– Szansę?! – uniosłam swój zapłakany i niedowierzający wzrok na niego. 

Znowu poczułam ból w klatce piersiowej, gdy dostrzegłam załzawione, błękitne tęczówki. Proszę, przestań.

– Jaką szansę?! Po tym wszystkim?! Nienawidzę cię! Ty zniszczyłeś wszystko! Uwierzyłeś mu w każde słowo i mnie... mnie tak potraktowałeś... – wyszlochałam. – Nienawidzę cię! Chcę, żebyś zniknął z mojego życia jak wtedy! – wydarłam się.

I zapadła cisza, a słychać tylko mój głośny i żałosny szloch. Moje serce mnie boli i się zaczynam zastanawiać, czy to jest już normalne, ten ból. Coś je naprawdę miażdży, ściska, wykręca je na boki i próbuje wyrwać mi z klatki piersiowej. To samo tyczy się noży, które przechodzą przez całe moje ciało. Wszystko mnie boli i gardło nie jest już w stanie wydawać z siebie jakichkolwiek dźwięków. Siłuje się na cichy płacz, bo tylko już na to mnie stać. Jestem rozwalona, skończona, zniszczona, dowiaduje się prawdy po roku, gdzie wszyscy wokół wiedzieli i mnie okłamywali. 

Każdy wiedział, w jakim stanie byłam, przez co przechodziłam, jak cierpiałam, a nikt nie powiedział mi jaka jest prawda... Zack, nienawidzę Zacka. Spieprzył mój związek, rozwalił go, gadając takie głupstwa, tak mnie oczerniając, takie kłamstwa mówił Williamowi, a on wierzył we wszystko... Mój chłopak, mój ukochany mężczyzna, moje serce... Dlatego to mnie boli, to mnie niszczy, bo to on, bo to William, ja go tak kochałam...

– Jane, nie rób mi tego, proszę... – usłyszałam jego wręcz proszący ton.

– Nienawidzę cię, zostaw mnie w spokoju! – wyszlochałam i zdjęłam jego bluzę, a także rzuciłam nią w niego. – Nienawidzę ciebie i Zacka! Wszystko zniszczyliście, wszystko ty zniszczyłeś... Jak mogłeś mu uwierzyć... Jak mogłeś w ogóle wziąć te narkotyki... – ujęłam twarz w dłonie i znowu szlochałam jak opętana.

– Jesteś dla mnie wszystkim, Jane. 

– Nienawidzę cię... – pociągnęłam nosem i starłam łzy. – Zostaw mnie w spokoju, nie chcę cię znać...

– Proszę, nie rób mi tego...

Pociągnęłam kolejny raz nosem i zrobiłam krok do tyłu. Nawet na niego nie spojrzałam, a odwróciłam się do tyłu, aby skierować się do akademika. Czuje się ponownie zraniona, oszukana, wystawiona i zlekceważona. Czuje się jak gówno, jak największa szmata, którą oni oboje potraktowali, w tym ktoś, kogo kochałam. Nienawidzę ich, zniszczyli mi życie. William, mój największy skarb, zniszczył mnie, a w tym pomógł mu przyjaciel, nasz przyjaciel Zack. 

– Jane, proszę, nie zostawiaj mnie, nie teraz... Nie teraz, kurwa mać, nie zostawiaj mnie, jesteś dla mnie wszystkim... – usłyszałam jego łamiący się głos tuż za moimi plecami. – Jane, ty jesteś całym moim życiem...

Przegryzłam mocno policzek, aby nie wydać z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Moje oczy są całe czerwone, zaszklone, policzki spuchnięte od łez, które na dodatek spłynęły znowu. Nie rób ty mi tego.

– Nienawidzę cię, Will... – wydusiłam z drżącym głosem, a także poszłam przed siebie.

Zatykam swoje usta, aby nie rozpłakać się, aby nie krzyczeć i nie szlochać, wyć tutaj. Czuje się okropnie, czuje się źle i nic nie jest w stanie mnie poskładać. Moje nogi ledwo co stawiają kolejne kroki, z wielkim wysiłkiem idę przed siebie, bo moje serce jak i ciało odpadło, zniszczyło się. Za sobą słyszę tylko głośne wciąganie powietrza, później wiązankę przekleństw z ust, a po chwili usłyszałam rozbicie szklanej butelki. Nie odwracam się, a przegryzam wargę, policzek i nawet szczypię swoje ramiona, żeby tylko nie wydobyć z siebie jakiegokolwiek dźwięku. Mam dość, mam wszystkiego dość i chcę stąd zniknąć.

~~.

Idę wzdłuż korytarza prosto do swojego pokoju. Ignoruję przy tym ciekawskie spojrzenia dziewczyn na moją osobę, mam to gdzieś, mogą sobie myśleć co chcą. Idę przed siebie i ciągnę nosem, w końcu natrafiam na odpowiednie drzwi. Wchodzę do środka i od razu mój wzrok pada na Rachel, która oderwała się od swojego telefonu i wstała z łóżka. Oparłam się o drzwi i patrzę na nią ze łzami w oczach, a ona jakby w pełnej gotowości tutaj czekała na mnie.

– J-Jane..? – odzywa się delikatnym i troskliwym tonem, a także patrzy na mnie swoim niebieskim spojrzeniem, który jest przepełniony żalem.

Nie odzywam się na początku. Przegryzam z całej siły policzek i odwracam od niej wzrok, lecąc przy tym po wszystkim co się da. Zostawcie mnie wszyscy w spokoju, chcę być sama, odczepcie się, kiedyś was nie było przez cały rok.

– Powiedz, że... wszystko sobie wyjaśniliście... – spytała niepewnie. 

Dalej się nie odzywam. Czuje gule w gardle, przez którą nie mogę nic z siebie wydobyć. Żałuje, że poszłam tam, że go spotkałam, że porozmawiałam. Wolałam żyć w tej nieświadomości i z tym, że to ja zawiniłam, że to przeze mnie rozpadł się związek z mężczyzną, którego kochałam nad życie. Wszystko zniknęło, wszystko zostało zniszczone.

– Jane..? – ponownie słyszę jej głos.

Nie wytrzymuje już. 

Zaczynam płakać, wpadłam w głośny płacz i powędrowałam do blondynki, do której od razu się przytuliłam. Zaczynam płakać, wyć, ryczeć i szlochać i tego już nie powstrzymam, nawet nie chcę. Chcę się po prostu komuś wypłakać, bo jestem tylko człowiekiem, który został zniszczony.

– Nienawidzę go... 

~~.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro