Rozdział 1 Duszone cierpienie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział 1 Duszone cierpienie 

W dniu poświęcenia nikt nie sądził, że sprawy potoczą się w ten sposób. Isra miała być ofiarą, dowodem na to, że nowy król Orinii podporządkowuje się Władcy Głębin. Powszechnie nie było wiadome, że każda z oddanych księżniczek miała skończyć w roli niewolnicy. Keonowi ten fakt spędzał sen z powiek. Martwił się, ale miał związane ręce. Na własnej skórze poczuł to, co cały proces miał wywoływać.

Słabość i nienawiść do samego siebie.

Smoki ceniły siłę, były dumne i potężne, a on nakładając na głowę oficjalnie koronę, musiał zrobić coś, co zaprzeczało ich najważniejszym z wartości. Mógłby walczyć, reagować agresją, jak jego młodszy brat Laith, ale był królem i był odpowiedzialny za coś więcej niż własną rodzinę. Wielu powiedziałoby, że Keon zahartował swoje serce w trakcie wojen. Nie, nauczył się jedynie udawać, być tym, kim musiał być.

Ojciec Keona i Isry nie żył, więc to na młodym królu spoczął obowiązek odprowadzenia najmłodszej z rodzeństwa do ołtarza. O ironio, dziewczyna, która tak walecznie zapierała się przed decyzją Smoczego Zwierciadła, zapisała swój los inaczej i teraz poślubić miała władcę miejsca, z którego tak bardzo chciała uciec.

Isra niejednokrotnie zadziwiała swojego brata. Tak było również w chwili, gdy Keon przybył po nią, aby móc spokojnie odprowadzić do ogrodów. Przed tym dał siostrze prezent, którym były własnoręcznie wykonane kolczyki ze szmaragdów i odbył z nią rozmowę. Chciał, aby żyła bez żalu, była szczęśliwa, ale ona musiała powiedzieć, aby zaczął walczyć o samego siebie.

To ty musisz zacząć tak żyć, Keonie. Poświęciłeś dla nas i Orinii wiele, pora, abyś zawalczył o samego siebie.

Poświęcił dla kraju wiele. Lata życia spędzone na froncie, później przełknięcie goryczy i dumy, aby domagać się pokoju z krajem, który doprowadził do śmierci jego ojca i dwóch młodszych sióstr. Mało który smok postąpiłby podobnie. Za krew bowiem płaci się krwią.

On zapłacił za nią pokojem. Uniósł się ponad własny honor, aby wreszcie jego lud mógł odpocząć.

Nawet smok męczy się od walki.

Keon prowadził wystrojoną w szkarłatną suknię siostrę, zamyślony, przez co jego brązowe tęczówki wydawały się nieco ciemniejsze. Czujne oko bliskiej mu osoby zauważyłoby, że jest na swój sposób zmizerniały i to pomimo zdrowej, wysportowanej sylwetki. Blada cera, która niejednokrotnie niepokoiła medyków, teraz dodawała mu upiorności i postarzała. Ubrany był w elegancki, prosty, ale przy tym arystokratyczny strój. Czarną szatę zdobiły hafty ze złotej nici i białe kryształy. Blond włosy miał zaczesane i spoczywała na nich korona Orinii. Musiał ją mieć, aby ukazać światu, że jest władcą, który oddaje rękę siostry innemu królowi. Los chciał, że temu, którego uważano za najpotężniejszego. Nie insygnium władzy jednak cenił, a rzemyk z perłą, który spoczywał na jego szacie. Był to dar, który dość dawno temu otrzymał od Isry.

Pałacowy korytarz rodzeństwo pokonało dość szybko. Keon nie potrafił się skupić na tym, co mijał, a przecież miejsce zostało przystrojone szmaragdowymi i karmazynowymi kwiatami, podobnymi do tych z bukietu Isry, dookoła unosiły się srebrzyste kule światła, a przy ścianach stali żołnierze, pilnujący porządku.

Zwolnił, aby móc przyjrzeć się twarzy panny młodej. Widział, jak wiele emocji nią targa, ale nic nie powiedział. Wkrótce korytarz się skończył, a oni wyszli na podwórze.

Podłoże się zmieniło, drogę do ołtarza usłano czerwonymi, białymi, szmaragdowymi, srebrnymi i złotymi kwiatami. W powietrzu tańcowała ich woń, która mieszała się z zapachem przygotowanego jadła.

Ogród wypełniali goście. Część z nich siedziała, inni stali, ale wszyscy skupili uwagę na pannie młodej. Chwili, gdy postawiła stopę w ogrodach, rozbrzmiało wycie. Dwa kamienne monumenty w kształcie smoków, poruszyły się, informując o przybyciu panny młodej. Keon ruszył przed siebie, przypatrując się ustrojonej kwieciem alejce, którą otaczały stoliki. Przed nim był ołtarz, na którym czekał ubrany w czarny, haftowany czerwoną nicią strój Pan Głębin. Najpotężniejszy ze smoków prezentował się dumnie, chłodno i elegancko.

Władca Orinii w ciszy dostał się blisko przyszłego szwagra i podał mu rękę siostry. Zmusił się do posłania Isrze uśmiechu, skłonił się przed Władcą Głębin i się wycofał.

Uroczystość zaślubin oficjalnie się rozpoczęła.

– Smoczy Przodkowie i wy, drodzy goście. Zebraliśmy się tutaj, aby połączyć parę oblubieńców i stać się świadkami ich obietnicy wspólnego losu.

Głos starszego był ochrypły, ale miał w sobie pewną moc. Goście przede wszystkim skupili się na nim, ale nie on. Keon wbijał wzrok we własną siostrę. Miała piękną, karmazynową suknię i welon, który przez dłuższą chwilę zasłaniał jej twarz.

– Smocza krew łączy nas wszystkich, ale dusze łączą nas tylko z jednym. Ktokolwiek gardzi tą więzią, powinien zostać potępiony. Jak mawiał Wielki Przodek Ricerdo, ten kto odrzuca duszę, odrzuca i życie. Odrzuca tradycję i to, kim się narodził. Odrzuca przeznaczenie – grzmił kapłan. – Przyzywamy przodków, aby stali się świadkami tej ceremonii. Na dowód kochankowie wymienią się krwią.

Powiązani duszą są od siebie zależni. Im potężniejszy jesteś, tym boleśniej odczujesz stratę oblubieńca bądź oblubienicy. Ta druga osoba jest twoim mostem, filarem, ale też bardzo łatwo mogła przemienić się w truciznę. Sama więź nie wywoływała miłości, ale sprawiała, że czułeś się przy drugiej osobie inaczej.

Keon obserwował, jak służący przynoszą parze łuski z ich smoczych postaci. Z ich pomocą przecięli sobie palce, pozwalając krwi spłynąć do kielicha, który wcześniej trzymał kapłan. Jego twarz okalał czerwony materiał.

– Zmieszana krew, to połączone dusze – ogłosił spokojnie zamaskowany.

Młoda para kolejno zmoczyła usta w metalicznej cieczy.

– Jesteście złączeni od początku, teraz jednak potwierdzacie swoje oddanie. Czas na krwawy pocałunek!

Goście zaczęli skandować.

– Krwawy Pocałunek!

Władca Orinii w ciszy przyglądał się temu, jak jego siostra łączy się w pocałunku ze smokiem. Obserwował, jak krew pobrudziła mu szyję i jak teraz ta barwi również platynowe kosmyki Isry.

Widok szczęścia krewnej wywołał w jego sercu niewygodny ucisk. Mimowolnie odszukał siedzącą przy jednym ze stolików Demalis. Otaczali ją inni dyplomaci Yanny, którzy dla Keona w tej chwili byli bez znaczenia. Wolał skupić się na swojej oblubienicy.

Jej ciemnobrązowe włosy były rozpuszczone, a prawą część grzywki podtrzymywała spinka z ciemnobrązową łuską. Tą, którą dał jej lata temu, w chwili, gdy to uratował jej życie. Z okazji ślubu ubrała się nieco bardziej odświętnie.

Klaskała, a Keon wytężył wzrok, aby móc lepiej przyjrzeć się jej bladej twarzy. Pod prawym okiem smoczyca miała pieprzyk, a jej szmaragdowe oczy wydawały się lekko błyszczeć. Władca Orinii był nią oczarowany, a kubeł zimnej wody poczuł dopiero w chwili, gdy ujrzał na piersi kobiety przypinkę z herbem Yanny.

Ciało Keona dopadł chłód.

Demalis była jego oblubienicą, cząstką duszy, ale i zarazem sługą króla, który pomimo traktatu pokojowego nigdy nie zaprzestał knuć.

Służyła krajowi, który zabił mu ojca.

Była wrogiem, a zarazem pragnął ją mieć tuż obok.

Fakty te były z racji ślubnej atmosfery dość przytłaczające. Keon czuł się tak, jakby coś go przygniatało. Co gorsza, nie potrafił w żaden sposób od tej słabości uciec. I to go irytowało. Jako król nigdy nie powinien znaleźć się w takim stanie, a już na pewno nie w trakcie uroczystości, na której obecni byli wysłannicy różnych krajów. Co istotniejsze, ta uroczystość miała miejsce w Głębinach, najmroczniejszym i najpotężniejszym z królestw. Wielu mogłoby uznać, że czuje się źle z racji wpływu, jakie te ziemie wywierają na obywatelach Powierzchni, a to dowodziłoby słabości.

Słaby król byłby pośmiewiskiem.

Owacje i gratulację stawały się coraz głośniejsze. Keon zmusił się do spojrzenia w stronę swojej siostry i sam dołączył do klaszczących. Uśmiechał się, utrzymując na twarzy maskę, która, chociaż nieznacznie maskowała jego prawdziwy stan. Starał się skupić na tym, co się działo, ale w jego głowie była przede wszystkim Demalis i pokręcona sytuacja, w której razem się znaleźli.

Goście udali się w stronę młodej pary, chcąc złożyć gratulację. Król Orinii jednak ani drgnął, wiedząc, że już to zrobił, a czas na te oficjalne jeszcze nadejdzie.

– Zjadłeś coś nieświeżego?

Keon nie musiał się odwracać, aby pojąć, kto zadał to pytanie. Ton zdecydowanie należał do jego młodszego brata Laitha.

– Nie – odparł posępnie król.

Laith stanął obok. W tej chwili bracia wyglądali jak prawdziwe ying i yang. Młodszy miał czarne, przydługie włosy, które w całości przysłaniały mu szyję. Nie były tak ładnie ułożone, jak te Keona, a nosiły w sobie ślady pewnego chaosu. Tęczówki księcia były intensywnie czerwone, a cera chociaż jasna, wyglądała zdrowo. Wzrostowo byli sobie równi, ale Laith wydawał się bardziej wysportowany. Miał też skromniejszy strój, bo czarna szata nie posiadała żadnych ozdób. Za to smok nosił na serdecznym palcu lewej ręki pierścień ze szmaragdem.

Laith posłał bratu nieco złośliwy uśmiech i prychnął, krzyżując dłonie na ramionach. Z racji, że uwaga zgromadzonych skupiona była teraz na gwiazdach uroczystości, przybrał nieco swobodniejszą postawę.

– Nie rozumiem cię, bracie – zaczął Laith. – Przyprowadziłem ci tę dyplomatkę pod sam nos, a wy, zamiast zająć się pielęgnowaniem miłości, czy czymś innym z pokroju tego słodkiego gówna, wolicie udawać, że się nie znacie – mruknął. – Wolałbym, abyście zajęli się majstrowaniem mi bratanka, ale na razie uznajmy, że macie taryfę ulgową – dodał.

Laith brzmiał poważnie, ale Keon wiedział, że żartował.

Zapanowała cisza, którą ostatecznie przerwał młodszy smok.

– To przez historię i relację naszych krajów, prawda? – zagadnął, ale wcale nie oczekiwał odpowiedzi. – Powstrzymuje cię to, że nasz lud nie zaakceptuje takiej królowej. Powiem ci jedno, Keonie – uznał, przeczesując czarne włosy. – Pierdol to. Jesteś królem, a pudrowani idioci zawsze będą mielić ozorem na temat władcy. Potrafiliby się przypierdolić nawet do tego, co jadasz na śniadanie – zauważył, nie powstrzymując się przed używaniem wulgarnego słownictwa.

Poza wzrokiem innych nie musiał udawać miłego, a renoma krwiożerczego potwora ratowała go przed zbyt częstymi rozmowami, podczas których musiał zachowywać się tak, jak nakazywała sztywna etykieta.

Keon przymknął oczy, ciężko wzdychając na słowa młodszego brata. Laith jednak nie skończył. Po chwili ciszy kontynuował swoją wypowiedź:

– Ta kobieta – zaczął, mając na myśli matkę – również bała się plotek. Pamiętaj, do jakich tragedii przez to doprowadziła.

Słowa smoka wywołały u Keona dreszcze. Nie uważał, że odziedziczył po matce skłonność do zbyt wielkiego przejmowania się opinią publiczną. Sądził, że już dawno temu odrzucił potrzebę bycia akceptowanym, zaprzestał pogoni i wybudował sobie drogę do chwały, ale...

Wtedy coś dostrzegł. Ruch. Nawet w zamyśleniu śledził Demalis wzrokiem, a więc od razu zauważył, że po złożeniu gratulacji, udała się w stronę zamku. Nogi same poniosły go ku niej. Laith go nie zatrzymywał.

Korytarz był przyciemniony, a oświetlające go wcześniej kule przygasły. Żołnierze również przenieśli się w inne punkty, chcąc pilnować porządku w ogrodzie. W rezultacie kamienne ściany stały się dość ponure i sprawiały wrażenie osamotnionych.

Dyplomatka szła coraz to szybciej jakby przerażona. Dogonił ją, chwytając za nadgarstek. Zareagował odruchowo, niczym zwierzyna, która dopatrzyła ofiarę i zdecydowała się rzucić ku niej.

– Demalis.

Kobieta wyprostowała się, sztywniejąc.

– Wasza wysokość...

Powoli odwróciła się ku niemu, unosząc głowę. Różniło ich jedynie dziesięć centymetrów wzrostu, a mimo to Keon wydawał się nad nią górować. Winę za to mogła ponosić jego wysportowana sylwetka. Sama dziewczyna była drobna.

– Czy dobrze jesz? – spytał odruchowo smok.

Keon przeklął w myślach. Nie to chciał powiedzieć. Uśmiechnął się lekko zażenowany, a Demalis uniosła brew.

– Tak, wasza wysokość – zapewniła cicho. – Czy ma wasza wysokość jeszcze jakieś pytania?

Keon odchrząknął. Oficjalność Demalis wbijała mu w pierś niewidzialny sztylet i boleśniej uświadamiała go o tym, jak wiele ich dzieli. Z posępną miną puścił dłoń kobiety i westchnął.

– Nie rób tego – nakazał. – Przestań pogłębiać dystans między nami.

Demalis zagryzła wargę, milcząc. Nie zmuszał jej do tego, aby przemówiła. Zamiast tego król skierował uwagę w stronę, z której przyszli. Wyglądało na to, że wciąż trwało składanie gratulacji. Wrócił spojrzeniem ku Demalis, dostrzegając na jej policzkach łzy. Odruchowo chciał unieść dłoń i je strzec, ale się powstrzymał.

– Odchodzę – wyznała nagle. Dusza Demalis płakała, bo nie było jej dane choćby poznać własnego partnera. – Po ślubie wracam do Yanny, Keonie – oświadczyła, wymawiając jego imię dość cicho. – Prawdopodobnie nigdy już się nie spotkamy.

Keon zadrżał. Widział w Demalis tak wiele podobieństwa do samego siebie. Dusiła w sobie ból, cierpienie, zakładając na twarz maski, które świat uważał za jej prawdziwą twarz. Instynkty tej dwójki krzyczały, nie godząc się na to, że nie mają okazji się poznać. Musieli znaleźć rozwiązanie.

– Dlaczego musiałeś za mną pójść? – zapytała, chwytając gwałtownie za jego wytworną szatę. – Dlaczego musisz to utrudniać? Ja...

Tak bardzo chciałam udawać, że nie istniejesz.

Keon zareagował od razu. Wyraz twarzy Demalis zdradzał wszystko. Dlatego popchnął kobietę ku ścianie i położył dłonie po obu stronach jej głowy. Brązowe tęczówki płonęły, a szczęka się zacisnęła. Dyplomatka wciąż trzymała jego szatę, dlatego teraz na nią napierał. Jedynie ich twarze zachowywały bezpieczną odległość.

– Nie pozwolę ci zapomnieć, Demalis. Nie dam ci wymazać części siebie.

Pomimo łez szmaragdowe oczy skrywały w sobie pewną siłę. Zadarła głowę.

– A jeśli chcę zapomnieć? – spytała.

– A więc to powiedz. Powiedz, że wcale na to nie czekałaś, że wcale nie marzyłeś o dniu naszego spotkania. Przyznaj, że wolałabyś, abym tamtego dnia umarł.

Głos Keona był prowokacyjny. Zupełnie jak to, co mówił. To miało oburzyć, wywołać reakcję. Demalis była do niego podobna, dlatego wiedział, że na takich jak on była tylko metoda. Zagranie na ich emocjach. Uderzenie tam, gdzie zaboli najbardziej i doprowadzenie do utraty przez nich kontroli. Tylko tak mogli być w pełni szczerzy, a właśnie szczerości chciał.

Zacisnęła usta. Zapanowała cisza.

– Powiedz to – nakazał surowo Keon. – Co cię powstrzymuje? W końcu jestem twoim koszmarem. Tak ciężko powiedzieć, abym zginął?

W szmaragdowych oczach pojawiła się desperacja. Zupełnie, jakby błagała go, aby przestał. Mógłby, ale droga do prawdy bywa niezwykle bolesna.

– Demalis?

Oboje zamarli. Pojawienie się kogoś jeszcze, wybiło ich z rytmu. Gdy natomiast dyplomatka spojrzała w bok, wyraźnie zbladła.

– Nauczycielu...

Keon drgnął, odsuwając się od kobiety. Odwrócił się w stronę, z której wydobył się głos i posłał starszemu człowiekowi ponure spojrzenie. Włosy obcego pokrywała siwizna, a usta były zaciśnięte w prostą linię. Nosił przepaskę na oko i opierał się na lasce, której czubek zdobiła głowa lwa. Ubrany był w prostą czarną szatę i jej jedyną ozdobą była złota broszka z herbem Yanny. Głowa, której połowa była smocza, a połowa lwia błyszczała w cieniach. Keon nie znał tego smoka, ale był pewien jednego. Musiał być dyplomatą.

Demalis otrząsnęła się z szoku i stanęła obok Keona, zaciskając dłonie w pięści. Jej twarz odzyskała spokój, choć Keon wiedział, że w środku musiała panikować. Starzec podszedł bliżej, po czym się skłonił.

– Bądź pozdrowiony, Niezwyciężony Królu Orinii.

Oficjalny pozbawiony zbędnych emocji ton przerwał panującą ciszę.

– Cokolwiek uczyniła moja podopieczna, proszę w jej imieniu o przebaczenie.

Laska mężczyzny uderzyła o kamienne podłoże, a Demalis natychmiast przyłożyła dłoń do piersi i pochyliła głowę.

– Wybacz mi, wasza wysokość.

Keon zacisnął szczękę tak mocno, że aż odczuł ból. Machnął ręką na znak porzucenia sprawy, a para dyplomatów od razu się wyprostowała.

– Idź, dziecko, spakuj się – nakazał starszy.

Demalis przytaknęła i się wycofała. Raz zerknęła przez ramię, odnajdując spojrzeniem śledzące ją z uporem brązowe oczy. Keon nie mógł oderwać od niej wzroku.

– Nazywam się Fasco Roger, jestem starszym dyplomatą królestwa Yanna, wasza wysokość.

Zielone oko starca nie zaprzestało obserwacji brata przyszłej królowej Głębin. Śledził i poddawał analizie wszystko, zastanawiając się nad tym, co wywołało u młodzieńca tak wielkie wzburzenie.

– Przybyłeś na ślub mojej siostry?

Fasco zacisnął dłoń na rączce laski. Nie oczekiwał pytania. Na pewnie nie zadanego tak posępnym tonem. Keon Argenis okazywał się nie być prostym do odczytania.

– Niezmiernie mi przykro, że spóźniłem się na ceremonię – odparł Fasco.

Keon odwrócił się, krzyżując dłonie za plecami.

– Przybycie teraz to jawny brak szacunku – stwierdził król. – Dla dobra swojego i twojego królestwa radzę ci nie pojawiać się w ogrodzie. Mój szwagier nie oszczędzi nikogo, kto zepsuje ten dzień. Ja również.

To było ostrzeżenie z podszytą groźbą. Keon był w parszywym nastroju i nie zamierzał być miłym. Nie skłamał jednak. Fasco powinien pojawić się dopiero na bankiecie, na który wstęp otrzymało więcej osób. Ceremonia w ogrodzie była bowiem bardziej intymna.

– Doceniam twoją radę, wasza wysokość – odparł Fasco, przykładając wolną dłoń do piersi.

Keon nie zwrócił jednak na niego uwagi. Po prostu ruszył w stronę, gdzie powinno zakończyć się składanie deklaracji. Sprawa stawała się jasna. Demalis wracała, a na jej miejsce przybył ten mężczyzna. Jego plan, aby spotkać się z oblubienicą w Głębinach pod otoczką odwiedzin u siostry, nie mógł się już udać. Zatrzymał się przed wyjściem do ogrodu i uderzył pięścią w ścianę.

– Bądź przeklęty!

Wściekłe sapnięcie umknęło z jego ust, gdy to ruszył ku gościom. Jego ręka pulsowała. Magia zaklęta w kamieniach nie była łaskawa, ale on nie zwracał na ten ból uwagi. Istotniejsze były nowe problemy.

– Bracie? Bracie?

Keon zamrugał, widząc stojącą przed nim Isrę, która lekko się skrzywiła. Od dłuższego czasu próbowała zwrócić jego uwagę. Nieco bezskutecznie.

Keon zadrżał, po czym uśmiechnął się i odgarnął blond kosmyk z twarzy siostry. Karmazynowy welon spływał po jej włosach, w końcu odsłaniając twarz.

– Czego potrzebujesz, siostrzyczko?

Tylko Isra potrafiła jakkolwiek załatać dziurę w sercu Keona. Sama jej obecność działała na niego kojąco.

– Pora przemówić do poddanych i chciałabym, abyś był obok. Nieco... No wiesz.

Uśmiechnął się słabo. Isra zawsze miała problem z wystąpieniami publicznymi. Teraz miała opuścić zaciszny ogród i stanąć przed o wiele większą ilością obcych.

– Będę.

Skinęła głową, wdzięczna i obróciła się, natykając się na swojego męża.

» ✧ «

Gdy Demalis dotarła do swojego pokoju, zatrzasnęła drzwi i zakryła usta dłonią. Z jej piersi wyrwał się szloch, a ciało straciło wszelką siłę. Oparła się o drzwi, nie chcąc upaść. Starała się stłumić każdy dźwięk, ale po jej policzkach i tak zaczęły spływać łzy. Nie chodziło o to, że w tak dwuznacznej sytuacji zobaczył ją Fasco. Sądząc po jego reakcji, usłyszał tylko ostatnie z słów Keona. Ostatecznie przyjdzie jej to wszystko wytłumaczyć, ale teraz... Myślała jedynie o tym, co mówił.

– Jak mogłabym to powiedzieć...? – wyszlochała.

Wiele razy wyobrażała sobie dzień, gdy znowu spotka swojego bohatera. Pamiętała jego złotą zbroję, to jak zażarcie ją chronił. Zmienił się, wydoroślał, a czas nieco rozmył jego twarz w jej pamięci. Zamknęła oczy, myśląc o tym, jak przewrotny bywa los. Przez lata próbowała potajemnie pozyskać jakiekolwiek informacje. Nie mogła jawnie interesować się członkami armii Orinii, co ją ograniczało. Nigdy też nie otrzymała do tego kraju przydziału, bo relacja pomiędzy Yanną, a Orinią była zawsze skomplikowana z racji długowiecznej rywalizacji, wojen i krzywd. Przypuszczała, że jej partner to zwykły wojownik, może generał, jakiś szlachcic, ale przeoczyła najprostszą możliwość. Iż mógł być władcą tego kraju. Wszystko dlatego, że nie wierzyła w coś tak szalonego. Teraz tkwiła w środku tego obłędu i czuła się bezradna. Chciała go poznać, ale konsekwencję ją przerażały, a poczucie winy dusiło. W końcu wciąż uważała się za główną sprawczynię śmierci ojca i kalectwa brata.

Na chwiejnych nogach podeszła do biurka z porozrzucanymi dokumentami. To był niecodzienny widok, Demalis zawsze dbała o porządek. Chwyciła jedną z kartek i przyjrzała się jej. Rozpisała tam wszystkie możliwości i skutki bycia przy Keonie. Spędziła nad tym całą noc i wciąż nie znalazła idealnego sposobu. Może taki nie istniał, a może ona sama nie potrafiła go odnaleźć.

↝ CDN ↜

Czas ruszyć z kopyta! Od teraz rozdział raz w tygodniu minimum ^^ Kochankowie to przeprawa dla każdego z nas. Zwłaszcza dla Demalis i Keona. Pierwsze przeszkody przed nimi, ale niestety, nie są one ostatnie. Fasco Roger coś tam widział, a raczej niezbyt przyjemnie będzie się patrzeć na dyplomatkę, która mogła mówić o śmierci króla, nawet jeśli tego króla jej ojczyzna nie lubi. 

Pozdrawiam was cieplutko i Wesołych Mikołajek! ^^

Twitter: @___Mefi___

Instagram: qitria

Data publikacji: 06.12.2023

Data pierwszej poprawki: 18.08.2024

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro