Rozdział 23 Esyld

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

☾ Rozdział 23 Esyld ☽

Bramy Samerii nigdy nie wydawały się Demalis tak wielkie, jak teraz. Westchnęła, przyglądając się długiej kolejce ludzi, którzy czekali na wydanie przepustki. Pobyt w stolicy Orinii zawsze podlegał prawnym regulacjom, ale od czasu jej ucieczki wszystkie przepisy zaostrzono. Czuła się dziwnie.

Mury otaczające miasto były grube i posiadały kilka wież. Na ich szczytach ustawiono balisty załadowane ogromnymi, metalowymi włóczniami. W przypadku ataku z powietrza okazałyby się niezastąpione. Nie mogłyby skutecznie powstrzymać oblężenia, ale dałyby dość czasu, aby żołnierze przemienili się w smoki, a rewizja obrony aktywowała tarcze. Kamienne konstrukcje pokrywały wtedy stolicę, tworząc coś na kształt wielkiej kuli, która odcinała miasto od świata. Światło dostarczać miała unosząca się w powietrzu kula ognia. Zadanie nie było wcale proste, bo aby utrzymać coś tak monumentalnego i to nawet w grupie, należało mieć talent. Dywizja obrony była przez to spora i pomimo czasów pokoju ciężko trenowała, nie chcąc zostać zaskoczoną. Demalis widziała raz trening tej, która służyła królowi Yanny. Tam tarcza wyglądała nieco inaczej, bo zamiast kamieni wznoszono roślinną, bardzo grubą powłokę, którą atakowała podlatujące zbyt blisko smoki. Ojciec opowiadał jej raz, że z krwi takowych kwitły niezwykłe kwiaty, nazywane Smoczymi Sercami. Miały cztery płatki, właśnie o kształcie serc, a ich barwa zależna była od mocy, jaką posiadał zmarły. Westchnęła, nieznacznie zażenowana swoimi wspomnieniami. W końcu za lat dzieciństwa plotła z takich kwiatów wianki, nieświadoma, że te są pamiątką po zmarłych wojownikach. Nie rozumiała wtedy nawet złości swojej mamy, którą wielokrotne nakazywała jej zostawić kwiaty w spokoju. Teraz posłuchałaby.

Drgnęła, czując, że ktoś się przed nią wpycha. Był to młodzieniec, który udawał, że jej nie widzi. Prychnęła, ale nic nie powiedział. Odeszła na bok, uznając, że nie było sensu się kłócić. Bramy wkrótce miały zostać zamknięte na dobre, a więc stojąc dalej w kolejce zmarnowałaby jedynie czas.

Z racji, że wydawanie przepustek trwało, dookoła murów było wiele obozowisk. Nawet teraz do nozdrzy Demalis docierał zapach palonego drewna i gotujących się potraw. Żołądek się jej nieznacznie ścisnął, bo od dawna nie spożywała mięsa. To było głównym składnikiem diety smoków, ale jednocześnie swoje kosztowało. Demalis z obawy przed wydaniem zbyt wielkiej ilości pieniędzy odmawiała sobie nawet tej podstawowej potrzeby, a ilekroć zamawiała w karczmach bądź pubach same ziemniaki bądź ryż, sprzedawca patrzył na nią z niedowierzaniem.

Zaburczało jej w brzuchu, na co zareagowała mocniej pochylając głowę i przyśpieszyła kroku. Znalazła puste miejsce i usiadła, wzdychając. Ognisko przed nią zostało zasypane ziemią, więc musiała wszystko przygotować na nowo. Gdyby tylko mogła używać mocy, wszystko przebiegałoby o wiele sprawniej. Nie mogła jednak zaryzykować. Postanowiła, że tę noc spędzi przed miejską bramą, a jutro skoro świt wstanie i zajmie miejsce w kolejce. Obozowisk było wiele, ale żołnierze pilnowali, aby nikt nie rozbił go tak, by blokować proces wydawania przepustek. Nie mogło się również zajmować miejsca innym.

Demalis sięgnęła po rozrzucone gałązki i usiadła, przyglądając się przygotowanej podstawie pod ognisko. Zacisnęła usta, rozumiejąc, że był w całym jej planie jeden mankament. Pomimo trwającej podróży nie zdołała jeszcze w pełni opanować sztuki rozpalania ognia. Westchnęła, wpatrując się w gałęzie i szykując na to, że kolejną noc będzie marznąć.

– Przepraszam?

Demalis pospiesznie uniosła wzrok, dostrzegając staruszkę z małym, rudowłosym chłopcem. Kolor włosów wywołał w niej nieprzyjemne wspomnienia, ale nie okazała tego.

– Czy możemy zasiąść obok ciebie? – spytała obca.

Demalis pokiwała głową. Nie było w końcu powodu, dla którego powinna odmówić. Dziecko ucieszone uśmiechnęło się i machnęło rączką, posyłając w stronę drewna ogniste iskry. Sora nie mogła ukryć zachwytu.

– Dziękuję – rzekła.

Staruszka z pomocą chłopca usiadła na ziemi.

– Nie dziękuj. To ty pozwoliłaś nam tu usiąść. Przypuszczam, że podróż musiała być dla ciebie trudna. U nas jest chłodniej niż w Resvolcie.

W ułamku chwili pojęła sens słów obcej. Uśmiechnęła się.

– Jestem mieszanką. Mój ojciec pochodził z Orinii – zapewniła. – Ale tak, jest tutaj o wiele chłodniej.

Dziękowała w duchu Przodkom za wiedzę, którą zdobyła podczas dyplomatycznych podróży. Dzięki niej mogła teraz dobrze udawać obywatela innego kraju. Przynajmniej póki rozmawiano o rzeczach ogólnych. Ze szczegółami mogłaby poradzić sobie gorzej.

– Rozumiem, rozumiem... Dziecko, daj mi wody... I nadziewaną bułkę.

Chłopczyk od razu wykonał polecenie. Demalis nie chcąc, aby jej żołądek ją zawstydził, wyciągnęła z własnej torby kawałek chleba i zaczęła go żuć. Rozmowa ucichła, bo obie strony zajęły się sobą. Malec wkrótce zasnął, a staruszka oparła się o jedną ze skał i wydawała się spać na siedząco.

Demalis przypatrywała się płomieniom, przypominając sobie, że było coś, co chciała uczynić.

Spoważniała i sięgnęła do swoich loków. Były długie i chociaż znajdowała się teraz pod przykrywką, miała wrażenie, że włosy będą tym, co może ją w przyszłości zdradzić. Odruchowo sięgnęła do miejsca, gdzie kiedyś umieszczała łuskę Keona. Sprawdzała je wielokrotnie i za każdym razem brak przedmiotu wywoływał w niej to samo niezadowolenie.

Cicho westchnęła, sięgając do ulokowanego przy udzie noża. Kupiła go na targu pierwszej mieściny, do której trafiła. Ścięcie nim włosów nie było najrozsądniejszym z rozwiązań, ale w tej chwili nie myślała o estetyce własnego wyglądu. Przystąpiła do dzieła, skracając loki aż do ramion. Wyszło to jednak bardzo krzywo, a gdy skończyła, westchnęła.

– Szkoda takich pięknych włosów.

Podskoczyła, słysząc głos staruszki. Pośpiesznie wrzuciła ścięte kosmyki do ognia, który zasyczał. Nie był to najlepszy pomysł, bo palone włosy nie pachniały ładnie. Nie żałowała.

– Zaczynam nowe życie, a to powinno mieć jakiś symbol – skomentowała uprzejmie Demalis, licząc, że ta odpowiedź zadowoli kobietę.

– Ach... Wy, mieszkańcy Resvoltu jesteście tacy przesądni – mruknęła. – Ja bym żałowała, ale ja mam już... Trzysta lat – rzekła po chwili zamyślenia.

Demalis przyjrzała się kobiecie. Ta nosiła stare, wyraźnie zużyte ubrania, a jej białe, rzadkie włosy związane były w luźną kitkę. Wyglądała na zmęczoną i słabą, co podkreślała wychudzona twarz i blada, woskowa cera. Trzysta lat to w końcu niewiele jak na smoka. Wniosek nasuwał się sam. Słabość sprawiała, że ich lud starzał się szybciej. Siła decydowała o wszystkim, nawet o tym, jak bardzo przychylne i bezproblemowe było dla ciebie twoje własne ciało. Istnieć mogły również inne powody. Przykładowo staruszka chorowała albo zaprzestała przyjmować swojej smoczej postaci.

– To...

– Beznadziejny wiek, wiem – przerwała, nie dając Demalis skończyć. – Jak się nazywasz dziecko?

– Esyld, pani – odparła mechanicznie Demalis, wypowiadając imię, na które zdecydowała się w trakcie podróży.

Staruszka roześmiała się.

– Żadna ze mnie pani, Esyld.

Demalis uśmiechnęła się.

– A ty jak się nazywasz? – spytała starszej.

Trzystuletnia smoczyca wzniosła oczy ku niebu, wzdychając.

– Kto wie... Jestem taka zmęczona, to już pora spać – uznała, opierając się na nowo o kamień. – Dobranoc.

Sora uniosła brew, przypatrując się dziwnej kobiecie w ciszy. Nie podała imienia, co było dość alarmujące. W końcu musiał istnieć powód, dla którego zachowała je w sekrecie. Westchnęła, postanawiając być po prostu czujną. Schowała nóż blisko siebie, chcąc mieć go pod ręką. Bez mocy była bardziej narażona.

Położyła się, obracając tyłem do swoich towarzyszy i kątem oka spojrzała na niebo. To ono towarzyszyło jej przez całą podróż. To ono ją z nim łączyło.

Już wkrótce.

Proszę, Przodkowie, dajcie mi szansę.

Zamknęła oczy, ale jeszcze długo nie mogła zasnąć. Nie przeszkadzał jej hałas, a wrażenie, że bez przerwy ktoś się jej przygląda. 

↝ CDN ↜

Życie daje się we znaki, poszukiwania pracy ciągle w trakcie, a upały... to upały. Mój wiatrak nie wyrabia xD Tak, jak Demalis próbująca spać przy tak dziwnej kobiecie. 

A co tam u was? ^^

Miłego dnia kochani!

Twitter: @___Mefi___

Instagram: @qitria

Data pierwszej publikacji: 28.06.2024

Data opublikowania pierwszych poprawek: 24.09.2024

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro