Rozdział 19 Powrót Bohaterów

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

☾ Rozdział 19 Powrót Bohaterów ☽

Nie wiedziała, co działo się dalej na granicy. Dość prędko ona, Sion i kilka innych osób przemieniło się w smoki i przeleciało nad górskimi szczytami, aby dostać się do Aerionu, stolicy Yanny.

Powietrze w przestworzach było rześkie, a świat wydawał się maleńki. Rozciągające się pasma górskie i wioski zdobiły ślady jesieni. Strumienie szumiały, przecinając zbocza jasnymi wstęgami, które błyszczały w promieniach słońca. Jedna z mijanych dolin tonęła we mgle.

Lot był czymś, co w tej chwili mogła nazwać przyjemnym. Skończył się jednak, a Demalis mogła z łatwością powiedzieć, że nastało to zbyt prędko. Wylądowała tuż za towarzyszem, który przemienił się w człowieka i oczekiwał na lądowanie pozostałych. Podczas powrotu do tego, co porzuciła w trakcie przemiany, ugięły się przed nią kolana. Ktoś zaoferował jej pomoc, ale odmówiła, podnosząc się sama i unosząc wzrok na strzeliste wieże królewskiego pałacu.

Nie chciała się tutaj znaleźć.

Mimo niechęci ruszyła przed siebie, czując, jak każdy jej krok znajduje się pod obserwacją służby, żołnierzy i gości. Cisza trwała krótko, bo gdy tylko dotarła na korytarz prowadzący do sali tronowej, usłyszała owację. Właściciele znajomych twarzy klepali ją po plecach. Słuchała pochwał i pytań, ale nie miała siły odpowiadać. Po prostu stawiała kolejne kroki, ignorując wszystko, bo chociaż przebywała w zamku królewskim nie pierwszy raz, to czuła się w nim obco.

Przymknęła oczy, dostrzegając przed sobą Fasco. Dobre wychowanie zmusiło ją do pokłonu.

– Nauczycielu, to zaszczyt cię widzieć – skomentowała cicho.

Fasco skinął głową, ruchem dłoni pokazując na drzwi przed sobą. Coś w jego osobie zdradzało dumę. Był ważnym człowiekiem, a fakt, że lata temu dostrzegł Demalis i wziął ją pod swoje skrzydła, wielu dalej wydawał się niewiarygodny.

– Nasz król cię oczekuje – odparł Fasco.

Sion zignorował mężczyznę, kierując się ku drzwiom. Strażnicy od razu umożliwili mu wejście do środka. Sora za to stała w miejscu, przykuwając coraz to większą uwagę. Łatwo było zauważyć, że jest bardzo zmęczona. Nikt jednak nie wiedział, jak wielką batalię toczy we własnych myślach.

– Pozwoli, aby król czekał?

Cichy, nieznany głos ją ożywił. Prędko podążyła śladami niewolnika, już chwilę później znajdując się w sali tronowej. Ruszyła fioletowym dywanem, aby ostatecznie zrównać się z Sionem i się ukłonić. Nie miała chęci patrzeć na Luciusa, stąd nie poświęciła mu choćby jednego spojrzenia. Zamiast tego skupiła się na podłożu, licząc, że spotkanie prędko się zakończy.

Ktoś zaczął klaskać, a zaraz za nim podążyli inni. Dopiero teraz do Demalis dotarło, że sala była dość zatłoczona. Kątem oka przyjrzała się części zgromadzonych, zauważając, że ci byli dość ważnymi szlachcicami i dowódcami królestwa.

Witano ich jak bohaterów.

Fakt ten ją obrzydził. Nic z tego, co miało miejsce, nie było jej decyzją, a jednak każdy zachowywał się tak, jakby sama tego chciała i była dumna z zaistniałych okoliczności.

– Witam was z powrotem w Yannie – skomentował wesoło Lucius. – Unieście głowy.

Zdusiła w sobie iskry buntu, prostując się i spoglądając na twarz króla. Ten siedział na tronie z do połowy rozpiętą koszulą. Uśmiechał się, co tylko pogłębiało wstręt kobiety.

– Starania tej dwójki zaowocowały.

Ktoś prychnął, przerywając królewską przemowę.

– Sądzisz inaczej, hrabio? – spytał Lucius ponuro, a atmosfera wesołości wydawała się na krótką chwilę zniknąć.

Możny wystąpił z tłumu, kłaniając się.

– Panie, król Orinii się zbudził. Dodatkowo każdy wie o winie naszego kraju. Chodzą plotki, że to my zabiliśmy księżniczkę Aloisię.

Salę wypełniły szepty. Demalis miała ochotę się śmiać. Była pewna, że Lucius zlecił morderstwo siostry Keona. Testował odporność jego krewnej, chcąc wiedzieć, na co on sam mógł być nadwrażliwy. W końcu byli rodzeństwem, mogli dzielić wrodzone słabości.

Król Yanny ciągle milczał, najwyraźniej niewzruszony tym, co było mówione. Podobną postawę prezentowało tylko kilka innych osób. Dyplomatka była pewna, że wiedzieli coś, czego nie znali inni.

– Orinia przygotowuje się do wojny – przypomniał hrabia. – Przodkowie jedynie wiedzą, czy nie dołączy do nich armia Głębin.

Ostatnie słowa sprawiły, że atmosfera stała się ciężka i mroczna. Nikt nie ośmielił się przemówić, ale twarze wyrażały więcej. Bali się takiej interwencji i chociaż Demalis również poczuła strach, to uważała ją za mało prawdopodobną. Król Głębin nie miał interesu w takim czynie i to nawet jeśli jego żona była siostrą Keona.

Przedłużającą się ciszę przerwał dźwięk klaskania. Demalis uniosła głowę, skupiając się na twarzy Luciusa, który wydawał się wręcz dziwnie zadowolony.

– Cieszy mnie, że ktoś odważył się o tym wspomnieć. Uspokoję więc was wszystkich – odparł. – Pan Głębin nie zainterweniuje.

– Próbowano zabić jego szwagra to...

– Milcz, gdy król przemawia – wtrącił jeden ze strażników, uderzając włócznią o ziemię.

Lucius wstał ze swojego tronu i napił się wina z kielicha, odkładając go zaraz na złotą tacę w dłoniach niewolnicy.

– Sprawy Powierzchni nie interesują Pana Głębin, a nasza wojna z Orinią trwa od wieków. Naprawdę sądzicie, że Najpotężniejszy ze Smoków zdecyduje się walczyć, bo jedna ze stron konfliktu wykonała ruch? Macie go za dziecko? – zapytał rozbawiony. – Isra Argenis jest jego żoną, ale nawet to nie powstrzymało go przed egzekucją jej własnej siostry – przypomniał, po czym rozłożył ramiona. – Dodatkowo naprawdę uważacie, że Keon Argenis okaże tak wielką słabość i pójdzie błagać swojego szwagra o pomoc? Idioci – zakpił.

Obelga wydawała się zostać niezauważona przez słuchaczy, którzy pogrążyli się w swoich myślach. Każdy rozważał słowa władcy. Demalis z niechęcią musiała przyznać, że argumentacja Luciusa była dobra. Smocza duma nakazywała pokonać wroga. Keon nie poprosiłby o pomoc Pana Głębin, a ten sam nie wykonałby żadnego większego kroku. Mógłby wspierać Orinię z cienia, niezauważalnie, ale i to było zbyt mało prawdopodobne.

– Widzę, że nieznacznie was uspokoiłem. Doskonale. Pora więc przypomnieć każdemu, dlaczego pokonanie Orinii jest tak ważne. Od wieków przelali wiele z naszej krwi, do tego ich królestwo posiada cenne złoża i to tuż przy naszej granicy. Według tekstów i starych umów Góry Tifaldiego należały się nam, ale jeden z ich króli zdecydował się je nam odebrać – zauważył. – Koniec z tym, moi drodzy. Będziemy walczyć i odbierzemy wszystko z nawiązką. Walczmy w imię pamięci naszych Przodków i zmiażdżmy łeb tym, którzy od wieków z nas kpią.

– A co ze Świątynią Smoka Ziemi? – zapytał jeden z możnych. – Dziadek króla Orinii jest tam kapłanem.

Władcy Yanny mieli wywodzić się od Pierwotnego Smoka Ziemi, stąd świątynię i obdarzonych tą umiejętnością traktowano tutaj szczególnie. Lucius wyprostował się.

– Kapłani ślubują wierność Przodkom. Nie wmiesza się, a nawet jeśli, to co może zrobić? Potępić mnie? Wtedy ukaże, że nie jest wcale sługą protoplasty i założyciela Yanny.

– Ludzie mogą...

Pod wpływem surowego spojrzenia króla, szlachcic zamilknął.

– Oczywiście, moi poddani będą zaniepokojeni, świątynia to ich ostoja, ale każdy przejaw niezadowolenia można rozmyć. Bardzo cię to niepokoi, pierwotnie chciałem to zlecić komuś innemu, ale widząc to zaangażowanie, powierzam uspokojenie ludu tobie – rzekł zadowolony król i klasnął w dłonie.

Szlachcic wycofał się, cicho dziękuję. Tymczasem Lucius podszedł do Psa Yanny i chwycił go za ramiona, uśmiechając się szeroko.

– Doskonała robota, Sionie.

– Zrobię wszystko, co rozkażesz, mój panie.

Odpowiedź Siona wywołała u Luciusa jeszcze szerszy uśmiech. Spojrzał w stronę możnych i się roześmiał.

– A oto przykład idealnego oddania i perfekcji. Każdy z nas powinien brać z niego przykład i pracować ciężej na rzecz naszego kraju.

Kilka osoby skrzywiło się, a inni nerwowo zacisnęli dłonie w pięści. Porównywanie z niewolnikiem się im nie spodobało. Demalis za to wszystko było jedno. Chciała czym prędzej opuścić salę. Nie mogła, bo Lucius w końcu stanął naprzeciwko niej. Z czułym uśmiechem przyciągnął ja do swojej piersi, przytulając. To wywołało szepty, bo w końcu nie od dzisiaj wiadome było, że król miał słabość do córki zmarłego generała. Niektórych nawet dziwiło, że ta wciąż nie dołączyła do haremu.

Zabieraj łapy.

Demalis całą się spięła, życząc sobie odzyskania swojej przestrzeni osobistej. Miała ochotę wymiotować i krzyczeć, nie potrafiąc znieść obcego i nieprzyjemnego dla siebie dotyku oraz zapachu.

– Gratulację należą się również pannie Sorze, która nie tylko zmusiła się do znoszenia towarzystwa wroga, ale i udało się jej go otruć. Brawa! – zawołał, a szlachta od razu zaczęła klaskać.

Salę wypełniły pochwały. Mówiono, że jest córką swojego ojca, że jak on stała się bohaterką. Wierna sługa Yanny, oddana dyplomatka. Każde z tych słów były wyróżnieniem, a jednak Demalis czuła się chora. Nie chciała, aby uważano ją za kogoś, kto chciał to osiągnąć. Jedynie strzępki rozsądku powstrzymywały ją od wykrzyczenia, że nic o tym nie wiedziała. Wszystko było planem króla, którego obecność wciąż ją drażniła.

Zadrżała, zaciskając dłonie w pięści. Tym samym zmusiła się do spojrzenia Luciusowi w oczy. Widziała, że był szczęśliwy i oczekiwał czegoś. Nie chciała nawet myśleć czego, chociaż umysł jej podpowiadał najróżniejsze rzeczy. Mógł oczekiwać jej wdzięczności, może nawet tego, że teraz się mu odda.

Niedoczekanie.

Demalis wiedziała, co musi zrobić. I to zrobiło, gwałtownie cofając się o krok i kłaniając, aby ukryć tym gestem to, jak pozbyła się dotyku władcy.

– To zaszczyt móc służyć Yannie – skomentowała, zmuszając się nawet do lekkiego uśmiechu.

Rozmowy zaczęły się na nowo, aby wkrótce wszyscy zostali zaproszeni na skromne przyjęcie. Nie chciała w nim uczestniczyć, ale musiała, choć przez cały ten czas była w połowie nieprzytomna. Jej stan łatwo było pomylić ze zmęczeniem, chociaż Fasco i tak zganił ją dwa razy, przypominając o dumnej prezencji. Nie miała jednak na nią sił. Chciała po prostu zniknąć.

↝ CDN ↜

I Demalis wróciła... Każdy się cieszy poza samą zainteresowaną. Co też za to dzieje się u naszego Keona? Zdecydowanie się przekonacie. Pamiętajcie! Jeszcze sporo przed nami. Rozdział miał być w tamtym tygodniu, ale przeliczyłam swoje możliwości po usunięciu pieprzyka z ramienia. Efekt taki, że dopiero teraz przestało mnie boleć na tyle, abym mogła spokojnie tworzyć. 

Po maturach i powiem wam, że obecne wyzwanie wydaje mi się jeszcze straszniejsze. Tyle CV wysłanych, a nawet nie wiem, czy ktoś mi odpowie...

Miłego dnia kochani!

Twitter: @___Mefi___

Instagram: @qitria

Data pierwszej publikacji: 27.05.2024

Data opublikowania pierwszych poprawek: 23.09.2024

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro