Rozdział 25 Propozycja i do zobaczenia

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

☾ Rozdział 25 Propozycja i do zobaczenia ☽

Wojna zawsze sprawiała, że poruszano bardzo trudne tematy. Wraz z historią, według której doszło do otrucia króla, szlachta zauważyła w tym pewną furtkę. Ich władca najwyraźniej mógł w końcu ulegnąć kobiecym urokom, a to oznaczało, że mógł być bardziej przychylny do sprawy małżeństwa. Nikt nie poruszał tej kwestii, ale Keon doskonale rozumiał, że jedynie czekają na dogodniejszy moment. Miał ochotę zakpić, ilekroć widział szepczących możnych. Zwykle spytałby o powód ich zachowania, ale świadomość, że mogliby dyskutować właśnie o tym temacie, skutecznie go powstrzymywała.

Demalis nie była po prostu smoczycą, która przykuła jego uwagę.

Była jego partnerką.

Możliwość, która powinna być oczywista, została przez większość zignorowana. W końcu, jak ich władca mógłby być powiązany z wrogiem i to takim, który chciał go zabić? Nawet dla smoków było to zbyt abstrakcyjne.

– Przemówicie, czy będziecie cały dzień szeptać, niczym moja siostra i jej przyjaciółki w trakcie kryształowych przyjęć? – zagadnął poirytowany.

Pragnął, aby rada zakończyła się, jak najszybciej.

Szlachta rozejrzała się po sobie, a następnie kilku z nich odchrząknęło. Z tłumu wyłonił się przedstawiciel ich idei. Keon śledził go spojrzeniem, prawie pewny, co zechce mu powiedzieć.

– Mój panie, Orinia to wspaniały kraj, o który dbałeś już przed swoją koronacją. Doprowadziłeś do pokoju, ale nasi wrogowie wzgardzili twoją szlachetnością. Zamordowano ci siostrę, a ciebie samego próbowano ubić – zaczął.

Keon pragnął jedynie, aby przeszedł do rzeczy. Nijak nie miał ochoty słuchać pochlebstw. Nic jednak nie powiedział, siedząc na tronie i świdrując smoka spojrzeniem.

– Niedługo rozpocznie się wojna. Na północy będziemy mierzyć się z siłami Yanny i chociaż spór na wschodzie został zawieszony, to nasi wrogowie mogą się zjednoczyć. Walka na obu frontach przyniesie nam ogromne straty, a wierzę, tak jak każdy z obywateli, że nasz Smoczy Król ich nie chce – zauważył. – Obecnie korzystamy z szlaków handlowych, które współdzielimy z naszymi sojusznikami. Sytuacja jest stabilna, ale wkrótce spożytkujemy sporo zasobów na cele wojenne.

Keon w duchu westchnął. Pamiętał o Isterii. Konflikt z Yanną zaczął się w beznadziejnym momencie i wątpił, aby było to przypadkowe. Istniało ryzyko, że oba królestwa już knuły przeciw Orinii. Duma nie pozwalała mu jednak przyznać na głos racji mężczyźnie. Mógł walczyć nawet na trzy fronty, ale przyniosłoby to katastrofalne skutki dla jego poddanych. Obowiązkiem króla było ich nie narażać bardziej, niż zmuszała go do tego sytuacja. I zawiedzie, jeśli wojna rozgrzeje zewsząd. W najgorszym wypadku Orinia mogłaby nie wytrzymać.

Zacisnął szczękę.

Orinia istniała od wieków i na pewno nie zamierzał być ostatnim królem tego kraju.

– Proponuję rozwiązanie, mój królu.

Szlachcic wyprostował się, patrząc władcy prosto w oczy.

– Poślijmy do Isterii posłańca z ofertą małżeństwa.

Keon milczał, a im dłużej to trwało, tym bardziej rozluźnione stawały się twarze zgromadzonych. Zwykle odmawiał od razu, robiąc to głośno i bez zająknięcia, a teraz nie zdołano usłyszeć od niego choćby jednego słowa. Domysły nakazywały spodziewać się zgody, ale i ta nie nadchodziła.

Argenis pragnął powiedzieć nie. Zawsze tak mówił i teraz również nie zamierzał wydawać zgody. Oferta jedynie zmusiła go do myślenia. Możliwy sojusz Isterii i Yanny to problem, któremu należało zapobiec. Powiązanie krwi byłoby najrozsądniejsze, ale nie chciał do tego kogoś przymuszać. Istniały również inne możliwości, ale te musiał również przemyśleć.

Przypomniał sobie o czymś. Pewien czas temu Demalis zapytała go o to, co się stanie, gdy zostanie zmuszona do skrzywdzić. Skrzywdziła. Wtedy odpowiedział, że to może go zniszczyć, ale nigdy nie będzie żałować. Nie żałował i nie chciał złamać obietnic, które złożył sobie i jej. Nie, póki nie dostanie pełnego wglądu w sprawę bądź nie poukłada wszystkiego w swoim umyśle. Jednocześnie nie potrafił odmówić tak hardo, jak kiedyś. Obowiązkiem i rozsądek nakazywały mu się zgodzić, bo propozycja była właściwa, ale honor, duma i to, co czyniło go jednostką, upierało się przy odmowie.

To aranżowane małżeństwo nie byłoby szczęśliwe, ale za to przyniosłoby pokój.

– Rozważę to – rzekł, a na twarzach obecnych pojawił się szok, ale również zachwyt.

Keon wstał.

– Na tym zakończmy – odparł i z pozbawioną wyrazu twarzą, odszedł.

Pozostały za nim szepty zachwyconych dworzan, którzy oczekiwali, że w końcu linia dziedziczenia zostanie zabezpieczona.

» ✧ «

Dwa dni. Tyle spędziła w stolicy Orinii i tyle też pozostało do dnia, w którym odbyć się miał nabór na nowych służących. Demalis sama nie wiedziała, co takie począć. Udała się do wskazanej przez mężczyznę karczmy, ale poza kilkoma pogłoskami nie zyskała niczego więcej. Nie mogła kupować informacje od każdego, kto zaczynał ten temat, bo szybko pozbawiłaby się środków do życia.

Znalazła się w kropce, co dość mocno odcisnęło się na jej nastroju.

Muzyka w gospodzie była przyjemna dla ucha, a jednak irytowała Demalis. Ta pragnęła ciszy i deszczu żelaznych monet. Mętny humor tłumił rozsądek, który wielokrotnie ratował ją z licznych tarapatów na dworach szlacheckich. W życiu spotkała się z wieloma różnorodnymi trudnościami i każdą udawało się jej przetrwać. W przypadku tej musiało być tak samo. Potrzebowała planu, ale jednocześnie w jej głowie panowała pustka.

Uniosła wzrok, dostrzegając dość dobrze znaną twarz. Przy stoliku pod ścianą naprzeciwko siedziała staruszka, którą poznała przed bramami miasta. Tym razem nie było dookoła niej dziecka. Zamiast tego towarzyszyła jej para młodych smoków. Rozmawiali, co wnioskowała po poruszających się wargach, ale nie wyglądało to na uprzejmą konfrontację. W końcu starsza kobieta sięgnęła do swojego boku i wyciągnęła monetę. Ta została zabrana, ale smoki nie odeszły.

Demalis wstała, podchodząc bliżej. Mogła się mylić i bardzo chciała, aby tak było, ale wolała mieć pewność. Nie potrafiła przejść obojętnie obok krzywdzenia innych. Nie po to walczyła o pokój, aby później ignorować takie zjawiska. Wystarczy, że w obecnej chwili Yanna i Orinia szykowały się do wojny, a ona nie wiedziała, co z tym począć.

Może to był jeden z powodów, dla których chciała spotkać Keona. Nie chodziło jej tylko o nieporozumienie, potrzebę widzenia jego twarzy, ale i pragnęła, aby śmierć i spór zostały zażegnane... Mogło tak być, ale wcześniej nie rozmyślała o tym. Sama już nie wiedziała. Nie była nawet pewna, czy czas przyniesie jej upragnione odpowiedzi.

– Wiem, że to nie wszystko, co masz – mówił smok, trzymając staruszkę za ramię. – Oddaj resztę złota, a my...

Kobieta nie pozwoliła mu skończyć i splunęła. Oczy młodszego zaszły wściekłą mgiełką. Jak jakaś starucha mogła chcieć go tak upokarzać! Niewybaczalne! Zazgrzytał zębami, a jego towarzysz się roześmiał.

– Zamknij się!

Nie zrobił tego, a więc ośmieszony smok chwycił za drewniany kubek i cisnął nim wprost w nos smoka. Chłopak prychnął, unosząc rękę, nad którą już kotłowały się języki ognia. Walka zostałaby zauważona i na pewno karczmarz by jej zażegnał, ale to nie rozwiązywało trudnego położenia staruszki, która w tym momencie siedziała cicho i przypatrywała się dwóm łotrom.

Demalis wiedziała, że jeśli chce pomóc kobiecie, to musiała działać szybko. W odróżnieniu od zbirów była jednak bezbronna. W końcu nie mogła użyć swojej mocy. Myślała, zastanawiając się, czy lepiej poprosić o pomoc, czy może wkroczyć samej. Wybrała drugą opcję, mając w głowie dość jasny plan.

– Mamo! – zawołała, podchodząc bliżej stolika.

Demalis specjalnie przemówiła głośniej, chcąc w ten sposób skupić na sobie uwagę gapiów. Pamiętała, jak ta kobieta mówiła. Cicho, spokojnie, możliwe, że nie mogła krzyczeć tak, aby ją usłyszano. Młode gardło Sory za to mogło sobie poradzić z tym wyzwaniem bez problemu.

– Tak długo cię szukałam! Zaopiekowaliście się moją mamą? – spytała, udając ciekawość.

Język ognia zniknął znad ręki zaskoczonego młodzieńca, a drugi puścił ramię staruszki. Wyglądali tak, jakby ktoś wylał im na głowy wiadro zimnej wody. Nie oczekiwali, że ktoś do nich podejdzie i w jednej chwili przykują tak sporą ilość uwagi.

– Tak... – zaczął ten, który szykował się do przypalenia koledze brwi. – Przesiedliśmy się do niej, bo siedziała tak sama i nieco nas to zaniepokoiło. Prawda?

Staruszka uniosła brew, ale milczała. Drugi ze smoków wstał, uśmiechając się i wyciągnął rękę, zapraszając kobietę.

– Pomogę pani wstać.

Demalis zakpiła w myślach. Teraz "pani", a wcześniej "daj złoto". Niektórzy byli niedorzeczni. Była ciekawa, czy smoczyca zdecyduje się powiedzieć wprost, że chciano ją okraść. Mogła, w tej sytuacji przestępcy szybko zostaliby zatrzymani. W końcu byli na świeczniku większości gości.

– Mamo...?

Demalis ponagliła kobietę, obawiając się, że w przypadku przeciągnięcia się sytuacji, stracą okazję na bezpieczne oddalenie się. Już i tak ryzykowała. Możliwe, że po opuszczeniu karczmy ci dwaj za nimi podążą, a ona... Nie miała jak się bronić. Nie wolno im było tracić czasu.

Staruszka strzepnęła dłoń chłopca.

– Nie potrzebuję pomocy. Jest tu przecież moja córka! – uznała. Chrypiała, bo starała się mówić zdecydowanie głośniej.

W końcu wstała, a Demalis objęła ją czule.

– Całe szczęście mamo. Daj, zapłacę za twoje zamówienie – uznała, wyciągając rękę.

Miała nadzieję, że obca jej zaufa i da sakwę. Nie chciała jej okraść, ale przecież teraz mogła sądzić, że przygotowała ten cały teatrzyk po to. Obawy nie ziściły się, bo smoczyca podała Demalis woreczek. W oczach dwójki smoków pojawił się błysk.

Mieli rację. Nie oddała im wszystkich pieniędzy.

Demalis przyjęła przedmiot, przeglądając jego zawartość.

– Mamo... Na co ty znowu wydałaś pieniądze? Wychodząc z domu, miałaś ich o wiele więcej... – zauważyła, wpatrując się w kobietę.

Ta za to odwróciła głowę w stronę smoka. Młodzian drgnął.

– Och, twoja mama chciała nas nagrodzić za pomoc... masz – rzekł pośpiesznie, wyciągając i podając Sorze to, co wcześniej ukradł. – Tłumaczyłem, że to niepotrzebne, ale wiesz, jakie są starsze smoki – zaśmiał się, kryjąc nerwowość.

Dookoła rozniosły się szepty. Demalis doskonale usłyszała jedną z wypowiedzi. Kpiono z mężczyzny, sugerując, że pomimo szlachetnej mowy, na pewno nie pogardził nagrodą. Sora uśmiechnęła się, wyciągając z sakwy dwie monety i postawiła je na stole.

– Dziękuję za opiekę nad moją mamą – rzekła.

I została doceniona za szczodre serce. Doskonale słyszała te szepty pochwały. Tak budowało się opinię.

– Chodźmy, zapłacimy i pora wracać do domu. Tata bardzo się o ciebie martwił. I najstarszy brat też! Specjalnie dla ciebie wziął urlop, a wiesz przecież, że teraz sytuacja w kraju jest napięta... Wojna za pasem. Nikt nie chce puszczać do domu żołnierzy.

Sugestia, że w rodzinie było sporo mężczyzn, a do tego jeden służył w armii, miała odstraszyć zbirów. Demalis widziała luki w swoim małym kłamstwie. Nikt nie puszczał wojowników na urlopy, gdy trwały przygotowania wojenne, ale musiała liczyć na to, że ci dwaj jej uwierzą. Bądź przynajmniej potraktują to tak, jakby syn staruszki był ważny.

Sądząc po minach smoków, podstęp się sprawdzał. Demalis nie chciała wiedzieć, jak szybko rozwikłają jej kłamstwo. Chwyciła kobietę pod ramię i z uśmiechem skierowała się w stronę baru. Smoczyca ją zatrzymała, pokazując na drzwi.

– Nic nie zamawiałam – rzekła cicho.

Sora skinęła głową, kierując się do wyjścia. Słyszała pomruki niedowierzania. Nie wyglądała jak kobieta, ale równie dobrze wygląd mogła odziedziczyć po potencjalnym ojcu. Związki między obywatelami Orinii, a Resvoltu nie były bardzo częste, ale również nie dziwiły. Kraje żyły w bardzo przyjaznych stosunkach.

Wkrótce obie kobiety znalazły się przed budynkiem, ale Demalis wciąż nie puściła ręki staruszki. Oddała sakiewkę, a po tym szła jeszcze kawałek, pozwalając jej się prowadzić. Liczyła, że idą w kierunku domu smoczycy. Noc była ciemna, a ktoś mógłby wykorzystać okazję, aby dręczyć słabszą. Westchnęła, widząc, że nad jej głową ponownie przelatuje smok. Tym razem trafił się osobnik o jasnych łuskach. Dlatego dobrze widziała jego sylwetkę.

W pewnym momencie kobieta przystanęła.

– Dziękuję, Esyld.

Demalis drgnęła, puszczając towarzyszkę i się uśmiechnęła.

– To drobiazg – zapewniła.

Żałowała, że zjadła wszystkie karmelizowane orzechy. Chętnie by się nimi podzieliła.

– Dlaczego pani nie powiedziała, że to złodzieje? – spytała.

Może i im uciekły, ale jednocześnie dwójka smoków pozostała bezkarna i mogła znaleźć wkrótce inną ofiarę.

– A co by mi to dało? – zapytała staruszka, wzruszając ramionami. – Raban? Przeżyłam dość chaosów, teraz cenię spokój. Młodzi, jak ty, nie zrozumieją – rzekła z rozbawieniem. – Wy macie w sobie wolę walki, a ja już dawno ją straciłam.

Prezentowała obojętność i gotowość na wszystko, co przyniosłoby jej życie. Demalis była zszokowana. Czy naprawdę z wiekiem, smoki stawały się tak wyciszone? Czy może to była specjalna cecha owej staruszki? Z drugiej strony, czy przed podróżą do stolicy sama nie reprezentowała bierności?

– To mój dom – wyznała obca, pokazując na budynek, przed którym stały.

Młodsza smoczyca zerknęła ku niemu, dziwiąc się. Nie był to pałac, czy bogata rezydencja, ale tak ładnie wykonany i duży dom, się wyróżniał. Skupiła się na kobiecie, naprawdę zastanawiając się, kim ta jest.

– Dlaczego przybyłaś do stolicy?

Atmosfera się zmieniła, Demalis poczuła się tak, jakby była w tym momencie przesłuchiwana. Nic jednak złego nie zrobiła. O co mogło chodzić?

– Chcę zostać służącą na królewskim zamku – odparła bez wahania.

– Dlaczego?

Sora przechyliła głowę.

– Czy to nie oczywiste? To dobra praca z jeszcze lepszą wypłatą – spostrzegła. – Służba królewskiej rodzinie to zaszczyt.

Smoczyca uśmiechnęła się.

– I tylko tyle? – dopytała.

Demalis oblał stres, który maskowała pod latami doświadczenia. Ze starszą kobietą było coś zdecydowanie nie tak. Wydawała się ją prześwietlać.

– A o co jeszcze może mi chodzić? Jestem prostą dziewczyną. O niczym więcej nie marzę.

Smoczyca parsknęła.

– Jesteś mądrą dziewczyną, Esyld. Chętnie zobaczę, co osiągniesz w pałacu – wyznała, sięgając do jednej z kieszeni.

W jednej chwili chwyciła za dłoń Demalis i wcisnęła w nią mały, okrągły przedmiot. Całość wydarzyła się bardzo szybko. Nigdy nawet nie spodziewałaby się, że kobieta potrafi się tak poruszać.

– Do zobaczenia, dziewczyno.

Weszła do środka budynku, a Sora z niedowierzaniem otworzyła dłoń. To, co ujrzała, odebrało jej dech.

Moneta była okrągła i żelazna, a z dwóch stron posiadała grawery symbolizujące rodzinę królewską. Dodatkowo wyczuwalna od niej była delikatna energia. Najwyraźniej przedmiot miał w sobie cząstkę czyjejś mocy.

Demalis uniosła głowę w stronę nieba i parsknęła. Wkrótce po tym ruszyła dalej, chcąc znaleźć miejsce, gdzie spędzi noc.

Smoczy Przodkowie naprawdę z niej kpili.

↝ CDN ↜

Stolica nieco została dla was ujawniona, a nasza staruszka jeszcze nie wypowiedziała ostatniego słowa! U Keona też nie do końca spokojnie. Rozdział dłuższy i prawdopodobnie przez to pisałam całość nieco dłużej. No i upały. Nie będę ukrywać. Upały sprawiają, że moje chęci do pisania czasami nie są tak wysokie. Ale mamy rozdział, do spotkania coraz bliżej i oboje mierzą się z trudnościami swoich uczuć i sytuacji. 

A co tam u was? ^^

Miłego dnia kochani!

Twitter: @___Mefi___

Instagram: @qitria

Data pierwszej publikacji: 16.07.2024

Data opublikowania pierwszych poprawek: 24.09.2024

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro