Rozdział 4.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

— O nie, nie, nie. — Suna złapał blondyna za bety i odsunął. — Ema jedzie z Osamu, pakuj dupę do swojego motocykla. — Wygonił go dosyć brutalnie, a ja zerknęłam na szarowłosego. 

— Nie zwracaj uwagi, odkąd Suna dowiedział się, że przyjeżdżasz, ciągle robi takie sceny. — Zaśmiał się i rozłożył dłoń w kierunku pojazdu. — Panie przodem. 

— Fajna maszyna. — Podeszłam bliżej i obejrzałam jednoślad dookoła. — Spodziewam się, że raczej nie należy do ciebie i nie powinieneś nawet siadać za kierownicą. — Zerknęłam na chłopaka. 

— Cóż, jeszcze nie zdarzyło się, żeby nas złapali. — Potarł kark, tłumacząc mi się. — Należą do naszego taty, ale kiedy nie widzi czasem je sobie pożyczamy. — Uśmiechnął się niewinnie. 

— Kozak. — Pokiwałam z uznaniem głową. — Nauczysz mnie? — Wskazałam palcem na Yamahę. — Zawsze chciałam jeździć, ale wiesz, dziadkowie są nadopiekuńczy, a żaden z moich kolegów nie rwie się do motoryzacji. 

— Pewnie, mamy na to całe wakacje. — Przytaknął mi ochoczo. 

Wsiadłam na wyżej usytuowane siedzisko i czekałam, aż chłopak także zajmie miejsce. Podał mi kask, który szybko założyłam. Zerknęłam w bok, kiedy Atsumu razem z kuzynem podjechali do nas. Blondyn wyglądał na niezadowolonego.

— Jedziemy do mojego domu, twoje bagaże jadą już taksówką, więc musimy wyrobić się przed kierowcą, tak byłoby najlepiej. — Rin uniósł szybkę swojego kasku. — Nie odpierdalaj na drodzę, pamiętaj, że wieziesz moją siostrę. — Skierował te słowa do Osamu. — Widzimy się niedługo, nara. — Po czym kierujący blondyn szybko zerwał się z miejsca. 

Wychyliłam się ponad ramię Osamu. 

— Wiesz, że nie możemy z nimi przegrać, prawda? — Spytałam z uśmiechem, który mógł u mnie rozpoznać jedynie po widocznych zmarszczkach wokół oczu. — Dawaj, będę się mocno trzymać. — Na potwierdzenie swoich słów, złapałam go stabilnie w pasie, opuszczając wcześniej szybkę kasku. 

— Jeśli kobieta prosi, grzechem jest odmówić. — Zaśmiał się i ruszył gwałtownie, a przyjemna adrenalina rozlała się po moim ciele. 

Te wakacje zapowiadały się całkiem fajnie. Chyba będę musiała przyznać to babci, gdy wrócę. 

***

— Patrz teraz. — Krzyknął do mnie Osamu, kiedy na horyzoncie zobaczyliśmy chłopaków. 

Złapałam go mocniej, gdy pociągnął manetkę całkowicie do siebie i wystrzeliliśmy jak z procy. W mgnieniu oko znaleźliśmy się z nimi na równi, a zaraz Osamu wyprzedził ich, pokazując bratu środkowy palec. Zaśmiałam się na ten gest i pomachałam im, gdy szarowłosy lekko zwolnił i zaczął skręcać delikatnie kierownicą, robiąc slalom na jezdni. 

Dobra, muszę przyznać, że to wszystko zapowiadało się naprawdę fajnie już od same początku. Jego koledzy byli naprawdę mili.

— Jazda na motocyklu jest super! — Zawołałam do chłopaka. — Teraz nie odpuszczę ci lekcji nauki! 

— Dla mnie możemy zacząć już teraz! — Zerknął na mnie w lusterku, na co ochoczo przytaknęłam. 

Skręciliśmy w pierwszy jazd z drogi szybkiego ruchu, jakie się przed nami pojawił. Najwidoczniej zdziwiliśmy jadącą za nami dwójkę, bo obydwoje obrócili za nami głowy, jednak nie zdążyli na tyle zwolnić, by pojechać naszym śladem. 

Z surowego krajobrazu ekspresówki, otoczyły nas żywe pola i pusta droga. Zupełnie tak, jakby Osamu doskonale wiedział o tych miejscach, że nie są uczęszczane i to idealna miejscówka do początków jazdy. Zwolniliśmy, aż całkowicie stanęliśmy w miejscu. Zeskoczyłam na asfalt i zdjęłam kask, nabierając głęboko powietrza. Wokół rozchodził się piękny zapach polnych kwiatów, a w oddali pasło się stado krów wymieszane z paroma końmi. 

— Lubię takie klimaty. — Powiedziałam i schyliłam się, by zerwać garść trawy. 

 Podeszłam spokojnym krokiem do zagrody i potrząsnęłam ręką, chcąc zwabić jedno ze zwierząt. Osamu stanął obok i oparł się o ogrodzenie, łapiąc za telefon. 

— Dojechali już do domu. — Mruknął skupiony na odpisywaniu. 

— Kiedyś do niech dołączymy. — Uśmiechnęłam się, co odwzajemnił. 

— Nieszczególnie mi się śpieszy. — Stanął obok mnie, biorąc ze mnie przykład i zaczął nawoływać pobliskie krowy, by podeszły do nas. 

Zwierzęta z zaciekawieniem nas obserwowały, aż jedna, cała biała, postanowiła podejść. Kiedy tylko skubnęła ode mnie kawałek trawy, całe stado już pędziło w naszą stronę. 

— Jesteś z Miyagi, prawda? — Przytaknęłam mu. — Z miasta, czy raczej okolic? 

— Mieszkam z dziadkami na wsi, nie lubię tego ciągłego biegu ludzi, którzy żyją w miastach. 

— Pofarciło ci się, Suna mieszka na przedmieściach, więc nie ma takiego tłoku, ale też nie jest tak spokojnie i cicho, jak na wsi. 

— Jakoś przeżyję, wiesz dla mnie najważniejsze, że w jakimś tam stopniu Rin mnie zaakceptował. — Westchnęłam ciężko. — Ten wyjazd pojawił się tak z dnia na dzień, praktycznie nie dając mi szansy na zapoznanie się z nim. 

— Jak to, na zapoznanie się? 

No tak, dziwienie to brzmi. Miło rozmawiało mi się z Osamu, był taki łagodny i sprawiał wrażenie dobrego słuchacza, a z racji tego, że zna Rintarou znacznie lepiej niż ja, postanowiłam troszkę się wygadać i czegoś dowiedzieć. 

— Ostatni raz widzieliśmy się przeszło piętnaście lat temu. O ile wierzyć opowiadaniom naszych dziadków, więc...To naprawdę kupa czasu. — Sięgnęłam dłonią i delikatnie pogłaskałam krowę, która jako jedna z nielicznych nie odeszła od nas, gdy skończyliśmy je karmić zerwaną obok trawą. — Z dnia na dzień babcia powiedziała mi o propozycji cioci, żebym przyjechała tu na całe wakacje. Babcia nalegała, że to idealny moment na odbudowanie relacji z Rinem. 

Teraz, kiedy stałam na świeżym powietrzu tu, w Hyogo, niczego nie żałowałam. Miałam co do tego wyjazdu dobre przeczucie. 

— Z jednej strony byłam przerażona, że być może w ogóle się nie dogadamy i będę musiała przedwcześnie wrócić, ale...kiedy tylko go zobaczyłam, jakoś ta cała obawa i strach ze mnie uleciały. — Oparłam się przedramionami o barierkę. — Coś w jego oczach pozwoliło mi poczuć się bezpiecznie, jakby wiedział, o czym myślę. 

Zerknęłam na bliźniaka, który o dziwo dalej stał i słuchał mnie uważnie. 

— Nie wiem, jak to wytłumaczyć. Mimo, że praktycznie go nie znam, dla mojego serca wydaję się najbliższą osobą. — Patrzyłam w ciemne oczy nastolatka nieprzerwanie. 

— Nawet nie zdajesz sobie sprawy, jak w tym momencie jesteś do niego podobna. — Odparł, jakby zdumiony. — Masz taki sam, przenikliwy wyraz twarzy, jak on. Też mam wrażenie, jakbyś wszystko o mnie wiedziała, kiedy tak na mnie patrzysz. 

— Wybacz. — Parsknęłam, odwracając wzrok i skupiając go na pastwisku. — Nie miałam w planach cię prześwietlać wzrokiem, czy coś. 

Słyszałam, jak cicho się zaśmiał. Był miły, po prostu. Cieszę się, że akurat takich kolegów ma Rin. Przez dłuższą chwilę trwaliśmy w ciszy, ale była ona wyjątkowo przyjemna. Fajnie tak czasem pomilczeć w odpowiednim towarzystwie. 

— No, dosyć tego opieprzania się, nauczmy cię jeździć. — Klasnął w dłonie, wyrywając mnie z zamyśleń. 

— Mówiłeś serio? — Zdziwiłam się, 

— Pewnie, że tak. Chodź i wsiadaj za kierownicę. 

***

Zszedłem z maszyny, cicho ziewając w dłoń. Rozejrzałem się w poszukiwaniu taksówki, ale najwidoczniej dojechaliśmy przed kierowcą. Całkiem rozbawiła mnie ta sytuacja, kiedy Osamu pojechał z Emą gdzieś na wieś, więc tylko czekałem na oburzenie drugiego z braci. 

Zerknąłem prowokująco na Atsumu, a to podziałało na niego, jak płachta na byka. 

— Ja nawet patrzeć na nią nie mogę, bo od razu dostaję zjebe, a Oamu tak po prostu jedzie sobie z nią, nawet nie wiadomo, gdzie i tego już nie skomentujesz? — Oburzył się, ściągając z zamachem kask.

Parsknąłem i bez słowa usiadłem na barierce przy chodniku. Nie było sensu tego komentować, pogrążył się już sam wystarczająco. 

— I z tego się śmiejesz? Tak ciężko ci odpowiedzieć? — Nie odpuszczał, więc zaszczyciłem go pełnym pogardy spojrzeniem. 

— Może gdybyś to przemilczał, byłbym skłonny pomyśleć, że serio nie jesteś taką świnią, ale sam sobie teraz strzeliłeś w kolano. — Wyprostowałem się nieco. — Nie dość, że mało co nie przeleciałeś jej samym wzrokiem tam na lotnisku, to jeszcze teraz się obruszasz o taką głupotę. — Uniosłem brwi. — Właśnie dlatego nie chcę cię z nią ostawić sam na sam. Jesteś nieobliczalny, a ona nie szuka lalusia, który złamie jej serce w tegoroczne wakacje. 

— A czy ja powiedziałem, że chce do niej startować? — Zmarszczył brwi. 

— Śliniłeś się od samego patrzenia. — Prychnąłem. 

— Ema jest piękną dziewczyną, ale to nie znaczy od razu, że biorę kredyt na dom i planuję z nią piątkę dzieci. — Usiadł obok mnie. 

— Cóż...i tu właśnie nastała przełomowa chwila. — Zgarbiłem się, opierając przedramiona na udach i zerknąłem na niego. — Okłamałeś mnie raz... — Mruknąłem leniwie, wlepiając w niego spojrzenie. — I to jest twój ostatni, Miya. 

Widziałem, jak delikatnie się wzdrygnął, więc miałem pewność, że zrozumiał. Nie zamierzałem się powtarzać. Już bardziej uszanowałbym, gdyby mi wprost powiedział, że to była jakaś żałosna miłość od pierwszego wejrzenia, niż jak próbuję karmić mnie tymi fałszywymi, dobrodusznymi historyjkami, jak to on tylko docenia piękno płci przeciwnej. 

Szkoda tylko, że jakoś nigdy nie widziałem, żeby zareagował tak na żadną inną, nawet swoją obecną. 

Chwila, no właśnie. 

Zacisnąłem szczękę, a moja dłoń z głośnym plaskiem spotkała się z tyłem jego głowy. Blondyn szybko zeskoczył na chodnik, oszołomiony moją gwałtowną reakcją. Stanąłem na równych nogach. 

— Jak możesz robić coś takiego, będąc w związku? To obrzydliwe. — Lekko popchnąłem palcami jego bark. — Czy ty przejmujesz się kimkolwiek, oprócz siebie?

— Suna, daj spokój, Hana to już praktycznie temat zakończony. — Rozmasował tył głowy, krzywiąc się, 

Naprawdę jesteś aż tak nieczuły, Atsumu? Nie wierzę, po prostu nie wierzę, że jesteś aż takim idiotą. 

— To z nią zerwij, skrzywdzisz ją raz, a jeśli ją zdradzisz, narobisz tylko wielkiego gówna wokół siebie. Nie rób z siebie jakiegoś casanovy, nie możesz mieć dwóch i żyć, jak gdyby nigdy nic. 

***

Sapnęłam, kiedy szarpnęło maszyną, a silnik zgasł. Osamu stanął obok i poklepał mnie po ramieniu. 

— Delikatnie puszczaj sprzęgło i dodawaj gazu. Nie stresuj się, całe ręce ci się trzęsą. 

Wcisnął przycisk, a maszyna ponownie się uruchomiła. Skupiłam się najbardziej, jak tylko byłam w stanie i zrobiłam tak, jak powtarzał mi już od przeszło dwudziestu minut. Nie dawałam za wygraną, moje dwie lewe ręce nie staną mi na przeszkodzie do nauczenia się jazdy na motocyklu. Chciałam, by tak właśnie myślał. 

— Gdybyśmy mieli tu motocykl Atsumu, miałabyś łatwiej, tam jest automat. — Obserwował moje poczynania i gdy delikatnie ruszyłam, pokiwał głową. — Widzisz? Nie było tak źle, dobra teraz trochę pojeździmy, zatrzymaj się. 

Zrobiłam, jak kazał, ale zaraz zmarszczyłam brwi, gdy wskoczył na miejsce za mną. Motor zachwiał się, a ja z ledwością go utrzymałam. 

— No, dawaj. — Założył mi na głowę kask i klepnął mnie po nim kilkukrotnie. — Najwyżej oboje będziemy leżeć. 

— Zwariowałeś, nie udźwignę takiego ciężaru.

— Dawaj, marnujesz czas na głupie gadanie, Ema. — Przeciągnął, mówiąc znudzonym głosem. — Jedziemy. 

Powolnie ruszyłam, tym razem już bez większych problemów, gdyż Osamu wspierał mnie nogami. Przemierzaliśmy spokojnie ulicę i muszę przyznać, że taka jazda to była coś. Nawet nie zdawałam sobie sprawy, jak bardzo za tym tęskniłam. 

Zrobiłam dzióbek z ust, rozbawiona tym, jak słodko wierzy w moją niezdarność. Sięgnęłam ręką do tyłu i poklepałam chłopaka po udzie, by zwrócił na mnie swoją uwagę. 

— Trzymaj się mnie teraz mocno! 

— Co? Czemu? — Pochylił się nad moim ramieniem. 

— Po prostu się trzymaj! 

Kiedy tylko poczułam, jak oplata mój pas ramionami, na moich ustach zagościł głupkowaty uśmiech. Zaskoczenie zawsze dobrze wpływa na początki znajomości. Gwałtownie przyspieszyłam, lekko pochylając się ku kierownicy. Chciałabym zobaczyć teraz minę Osamu, na pewno była piękna. 

— Zwariowałaś! 

— I bardzo dobrze mi z tym! — Roześmiałam się na jego przerażenie w głosie. 

***

Podjechaliśmy pod dom Rina, tym razem jednak prowadził już Osamu. Zeskoczyłam z maszyny i oddałam szarowłosemu kask. 

— Dzięki za fajną przejażdżkę. — Uśmiechnęłam się wdzięcznie. 

— Cóż, mogłaś powiedzieć, że umiesz. — Parsknął śmiechem. — Obyłoby się bez mojego zawału. 

— Było warto, nie mów, że nie. 

Przytaknął i zszedł z czarnego pojazdu, po czym wspólnie skierowaliśmy się do środka. Zanim jednak weszliśmy, zatrzymałam go, łapiąc za nadgarstek. 

— To zostanie między nami, prawda? 

Wpatrywałam się w niego uważnie, czekając na odpowiedź. Widziałam w jego czach, jak zaintrygowało go moje pytanie. 

— Co kombinujesz? 

— Ja? Nic takiego. — Odparłam niewinnie. 

— Pewnie, Suna zachowuję się tak samo, kiedy ma jakiś plan. — Uniósł brwi, widocznie rozbawiony moimi podchodami. — To zostanie między nami, ale nie doprowadź mojego głupiego brata do płaczu. 

Minął mnie, a ja zmarszczyłam brwi, odprowadzając go wzrokiem. 

Chyba nie rozumiem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro