Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wręcz wybiegł z niegdyś ulubionej knajpy. I wtedy przypomniało mu się, że było już ciemno, a on nie miał samochodu. Czy złapie teraz jakiś autobus? Jaki był numer na taksówkę? Chłopak szybko oddalił się za róg budynku, chcąc kupić sobie trochę czasu, gdyż był pewny, że zaraz ktoś za nim wyjdzie. Zacinający deszcz, nawet pod tym mizernym dachem kapał mu na ekran, a woda rozmazywała się, kiedy przesuwał po nim palcem.

Nie zdążył nic sprawdzić, a już usłyszał trzask drzwi, potem charakterystyczny dźwięk, kiedy ktoś chodził po kałużach. Mężczyzna, z którym miał się spotkać w knajpie, stanął teraz centralnie przed nim, tak jakby chciał odciąć mu możliwość ucieczki.

— Levi, porozmawiajmy na spokojnie, dobrze? — zapytał, wręcz błagalnym tonem, co mogło wydawać się komuś całkiem zabawne czy urocze, bo nieczęsto było spotykane, aby alfa mówiła w ten sposób do swojej omegi... Nie, oni nie byli parą. — Przepraszam. Wiem, że zawaliłem sprawę. Przepraszam, jeśli przez to, co się stało, nie czujesz się przy mnie... bezpiecznie. Przysięgam, że już nigdy nie dopuszczę do takiej sytuacji. Możemy żyć tak, jakby to nigdy nie nastąpiło. Dalej możemy się przyjaźnić — mówił spokojnie, z nutą troski.

A Levi tego słuchał, z trudem powstrzymując się przed wybuchem płaczu. Dobrze, że było ciemno i Erwin nie mógł zobaczyć jego zaczerwienionych oczu, bo takiego upokorzenia by nie zniósł.

Znał się z Erwinem od dawna. Byli najlepszymi przyjaciółmi. Jedyny przyjaciel, jakiego miał Levi. Zabawne, że nieznajomi czy kumple Erwina, z którymi czasem brunet obcował, zawsze brali ich za parę, w końcu alfa i omega nie mogą mieć innej relacji. Ale oni nic sobie z tego nie robili i dalej brnęli w swoje, aż w końcu doszło do tego wszystkiego. I tak jak Erwin starał się, jak mógł, żeby ich relacja wróciła do normy, żeby dalej mogli normalnie się spotykać, tak Levi unikał tego, jak ognia, bo już wiedział, jakie wynikły z tego konsekwencje. I wiedział, że już nigdy nie będzie tak samo.

— To był jednorazowy błąd, prawda? Nie oznaczyłem cię, nic się nie stało. Proszę, nie odcinaj się tak już ode mnie. Wszystko może być jak dawniej, zobaczysz — prosił Erwin. Szczerze mówiąc, nie wyobrażał sobie już życia bez Leviego i kiedy po tamtej nocy młodszy zaczął go całkowicie ignorować, począwszy od nieodpisywania na wiadomości, kończąc na nie otwieraniu drzwi, Erwin był pewny, że przez swoją głupotę stracił go na zawsze. Jednak przekorny los postanowił najwyraźniej dać mu jeszcze jedną szansę i po dobrym miesiącu, brunet w końcu umówił się z nim na spotkanie, jednak tutaj też coś szło nie tak, jak powinno, choć blondyn starał się jak mógł, aby naprawić swój domniemany błąd.

— Nie może — wydukał Levi, przecierając twarz dłonią. Jego głos, tak drogi Erwinowi, brzmiał inaczej niż zazwyczaj, drżał tak jak całe ciało chłopaka.

— Płaczesz? — zapytał przejęty blondyn. Nigdy nie widział swojego przyjaciela w takim stanie i większego znaku, że dzieje się coś złego, nie potrzebował. Położył delikatnie swoje dłonie na trzęsących się ramionach Leviego, a potem schylił trochę, aby choć odrobinę zrównać się z nim wzrostem i móc patrzeć prosto w twarz. — Levi, przepraszam, naprawdę ja... — zaczął po raz kolejny alfa, pewny, że tu wciąż chodzi tylko o to, że przespali się ze sobą, że można to jeszcze odkręcić. Dlatego Levi nie mógł już słuchać jego przeprosin, które zaraz mogłyby okazać się pustymi słowami, dlatego teraz nie pomagały, wręcz przeciwnie, tylko potęgowały obawy.

— Erwin... ja jestem w ciąży — wydukał, spuszczając nisko swój wzrok, bojąc się reakcji przyjaciela. A potem jeszcze zamknął powieki, bo jakby tego było mało zaczęły cisnąć się do nich łzy. Byli z Erwinem przyjaciółmi, tylko przyjaciółmi i teraz przez te wszystkie przeprosiny blondyna Levi był pewny, że tamten chciał, aby tak właśnie pozostało. A dziecko znacząco mogłoby to skomplikować.

— Słucham? — zapytał zbity z tropu Smith. Nieświadomie mocniej zacisnął dłonie na barkach omegi, próbując przyswoić to, co właśnie usłyszał. Minuty, podczas których deszcz zdążył zmoczyć ostatnie suche nitki w ich ubraniach, ciągnęły się niemiłosiernie. Szczególnie dla omegi. W końcu do Erwina dotarł jej łamiący się głos. Tak długo dręczące mniejszego pytanie. Dotychczas zmagał się z tą wiedzą sam.

— Co ja mam teraz zrobić? — wręcz szepnął, a potem przetarł oczy grzbietem dłoni. To wszystko było trudne. Za trudne.

Erwin otrząsnął się, widząc to, a przecież nie chciał dokładać młodszemu jeszcze więcej trudności. Musiał coś zrobić, w końcu był w to bezpośrednio zamieszany.

— Nie płacz. Jestem i będę przy tobie, okay? Przecież nie zostaniesz z tym sam — zapewnił Erwin, a potem widząc drogą sobie omegę w takim stanie, pozwolił na poniesienie się opiekuńczym instynktom i po prostu go przytulił. Puki co nie umiał lepiej wyrazić swojego wsparcia, ale Leviowi to w zupełności wystarczyło. Teraz był wdzięczny, że blondyn po prostu sobie nie odszedł, tak jak to zakładał w najczarniejszych scenariuszach.

— Powinieneś odpocząć, zabiorę cię do domu — zaoferował Smith, po kolejnej dłuższej chwili ciszy. Nic rozsądniejszego teraz nie przychodziło mu do głowy. Odsunął się trochę od bruneta, a kiedy ten pokiwał głową na znak zgody, zaprowadził go do swojego samochodu.
_________________________________________

Ci, którzy nie widzieli informacji odnośnie maratonu: to opowiadanie jest już napisane i od dzisiaj do wtorku codziennie będę publikować rozdziały ;) Będzie ich raptem 6, więc się nie zamęczycie (chyba) XD

Czytałam dużo Eruri i niestety stwierdzam, że jest go za mało na polskim watt :'( Dlatego właśnie powstaje to ff.

Jak już przeczytaliście to możecie zostawić gwiazdkę, kto wie, może zmotywuje mnie to do napisania czegoś jeszcze z Erwinem i Levim?

Do usłyszenia jutro!

PS Aktualnie trwa wielki maraton, podczas którego codziennie wstawiam m.in rozdziały ff Shigadabi, ale i one shoty z różnych shipów (m.in. Norray, Drarry). Dlatego nie-skomnie zaproszę Was na swój profil, bo może akurat znajdziecie coś dla siebie <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro