Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzisiaj będzie sushi! — oznajmił zadowolony Erwin, kiedy tylko przekroczył próg domu Leviego, nie kłopocząc się oczywiście takimi drobnostkami jak, chociażby użycie dzwonka. Mężczyzna wchodził jak do siebie już od dobrych kilku lat, nawet wcześniej nie uprzedzając swojego przyjaciela o planowanym wjeździe na chatę.

Nikt mu nie odpowiedział, co też nie zaskoczyło Erwina, bo brunet często traktował go jak powietrze, czy raczej upierdliwego współlokatora, jednak tym, co zwróciło uwagę alfy, był unoszący się w całym mieszkaniu przyjemny, choć lekko za mocny, zapach. Mężczyzna westchnął ciężko, doskonale wiedząc, co się święci.

Zdjął płaszcz i buty, żeby nie drażnić przypadkowo Leviego (pedanta, jeśli chodzi o porządek) chodzeniem po jego domu w butach, a potem ruszył za wonią, trafiając prosto do salonu.

— Znowu przylazłeś — mruknęła omega, rozłożona na kanapie pod kocem. Jego komórka leżała gdzieś na ziemi, łącznie z padem do konsoli, a na ekranie telewizora majaczyły się postacie robotów z Transformerów.

— Przyniosłem ci jedzenie. Powinieneś mi podziękować, niewdzięczniku — odparł z udawanym wyrzutem Erwin, podchodząc bliżej sofy i odkładając paczuszki z posiłkiem na, zawalony papierkami po niezdrowych przekąskach, stolik kawowy. — Boli cię? — zapytał, siadając na skraju kanapy.

— Jest znośnie — odparł niższy, odkrywając lekko koc, kiedy naszła go kolejna fala ciepła. Nie lubił rui i nie lubił tego, że ta sprawiała, że czuł się bezbronny jak małe nieporadne dziecko, ale z drugiej strony podobało mu się, kiedy Erwin się o niego troszczył. A następowało to tylko wtedy, kiedy miał ową ruję czy kiedy jakaś alfa zaczepiłaby go, gdyby wychodzili razem z kina albo restauracji. Podsumowując, tylko w nieprzyjemnych doświadczeniach.

— Chcesz, żebym skoczył do apteki?

— Ta, niech sąsiedzi znowu o nas plotkują — burknął niższy, uśmiechając się głupkowato, co oznaczało, że rzeczywiście wcale nie czuł się najgorzej. W takim razie Erwin mocniej rozwalił się na kanapie, zmuszając tym samym omegę do przesunięcia się, o ile nie chciała zostać zgnieciona przez jego masywne ciało. Szykował się wieczór taki jak zawsze, granie i objadanie.

***

— Wygrałem! — oznajmił Levi, rzucając pada na kanapę i wyciągając się na niej porządnie (czy raczej na tyle, na ile pozwolił mu ból brzucha). Erwin przeklął pod nosem. — Teraz zanieś mnie do łóżka — zażądał niższy. Alfa spojrzała na niego takim wzrokiem, jakby tamten urwał się z choinki.

— Nie ma mowy — rzucił od razu. Omega uśmiechnęła się przebiegle.

— Przegrany spełnia jedno życzenie wygranego. Ostatnio musiałem zrobić ci masaż. No już — ponaglił, wyciągając ręce do góry, jak małe dziecko. Blondyn zmierzył go nienawistnym spojrzeniem, a potem, wzdychając ciężko i robiąc przy tym miny, wstał.

— Czy wszystkie omegi są tak upierdliwe? Naciągnąłeś mi wtedy wszystkie mięśnie tym swoim masażem — burknął, podnosząc przyjaciela i mocno chwytając go pod udami, żeby nie upadł. Wtedy dopiero dostałby po głowie!

Levi odłożył swoją głowę na ramieniu mężczyzny i wciągnął głęboko powietrze. Bardzo lubił zapach Erwina i nawet był skory powiedzieć, że to najpiękniej pachnąca alfa, ale nie miał okazji obwąchać zbyt wielu. I w sumie dobrze. Za to korzystał, kiedy miał okazję obwąchać Erwina, a bez późniejszych wyrzutów sumienia mógł sobie na to pozwolić tylko podczas rui.

— Za to ugoszczę się na kanapie. Nie chce mi się jechać do domu — oznajmił blondyn, kiedy odłożył niższego na jego łóżku. Levi przytaknął głową i od razu opadł na poduszki, zasłaniając wykrzywioną w grymasie twarz ramieniem.

— Dlaczego tylko omegi muszą tak cierpieć? Cholerne alfy mają znacznie lepiej — mruknął niezadowolony, przykładając drugą dłoń do bolącego brzucha. Erwin zmarszczył z troską brwi i usiadł na skraju posłania, tuż przy przyjacielu.

— Masz jakieś leki? — zapytał, pstrykając palcem w ramię, które zasłaniało twarz Leviego. Młodszy chłopak pokręcił przecząco głową, a potem odsłonił się, wiedząc, że Erwin chce sprawdzić mu temperaturę. I rzeczywiście mężczyzna przyłożył swoją dłoń do jego rozgrzanego czoła, przez co ta wydawała się przyjemnie chłodząca.

— Co ja z tobą mam? Teraz apteki są już zamknięte — odparł Smith, a potem odgarnął palcami czarne włosy Leviego na bok. — Chcesz zimne okłady? Jesteś cały rozpalony, chyba nawet bardziej niż ostatnio.

— To wszystko przez to, że tak tutaj ciepło — burknęła omega, a potem strząsnęła z siebie dłoń Erwina i zaczęła szamotać się ze swoją bluzą, przy czym blondyn (widząc jego zmagania) nie omieszkał mu się nie pomóc, jednak pech chciał, że przy tym nieudolnym ściąganiu alfa niechcący włożyła palec do oka Leviemu.

— Jak ja cię nienawidzę! — krzyknęła omega, z całej siły uderzając jedną dłonią ramię Erwina, a tą drugą zasłaniając kolejny bolący obszar. — Oślepnę przez ciebie!

— To ty się przy tym rzucałeś, jak zwierzę. Dziwne by było, gdyby to się nie stało — odparł Erwin, rzucając bluzę, którą właśnie ściągnął z Leviego na podłogę, za co omega znowu go szturchnęła, tym razem nogą. — Nie musisz mnie okładać. To było przez przypadek — odparł, unieruchamiając bliższą sobie kończynę Levia, którą ten już zamierzał go kopnąć. — Pokaż mi to.

— Spadaj już stąd — burknął zdenerwowany Levi, czując, jak jego ciało zalewa kolejna fala gorąca. Odsłonił łzawiące i piekące oko, aby po chwili potrzeć je dłonią.

— Jak z małym dzieckiem. Zostaw to, bo będzie gorzej — zreprymendował go Erwin, przysuwając się jeszcze bliżej. Odtrącił rękę omegi, a potem złapał jego brodę i obrócił do siebie tak, aby dobrze widzieć. Po dobroci się nie da. — Nie oślepniesz — zawyrokował, ocierając kciukiem łzy zbierające się w wewnętrznym kąciku oka, a potem uśmiechnął się szeroko, żeby dodać na wiarygodności swojej diagnozie.

— Nie jesteś okulistą — mruknął niższy, choć już wcale nie skupiał się na niebieskich oczach Erwina, a na ustach, które były teraz bardzo blisko tych jego. Czuł oddech alfy na swojej twarzy, a jej mocny zapach wypełnił mu nozdrza, przyprawiając o zawroty głowy.

Siedzieli tak blisko, w ciszy, mąconej jedynie nierównym oddechem zgrzanej omegi. Nie ruszali się. Nie mogli, coś ich do siebie ciągnęło. Teraz nawet Erwin dał się omamić zwodniczej mocy feromonów. Tak blisko siebie w momencie, kiedy oboje nie byli już sobą, oboje nie myśleli już racjonalnie. Nie potrzeba było więcej do nieszczęścia. Chwilę później oboje całowali się namiętnie, łapiąc krótkie oddechy między kolejnymi całusami. A to był dopiero początek.
_________________________________________

Jakby ktoś nie załapał, dzisiejszy rozdział był wspomnieniem wydarzenia sprzed pierwszego rozdziału (retrospekcja).

Początkowo chciałam zrobić tutaj scenę 18+, ale wstrzymałam się ostatecznie, może kiedyś coś takiego się pojawi, kto wie XD

Standardowo, zostawcie gwiazdkę. Levi zasłużył za tak dzielne znoszenie trudów rui <3

Do usłyszenia jutro!

PS Dzisiaj na maratonie pojawił się one shot z VANOE (Vanitas x Noe z Vanitas no Carte/Księga Vanitasa). Też jest mało prac z tym shipem, a ewidentnie coś ich do siebie ciągnie, także zapraszam :3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro