Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Minął kolejny tydzień. Levi tak jak obiecał, nie zamykał się znowu na świat zewnętrzny i odpowiadał na wiadomości i telefony od Erwina, rozumiejąc, że alfa naprawdę się o niego martwi. Oczywiście nie obyło się bez komentarza z jego strony odnośnie częstotliwości prób kontaktu, który na szczęście Erwin wziął sobie do serca i rzeczywiście postanowił przystopować.

Nie spotkali się jak do tej pory, co z jednej strony było ewidentną pozostałością swego rodzaju zmieszania całą tamtą sytuacją między nimi, ale Erwin był gotowy rzucić wszystko i przyjechać do Leviego w każdej chwili, nawet gdyby musiał sobie przez to zrobić dzień wolnego w pracy.

Jednak jak się okazało, nie musiał, bo sobotni wieczór nadszedł dość szybko, a była to wręcz idealna okazja, żeby móc, chociażby pogadać. Zapewne jeszcze jakiś czas temu takie spotkanie byłoby zupełnie normalne. Blondyn wszedłby jak do siebie, rzucił gdzieś w kąt swoje rzeczy, zamówiliby jedzenie  (bo nikomu nie chciałoby się gotować) i graliby w gry na Play Station, dopóki oboje nie padliby w trakcie rozgrywki na kanapie. Ale dzisiaj nie było ich zawsze, było inaczej, dużo bardziej ostrożnie i niezręcznie, zupełnie jakby to były początki ich znajomości.

— Jak się masz? — zapytał Erwin, kiedy tylko przekroczył próg domu, miał szczęście, że Ackerman poszedł po rozum do głowy i nie postanowił brnąć w taktykę "nikogo nie ma w domu". Niższy wzruszył ramionami.

— Dobrze — odparł. Przez chwilę stali naprzeciwko siebie, nie do końca wiedząc co dalej zrobić.

Erwina ogromnie ciągnęło do Leviego, odkąd raz zakosztował jego zapachu, chciał to robić ciągle i ciągle, gdzie taka potrzeba nigdy wcześniej nie występowała. Miał ochotę go chociażby przytulić, byleby być blisko, móc go dotknąć, ale z drugiej strony, wiedział, że nie powinien po raz kolejny tak radykalnie naruszać jego przestrzeni osobistej, bo w najlepszym wypadku dostałby w twarz, a w najgorszym Levi znowu by się od niego odciął.

— Zamierzasz tak stać czy wejdziesz dalej? — zapytał brunet, unosząc do góry jedną brew. Alfa widziała, że starał się, aby wszystko wróciło do normy, więc dlaczego jemu było teraz tak trudno? Otrząsnął się, a potem ruszył w głąb mieszkania, szturchając Leviego zaczepnie ramieniem, kiedy to go mijał. Musi się ogarnąć, inaczej już nigdy nie będzie między nimi normalnie.

— Jadłeś?

— Nie bardzo, ale nie jestem głodny — odparł niższy, miętosząc między palcami jednej ręki sznurówki przy kapturze bluzy. Mimo iż starał się tego nie pokazywać, czuł niepokój na myśl o tym, jaka rozmowa jeszcze ich czeka.

— Masz mdłości? — zapytał Erwin, zerkając przez ramię na Levia, który wyglądał na dość oburzonego takim pytaniem i zmarszczył groźnie brwi.

— Co?

— Słyszałem, że osoby w ciąży mogą mieć mdłości, więc... — zaczął się tłumaczyć blondyn, nie do końca wiedząc, co powiedział nie tak, że zdążył już zdenerwować swojego przyjaciela, ale ten uciął mu w pół zdania.

— Oj, zamknij się już. Nie chcę tego słuchać — burknął, a potem ruszył do salonu z zamiarem walnięcia się na kanapę. Oczywiście nie musiał udzielać Erwinowi kolejnych wskazówek, mężczyzna ruszył zaraz za nim i ostrożnie usiadł obok, nie będąc pewnym, jak duży dystans powinien zachować.

— Żałuję, że to wszystko się stało. Teraz jest między nami dziwnie — powiedział niższy, zakładając ramiona na piersi. Erwin mu przytaknął. — Myślisz, że to minie?

— Wiesz, czasem pewne etapy w znajomościach się kończą, po to, żeby przejść na inne — zaczął Smith. Sam był niepewny w tym, co mówił, miał wrażenie, że stąpał po cienkim gruncie, ale z drugiej strony może to jego szansa? Poprawił nerwowo włosy, a potem odwrócił się lekko na bok, żeby być idealnie na przeciwko Leviego i teraz to nawet on miał trudności, żeby odczytać poprawnie cokolwiek z jego twarzy, a znali się już kawał czasu.

— Jeśli masz na myśli, etap "Przyjaciele z korzyściami", to nic więcej nie mów, bo uderzę cię w twarz.

— Oczywiście, że nie miałem tego na myśli, mówisz, jakbyś mnie nie znał! Nie szukam takich wrażeń — odparł od razu wręcz zbulwersowany blondyn, że Ackermanowi mogło przyjść coś takiego do głowy. — Chodzi mi... no wiesz... Między nami stało się to, co się stało i w dodatku zaszedłeś w ciążę. Oczywiście cię nie obwiniam, bo sam nie pamiętałem, żeby się zabezpieczyć... Mniejsza, chodzi mi o to, że po tym wszystkim nie wiem, czy nie chciałbym, być... bliżej ciebie. Już nie tylko jako przyjaciel. Kto wie, może to co się wtedy stało, było dla nas jakimś znakiem? — wyznał Erwin, patrząc cały czas prosto w ciemne oczy Leviego, jednak ten nie musiał nawet nic mówić, żeby alfa wiedziała, że nie podziela jego zdania.

— Jeszcze mi powiedz, że wywróżyłeś to z gwiazd — bąknął brunet, wywracają oczami, a potem jeszcze westchnął zrezygnowany, chcąc bardziej podkreślić swoją irytację. Dopiero po chwili wymierzył sobie mentalny cios w policzek. Zachowywał się dziecinnie, a sytuacja wymagała powagi. Wymagała poważnej i dorosłej rozmowy, jednak nie był pewny czy są na nią gotowi. Czy on sam jest gotowy. — Chcesz być rodzicem?

— To twoja decyzja czy urodzisz... — zaczął Erwin, jednak szybko zrozumiał, że znowu popełnił jakąś gafę. Levi już nie wytrzymał i wylał na niego swój żal.

— Nie, Erwin! To wspólna decyzja, to nasze wspólne dziecko! Nie zamierzam go urodzić, a potem zostać z tym wszystkim sam, jeśli rodzicielstwo cię przerośnie!

— Przecież już mówiłem, że nie zamierzam cię zostawić. Dalej mi nie wierzysz? Znamy się za krótko?

— Wiem, że mówiłeś, ale skąd mam mieć pewność?

— Może dam ci pisemne oświadczenie, co? — Erwin nie uniósł głosu, ale wyraźnie było słychać, że też jest zirytowany, choć jego wyraz twarzy wskazywałby raczej na zawód. Levi zrozumiał, że popełnił kolejny błąd.

— Nie, wybacz. Kurwa. To wszystko mnie przerasta — mruknął, zamykając oczy, a potem pochylił się do przodu, tak aby oprzeć łokcie na kolanach i głowę na swoich dłoniach. Naprawdę miał już dość. Wydawało mu się, jakby nic nie wiedział, nie mógł się na nic zdecydować, dlaczego jego dotychczasowe sielankowe życie (w porównaniu do tego) musiało zostać tak szybko zniszczone?

— Wiem. Dla mnie to też dużo — odparł zmęczony blondyn, a potem objął Leviego ramieniem, nie wiedząc, co mógłby więcej zrobić poza tym sporadycznym dotykiem i słowami otuchy. Przecież on też był tylko człowiekiem, też był zmęczony, skołowany i bez pomysłu na przyszłość.

Odłożył swoją brodę na głowie omegi, równocześnie głaszcząc jej ramię. Siedzieli tak przez chwilę i może to przez to, że mieszanka ich feromonów tak na nich działała, a niżeli przez ciszę, ale oboje się trochę uspokoili.

— Chcesz zostać dzisiaj ze mną? — zapytał w pewnym momencie Levi, wciąż trwając przy Erwinie, przez co nie widział, jak na twarzy blondyna pojawia się cień wesołego uśmiechu.

— Pewnie. Pogramy w gry tak jak zawsze?
_________________________________________

Może jest to wynik późnej pory (sprawdzam i piszę to wszystko szybciej), ale naszło mnie na przemyślenia.

Dzisiaj jest przed ostatni dzień majówki, a co za tym idzie również i maratonu, choć nie bójcie się 6 rozdział podaruję Wam jako gratisowe przedłużenie ;) Raczej zamierzam do tego, że to idealna okazja, żeby zajrzeć do tego, co pojawiło się na moim profilu od początku maratonu. Dzisiejszą nowością będzie ALBO Tianshan (manhwa, 19 days) ALBO Daiharu (Daisuke x Haru z Balance Unlimited), jeszcze tego nie wiem, kiedy powstaje ta notka hah W każdym razie, nie ważne co wstawię ostatecznie, to drugie pojawi się prędzej czy później.

Gwiazdeczka, bo czemu nie? Będę zachęcać <3

Do usłyszenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro