Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Siedzieli tak i grali na Play Station, a już ten chwilowy powrót do "dawnych czasów" znacząco poprawił im humor, nawet mimo tego, że nie rozmawiali tak dużo i nie śmiali się tak głośno jak zazwyczaj. Udało im się spędzić trochę czasu w miłej, w miarę normalnej atmosferze, czego, bez dwóch zdań, oboje potrzebowali w tym całym szaleństwie.

Rozstrzygnęli kilka zaciętych rozgrywek, zanim obolały siedzeniem na podłodze Erwin nie zdecydował się, odłożyć na bok pada, aby nie rozprostować kości. Dzięki temu Levi wygrał ostatnią rundę i choć takie zwycięstwo nie przyniosło mu satysfakcji, to zabijając postać Erwina, zdobył kilka potrzebnych artefaktów.

— Powinieneś był zatrzymać — jęknął męczeńsko blondyn, powoli podnosząc się na nogi. — Jestem głodny, zrobię nam coś do jedzenia — dodał, a mijając Leviego, poczochrał go po włosach, wiedząc, że omega tego nie lubi.

— Tylko nie spal mi kuchni — rzucił Ackerman, zanim sam nie odłożył kontrolera gdzieś na bok i nie wyłączył telewizora. Zaczął go trochę boleć brzuch, więc może zjedzenie czegokolwiek od rana mogłoby być dobrym pomysłem. Nawet jeśli gotować miał Erwin, w którego kompetencjach leżała jedynie jajecznica.

— Udam, że tego nie słyszałem — krzyknął z kuchni blondyn. Levi uśmiechnął się niemrawo, słysząc, jak jego przyjaciel krząta się po pomieszczeniu z różnymi patelniami i szpatułkami, a potem wstał (krzywiąc się przy tym, bo znów poczuł silny ból w podbrzuszu) i poszedł do łazienki.

Jednak kiedy się w niej zamknął, okazało się, że coś jest mocno nie tak, nie bacząc już nawet na ten przeklęty ból, który utrudniał mu skupienie się. Krew. Krew na spodniach. Dużo krwi.

W pierwszym momencie wszystkie mięśnie mu stężały. Nie wiedział, co się dzieje, przez co szybko ogarnęła go panika.

— Erwin! — krzyknął brunet, z trudem próbując złapać oddech, bo miał wrażenie, jakby coś zaciskało się na jego klatce piersiowej. Osunął się na podłogę, kurczowo przyciskając dłonie do brzucha. Nie musiał długo czekać, jak drzwi do łazienki się otworzyły, a w progu stanęła przejęta alfa.

— Co się dzieje? — zapytał Smith, szybko dopadając do Leviego, który zaczął płakać. Nad młodszym już całkowicie zawładnął strach, więc nie było mowy o jakichś sensownych pomysłach. Dobrze, że blondyn zachował jeszcze jako tako zimnej krwi. — Levi! Co jest?

— Boli... brzuch... krew... — wydukał z trudem, a przy ostatnim słowie załkał głośno, głaszcząc się rękoma po podbrzuszu. Smithowi zaschło w gardle.

— Nie ruszaj się, zadzwonię po karetkę. Zaraz będzie dobrze, nie martw się — powiedział alfa, choć czuł, jak rozum zachodzi mu mgłą. Nie miał pojęcia, co się działo, a w takiej sytuacji strasznie trudno było zachować spokój.

Omega nie bardzo odpowiedziała, bo zaczęła szlochać jeszcze bardziej, kuląc się na podłodze. Erwin pobiegł do salonu, gdzie zostawił telefon, choć nie był pewny czy to dobry pomysł zostawiać teraz Leviego samego choćby na sekundę, dlatego wybierając odppwiedni numer alarmowy, był już w drodze powrotnej do łazienki.

Jeden sygnał... drugi... trzeci... Mężczyzna zamknął na chwilę oczy i wziął głęboki oddech, dlaczego linia musi być teraz zajęta?

— Spokojnie. Wszystko będzie dobrze — powtórzył Erwin, chcąc w jakikolwiek sposób uspokoić ukochanego (i może siebie), ale kogo w takiej sytuacji uspokoiłyby puste słowa? Levi mógł nie być jeszcze przekonany co do dziecka, ale nie wziął nawet pod uwagę tego, że może nie utrzymać ciąży.

Starszy mężczyzna jeszcze raz wybrał dobry numer, teraz drżącymi dłońmi, w sumie to cały był już roztrzęsiony, dlatego zdenerwował się po usłyszeniu kilka pustych sygnałów i w przypływie emocji rzucił telefonem gdzieś na bok. To nie ma sensu.

— Levi, słyszysz mnie? — zapytał, przysuwając się blisko omegi i łapiąc ją za ramiona. Żadne słowa nie opuściły ust niższego chłopaka, jedynie nieznacznie pokiwał głową. — Ja zabiorę cię do szpitala. Oddychaj głęboko, dobrze? — Alfa wstała, a potem wzięła na ręce pogrążonego w panice Leviego, który przylgnął od razu do niego, jak do ostatniej deski ratunku, którą poniekąd był.

— Boję się — wydusił między spazmami płaczu. Ból w podbrzuszu był niepokojąco silny i promieniował do krzyżowej części kręgosłupa, ponadto czuł, że krwawi, a mokre dresy kleiły się nieprzyjemnie do dolnych części jego ciała. Bał się bardzo, nawet nie o siebie, co o dziecko, z którym zdążył się trochę oswoić. Nie chciał, żeby to wszystko się tak skończyło, nie chciał poronić.

— Zaraz będziemy w szpitalu, Levi, nikomu nic się nie stanie — uspokajał go Erwin, krzątając się chaotycznie po mieszkaniu. Zdążył zgarnąć kluczyki do samochodu, dokumenty, a swoim płaszczem okrył omegę i mając nadzieję, że nie przewróci się przez rozwiązane sznurówki, zbiegł klatką schodową na dół, prosto na parking. Zapakował Leviego do samochodu, a potem sam usiadł po stronie kierowcy i pojechał.
_________________________________________

Taki plot twist. Początkowo wiele rzeczy miało potoczyć się inaczej (zapewne było to związane z moim rewatchem 3 sezonu 13 powodów), ale potem uznałam, że zostawię tak, bo w sumie czegoś takiego jeszcze nie czytałam.

Dzisiaj mamy ostatni dzień majówki, nie wiem czy idziecie jutro do szkoły (ja na szczęście mam wolne cały tydzień, z powodu matur), ale jeśli tak to trzymajcie się. Ostatnia prosta i wakacje za rogiem (mam nadzieję, że kogoś zmotywowałam tym motywacyjnym bełkotem XD).

Dzisiaj jako zakończenie maratonu pojawi się one shot z Drarry (Draco x Harry z Harry'ego Pottera), więc jak ktoś chętny to może zajrzeć.

Standardowo przypomnę o gwiazdce (wow, mam nowy nawyk najwidoczniej hahah) <3

Do usłyszenia jutro!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro