Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Na szczęście już o tej godzinie na mieście nie było korków, więc do szpitala dotarli dość szybko, a tam, Levi został natychmiastowo przyjęty na oddział. Oczywiście Erwina nie wpuścili i zdenerwowany mężczyzna siedział w poczekalni, wiedząc jedynie to, ile czasu upływa, odkąd stracił przyjaciela z oczu.

Nie mógł dopytać się o nic nikogo, jako że nie należał do rodziny i personel był sceptycznie do niego nastawiony, ale mimo to alfa nie miał zamiaru się poddać i wrócić do domu.

I taka wytrwałość w końcu mu się opłaciła. Po dobrych dwóch godzinach na korytarz wkroczyła kobieta w lekarskim kitlu. Miała brązowe włosy związane w kucyk, choć i tak kilka pasm opadało jej po bokach twarzy. Poprawiła okulary i zerknęła na papiery, które trzymała w rękach, a Erwin uważnie obserwował każdy jej ruch. W końcu lekarka spojrzała na niego, a potem zacisnęła wargi i podeszła do mężczyzny.

— Jesteś od Pana Ackermana? — zapytała, jeszcze raz rzucając okiem na papiery na czarnej podkładce. Erwin od razu wstał (przez co ostro zakuł go kręgosłup po tak długim siedzeniu w zgarbionej pozycji) i przytaknął energicznie głową.

— Co z nim? Mogę go zobaczyć?

— Jesteś kimś z rodziny?

— Ja... jestem jego partnerem. Zabrałem go do szpitala — odparła alfa, choć trochę mijał się z prawdą. Kobieta zmarszczyła lekko brwi, jakby wyczuwała, że coś jest nie tak, ale już nie drążyła. Westchnęła i poprowadziła mężczyznę na oddział.

— Jestem Hange Zoe. Zrobiłam wszystko, co w mojej mocy, ale zatrzymanie poronienia nie zawsze się udaje. W końcu to naturalna reakcja organizmu — powiedziała bezbarwnym tonem, jakby była już zmęczona i w sumie nie można było jej się dziwić. Mieli środek nocy, a ona musiała pełnić dyżur. Tak by powiedział każdy, kto by na nią spojrzał, choć tak naprawdę Hange nauczyła się ukrywać przygnębienie, jakie nękało ją zawsze, kiedy nie mogła komuś dostatecznie pomóc. Zacisnęła dłonie na papierach, słysząc wiązankę przekleństw, jakie Erwin zaczął mamrotać pod nosem. Znowu była świadkiem okropnej ludzkiej tragedii.

— Przykro mi — dodała, zatrzymując się przed jednymi z białych drzwi (te akurat miały numerek 239).

— A z nim co? Jak się trzyma? — zapytał Erwin.

— Zasnął. Podaliśmy mu leki uspokajające i kroplówkę. Niemniej nic mu nie będzie, potrzebuje tylko odpoczynku... i wsparcia. Utrata dziecka zawsze jest dużym obciążeniem nie tyle dla organizmu ile dla psychiki — oznajmiła Hange, obserwując ze smutkiem, jak mężczyzna zasłania sobie twarz dłonią i bierze kilka głębokich oddechów. Znów nie podołała zadaniu i czuła przymus wytłumaczenia się choć w jakimś stopniu.

— Niestety u męskich omeg poronienia zdarzają się dwa razy częściej niż u kobiet. Ich ciałom jest znacznie ciężej utrzymać prawidłowo przebiegającą ciążę, prawie zawsze dochodzi do jakichś komplikacji, dlatego powinni być pod stałą opieką lekarza już od samego poczęcia — dodała. Na co Erwin pokiwał ze zrezygnowaniem głową. Z jednej strony się z nią zgadzał, dlatego wolał jej to pokazać, a z drugiej chciał po prostu, aby już wpuściła go do środka.

— Mogę go zobaczyć?

— Tylko na chwilę. To nie jest pora odwiedzin. Poza tym Pan też jest zmęczony, powinien Pan wrócić do domu i się przespać, a potem przyjechać z rana. Przyjdę tutaj za 5 minut — dodała kobieta, a potem otworzyła drzwi i pozwoliła Erwinowi wejść do środka, co mężczyzna bezzwłocznie uczynił.

Przy łóżku Levi'a stała jeszcze pielęgniarka, która właśnie kończyła uzupełniać kroplówkę. Omiotła alfę sceptycznym wzrokiem (zapewne nie lubiła, kiedy ktoś patrzył jej na ręce podczas pracy, a już tym bardziej, kiedy w niej przerywał), a potem zaczęła zbierać przyniesione przez siebie rzeczy i odsunęła się od pacjenta, żeby Erwin mógł na spokojnie z nim posiedzieć. W końcu nie mogła sprzeciwiać się przełożonej, która pozwoliła na tę wizytę.

Blondyn usiadł ostrożnie na krześle przy omedze i złapał jego dłoń w swoją, po czym pogładził delikatnie kciukiem. Wiele razy widział, jak Levi spał, w końcu setki razy zostawał u niego na noc, odkąd się poznali. Jednak Levi śpiący w szpitalnym łóżku, przy tym sam blady jak sterylna pościel, wyglądał zupełnie inaczej. Spokój na jego twarzy był straszny, przywodził Erwinowi na myśl nieboszczyka leżącego w trumnie.

Alfa zamknął powieki i pochylił swoją głowę do przodu, karcąc się mentalnie za tak paskudne porównanie. Szkoda tylko, że za późno, bo mimo swojego zreflektowania zdążył poczuć, jak pieką go oczy, a w kącikach próbują zebrać się zdradzieckie łzy.

***

W związku z brakiem komplikacji Levi został wypisany ze szpitala już następnego wieczora. Erwin miał zabrać go do domu, po tym jak wstąpili do apteki, żeby wykupić leki, zapisane przez Hange.

Nie rozmawiali praktycznie całą drogę. Dopiero w połowie odezwał się Erwin.

— Jeśli chcesz możesz spędzić noc u mnie — zaproponował, zerkając kątem oka na omegę, która opierała głowę o szybę samochodu.

Blondyn nie był pewny czy powrót teraz do domu, wyjdzie na dobre jego przyjacielowi. Uważał, że chłopak potrzebuje teraz spokoju, a siedzenie w miejscu, gdzie tak niedawno miały miejsce bardzo przykre wydarzenia zdawało się nie pasować do tej koncepcji. Szczególnie że Erwin nie miał okazji pojechać do mieszkania Levi'a, żeby je posprzątać, wszystko wyglądało tak, jak to zostawili.

— Nie ma znaczenia — mruknął niższy, zakładając ręce na piersi. Był spokojny (tudzież zaspany) i według Erwina może aż nadto, ale starał się to wytłumaczyć silnymi lekarstwami, jakie zostały mu podane w szpitalu.

Tak więc bez żadnego sprzeciwu Erwin zabrał Levi'a do siebie, gdzie na ogół przesiadywali znacznie rzadziej. Tam zjedli kolację, choć brunet to bardziej podłubał w talerzu, a potem starszy zaproponował, że przygotuje omedze ciepłą kąpiel, bo ta marudziła, że śmierdzi szpitalem.

Ostatecznie jakieś półtorej godziny później Ackerman leżał w świeżej pościeli (o którą zadbał blondyn, kiedy brał kąpiel) w dużym łóżku Erwina, w czystych ubraniach, gdyż o tym starszy również pomyślał, kiedy jechał rano ponownie do szpitala, będąc niemal pewnym, że Levi'a zatrzymają dłużej i będzie mu potrzebne kilka rzeczy.

Erwin przyniósł mu jeszcze tabletki, jakie chłopak miał zażyć wieczorem, a kiedy to zrobił tamten był już praktycznie gotowy, aby zapaść w sen.

— Gdzie zamierzasz spać? — zapytał Levi, kuląc się na posłaniu tak, aby być przodem do siedzącego na skraju łóżka Erwina.

— Mną się nie przejmuj. Pójdę do salonu, mam wygodną kanapę — odparł blondyn, posyłając mniejszemu blady uśmiech.

— Możesz zostać tutaj i tak już spaliśmy razem. Nie musisz teraz być taki cnotliwy — mruknął Ackerman, dopiero po chwili zdając sobie sprawę, że był trochę zbyt opryskliwy. W końcu Erwin chciał dobrze.

Na szczęście Smith nie zamierzał się teraz na niego gniewać.

— W porządku. Wezmę szybko prysznic i przyjdę tutaj — odparł, a potem wstał, zgarnął wygodne ubrania, które miały posłużyć mu za piżamę, a wychodząc z pokoju, zgasił światło, wiedząc, że przy łóżku wciąż świeci lampka.

***

Wrócił do sypialni po około 10 minutach i kiedy stanął w progu, zastanawiał się jeszcze przez chwilę czy Levi nie zasnął, bo miał zamknięte oczy i czy jednak nie pójść na kanapę (jakby nie było, nie chciał przypadkowo obudzić omegi, kiedy będzie się jej pchał pod kołdrę), ale jego wątpliwości szybko zostały rozwiane, zanim zdążył się wycofać.

— Długo będziesz tam stał? — zapytał Levi, nie otwierając oczu. Erwin uśmiechnął się lekko po części ze swojej głupoty (bo oczywiste było, że Levi nie musiał patrzeć, aby wiedzieć, że tam stoi, przecież wyczuwał jego mocne feromony), a po części dlatego, że omega nie zmieniła swojego zdania.

— Nie, już idę — odparła alfa, a potem weszła do pokoju i zamknął za sobą drzwi. Levi odsunął się trochę, aby zrobić miejsce dla niego i odchylił kołdrę. Chwilę później starszy mężczyzna zgasił lampkę nocną i leżał obok bruneta, poprawiając jeszcze na nich obu niedbale narzuconą pierzynę.

Kiedy oboje byli już ułożeni, minęła dobra chwila, podczas której oboje leżeli, jak kłody. Smith obawiał się trochę inicjować jakiś kontakt fizyczny i nie miał również pewności czy to aby na pewno dobra chwila ja rozmowę, jednak mógł trochę odetchnąć, kiedy to Levi wykonał jakiś ruch. Brunet niepewnie chwycił go za rękę.

— Erwin? Skoro... skoro — spróbował Ackerman, ale słowa więzły mu w gardle, ostatnie wydarzenia były dla niego jeszcze zbyt świeże, zbyt bolesne, aby móc o nich rozmawiać. Pociągnął cicho nosem. Miał szczęście, że w pokoju panował kompletny mrok, bo byłoby jeszcze ciężej.

— Nie musimy teraz o tym rozmawiać, Levi. Bez pośpiechu — odparł cicho Erwin, a potem (zachęcony drobnym krokiem do przodu ze strony bruneta) zdecydował się zniwelować dystans między nimi i zamknął omegę w swoich ramionach. Czuł, że potrzebował jej blisko siebie, chciał ją mieć blisko siebie, jakoś uspokoić, a instynkt podpowiadał mu, że to będzie najlepsze rozwiązanie.

— Muszę wiedzieć, na czym stoję. Czy teraz, kiedy ja już nie... — zaczął po raz kolejny Levi, ale tutaj urwał. Mimo to alfa wiedziała, że chodziło mu o ich dziecko i brunet nie musiał wypowiadać tego na głos, co chyba sam wywnioskował, bo po chwili ciszy kontynuował: — Teraz nie jesteś niczym zobowiązany, co będzie z nami?

— Nie chciałem z tobą zostać tylko przez wzgląd na dziecko. Nie wiem jak ty, ale ja poczułem coś więcej do ciebie i nie chciałbym zrywać z tobą kontaktu — powiedział blondyn, głaszcząc delikatnie plecy Levi'a przez kołdrę. Omega westchnęła, a potem oparła wygodnie swoje czoło na klatce piersiowej Smitha i zamknęła oczy, aby przypadkiem nie zacząć płakać.

— Myślę, że chcę spróbować wejść z tobą na kolejny etap — szepnął brunet, Obecność Erwina, jego zapach, dotyk potrafiły sprawić, żeby poczuł się lepiej i dostrzegał to, mimo że nie wierzył w żadne bujdy o "sobie przeznaczonych".

— Mam nadzieję, że razem będzie nam łatwiej. A teraz powinieneś odpocząć. To był bardzo trudny czas, dla nas oboje. Dobranoc — powiedział troskliwie Erwin i nawet odważył się, żeby pocałować Levi'a w czubek głowy. Potem odetchnął głęboko i wypuścił większą ilość swoich spokojnych feromonów, wiedząc, że coś takiego od razu sprawi, że omega zrobi się śpiąca.

— Nie podoba mi się, jak wykorzystujesz swoją przewagę, Erwinie Smith — mruknął jeszcze Levi, czując, jak ogarnia go przyjemny błogi spokój, mięśnie zaczęły stopniowo się rozluźniać, a powieki robić ciężkie. — Dobranoc — dodał cicho i już nie chcąc walczyć, po prostu zasnął przytulony do obszernej klatki piersiowej Erwina, co ten wyczuł, chociażby po tym, jak dłonie mniejszego rozluźniły się z materiału koszulki, który dotychczas ściskały.

— Kocham cię — szepnął wtedy blondyn, wtulając swój nos w czarne kudły, które łaskotały mu skórę na szyi. Ani by myślał powiedzieć to Leviemu w twarz czy aby ten mu odpowiedział tym samym. Na razie przyznał się do tego przed sobą, a potem już nie musiał długo czekać, aż sam pogrążył się we śnie.
_________________________________________

Nie wiem, jak zapatrujecie się na to opowiadanie. Tym bardziej nie wiem, czy dobrze poruszyłam trudny temat, możecie dać znać, co sądzicie.

W każdym razie, to już koniec. Taka krótka historia, z nie.najweselszym zakończeniem, ale dającym jakąś nadzieję. Przynajmniej tak ja je widzę.

Na pewno pojawi się jeszcze jakieś Eruri w przyszłości, mam nadzieję, że pójdzie lepiej i będzie weselsze oraz (przede wszystkim) dłuższe.

Do usłyszenia!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro