Rozdział 15

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Sam nieznacznie uchyliła powieki. Było tak jasno, że miała ochotę ponownie je zamknąć. Podniosła się i oparła na łokciach. Ziewnęła, zakrywając usta dłonią. Obok siebie zobaczyła zwiniętą w kłębek szarą kulkę futra. Mimowolnie się uśmiechnęła. Ten kot potrafił być uroczy, chociaż przeważnie wtedy, gdy spał. Owszem miała się go pozbyć. Jednak póki co nie miała ku temu sposobności, ani czasu, aby poszukać mu domu na własną rękę. Może powinna go jakoś nazywać? Nie, to by oznaczało, że chce go zatrzymać, a tak nie było. Dalej trzymała się wersji, że odda go w dobre ręce.

W końcu uznała, że zebrała wystarczająco dużo sił, żeby się podnieść. Tak też zrobiło. Tylko odrobinę zakręciło jej się w głowie. Wieczorem wydawało jej się, że wcale nie wypiła tak dużo. Zawroty głowy i kompletny brak energii mówiły co innego. W dodatku nie pamiętała wszystkiego co się wydarzyło wieczorem. Od pewnego momentu widziała jedynie urywki i strzępy rozmów. Powinna była mniej pić. Niestety było już stanowczo za późno na takie konkluzje. Każdy był mądry po fakcie.

Dziennikarka włączyła ekspres do kawy, a potem oparła się dłońmi o blat i potarła skronie. Skup się Fox, pomyślała. Próbowała odtworzyć wydarzenia z poprzedniego dnia. Niespecjalnie jej to wychodziło. Na początku wydarzenia były spójne i przejrzyste. Schody zaczynały się, kiedy próbowała przypomnieć sobie, co wydarzyło się po którejś z rzędu kolejce. Nawet straciła rachubę, która to była. Za to całkiem wyraźnie wryła jej się w pamięć rozmowa z Dannym w toalecie. Przełknęła nerwowo ślinę. Czy naprawdę mogli mieć do czynienia z seryjnym mordercą? Do wczorajszego wieczoru uznałaby, że to abstrakcyjne. Niestety teraz uważała to za dość realne.

Powolnym krokiem z kubkiem kawy w ręku doszła do uprzednio przygotowanej tablicy korkowej, na której umieściła wszystkie zgromadzone informacje. Oczywiście poza tymi o Josephine Brown, bo to morderstwo było najświeższe. Aż do teraz nie miała czasu, żeby zaktualizować swoją tablicę. Czas to zrobić, uznała w myślach.

Najpierw odłożyła kubek na stolik. I tak była jeszcze gorąca. Za chwilę będzie w sam raz do picia. W duchu podziękowała sobie za swoje bałaganiarstwo. Długopis, kolorowe karteczki i pasma włóczki leżały na wierzchu, więc nie musiała ich szukać w szufladach, które zdawały się nie mieć dna. Chociaż leżało w nich mnóstwo rzeczy, ciągle mogła wcisnąć tam następne. Problem zaczynał się, kiedy musiała coś w nich znaleźć.

Sam napisała na karteczce dużymi literami imię i nazwisko kolejnej ofiary. Wzdrygnęła się na to sformułowanie. Kolejna ofiara. Zupełnie jakby miała przed sobą początek sprawy, a nie jej rozwiązania. Niestety tak właśnie było. Nie wiedzieli kto był odpowiedzialny za te dwa morderstwa. Nie mieli też jednoznacznych dowodów, że sprawy się łączą. Formalnie Amy popełniła samobójstwo. Wdepnęli w niezłe bagno.

Przypięła karteczkę pineską, a następnie połączyła ją kawałkiem włóczki z napisem Amy Wine. W filmach, gdzie zazwyczaj spotykała się z takimi tablicami zazwyczaj używano zdjęć. Ona kategorycznie z nich zrezygnowała. Nie chciała patrzeć na zdjęcia z młodymi dziewczynami, które miały rany cięte, kłute czy jakkolwiek się one nazywały albo dziurę po kuli. Nie przepadała za tego rodzaju widokami. Zdecydowanie wystarczało jej imię i nazwisko.

Sam chciała sporządzić listę podejrzanych, ale uświadomiła sobie, że znała tylko jedną osobę pasującą do tego kryterium. Douglas Flynn, koroner, który z premedytacją skłamał na temat obrażeń Amy. Niestety on był dość... Skory do przekupstwa. Niewykluczone, że ktoś zwyczajnie mu zapłacił. Za pieniądze mógł kryć nawet seryjnego mordercę.

W końcu dała sobie spokój z szukaniem podejrzanych. Nie znała żadnej z ofiar. Jedyny związek między nią, a nimi ograniczał się do tego, że opiekowała się kotem Roya będącego "byłym chłopakiem" Amy. Właściwie wpakowała się w tę sytuację na własne życzenie, ale mniejsza z tym. Pociągnęła łyk kawy, mając nadzieję, że przynajmniej trochę przywróci ją do życia.

Mogliby, razem z Dannym oczywiście, porozmawiać z Flynnem i jasno pokazać, co się stanie, jeśli nie powie prawdy. Groźby nasilaniem policji mogłyby na niego podziałać albo odnieść całkowicie odwrotny efekt. Morderca, którym mógł być Flynn lub ktokolwiek inny, spróbowałby ich uciszyć. Sam pasowałaby do jego modus operendi. Każda z jego ofiar była kobietą koło dwudziestki, kilka lat w jedną lub drugą stronę nie robiło mu różnicy. Dziennikarka sprawdziła wiek Amy i Josie. Nie musiała do tego stosować żadnych wymyślnych środków. Wystarczył Facebook i tyle.

Tym tropem nigdzie nie dojdzie, uznała po chwili. Nieznacznie zmieniła trajektorię. Pomyślała o Royu i rzekomym, nieszczęśliwym wypadku. Nie wierzyła w to, że akurat ktoś przypadkiem zdemolował mu mieszkanie, kiedy on wbił się w drzewo, tuż po tym jak dziewczyna, z którą umawiał się na seks została zamordowana. Ta sytuacja była co najmniej podejrzana. Instynkt dziennikarski podpowiadał jej, że te sprawy miały więcej wspólnego niż jej się wydaje.

Fox opadła na łóżko, wpatrując się w sufit jakby czekały tam na nią wszystkie odpowiedzi. Przeklęła. Nie miała pojęcia co dalej robić. Niewątpliwie musieli znaleźć sprawcę. Przecież nie mogli pozwolić mu dalej beztrosko chodzić na wolności i szukać nowych ofiar. Miała nadzieję, że Danny ma dla niej nowe informacje, najlepiej na wagę złota. Mógł też wpaść na jakiś błyskotliwy pomysł. Postanowiła do niego niezwłocznie zadzwonić. Po kilku sygnałach w końcu odebrał.

- Halo?- rozległ się po drugiej zaspany, ledwie żywy głos Danny'ego. Sam przypomniała sobie o sytuacjach jeszcze z czasów licealnych, kiedy jego ton był identyczny. Uśmiechnęła się mimowolnie. Musiała przyznać, że wspomnienia z tamtych czasów miała bardzo przyjemne i takie beztroskie.

- Cześć Danny. Musimy się spotkać. Dzisiaj. Najlepiej teraz- oznajmiła, upijając kilka łyków z drugiej już kawy. Przynajmniej częściowo odzyskała jasność umysłu. W każdym razie wystarczająco, żeby jej determinacja zrobiła resztę.

- Sam?- spytał zdziwiony Danny. Skoro nawet kontaktował z opóźnieniem, oznaczało to, że faktycznie dość sporo wypił. Trudno.- A nie możemy za kilka godzin? Potrzebuję się trochę przespać.

- Nie- zaprzeczyła stanowczo Fox, odnajdując w sobie jakieś dziwne, nowe pokłady energii.- Wyślę ci adres SMS-em. Masz godzinę.

- Ale Sam...- westchnął ciężko, jakby w oczekiwaniu na litość z jej strony. Nie doczeka się jej, bo tutaj chodziło o karierę dziennikarską.- Czy ty nie masz kaca?

- Mam, ale to nie oznacza, że zamierzam tracić czas. Do zobaczenia.

Fox rozłączyła się, nie dając Danny'emu czasu na jakąkolwiek odpowiedź. Poszła do kuchni odłożyć obecnie pusty kubek. Doszła do wniosku, że kolejna porcja kawy na pusty żołądek to zły pomysł. Mogła zrobić sobie śniadanie albo wybrać takie miejsce, gdzie serwują gotowe posiłki. Za godzinę i tak będzie siedzieć w knajpce, kawiarni lub restauracji, więc równie dobrze mogła zjeść coś na miejscu.

Sam nasypała trochę jedzenia do kociej miski i wymieniła wodę. Potem zaczęła szukać jakiegoś fajnego miejsca na spotkanie. Kiedy je znalazła, natychmiast wysłała adres Danny'emu. Później zaczęła się przygotowywać.

Miejscówka przypominała stołówkę szkolną. Fox zatrzymała się gwałtownie w progu, czując się jakby wróciła do przeszłości. Okrągłe stoliki, półokrągłe ławki, kolejki i znajome metalowe pojemniki wypełnione różnym jedzeniem. To wszystko przywodziło wspomnienia. Brakowało tylko zrzędliwych kucharek i tłumów uczniów. Pomimo szkolnego wyglądu, większość klientów miała co najmniej dwadzieścia lat. Nie przypominali rozwydrzonej młodzieży.

- Cofamy się do czasów szkolnych?- rozległ się za nią znajomy głos. Sam odwróciła się do Danny'ego. Wyglądał jak zombie. Był kompletnie pozbawiony energii i miał podkrążone oczy.

- Najwidoczniej. Wyglądasz jak po niezłej imprezie. Zupełnie jak wtedy- odparła dziennikarka z uśmiechem.

Zajęli jeden z wolnych stolików. Danny rozejrzał się i pokręcił głową z dezaprobatą, jakby nie wiedział, co tutaj, tak na dobrą sprawę, robił.

- Szczerze mówiąc, nie sprawdzałam galerii. Widziałam, że podają tutaj śniadania, a opinie mają dobre- dodała Sam na swoje usprawiedliwienie.

- To miejsce jest dobre na spotkanie jak każde inne- mruknął Danny. Obydwoje wstali i skierowali się do niezbyt długiej kolejki.- Chociaż nie miałbym nic przeciwko, gdybyśmy przyszli kilka godzin później.

Sam przewróciła oczami.

- Dobrze wiesz, że nie dzwoniłam po ciebie w celach rekreacyjnych. Sprawa jest ważna.

- Kilka godzin by nas nie zbawiło.

Dziennikarka miała ochotę nim wstrząsnąć. Jak mógł mówić o tym tak spokojnie? Tutaj chodziło o być może ludzkie życie!

- Mam ci powiedzieć, co może się w tym czasie wydarzyć? Przecież sam mi wczoraj mówiłeś, że...

- Wczoraj trochę przesadziłem. Wypiłem jeszcze zanim przyszłaś, zresztą też jak byłaś i mogłem przegiąć w drugą stronę. Na dobrą sprawę nie mamy żadnych twardych dowodów- wszedł jej w słowo rozmówca, a potem zaczął nakładać na swój talerz tosty.

Sam rozejrzała się i po krótkim namyśle wybrała naleśniki z dżemem. Dodała też trochę świeżych owoców, tak przynajmniej głosił napis, chociaż na zepsute nie wyglądały. Wznowiła temat dopiero, kiedy usiedli przy swoim stoliku. Jedzenie wyglądało smacznie, ale mieli ważniejsze sprawy.

- Mówiłeś, że...- Sam urwała na moment, próbując wyłowić z pamięci rozmowę z łazienki. Na jej nieszczęście najbardziej zapisał się jej w pamięci wniosek rozmowy. Po chwili ją olśniło.- Porównałeś jakieś próbki... Nie, rany. No wiesz, że te brakujące kończyny zostały odcięte takim samym narzędziem.

- Zrobiłem stosowne badania dotyczące Amy, a właściwie miejsca odcięcia palca, ale nie zdążyłem zrobić tego samego z Josephine. Jej sprawa jest dużo głośniejsza. Trudniej mi się do niej dostać.

- Bo?- spytała Fox w przerwie między kęsami. Naleśniki to był wyśmienity wybór. Były przepyszne. Danny westchnął, spojrzał tęsknie na swoje tosty, a potem odpowiedział.

- Przede wszystkim zajmuje się nią Fisher z pomocą Shiry, więc w teorii nie powinienem nawet zbliżać się do zwłok. Poza tym morderstwo wzbudza dość spore zainteresowanie ze strony policji, federalnych, już nie wspomnę o dziennikarzach... Nie mogę zrobić nic w trakcie pracy.

No tak, Amy rzekomo popełniła samobójstwo, a Josephine została zamordowana. To jasne, że jej sprawa jest bardziej złożona. Dla nich oznaczało to większe trudności w zdobyciu dowodów.

Sam pokiwała głową w zamyśleniu. Zastanawiała się o co mogłaby zapytać. Żadnego koronera o nazwisku Fisher nie znała. Natomiast Shira wydawała się kompetentna, chociaż niedoświadczona. Czy mogliby kogoś kryć? Czy w ogóle mieli jakiekolwiek powody, aby to robić? Josephine wyraźnie została zamordowana. Nie było żadnej możliwości, aby to ukryć. Miejsce zbrodni widziało mnóstwo osób postronnych z okolic Central Parku.

- Już są wyniki sekcji?

- Prawdopodobnie tak, ale formalnie nie mam do nich dostępu.

Fox zamilkła na moment, a następnie na jej twarz wpłynął szeroki uśmiech. Danny skrzywił się teatralnie.

- Wiem o czym myślisz. To ryzykowne.

- Nie mamy innego wyjścia- zauważyła Sam, a następnie włożyła do ust kolejny kawałek naleśnika. Nie żałowała, że tutaj przyszła. Dobre opinie nie wzięły się z niczego.

- My? Chyba nie chcesz iść ze mną?- zdziwił się Danny. Dziennikarka skrzyżowała ramiona na piersi i obrzuciła rozmówcę pełnym determinacji spojrzeniem.

- Oczywiście, że pójdę. Nie przegapię szansy na informacje z pierwszej ręki.

Danny odpuścił, co w duchu pochwaliła. Fakt, że nie odpuści był tak jasny jak słońce, a tego dnia, nawiasem mówiąc, świeciło ono wyjątkowo.

- Spotkajmy się o północy przy tylnym wejściu do kostnicy- zdecydował w końcu Danny. Fox ochoczo przytaknęła, chociaż perspektywa kolejnej nocnej wycieczki do tego miejsca nie napawała jej optymizmem. Niestety nie mieli innego wyjścia.

Po pewnym czasie Danny oznajmił, że wraca do siebie. Sam nie protestowała, widząc jak bardzo był zmęczony. Kiedy wyszła z restauracji zaskakująco przypominającej szkolną stołówkę, zauważyła charakterystycznego, czerwonego malucha. Jednak nie sam kolor okazał się decydującym czynnikiem, a raczej sposób jazdy wykraczający poza wszelkie możliwe przepisy. Maluch zatrzymał się bez żadnego widocznego powodu, a potem gwałtownie obrócił się o sto osiemdziesiąt stopni, jedynie nieznacznie zachaczając o chodnik z drugiej strony ulicy. Temu manewrowi akompaniował dźwięk klaksonów z obydwóch pasów. Czerwone autko zatrzymało się przy krawężniku nieopodal Fox, która tkwiła w miejscu niczym zamurowana. Jej szeroko otwarte oczy z niedowierzaniem lustrowały miejsce, gdzie omal nie doszło do wypadku. To istny cud.

Była żona Snydera wysiadła z auta i podeszła do niej jak gdyby nigdy nic. Uśmiechnęła się do niej ciepło, delikatnie unosząc jedną dłoń.

- Jak miło cię widzieć, Sam- powiedziała Anette. Dziennikarka uśmiechnęła się niepewnie.

- Cześć Anette. Jak tam u ciebie?

- Świetnie- rozpromieniła się jej rozmówczyni.- Zamierzam otworzyć własny salon kosmetyczny. Póki co udało mi się znaleźć lokal i wynająć firmę do remontu.

- Super. Musisz mi podać adres.

- Z przyjemnością. Zresztą masz u mnie zniżkę albo... Darmowe zabiegi. Zresztą zdzwonimy się i wszystko ci powiem.

- To miłe z twojej strony.

Anette machnęła lekceważąco ręką, jakby to nie było nic wielkiego.

- W każdym razie gratuluję. Widziałam artykuł. Czyżby Jim pozwolił ci na publikacje?

Sam pokręciła przecząco głową, a następnie zaczęła odpowiadać na ogrom pytań w sprawie, rzecz jasna, morderstwa Josephine. Na znaczną część nie potrafiła odpowiedzieć. W końcu wiedziała tylko tyle, ile zobaczyła. Ewentualnie trochę od Danny'ego, ale nie wszystko mogła jej powiedzieć, mimo całej sympatii jaką ją darzyła.

Anette strasznie się rozgadała. Opowiadała o wszystkim i o niczym, tak że ani na chwilę nie zapadała cisza. Fox starała się uczestniczyć w rozmowie, a nie jedynie ograniczać się do lakonicznych odpowiedzi. Jednak kac robił swoje i czuła się coraz bardziej znużona. Zapowiada się długi dzień, przemknęło jej przez myśl.

*****

Richard z niezadowoleniem wypisanym na twarzy spojrzał na nowo przybyłą osobą. Ostatnio gościł ją w swoim biurze zdecydowanie zbyt często. A jednak nic na to nie mógł poradzić.

- Podsumujmy wszystko co mamy- odezwała się rudowłosa, odrzucając na bok swoje długie, rude włosy. Jednocześnie chwyciła za oparcie plastikowego krzesła i przystawiła go sobie do biurka. Usiadła, splatając dłonie przed sobą.

- Jaki to ma sens według ciebie?- zapytał Stone, unosząc jedną brew. Złowróżbne zapowiedzi agentki Cross częściowo się spełniły. Powinien być wdzięczny, że finalnie zmieniła zdanie. W końcu nie przejęła jurysdykcji, co z pełną premedytacją i tupetem mu oznajmiła, a jedynie udzieliła policji wsparcia. O dziwo, całe jej postępowanie było zgodne z prawem. Teraz działali wspólnie. FBI oraz policja ściśle współpracowały.

- Proponuję szybkie strzały- dodała Cross, sprawiając wrażenie jakby w ogóle nie usłyszała zadanego jej pytania. Stone spojrzał na nią pytająco, z nutką niedowierzania.- Ja zacznę. Niewątpliwie mamy do czynienia z morderstwem. To nie podlega żadnej dyskusji.

- To oczywiste- zauważył Richard, nie mogąc się powstrzymać. Rudowłosa skarciła go wzrokiem.

- Od czegoś trzeba zacząć. Kontynuuj.

Stone uniósł wzrok ku górze. Przez moment rozważał czy bawić się w tę gierkę. Uznał, że w żaden sposób mu ona nie zaszkodzi. Przecież formalnie współpracowali.

- Głęboka rana cięta w szyi. Rozpłatana tętnica i przyczyna śmierci.

- Brak lewej stopy od łydki w dół. Technicy oraz pracownicy kostnicy utrzymują, że nic nie przegapili.

- Ofiarę przewieziono do Central Parku. Miejsce zbrodni nie zostało dotąd znalezione.

- I worki z krwią zgodną z tą ofiary. Potwierdziły to badania morfologiczne- mruknęła Lara, a następnie zamilkła, potarła podbródek i zerwała się z gracją z miejsca. W jej spojrzeniu widać było lśniącą determinację. Richard już wiedział, że wpadła na pewien pomysł.- Zbieraj się. Jedziemy.

- Póki mi nie powiesz co chcesz zrobić, nie ma mowy- zaprotestował twardo Stone. Nie zamierzał jechać w nieznane miejsce z nieznanych powodów.

- Rich!- oburzyła się agentka.- Ale...

- Prowadzimy to śledztwo wspólnie. Rozumiesz co to oznacza?

Rudowłosa westchnęła, a potem opadła na krzesło.

- No dobrze. Naprowadzę cię. Na czym skończyliśmy podsumowanie?

Richard nie miał ochoty na żadne gierki. Jednak znał rozmówczynię na tyle dobrze, aby wiedzieć, że w przeciwnym razie niczego się nie dowie. To ona stawiała warunki. Nie miał innego wyboru niż jej się podporządkować.

- Na workach z krwią- odpowiedział bez wahania. Próbował jak najszybciej dojść do takich samych wniosków jak agentka.

- A wcześniej o czym powiedziałeś?- pytała dalej Cross.

- O transporcie ciała do Central Parku- odparł Stone. Po chwili nieznacznie uniósł kąciki ust. Już wiedział o co jej chodziło.- Transport. Ktoś musiał coś widzieć.

- Otóż to- rozpromieniła się rudowłosa. Poderwała się z miejsca. Jej ruchy były miękkie i świetnie wyważona, zupełnie jakby nie zamierzała zrobić ani jednego ruchu więcej niż to było absolutnie konieczne. Miały też w sobie coś kociego.

- Musimy odwiedzić wszystkie parkingi w promieniu pięćdziesięciu, może nawet siedemdziesięciu kilometrów od Central Parku oraz popytać wśród parkingowych czy widzieli coś podejrzanego. Możemy też zebrać zapisy z monitoringu, gdzie tylko będzie to możliwe.

Cross skinęła głową.

- Ale najpierw musimy odwiedzić jeszcze jedno miejsce.

Ton głosu agentki sugerował, że nic więcej mu nie powie. W każdym razie dowiedział się całkiem sporo, biorąc pod uwagę niechęć Lary do dzielenia się własnymi przemyśleniami. Osiągnął niewielki sukces.

Pomimo sprzeciwu Stone'a, pojechali na miejsce nie służbowym radiowozem, a jednym z nowszych modeli range rovera. Ten z pewnością kosztowny model należał do Lary Cross. Richard zaczął się zastanawiać z kim tak naprawdę współpracuje. Pensja agentki FBI nie wystarczyłaby na zakup range rovera.

Zatrzymali się przy Siódmej ulicy na Greenwich Village przy małym domu jednorodzinnym. Rudowłosa bez słowa wysiadła z auta, podeszła do drzwi i lekko w nie zapukała. Richard niechętnie ruszył za nią. Otworzyła im około czterdziestoletnia kobieta. Miała ciemne włosy i oczy koloru whisky. Była ubrana w zwykłe szare dresy i byle jaki podkoszulek. Stąd wnioskował, że bynajmniej nie spodziewała się gościa.

- Czy mam przyjemność rozmawiać z Nadine Doyle?- spytała Cross. Kobieta oparła się o framugę i powoli, wręcz leniwie kiwnęła głową.

- Obecnie już Morrell. Jakiś czas temu zmieniłam nazwisko na panieńskie od strony matki- wyjaśniła krótko.

- Niech mi pani wybaczy ciekawość, ale czy mogłabym o coś zapytać?- kontynuowała agentka. Nadine przytaknęła.- Czy jest pani z tych Doyle'ów? Jestem wielką fanką postaci Sherlocka Holmesa.

- Skąd. Mój ojciec był wielkim fanem tworu Arthura Conana Doyle'a i któregoś dnia wpadł na jego zdaniem genialny pomysł i zmienił nazwisko na Doyle. Od tego czasu wszyscy pytają się o to samo co pani- odparła Nadine, a następnie zmierzyła ich podejrzliwym spojrzeniem.- Kim tak właściwie państwo są? Chyba nie przyszli państwo, żeby rozwiać kwestię potomków Doyle'a.

Zanim Richard zdążył cokolwiek powiedzieć, wtrąciła się jego towarzyszka. Stone dalej nie wiedział, czemu przyszli do tej kobiety. Miał nadzieję, że szybko się zorientuje.

- Oczywiście, że nie. Jestem Lara Cross, agentka FBI, a to jest sierżant Richard Stone. Czy możemy wejść do środka?

Morrell zbladła nieznacznie i zacisnęła jedną dłoń na framudze, jakby miała coś do ukrycia.

- Czy jestem o coś oskarżona albo przesłuchiwana w jakiejś sprawie?- zapytała z wyraźnym zdenerwowaniem.

- Nie ma się pani czego obawiać. Przyszliśmy tutaj zasięgnąć nieformalnej porady. Słyszałam o pani wiele dobrego- powiedziała rudowłosa, co wyraźnie zbiło z tropu ciemnowłosą. Richarda zresztą też. Nigdy wcześniej nie słyszał tego imienia i nazwiska. Zastanawiał się czy powinien je znać.

- W takim razie proszę.

Kobieta przepuściła ich, a potem zamknęła za nimi drzwi. Usiedli w całkiem dużym salonie utrzymanym w przyjemnych, ciepłych barwach.

- Znajomy z Quantico mówił o pani w samych superlatywach. Była, a zresztą dalej pani jest jednym z najlepszych profilerów FBI.

Kobieta wyraźnie odetchnęła z ulgą i nawet pozwoliła sobie na lekki uśmiech.

- Dziękuję, miło mi to słyszeć. Niestety obawiam się, że muszę panią zawieść. Zwolniono mnie ze względu na moje... Niekonwencjonalne przekonania.

- Słyszałam o nich i muszę przyznać pani rację. Moje przekonania są podobne- Richard zmarszczył brwi. Nie miał pojęcia o czym one mówiły.- Och, wybaczy pani na chwilę. Muszę wyjaśnić sierżantowi o co chodzi. Nie wprowadziłam go wcześniej w temat.

- Rozumiem. Przynieść wam coś do picia?

Obydwoje zgodnie poprosili o kawę. Właścicielka domu zniknęła w kuchni. Stone westchnął. Właśnie takich sytuacji wolał unikać, ale agentka nie dała mu żadnego wyboru.

- Więc o co chodzi?

- Nadine przez piętnaście lat pracowała jako profilerka dla FBI. W pewnym momencie zaczęła głośno mówić o własnej teorii. Mianowicie uważa, że wszystko, ale to absolutnie wszystko co i jak robimy jest definiowane przez nasz charakter.

- A to nie jest prawda?- zdziwił się Richard. Lara uśmiechnęła się.

- Poniekąd. Doyle, a właściwie już Morrell zaczęła pisać o tym w analizach, wspominając o coraz większej ilości szczegółów. To nie spodobało się komuś na wyższym szczeblu o bardzo wąsko zakrojonym sposobie myślenia. Niestety typ jest nietykalny. Uznał, że Nadine nie trzyma się protokołu i zwolnił ją dyscyplinarnie.

- Tak brzmi oficjalna wersja- wtrąciła gospodyni, kładąc przed nimi dwa kubki czarnego niczym smoła napoju.- Mniej oficjalna zakłada również groźby karalne, jeśli tylko pomyślę o wytoczeniu procesu. Ale mniejsza z tym. W czym mogę pomóc?

- Proszę spojrzeć na te zdjęcia i powiedzieć wszystko, co pani może o mordercy.

Cross wyciągnęła z torebki teczkę ze zdjęciami i podała je kobiecie, która otworzyła szerzej oczy na słowo "morderca". Richard w końcu zrozumiał, do czego zamierzała agentka. Problem w tym, że opinia byłej specjalistki była nieformalna. Na żadnym posterunku policji nie uznano by ją za wartą uwagi, skoro kobieta została zwolniona.

- Chodzi o to słynne morderstwo w Central Parku?- spytała Nadine. Lara przytaknęła.- Zrobię co w mojej mocy.

Kobieta wyciągnęła zdjęcia martwej Josephine Brown z koperty. Nawet się nie wzdrygnęła. Z uwagą studiowała przez chwilę zdjęcie. W końcu wypuściła ze światem powietrze przez usta.

- Pierwszy raz widzę coś takiego- odezwała się po chwili Morrell.

- Co pani może nam o nim powiedzieć?

- Będę używać rodzajnika męskiego, ale tylko ze względu na określenie morderca. Nie jestem w stanie określić płci. Więc on ma wyraźne zaburzenia, pewnie nawet chorobę psychiczną. W przeszłości przeżył traumę, miał trudne dzieciństwo. I jezu... Nawet mi to przez gardło nie chce przejść.

Nadine pobladła jeszcze bardziej. Stone pomyślał, że jeszcze chwila, a będzie przypominała kolorem skóry dziewczynę ze zdjęcia. Mimo niedorzeczności całej tej rozmowy, czekał na ciąg dalszy.

- Niech pani mówi. To dla nas wyjątkowo ważne, jeśli mamy znaleźć tego człowieka.

- To nie człowiek, przynajmniej jeśli chodzi o moralne podejście do tego określenia. To potwór. On... Napawa się cierpieniem swoich ofiar, ale nie robi tego ze względu na własne dobre samopoczucie.

- Więc dlaczego?- zapytała Cross.

- Mogę powiedzieć tyle, że przyświeca mu jakiś cel. Nie wiem jaki. Być może związany z traumą z dzieciństwa. W każdym razie nie cofnie się przed niczym, żeby osiągnąć to, co zrodziło się w jego chorym umyśle.

Rudowłosa dopiła kawę, uśmiechnęła się i podziękowała Nadine za rozmowę. Następnie wyszli z jej domu. Richard podążał za agentkę w nadziei, że zrozumie jej tok myślenia. Niestety tak się nie stało.

- Niczego przydatnego się nie dowiedzieliśmy- zauważył Stone, wsiadając do luksusowego auta.

- Wręcz przeciwnie. Teraz wiemy z kim mamy do czynienia- odparowała rudowłosa z zagadkowym spojrzeniem, którego nie potrafi rozszyfrować.

Richard w żaden sposób tego nie skomentował. Nie wierzył w niemal magiczne umiejętności Nadine Morrell. Profilerka miała do dyspozycji jedynie zdjęcia z miejsca zbrodni. To że sprawcą był morderca o zapewne trudnej przeszłości, było jasne jak słońce. Niemal każdy, wyróżniający się z jakiegoś powodu morderca miał niełatwe życie. Prawda była taka, że ludzie wiodący szczęśliwe życie mogli spowodować najwyżej nieszczęśliwy wypadek, którego wynikiem będzie czyjaś śmierć. Tacy ludzie nie planowali zawiłych, pozbawionych logiki zbrodni.

*****

Jakiś czas później Stone ze znużeniem popijał kawę ze Starbucksa. Razem z agentką odwiedzili kilkanaście parkingów. Na większości z nich nie mieli kamer, więc zebrali naprawdę niewiele zapisów z monitoringu. Pracownicy również nie okazali się szczególnie pomocni. Nikt nie kojarzył osoby z ciałem i workami z krwią, ani nawet takiej, która czysto potencjalnie mogłaby za to odpowiadać. Ten dzień był, kolokwialnie mówiąc, gówniany. Na szczęście mieli przed sobą tylko jeden, ostatni parking w szacowanym przez nich obszarze.

- Dziesięć dolców za godzinę- oznajmił mężczyzna z budki, kiedy podeszli do okienka.- Płatność gotówką. Terminal się zepsuł.

- Przyszliśmy w innej sprawie- odparł Richard, a następnie wyrecytował zwyczajową formułkę. Przedstawił się, podkreślił swój stopień w policji nowojorskiej i pokazał odznakę. Potem tak samo przedstawił agentkę oraz krótko omówił przyczynę rozmowy. Postanowił wziąć sprawy w swoje ręce i jak najszybciej to skończyć. Miał dość jeżdżenia po zapyziałych parkingach w niezbyt przyjemnych okolicach.- Macie monitoring?

- Z tego co wiem, to tak. Powinien działać. Chcecie go teraz zobaczyć?

Rudowłosa przytaknęła. Mężczyzna bez oporów wpuścił ich do budki, odpalił komputer i puścił wskazane przez nich nagranie. Przez chwilę nie widzieli nic podejrzanego. Ot, zwykły świecący pustkami parking.

- Cofnij o powiedzmy pięć sekund- wtrąciła się w pewnej chwili Cross. Mężczyzna wykonał jej polecenie.- Jeszcze trzy, a potem zatrzymaj.

W końcu Richard dostrzegł to, co ona. Nawet słaba jakość nie była w stanie zamaskować mokrej plandeki z czerwonym nalotem w jednym rogu. Parkingowy, który akurat wtedy pracował nie zauważył tego, ponieważ ledwie utrzymywał otwarte powieki.

- Mamy twarz- powiedział Richard z triumfalnym uśmiechem. Czas zmazać pasmo niepowodzeń, które towarzyszyło mu od początku pracy w komendzie na Manhattanie, pomyślał.

Po chwili przesłali materiał do centrali. Tak nazywano gabinet najlepszego informatyka na komendzie. Richard polecił mu, żeby zidentyfikował, a następnie sprawdził podejrzanego. Nie spodziewał się wieści, jakie spotkały go po powrocie do swojego biura.

- Ja pierdolę- wysapał Lewis, kolega z pracy. Stone spojrzał na niego pytająco.

- Co jest? Wróciłeś do treningów po dłuższym czasie?- zażartował Richard.

- Nie robię sobie żadnych przerw od treningów- oburzył się jego rozmówca.- Biegnę prosto z centrali. Cała komenda o tym mówi. Chodzi o tego faceta z monitoringu.

- Namierzyliście go?

Blondyn uśmiechnął się trochę niezręcznie i przeczesał ręką włosy.

- Tak. Tyle, że ten facet nie żyje od kilku miesięcy.

Richard otworzył szerzej oczy ze zdziwienia. Od razu poszedł do centrali. Tam dowiedział się nieco więcej. Zabójca miał świetną charakteryzację i świadomie wykorzystywał twarz nieboszczyka. W jednej chwili cała radość Stone'a przemieniła się w złość. Z jego ust mimowolnie wypłynęła wiązanka przekleństw. Mieli problem, całkiem spory, nawiasem mówiąc.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro