II - Zay Z'Khar Jedno serce - dwa ciała

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Autor:Lili_LightAngel
Tytuł: Zay Z'Khar Jedno serce - dwa ciała
Gatunek: fantasy 

"Zay Z'Khar Jedno serce - dwa ciała" to niezwykle klimatyczne high-fantasy autorstwa @Lili_LightAngel, zachwycające drobiazgowymi opisami i misternie stworzonym a następnie sportretowanym światem przedstawionym. Jako pierwsza rzuca się w oczy bardzo estetyczna okładka, przedstawiająca zmierzającego leśną, nieco mroczną ścieżką wędrowca. Kobieca twarz w tle świetnie wkomponowuje się w pozostałe elementy. Jedynie żółty napis "Zay Z'Khar" z jakiegoś powodu wydaje mi się nieco zbyt krzykliwy, odstający. Jest to jednak drobne uczucie i nie zaburza bardzo pozytywnego odbioru całości grafiki. Myślę, że gdyby kolor czcionki był delikatnie ciemniejszy, mogłoby być lepiej, jednak uważam tę kwestię za szczegół. Okładka idealnie pasuje do treści; zarówno przedstawienie głównego bohatera, jak czuwającej nad nim Ellelet pasuje do mojego wyobrażenia, podobnie jak otaczający ich dziki las. Myślę, że jest to dobry pierwszy krok do wprowadzenia odbiorcy w klimat omawianego fantasy.

Opis niesamowicie mi się podoba, a w tej kwestii zazwyczaj trudno mnie zadowolić. Jest - na moje standardy - idealnie rozbudowany i posiada zarówno elementy wprowadzające do świata, jak i przedstawiające bohaterów. Zawiera również element intrygi, zapowiada wartką akcję, a do tego w zdaniu dotyczącym "wyszczekanej elfki" sygnalizuje, że pojawią się elementy komediowe. Do tego nie można mu odmówić waloru artystycznego - kolejne zdania i części składniowe pasują do siebie; stanowią jedność, a do tego pojawiają się epitety, których ani nie jest zbyt wiele (mogłyby sztucznie przedłużyć opis), ani zbyt mało, by zbudować klimatyczne wyobrażenie zapowiadanych wydarzeń i pozytywny odbiór stylu twórcy. Kiedy wróciłam do opisu po przeczytaniu opublikowanych rozdziałów, doszłam jednak do wniosku, że skupia się w większości na wydarzeniach w pierwszych rozdziałach (motyw kary za łamanie zasad Druidów). Myślę, że warto by było dodać coś więcej o klątwie i intrydze nekromanty oraz Filiana - są to elementy, na których w mojej ocenie opiera się akcja. Niestety, muszę się przyczepić nieco do interpunkcji: myślę, że w dosyć długim zdaniu złożonym we fragmencie "Jednak igranie z zasadami Wielkiego Druida, nie może trwać wiecznie [...]" nie powinno być przecinka. Podobnie w zdaniu "Czy więź, jaką stworzyła, wypowiadając Zakazane Inkantacje, zdoła [...]" nie powinno być przecinka pomiędzy "stworzyła" a "wypowiadając". Sugerowałabym też usunięcie przecinka pomiędzy wyrazami "więź" a "jaką". Zdania są długie i zbyt duża ilość przecinków strasznie zaburza płynność czytania, nawet jeśli teoretycznie pasują do określonego fragmentu zdania. Zwróciłam również uwagę na to, że ostatnie zdania pierwszego i drugiego akapitu zaczynają się wyrazem "jednak", a w trzecim akapicie, przy pytaniach retorycznych, powtarza się określenie "zdoła". Z początku chciałam wytknąć powtórzenie, jednak analizując budowę opisu odkryłam, że wynika z porównania dwóch bohaterów; wymienione wyrazy raz odnoszą się do Ellelet, potem są powtarzane w stosunku do Areda, w ten sposób podkreślając pewną analogię, połączenie losów tych postaci. Dla jednych powtórzenia mimo wszystko pozostaną elementem, który upraszcza tekst i sprawia, że staje się monotonny, a ktoś inny może zinterpretować je podobnie jak ja; osobiście pozostaję przy przekonaniu, że nie zakłócają tekstu. To od autora zależy, czy chce pozostać przy takiej koncepcji, czy też wolałby wzbogacić opis.

Myślę, że bardzo ważne jest podkreślenie, że tekst... żyje. Autorka pozostaje w kontakcie z czytelnikami w komentarzach; odpisuje, odpowiada na pytania, dyskutuje, wyjaśnia i wprowadza sugerowane zmiany. Z mnóstwem energii poświęca czas na zbudowanie relacji pomiędzy twórcą a odbiorcą, co w mojej ocenie jest ważne w odbiorze całości. Przez tygodnie, w czasie których zajmowałam się tą pracą zmieniło się kilka scen, a także została poprawiona część błędów technicznych. Zwróciłam uwagę na to, że praca jest pod dobrą opieką - grupa osób w komentarzach czuwa nad poprawnością tekstu z niebywałą dokładnością. Z błędów, które znalazłam i które omówię później, zdecydowana większość została już przez kogoś wskazana. Trochę szkoda, że autorka nie poprawia ich w miarę na bieżąco, jednak przy ogromie tekstu to zrozumiałe. Chciałabym jednak ostrzec przed bezkrytycznym przyjmowaniem proponowanych wskazówek; dostrzegłam kilka komentarzy, których autorzy wytykają błędy, których w mojej ocenie nie ma, a rozwiązania, które proponują, moim zdaniem "zepsułyby" określony fragment. Oprócz zawartości rozdziałów, znacząco poprawiła się ich nawigacja, do której początkowo chciałam się trochę "przyczepić". Na obecny moment, poszczególne części mają bardzo logiczną kolejność - zostały prawidłowo ponumerowane oraz mają podobną objętość - choć muszę przyznać, że na początku były bardzo długie, potem stawały się coraz krótsze, by około rozdziału jedenastego, znów mieć dosyć wyczerpującą długość. Mimo tego jestem zdania, że są odpowiedniej długości, jednak niektóre mogą kogoś delikatnie męczyć objętością - szczególnie, że na przestrzeni rozdziałów pojawia się wiele opisów zbudowanych z długich zdań wielokrotnie złożonych. Znacznie łatwiej będzie "połknąć" krótkie fragmenty i zrobić sobie chwilkę przerwy, by potem z nową dawką energii "wgryźć się" w kolejną partię tekstu. Zjawisko to wykorzystują zresztą najnowsze wydane publikacje, zwłaszcza na angielskim rynku. Piszę jednak o tym głównie w celach informacyjnych; nie uważam, by długość rozdziałów stanowiła jakikolwiek problem. Autorka rozdziela poszczególne fragmenty za pomocą obszernych akapitów blokowych i asterysków (gwiazdek), co poprawia komfort czytania. Oprócz tego odbiór pracy umilają umieszczone na początku rozdziałów grafiki (bardzo drobny szczegół, jednak cieszy tego, kto zwróci uwagę) oraz umieszczona na początku dzieła mapa świata przedstawionego. Jest bardzo pomocna w wizualizacji podróży bohaterów - świetny pomysł! Wizualnie wygląda bardzo estetycznie i czytelnie - przypomina dzieło wykonane samodzielnie w programie Inkarnate, chociaż mogę się mylić. Zawiera elementy, które pojawiają się na przestrzeni fabuły. Nie jest ich zbyt wiele; nie jest przesycona niepotrzebnymi szczegółami, dzięki czemu łatwo się w niej połapać i zapamiętać najważniejsze szczegóły. Do tego, na końcu została umieszczona poprzednia okładka - ciekawy dodatek, pozwala czytelnikowi porównać dwie grafiki, a do tego cieszy oko. Zauważyłam jednak, że wraz z dodawaniem kolejnych rozdziałów, część z okładką pozostaje w tym samym miejscu, pomiędzy rozdziałem piętnastym a szesnastym. Myślę więc, że dopóki dzieło nie jest skończone, lepiej będzie umieścić starą okładkę na początku, by nie musieć co chwilę jej przesuwać i dopiero później, gdy kolejne rozdziały nie będą już wrzucane, umieścić ją na końcu.

Estetyka pracy jest na wysokim poziomie i zachęca do czytania, a aktywność twórcy budzi podziw i ułatwia zbudowanie więzi pomiędzy autorem a czytelnikiem.
_______________________

Co jest największym atutem pracy? W mojej ocenie to finezyjnie wykreowany świat przedstawiony, w którym z niesamowitą precyzją zadbano o wszelkie możliwe szczegóły. Trudno znaleźć mi jakikolwiek defekt, ponieważ portretowana rzeczywistość nie ogranicza się jedynie do aspektu geograficznego; duży nacisk kładziony jest na różnice społeczne, kulturowe, ustrojowe i administracyjne (jeśli mogę tak to nazwać) dzielące lub łączące mieszkańców poszczególnych krain. Jednocześnie czytelnik nie zostaje "zasypany" pojęciami, których nie jest w stanie zapamiętać. Informacje dawkowane są bardzo naturalnie i co jakiś czas niezauważenie się powtarzają, co sprawia, że odbiorca przyswaja je zupełnie nieświadomie, bez wysiłku. Pojawiają się również szczegóły, które w mojej ocenie zachwycą, może zaintrygują pasjonatów high-fantasy. Oddziałują na wyobraźnię i oddają pełny obraz powoływanej do życia rzeczywistości. Pierwszy rozdział, zatytułowany "Sala Przejścia" wita czytelnika niezwykle dokładnym obrazem niebiańskiej struktury społecznej - poznajemy rodzaje aniołów, ich hierarchię, zadania oraz miejsce, jakie w tej strukturze zajmuje główna bohaterka. Oprócz tego zauważyłam też, że anielskie imiona są bardzo charakterystyczne - zupełnie odmienne od imion innych istot. Pojawiają się też drobne "smaczki", jak na przykład aluzja białej sali do światła widzianego na końcu tunelu - dla mnie bardzo obrazowa i piękna, lub opis ulubionych kwiatów Dobrego oraz ich znaczenia, czy też przedstawienie kolejnych bóstw, w tym na przykład intrygującego Umbry. Przyznam szczerze; styl autorki oraz dokładny, wyśmienity opis niebiańskiej architektury (zwróciłam uwagę na motyw harmonii, kolumn i geometrii, przez co ta zaczęła mi się kojarzyć z budowlami starożytnego Rzymu, lub ogólniej, klasycyzmem w sztuce europejskiej) oraz wykorzystanie jej do naturalnego wprowadzenia panteonu bóstw (dokładnie opisane rzeźby) zrobiły na mnie olbrzymie wrażenie. Wykreowany klimat niebios był niezwykle patetyczny, podobnie jak nieco sztywne zachowanie głównej bohaterki. Trochę zaburzyło to zachowanie Eschatiela, anioła pilnującego Świętych Ogrodów. "Braciszek" Ellelet sprawił wrażenie dosyć... energicznego jak na wieczne istoty, których doniosłość zostaje podkreślona opisami. Podobnie Najwyższy, który karci naszą anielicę za sztywne zachowanie i sprawia wrażenie całkiem "wyluzowanego" - a to w kontraście z niezwykle długim, zapierającym dech w piersiach opisem rzeźb, piękna i podniosłości Niebios. To dobrze, czy źle? Prawdę mówiąc, odpowiedź zależy od tego, jaki efekt chce uzyskać twórca - czy powaga głównej bohaterki ma ją odróżniać od mniej stonowanej reszty rasy, czy też powinna być jedynie odrobinę bardziej stateczna, przez co niemal "idealna". Nie mogę jednak zaprzeczyć, że zachowanie i podejście do rzeczywistości aniołów zdecydowanie różni się od pozostałych ras, co zostaje absolutnie genialnie przedstawione w kolejnych rozdziałach poprzez przedstawienie refleksji Ellelet. Niezwykle spodobało mi się również to, że do świata niebios wracamy ponownie jakiś czas później - w rozdziale szóstym. Pod pozorem opisania sceny narodzin Ellelet, autorka ukazuje nam jeszcze więcej drobiazgowych szczegółów o życiu niebiańskich istot oraz bardziej przybliża nam szczegóły architektoniczne, dbając o nawet z pozoru najmniej ważne szczegóły. Jednocześnie nie męczy przy tym czytelnika - fragment wspomnianego rozdziału jest stosunkowo niedługi w porównaniu z rozdziałem pierwszym; czyta się więc go przyjemnie i płynnie.

Czy jest coś, do czego mogłabym mieć jakąś drobną uwagę w kwestii aniołów? Zastanawiała mnie ich cielesność - to w teorii eteryczne byty, a jednak Athaniel na przykład "lądował z hukiem", a Ellelet w czasie spotkania z Mortinusem w rozdziale jedenastym siada na ławce. W teorii można łatwo sobie na to odpowiedzieć, jednak myślę, że fajnie byłoby dodać przynajmniej jedną-dwie krótkie sceny, w których pojawią się refleksje anielicy nad eterycznością. Uważam, że to również dobry motyw na bardzo piękną, bogatą artystycznie dygresję, która jednocześnie pomoże czytelnikowi zrozumieć, czym tak naprawdę jest bohaterka. Niezbyt zrozumiałam też, jaka jest ilość Aniołów Światła - z pierwszego rozdziału wynikało, że istnieje tylko Ellelet, Eschatiel i Athaniel, jednak później została jeszcze wspomniana "wychowawczyni" Eschatiela. Prawdę mówiąc, pogubiłam się nieco w niezwykle dokładnej, zawiłej hierarchii niebiańskich istot. Być może jest to spowodowane wymagającą długością zdań w rozdziale pierwszym (lub długością samego rozdziału). Chyba zbyt wiele informacji zostało pokazane naraz i myślę, że pewną część możnaby z powodzeniem umieścić w formie retrospekcji lub refleksji Ellelet w dalszych częściach. To zależy jednak od odbiorcy - jeśli twórca chce trafić do grupy zafascynowanej światotwórstwem, tekst jak najbardziej może zostać na swoim miejscu.

Oprócz Niebios, najciekawiej zostały opisane społeczności Druidów oraz Mrocznych Elfów (Nebri). Uderzyło mnie to, jak niezwykłą uwagę twórca poświęcił kwestii ustroju oraz podstawowych mechanizmów społecznych - u druidów króluje teokratyzm, a władzę sprawuje Wielki Druid, natomiast u Nebri - matriarchat, na którego czele stoi Matrona. Oba zostały szczegółowo opisane, z uwzględnieniem pozostałych struktur społecznych - w przypadku Nebri fascynował sposób przekazywania władzy - przejęcie "korony" poprzez zwycięstwo w pojedynku, w którym dosłownie "cel uświęca środki" oraz związane ze zwycięstwem zwyczaje, a także funkcjonowanie innych struktur, jak na przykład Zakonu Królowej Cienia, budzi olbrzymią ciekawość. Przyznam szczerze, żaden opis dotyczący świata przedstawionego nie wciągnął mnie tak jak ten o Nebrie w rozdziale ósmym. Oprócz tego, że opis świata i jego architektury jest niezwykle bogaty i oddziałuje na wyobraźnię, zaintrygował mnie panujący tam odwrócony seksizm - parafrazując bohaterkę, "bezkarnie zabijać można tylko mężczyzn i niewolników". System moralny, oparty na dosyć szalonej, bezwzględnej wersji utylitaryzmu zaskoczył mnie swoją surowością. Ten niezwykle oryginalny pomysł intryguje i robi gigantyczne wrażenie! Zastanowiło mnie jedynie przedstawienie świata elfów jako "bezklasowego". Zauważyłam, iż pomimo, że niby każdy odpowiada za swój los, i tak są ci, którzy żyją w biedzie, jak i ci, którym powodzi się lepiej - różnica jest w sumie jedynie taka, - kolokwialnie rzecz ujmując - że nikogo nie obchodzi ich przetrwanie. Tu nie ma miejsca na słabość, czy przyjaźń - co świetnie przekazuje historia objęcia władzy przez Araneę Waleczną, morderczynię najlepszej przyjaciółki a zarazem poprzedniczki - Igny Walecznej.

Jednak większą rolę w książce odgrywa przedstawiona jako pierwsza społeczność druidów, w której wychował się główny bohater. W zamyśle jest to miejsce, które w dosyć łagodny sposób pokazuje nam, do czego może doprowadzić fanatyzm religijny przywódcy. W kreacji wioski zamieszkanej przez stosunkowo niewielką społeczność twórca szczególną uwagę poświęca lokalnym obyczajom i kwestii religijnej. Pierwszy opis (chodzi mi o ten w rozdz.3), wprowadzający czytelnika do realiów wioski, skupia się właśnie na społeczności druidów. Myślę, że w porównaniu z przedstawieniem niebios, w którym został uwzględniony każdy najdrobniejszy detal najmniejszego posągu, jest skromniejszy i zasługuje na większe rozbudowanie. Może nie do tego stopnia, co w rozdziale pierwszym, w którym ilość szczegółów przytłaczała, jednak zabrakło mi dokładniejszego przybliżenia, czym się zajmowali obdarzeni i nieobdarzeni magią mieszkańcy, jakie występowały podziały między nimi i określenia stopnia różnorodności. Narrator skupił się jednak bardziej na tradycjach - co również robiło wrażenie.

Wytknięte przeze mnie braki zostały częściowo naprawione w rozdziale czwartym, w którym pojawiają się "chłopi" - ludzie, którzy nie uprawiają magii. Zafascynowała mnie różnica pomiędzy mową druidów a pracujących w polu mężczyzn - zauważyłam, że każda mniejszość społeczna w pracy posługuje się nieco innym językiem. Ten niesamowity, świadczący o dokładności, umiejętnościach i kreatywności twórcy element powtarza się w wielu innych fragmentach, jak na przykład w licznych scenach rozmów Areda z mieszkańcami Yew (na przykład, gdy miejscowy nie rozumie znaczenia użytego przez bohatera słowa "kompozycja" i w naturalny, swobodny sposób zwraca na to uwagę; tak samo specyficzna wymowa Eberta). Jest również wyczuwalna - choć nie zostaje tak podkreślana, jak w przypadku dialogów z bohaterem (i dobrze, byłoby to sztuczne) - na przykład w rozdziale poświęconym przedstawieniu świata mrocznych elfów - istoty te używają czasem archaizmów, takich jak "niepowetowana strata" (szczególnie królowa wyraża się wyraźnie odmiennie).

Wracając do społeczności Druidów: jest ona zamknięta, mocno alienowana. Na początku jej ocena jest neutralna, jednak szybko, gdy zbliżamy się do skrzywdzonego obowiązującym systemem bohatera, zaczynamy dostrzegać gigantyczne nierówności, niesprawiedliwość i obłudę religijnego, niby "idyllicznego" miejsca. Z czasem nasza ocena staje się bardzo negatywna - wpływa na to nie tylko protagonista, ale indywidualna opinia czytelnika, kształtowana przez takie sceny jak na przykład niezwykle dokładnie, pięknie i szczegółowo opisana, bardzo obiektywna scena obchodów miejscowego święta - Nocy Błogosławieństw. Zafascynowało mnie to, że w zasadzie sama wyrobiłam sobie negatywne zdanie o dzieciach uczących się na pamięć przysiąg naznaczonych fanatyzmem religijnym i niesprawiedliwym podziale, przez który ludzie nieobdarzeni talentem magicznym mogą jedynie usługiwać bawiącej się grupie.

Bardzo spodobało mi się przedstawienie Zielonego Księstwa Yew, choć znalazłam w nim kilka sprzeczności. Bardzo pozytywnie odebrałam sposób i dokładność, z jaką stopniowo były wprowadzane kolejne szczegóły, jak na przykład postać Ursaha lub sposób, w jaki zostało uporządkowane życie codzienne mieszkańców, ich światopogląd i wykształcenie. Zastanowiło mnie jednak pojawiające się na początku określenie "barbarzyńcy", które kontrastuje z uporządkowanymi, "grzecznymi" opisami na przykład organizacji finansowej. Bank i jego funkcjonowanie wydaje mi się niezwykle dokładny i współczesny. Przypomina dzisiejszy system podatkowy, a nie "barbarzyński" czy "średniowieczny". Później autorka wyjaśnia, że to niefortunne określenie ma źródło w pochodzeniu etnicznym społeczności, jednak myślę, że można je wykorzystać w nieco inny sposób; poprzez przedstawienie nastawienia bohaterów, refleksji Areda lub innej postaci nad tym, czy jest owa "barbarzyńskość". Na pewno polowanie dla jego rodzimej kultury było zbrodnią i myślę, że można by ten fakt jeszcze bardziej podkreślić (na przykład wykorzystując postać Styliana, który w końcu był kiedyś znaczącym Druidem). Zabrakło mi refleksji na ten temat, choć zamiast tego praca oferuje liczne podkreślenia różnic kulturowych, zarówno w sposób mocno bezpośredni (widoczny w czasie obchodów urodzin Grany) lub dostrzegalny dla czytelników wrażliwych na szczegóły, na przykład w czasie niemal każdej wymiany zdań Areda z miejscowymi. Oprócz tego, sądzę, że dobrze byłoby też odpowiedzieć na pytanie: co sprawia, że mieszkańcy Yew są za takowych uważani? Może w przeszłości napadali na inne plemiona? Lub podpadli komuś wpływowemu, kto zaczął siać przeciwko nim negatywną propagandę? A może jakiś znaczący dostojnik został brutalnie zamordowany przez miejscową grupę rozbójników, co odbiło się echem na cały świat? Nie chodzi mi oczywiście o to, że obecne rozwiązanie oceniam negatywnie! Uważam je za bardzo dobre, jedynie staram się delikatnie podpowiedzieć, jak udoskonalić dzieło.

Spodobał mi się system "rasowy" i "magiczny". Narrator posługuje się barwnymi porównaniami, które ułatwiają zrozumienie przedstawionego świata, jak na przykład porównanie do czarowania do tkania w rozdziale jedenastym. Informacje dawkowane są powoli, w taki sposób, by czytelnik nie został zasypany zbyt dużą ilością wiadomości, a jednocześnie odpowiednio wcześniej, by zdążył się z nimi "oswoić" - jak na przykład w przypadku wprowadzenia wątku smoków i magicznych kul - Orb - lub w kwestii magicznych kolczyków głównego bohatera. Zauważyłam jednak, że aby naturalnie wprowadzić kolejne szczegóły, twórca posługuje się najczęściej jedną techniką: to inny bohater opowiada o nich Aredowi. Bardzo sprytne i mądre doświadczenie, które można uzasadnić wychowaniem w zamkniętej wiosce, jednak mam wrażenie, że momentami nieco umniejsza jego zdolnościom. Wiadomo, najlepszy bohater to taki, który popełnia błędy, jednak czy ktoś, kto od dziecka interesuje się miksturami weźmie ze sobą jedynie eliksir pozwalający widzieć w ciemności? Ja osobiście pewnie wzięłabym wszystkie "przydatne" eliksiry w zasięgu wzroku, a później zostałabym zapewne obśmiana i nie użyłabym niczego, ewentualnie jeden-dwa specyfiki zostałyby uznane, choć i to z dystansem. Nie jest to jednak w pełni uzasadniony zarzut: nie mogę zaprzeczyć, że mimo tego nagłego spadku umiejętności i gigantycznej niewiedzy, bohater wciąż pozostaje tak samo inteligentny; potrafi myśleć, insynuować, przewidywać i zadawać mądre pytania.
_______________________

Już od pierwszego rozdziału moją uwagę zwrócił niezwykły styl autorki; bardzo szczegółowe, wyrafinowane opisy na bardzo wysokim poziomie budzą duży respekt i świetnie oddziałują na wyobraźnię. Natomiast zastosowana trzecioosobowa narracja potrafi być zarówno subiektywna, mocno oddziałując na uczucia odbiorcy, jak i obiektywna, pozostawiając pole do interpretacji - osiągnięcie takiego efektu uznawane jest za niezwykle trudne. Zauważyłam, że największa uwaga została poświęcona sportretowaniu otaczających bohaterów elementów; zarówno naturalnych, jak i tych wytworzonych przez człowieka elementów krajobrazu. Pozytywnie zaskoczyła mnie niezwykła dbałość o szczegóły - szczególnie zachwycił wspomniany wyżej opis świata Mrocznych Elfów, ale do najlepszych fragmentów zaliczam także rozdział dziesiąty, który po prostu skradł moje serce, oraz interesujące porównanie Ellelet i Fenny wynikające z kontrastem pomiędzy refleksją o śniegu w środku rozdziału szóstego, a pierwszymi zdaniami rozdziału ósmego na ten sam temat.

Odniosłam jednak wrażenie, że przez skupienie na ekspozycji wszystkich detali tak misternie wykreowanego świata, ucierpiała kwestia fabularna. Prawdę mówiąc, poczułam, że "coś się dzieje", a więc rozpoczęła się akcja, dopiero od rozdziału siódmego. Od tego momentu nie mam już absolutnie nic do zarzucenia - zaczyna robić się interesująco, a jednocześnie stylistyka pozostaje na bardzo wysokim poziomie. Skupię się więc na tym, czego zabrakło mi wcześniej: narrator bardziej niż na trzydziestu latach życia bohatera skupił się na rozpisaniu o otoczeniu. W kilku rozdziałach pojawiają się gigantyczne przesunięcia czasowe, a ważne kwestie dotyczące życia bohaterów zostają całkowicie pominięte bądź jedynie wspomniane. Zamiast tego otrzymujemy bardzo piękny, pobudzający wyobraźnię, ale boleśnie długi i nie wnoszący nic do fabuły opis budowy domu, lub przejścia przez całe (oczywiście dokładnie sportretowane) miasto do banku, po to, aby szczegółowo omówić panujący w świecie przedstawionym system finansowy. To wspaniale świadczy o twórcy, że dba o takie szczegóły, ale nie kosztem długaśnych rozdziałów, które nic nie wnoszą! Czego dokładnie mi więc brakowało? Myślę, że lekko został zaniedbany aspekt refleksji, zmian emocjonalnych bohaterów (z wyjątkiem Ellelet i Filiana, których przemiana i stan emocjonalny jest w mojej opinii ukształtowany absolutnie perfekcyjnie). Myślę, że to ogólna uwaga, odnosząca się do całości, jednak w kilku fragmentach ten brak czuć wyraźniej. Chronologicznie, chciałabym skupić się na bardzo zdystansowanym fragmencie kończącym rozdział trzeci. Gdy skłócony z wioską Ared zostaje wygnany, nie mamy informacji o jego losach. Jak reagował na ludzi - on, dawny mieszkaniec zamkniętej na obcych społeczności? Jak się czuł? Nie chodzi mi rzecz jasna o to, by męczyć czytelnika długim opisem każdej sytuacji mającej miejsce od znalezienia rannego chłopaka w lesie aż do opuszczenia przezeń klasztoru. Podoba mi się zdystansowana narracja, ale wplotłabym w nią pojedyncze zdania, takich jak: "Z początku, gdy patrzył na te obce twarze, czuł ______. Potem jednak, gdy doszedł do siebie, zdał sobie sprawę, że ______ . Ostatecznie postanowił _____ . Zastanawiał się, czy mógłby ______ ". Myślę, że takie - nawet krótkie - wzmianki wzbogacą warstwę emocjonalną bohatera i pokażą czytelnikom, że Ared, podobnie jak Ellelet, przeżywa pewną duchową przemianę.

Następny rozdział skupia się na dalszych losach brata Areda - Styliana i tutaj przeskok czasowy oraz zdystansowany opis ważnych wydarzeń w życiu bohatera dosyć mocno kłuje w oczy. Bohater bardzo szybko dorasta, żeni się i wychowuje dziecko. Oczywiście, rozpisywanie się na ten temat jest zbędne, jednak sądzę, że sposób przedstawienia upływu czasu koniecznie powinien być zmieniony. Jest na to wiele sposobów; na przykład można skupić się na jednej scenie (załóżmy, skupionej czasowo na pierwszych fragmentach, kiedy bardzo młody druid otrzymuje propozycję ożenku) i odnieść się do jakiegoś jednego motywu, (na przykład kwestii wychowania dziecka, coś o obawach Styliana, który, załóżmy, martwi się, czy nie będzie tak surowy jak jego ojciec) i później, pomiędzy innymi opisami, pojawiają się zdania, które się do niego odnoszą (na przykład: "Kiedy x czasu później dowiedział się, że będzie ojcem, lęki powróciły. [...] W momencie, w którym pierwszy raz pokazano mu nowonarodzonego syna, [...]. Z czasem nabrał dystansu, doświadczenia. Życie zdawało się płynąć równym tempem [...]." To oczywiście jedynie luźne propozycje, bardzo ogólne i niedopracowane - nie chcę wkraczać w kompetencje twórcy, jedynie delikatnie wskazać jedno z możliwych rozwiązań. Kolejną rzeczą, jaka mi nie pasowała, było nagłe, niespodziewane pojawienie się Areda, które w dodatku nikogo specjalnie nie zdziwiło. Nie, nie i jeszcze raz: nie. Myślę, że ta postać nie powinna pojawiać się tak nagle; w końcu to wygnaniec, prawda? Uważam, że wyjaśnienie, jak Ared znalazł się w lesie otaczającym wioskę powinno zostać dużo bardziej rozbudowane; osobiście pokusiłabym się o przerwanie fragmentu w momencie, w którym Stylian niespodziewanie spotyka się z bratem, a następnie, umieszczenie retrospekcji z perspektywy Areda - jest to rzecz jasna kolejna moja propozycja z wielu dostępnych opcji. Nieco rozczarowało mnie płytkie przedstawienie losów Shane'a, Areda i Styliana, którzy w zasadzie zostali z niczym i w dodatku muszą ukrywać młodego wilkołaka. Rozumiem, że autorka nie chce się nad tym rozpływać, jednak myślę, że jedna dramatyczna scena dobrze zobrazowałaby rzeczywistość, a później można łagodnie zdystansować narrację, używając zdań takich jak: "Następnym razem postanowili ___ , ale ___ ." "Czasem mieli chęć się podać, jednak wiedzieli, że ____ . " "Z czasem jednak nauczyli się, że ___" . Również wplecenie refleksji i zmieniającego się podejścia do określonych elementów ich nowego życia w mojej opinii mogłaby być pomocna. Zastanowił mnie również brak wprowadzenia relacji Areda z bratankiem: wiemy, że po pewnym czasie łączą ich pozytywne więzi, jednak osobiście jestem bardzo ciekawa, jak Shane zareagował na wygnanego z rodzimej wioski wujka. Czuł niechęć, czy też ciekawość? A jak Ared reagował na obcego dzieciaka, którego spotkało takie nieszczęście? Myślę, że zaledwie kilka zdań mogłoby dobrze wprowadzić ten wątek.

Pomijając kilka zgrzytów, fabułę uważam za interesującą; ponieważ dzieło nie jest zakończone, nie mogę przewidzieć niektórych kwestii, jednak jestem zdania, że jeśli obiecujące wątki zostaną dobrze wykorzystane, zakończona praca będzie naprawdę świetna - uważam, że ma spory potencjał.
_______________________

Które postacie w całej książce uważam za najlepiej zbudowane? Dla mnie są to zdecydowanie Ellelet i... Filian. Anielica zachwyciła mnie retrospekcjami, świetnie wykreowaną, spójną oceną różnych elementów rzeczywistości, często nietypową z powodu podkreślanych różnic rasowych. Jest bohaterką, która stopniowo się zmienia na przestrzeni dzieła i w mojej ocenie wątek ten - przynajmniej jak na razie - został naprawdę świetnie wykonany. Natomiast Filian jako antagonista przedstawia się w negatywnym świetle, by potem, w rozdziale poświęconym jego przeszłości, czytelnik zaczął mu współczuć. Odnajdujemy bowiem wiele nawiązań i podobieństw do Areda; podobnie jak główny bohater, Filian został skrzywdzony przez społeczność kierowaną przez Wielkiego Druida, a także żył w cieniu niezwykle utalentowanego brata. Jego podejście do rzeczywistości (na przykład odświętny ubiór spowodowany prośbą sąsiada o pilnowanie dobytku) jednocześnie śmieszy, smuci i rozczula. Mam jednak jedną uwagę: z pierwszych rozdziałów wynika, że Filian "pokłócił się" z nekromantą i nie chciał mu oddać swojego syna, za co mag śmierci... rzucił klątwę? Wypowiedział złą wróżbę? W każdym bądź razie, wynikało z tego, że Ared miał być tym, który przyczyni się do śmierci Filiana. Lata później, gdy wracamy do tej postaci, Filian służy Nekromancie i nie ma słowa o żadnym dziecku. Prawdę mówiąc, bardzo pogubiłam się w faktach - tym bardziej, że wątek tego bohatera pojawia się w sporych odstępach i część faktów czytelnik po prostu zapomina. Niemniej, jego postać świetnie pokazuje, że nasz antagonista nie "urodził" się złoczyńcą, lecz stał się taki przez otaczających go ludzi, których nienawiść i szyderstwa stopniowo niszczyły jego dobre, naiwne serce. Uważam go za postać z niezwykłym potencjałem, która może nas również wiele nauczyć, wzbudzając emocje i zachęcając do refleksji. Głównego bohatera, Areda, również oceniam bardzo pozytywnie. Jest inteligentny, zdolny, lubi polowania i eliksiry, rozwija się jako krawiec, a wszystko to... po prostu widać - wymienione aspekty naturalnie przewijają się w czasie różnych rozmów i sytuacji. Został dobrze zbudowany, choć czasem brakowało mi szczególnych cech charakteru (oprócz bycia dosyć porządnym facetem, który unika alkoholu i grzecznie płaci podatki) i refleksji względem różnic pomiędzy Yew a rodzimą wioską. Narrator wplata bardzo wiele faktów i szczegółów na ten temat, jednak chodzi mi bardziej o stosunek Areda do nich. Jest smutny z powodu zniszczenia wioski? Czy może przeciwnie, nienawidził jej? Co uważa o mieszkańcach Yew? Jaki ma stosunek do przedstawicieli różnych ras? Podobnie w przypadku innej bohaterki - Fenny; tak samo jak główny bohater żyje w "chorym" systemie i podobnie jak on, żywi do niego dużą niechęć. Jej charakter uważam za doskonale przedstawiony, choć tutaj również zabrakło mi refleksji związanej z różnicami światopoglądowymi. Jak patrzy na "dominujących" wśród ludzi mężczyzn, którzy w jej rodzimym państwie nie posiadają praktycznie żadnych praw? Co uważa o ludziach i ich zwyczajach?

Myślę, że na bardzo drobną korektę zasługuje też wątek relacji omówionej dwójki; sądzę, że proces, w którym elfka pokazuje swoje "roześmiane" i "wyluzowane" oblicze powinien być jakoś rozłożony w czasie - wystarczyłby krótki opis ze zdystansowanej perspektywy. Myślę, że kilka drobnych scenek również byłoby wskazanych, podobnie jak pewna refleksja Areda, przyzwyczającego się do jej obecności.

Postacią, która według mnie najbardziej wymaga pewnego podrasowania (co oczywiście nie oznacza, że została źle zbudowana!) jest Stylian. Został przedstawiony jako świetny brat, pełen energii, utalentowany i oddany druid będący dobrym ojcem, ale jednocześnie pojawiają się sceny, które nieco zaprzeczają tym opisom: na przykład w rozdziale czwartym, gdy w nieco ostry sposób karci obgadujących go chłopów. Zabrakło mi jego refleksji: czy wierzył w słowa Wielkigo Druida? Jaki miał stosunek do innych ludzi: podobnie jak rodzima wioska, lekceważył tych "niższych stanem" niemagicznych, czy też sprzeciwiał się temu niesprawiedliwemu podziałowi - bo jeśli tak, to w jaki sposób? Myślę, że w jego zachowaniu zabrakło mi takiego "pazurka", który byłby dla niego charakterystyczny i w jakiś sposób wyróżniał. Są jednak kwestie, w których jego postać została świetnie pokierowana, jak na przykład troska o syna i załamanie spowodowane masakrą wioski, w czasie której odkrył, że wszystko, czego się uczył całe swoje życie okazało się kłamstwem. W mojej ocenie jest dobrze wykreowaną postacią, którą należy trochę podrasować.

Pozostałych bohaterów uważam za doskonale zrobionych: mają określone zwyczaje, upodobania, sposób mówienia (co najbardziej budzi mój podziw) oraz świetnie tworzą wyobrażenie określonych stanów społecznych. Nie są jednocześnie jedynie bezimiennymi twarzami; pojawiają się kilkukrotnie i czytelnik może sobie o nich wyrobić negatywną lub pozytywną opinię, jak na przykład kucharz Otton lub Ton.

Gdy tak rozmyślałam o wszystkich postaciach, doszłam do wniosku, że niemal wszystkie "ubytki" jakie dostrzegłam w ich przedstawieniu wynikały ze stylistyki. Opisy są przegenialne, ale ucierpiała sfera refleksji i emocji, których w wielu fragmentach trochę mi zabrakło. Wyjątkiem są rozdziały poświęcone Filianowi - szczególnie w rozdziale dziesiątym czułam niesamowite natężenie emocji, które zrobiło na mnie duże wrażenie. Zauważyłam też, że z czasem twórca przykłada tej kwestii coraz większą uwagę, jednak zamiast skupić się na psychice, tworzy świetne opisy uczuć fizycznych, takich jak ból i zimno. Muszę przyznać, że robi to naprawdę świetnie, choć dalej odczuwam w tekście wymienione wcześniej braki.
_______________________

W kwestii poprawności technicznej praca jest na dobrym poziomie - nie zawiera błędów, które utrudniałyby jej odbiór i zniechęcały do dalszego czytania. Zwróciłam jednak uwagę na bardzo dużą ilość pomyłek mających charakter kosmetyczny; są widoczne jedynie dla sprawniejszego oka.

Jako pierwsza rzuciła mi się w oczy interpunkcja - w zasadzie od prologu do ostatniego recenzowanego rozdziału nieustannie występował problem nadmiaru przecinków. Z tego powodu długie zdania brzmią, jakby składały się praktycznie z samych wtrąceń. Oczywiście, jak wspomniałam wyżej, nie były one na tyle rażące by wpłynąć na odbiór całości, jednak myślę, że zdecydowanie warto je poprawić. Spójrzmy na kilka przykładów:

Pomiędzy wyrazem "starcia" a "zaatakować" nie powinno być przecinka; podobnie pomiędzy "durnie" i "sami"; oprócz tego: "ciągnąc', nie "ciągnąć".

Tutaj usunęłabym przecinek z pierwszego zdania, a z drugiego najchętniej wszystkie z wyjątkiem pierwszego. Nie jest to konieczne; ostatecznie wystarczy usunąć drugi i trzeci, by osiągnąć harmonię.

Z kolei ten przykład w mojej ocenie świetnie ilustruje nadmierną, niepotrzebną ilość wtrąceń. Spójrzmy na zdanie: "Gniew, jak mawiał jego mentor, bywa przydatny." Przecinki są tutaj na swoim miejscu; w bardzo uproszczony sposób wyjaśnię, że oddzielona przecinkami "część" zdania "rozdziela" zdanie "Gniew bywa przydatny". Gdybyśmy odwrócili kolejność i stworzyli zdanie "Jak mawiał jego mentor, gniew bywa przydatny", również zastosowalibyśmy przecinek, na co wskazują np. różne czasy. Natomiast gdyby podobnie "odwrócić" trzecie zdanie, w którym przecież również zastosowano identyczne wtrącenie, powstanie nam: "W pozostałych przypadkach szkoda było jednak tracić [..]. "Jednak" pełni tutaj funkcję partykuły, co oznacza, że nie należy wstawiać przed nim przecinka. A poza tym, sugerowałabym nie rozpoczynać zdań od partykuł i spójników - odniosę się do tego jeszcze później.

W tym przykładzie, w pierwszym zdaniu występuje zasada omówiona wyżej - przed "jaką" nie powinno być przecinka. Część: "Pomimo tej całej powagi jaką teraz sobą reprezentowała i postawy godnej żołnierza na placu ćwiczebnym" jest jednym zdaniem składowym, a drugie brzmi: "jej głos nadal zdradzał wyraźne oznaki ekscytacji"; w dalszych częściach tego zdania przecinki są już na swoim miejscu. W kolejnych zdaniach analogicznie - część przecinków powinno się usunąć. Oczywiście nie zawsze ich obecność wynika z błędu! W naszym języku w wielu przypadkach dopuszczalne jest używanie przecinków wedle uznania, co pozwala twórcy na kształtowanie interpretacji zdania oraz akcentowanie określonych elementów, jednak w wielu fragmentach jest ich po prostu wizualnie zbyt dużo.

Powyższy fragment obrazuje jeszcze dwa inne błędy - po pierwsze, w całej pracy zaobserwowałam sporo powtórzeń wyrazów "jaki", "jaka", "jakie", a rzadziej "jeśli". Zauważyłam też, że autorka unika używania wyrazu "który" lub "kiedy". W mojej ocenie, zdanie: "[...] podniecenie, które ją ogarniało za każdym razem, kiedy coś, o zgrozo, wydało [..]." brzmiałoby o wiele lepiej od jego obecnej formy.

Oprócz tego zauważyłam w pracy powtarzający się nadmiar zaimków - widzimy, że w drugim akapicie powyższego przykładu różne formy "jej" powtarzają się w sumie trzykrotnie. Jest to zbędne - domyślamy się, o kogo chodzi, a nawet gdyby nie, wskazuje na to żeńska forma czasownika.

Tutaj z kolei nie powinno być przecinka pomiędzy wyrazami "topora" i "głęboko" oraz "ta" i "schyliła się". Chciałabym zatrzymać się dłużej przy tym przykładzie, ponieważ świetnie ilustruje kolejny często powtarzający się defekt, na który zwróciłam uwagę. Autorka nadużywa imiesłowów przysłówkowych współczesnych (to te zakończone na -ąc). Ten rodzaj imiesłowów wskazuje na dwie czynności wykonywane w jednym momencie lub jedną wykonywaną po drugiej. Zazwyczaj są wykorzystywane w tej pracy w poprawny sposób - choć zdarzają się wyjątki - ale mimo, że są bardzo pomocne i często pozwalają skrócić zdanie oraz uniknąć powtórzeń, ich nadmiar zakłóca czytelność tekstu.

Pozostając na płaszczyźnie interpunkcji, zwróciłam uwagę na pewne powtarzające się błędy. Zauważyłam, że często brakuje przecinka przed spójnikiem "że", natomiast pojawia się niepotrzebnie przed wyrazem "były"/"był". Chciałabym odnieść się też do braku zróżnicowania znaków interpunkcyjnych - myślę, że nadwyżkę przecinków z powodzeniem można zastąpić myślnikami, na przykład, aby wyodrębnić z wypowiedzenia wtrącenie lub zaznaczyć pominięcie domyślnego członu zdania. Natomiast bardzo długie zdania - szczególnie przy opisach - dobrze by było rozdzielić kropką, oczywiście w racjonalny sposób. Oprócz tego warto by było korzystać z wielokropków (choć te akurat się pojawiają) lub często zapominanych średników, które świetnie pomagają w oddzieleniu samodzielnych części wypowiedzenia. Takie drobne urozmaicenie wpłynęłoby korzystnie na płynność i wizualną jakość tekstu.

Nie uważam, aby błędy interpunkcyjne były tragiczne; sama bez przerwy mam z nią problemy, ponieważ w języku polskim ma zawiłe, często niejasne zasady. Myślę, że powinny zostać poprawione w trakcie przyszłej korekty, ale nie powodują jakiegoś silnego dyskomfortu.

Na przestrzeni pracy pojawia się wiele powtórzeń pewnej puli tych samych wyrazów - czytając odniosłam wrażenie, że jej autor niezwykle lubi na przykład spójnik "jaki" we wszystkich możliwych formach. Uważam, że warto zamienić ten wyraz na "który" (o czym wspomniałam wyżej) lub zastąpić go odpowiednią formą czasownika. Spójniki często rozpoczynają zdania - generalnie jest to dopuszczalne, ale często wywołuje mieszane uczucia, przez co autorzy stosują ten zabieg z rozwagą. Z początku takie zdania pojawiały się głównie na końcu akapitów i sądziłam, że był to celowy zabieg zachęcający do jakiejś refleksji, jednak z czasem, gdy zauważałam kolejne zdania rozpoczęte od "Ale", "Albo", "Jak", "A", "I","Jednak" lub "Który", zaczynało mnie to irytować. Jasne, teoretycznie nic nie zabrania nam rozpoczynać zdania spójnikami, jednak zwyczajowo jesteśmy nauczeni stosować je w środku zdania i wyglądają nienaturalnie, tworząc często zupełnie nielogiczne wrażenie, jakoby kropka pomiędzy dwoma odrębnymi zdaniami "przecięła" zdanie złożone na pół. Pojawiły się także inne zdania "nienaturalnie przecięte", w których kropka niepotrzebnie zastąpiła inny znak interpunkcyjny. Zobaczmy kilka przykładów:

W pierwszym przypadku zabrakło zwrotu "Był to", które łączyłoby oba zdania. Ewentualnie można było też zastąpić kropkę średnikiem - wtedy zdanie wyglądałoby naturalniej, bardziej płynnie. Natomiast w drugim fragmencie, myślę, że zdanie lepiej brzmiałoby w formie: " Trzymając wodze w jednej dłoni, drugą sięgnął po włócznię opartą (wcześniej) o drzewo rosnące nieopodal.".

Wracając do tematu powtórzeń: zauważyłam, że ten problem często powtarza się na przestrzeni jednego akapitu i dane wyrazy swobodnie mogłyby zostać zamienione synonimami. Polecam pisać przy otwartym słowniku synonimów - internetowym bądź papierowym. To z pewnością wpłynie korzystnie na bogactwo językowe pracy, które jest odbierane poprzez nadużywanie tych samych słów - na przykład w rozdziale trzecim bez przerwy jest powtarzane, że Ared jest / czuje się "inny". Wystarczy napisać to słowo jeden-dwa razy! Obraz odmienności zapisuje się w pamięci czytelnika, dzięki czemu można pokusić się o bardziej subtelne porównania, które nadadzą fragmentowi emocjonalności i liryzmu w najróżniejszych postaciach. Oprócz powtórzeń określeń zauważyłam też nadmiar zaimków osobowych, szczególnie przy zestawieniu kilku postaci. Te wszystkie "on", "ona", "to" czy "tego" są w większości przypadków całkowicie zbędne! Spotkałam się kiedyś z ćwiczeniem, które polegało na tym, że autor usuwał wszystkie takie wyrazy z określonej sceny i wpisywał jedynie we fragmentach, w których rzeczywiście nie było wiadomo, o którego bohatera chodzi. A wbrew pozorom, w większości przypadków można się tego łatwo domyślić - czytelnik przecież też potrafi myśleć. Również inne określenia mające na celu sprecyzowanie do którego bohatera odnosi się określony fragment są często niepotrzebne - jeśli wiemy, jakie stanowisko zajmują określone postacie w dyskusji, domyślamy się, kto jaką kwestię wypowiada. Podobnie z czynnościami i cechami charakteru (jeśli jeden z bohaterów jest wyjątkowo ciekawski i głośny, domyślamy się, że o niego chodzi). Największą uwagę chciałabym zwrócić na określenia "mężczyzna" i "kobieta". Spójrzmy tutaj:

Pomijając sprawę braku spacji po pauzie dialogowej i zwrotu grzecznościowego pisanego z dużej litery, widzimy, że trzykrotnie powtarza się słowo "kobieta". Co zabawne, kiedy kilka rozdziałów wcześniej pojawia się inna przedstawicielka płci pięknej - Claudia - również kilkukrotnie pojawia się to słowo. Po co? Myślę, że wystarczy napisać je tylko raz (lub wcale) a potem po prostu pisać czasownik w formie żeńskiej (bez żadnego ona, zielonooka, rudowłosa, czy cokolwiek innego). Po prostu "Podążała za nim w milczeniu [..]." lub "odezwała się" - po co nienaturalnie przedłużać tekst? Lepiej skrócić zdanie i ułatwić odbiorcy jego zrozumienie. Dodatkowo zwróciłam uwagę na określanie Areda "mężczyzną o szafirowych oczach" lub "właścicielem szafirowych oczu" (co już samo w sobie jest dla mnie nieco niewłaściwe - słowo właściciel kojarzy mi się z nieruchomością bądź ruchomością w świetle prawa, a nie częścią ciała). Uważam, że to określenie jest zbyt długie, by nastąpiło po dialogu (" – powiedział mężczyzna o szafirowych oczach."), a poza tym jeszcze raz powtórzę: myślę, że warto zrezygnować z ciągłych podkreśleń, z kim mamy doczynienia. Zauważyłam, że dosłownie do każdej wypowiedzi dołączone są didaskalia. Za każdym wypowiedzeniem postaci narrator dodaje, że bohater "rzekł", "powiedział", "zapytał" itp. lub wykonał jakąś czynność (czasem, że doświadczył jakiegoś zjawiska). Jasne, taki zabieg pomaga nam wczuć się w ton wypowiedzi i wyobrazić sobie całą sytuację, jednak, po pierwsze, sprawia, że rozmowa całkowicie zatraca dynamizm, a po drugie, nadmiar informacji jest nam zupełnie niepotrzebny. Zabrakło mi dialogu, w którym wymianie poglądów nie towarzyszą żadne didaskalia. Oczywiście nie chodzi mi o to, żeby z nich całkowicie zrezygnować - są bardzo przydatne! Myślę jednak, że w niewielkiej części przydałoby się je zredukować.

Zapis dialogów jest zazwyczaj poprawny. Niezwykle mnie cieszy to, że we wszystkich rozdziałach wypowiedzi bohaterów prawidłowo rozdzielają myślniki, choć niestety w kilku fragmentach brakuje pomiędzy nimi a tekstem spacji (szczególnie widać to we fragmencie dotyczącym księgi w rozdziale piątym). Kilka razy pojawia się problem dotyczący kropek i wielkich liter po dialogach, jednak zazwyczaj zapis ten jest poprawny - odniosłam więc wrażenie, że nie jest to skutek niewiedzy, tylko pojedynczych błędów. W wypowiedziach bohaterów tylko kilka razy po wielokropku zabrakło spacji. Oprócz tego zwróciłam uwagę na brak przecinka przed wyrazem "prawda?" w pytaniach retorycznych oraz pisownię "Pan" i "Pani" z dużej litery. Jeśli nie dotyczą treści listów, zwroty grzecznościowe spokojnie mogą być pisane małą literą.

W pracy pojawiły się pojedyncze błędy związane z błędną formą czasownika.
Najwięcej było chyba tych związanych z czasownikami dokonanymi i niedokonanymi, głównie przy opisie powtarzających się czynności - na przykład zamiast "zdarzało" napisano "zdarzyło" (rozdz.3), lub zamiast "często poszukiwania spełzły [...]" powinno być "spełzały" (rozdz. 5). Pojawiły się też potknięcia dotyczące koniugacji, na przykład zamiast "obaj bracia starali się [...]" napisano "oboje braci starało się" lub bohater "przepytał nieskończone ilości skrybów", a nie "przepytał niezliczoną ilość skrybów".

Oprócz tego, zauważyłam, że często pojawia się problem pisowni łącznej wyrazów. Głównie dotyczy pisowni "nie" z przymiotnikami i czasownikami, np. określenia "nie szczerym" zamiast "nieszczerym" w rozdziale ósmym, "nie specjalnie" zamiast "niespecjalnie" w rozdziale dziewiątym lub "nie zależnie" zamiast "niezależnie" w rozdziale jedenastym. Problem dotyczy również pisowni kolorów: nie mówimy, że kolor jest "czarno biały" a "czarno-biały". Nie jest również "śnieżno biały", ale "śnieżnobiały" - podobnie oczy nie są "ciemno-zielone", a "ciemnozielone". Natomiast osoba o jasnych włosach jest "blondwłosa", nie "blond włosa". Przypominam, że z łącznikiem zapisujemy przymiotniki nazywające kilka kolorów, które nie mieszają się ze sobą; na przykład flaga Polski jest biało-czerwona. Natomiast - w uproszczeniu - kolor stanowiący "całość" - na przykład ciemnozielony - pisze się łącznie. Uwagę zwraca też niewłaściwa pisownia wyrazów takich jak "spod" (zła pisownia: "z pod") czy "naprzeciwko" (zła pisownia: "na przeciwko"). Pojawił się również problem w stosowaniu zaimka wskazującego "ta". Za każdym razem używana jest forma "tą", tymczasem przed wyrazami liczby pojedynczej w bierniku stosuje się formę "tę" - "[...] otoczony przez TĘ paskudną energię", "TĘ drogę", "TĘ okazję" et cetera.

Zwróciłam też uwagę na powtarzające się kilkakrotnie problemy z inwersją. Pojawiają się pojedyncze zdania, w których zmienia się szyk np. czasownika. Czasem jest to niezauważalne, w innych przypadkach podświadomie czujemy, że zdanie brzmi nienaturalnie. Na przykład wyrażenie "czując od niego bijącą" brzmi... dziwnie. O wiele bardziej komfortowo będzie brzmieć w postaci: "czując bijącą od niego". Podobnie jak ktoś odbierał "niemałą zazwyczaj" załóżmy wypłatę (przepraszam, nie zapisałam kontekstu tego przykładu), lepiej zabrzmi "zazwyczaj niemałą" wypłatę.

W kwestii frazeologii znalazłam parę błędów, których w gruncie rzeczy nie do końca można nazwać błędem. Jak na taki tekst to dosłownie tyle, co nic, jednak nie byłabym sobą, gdybym pominęła taki subtelny szczegół. Na przykład w jednym ze zdań w rozdziale trzecim pojawił się fragment: "miał metodę na spokój". Myślę, że o wiele lepiej brzmiałby w postaci "miał metodę na osiągnięcie spokoju". Oprócz tego, w jednym z opisów dotyczących uczuć fizycznych spotkałam się z określeniem "od głowy po palce stóp". Bardzo lubię, kiedy narrator kieruje perspektywę poprzez ciało bohatera, jednak chciałabym zauważyć, że mówimy "od stóp do głów", a więc teoretycznie lepiej byłoby zamienić tę kolejność (chyba, że pisalibyśmy o czymś, co czasowo zaczęło się od głowy, np. ktoś wyjątkowo mocno uderzył się o sufit i ból rozchodzi się po całym ciele, aż po palce stóp). Nie piszę o tym ze złośliwości, żeby pochwalić się, jak to udało mi się znaleźć tak śmiesznie mały defekt - chciałabym zwrócić uwagę na to, jak nieświadomi jesteśmy czasem wpływu związków frazeologicznych na nasz język; często stosujemy je bezmyślnie, a myślę, że twórcza "zabawa" z ich pomocą jest w stanie subtelnie podnieść walor artystyczny dzieła. Podobnie jak w przypadku frazeologii, błędów edytorskich znalazłam bardzo mało, co było dla mnie pozytywnym zaskoczeniem - zwykle literówki stanowią drugi największy problem techniczny autorów, zaraz po interpunkcji. Kilka razy zabrakło polskich "ą". "ć" lub "ę" na końcu wyrazu - na ich miejscu było "a", "c" lub "e". A oprócz tego zdarzyło się parę typowych literówek, takich jak "ma jego licu" zamiast "na jego licu" lub "ćwiczyć się" zamiast "ćwiczyć się w" (choć ten przykład na upartego możnaby podpiąć pod frazeologię). Może jeszcze ze dwa razy liczby, które graficznie powinny być przedstawione słownie były zapisane liczbowo, na przykład "8 lat" zamiast "osiem lat". Do tego aż jedna podwójna spacja. Straszne. Jak widać, to bardzo pojedyncze "ubytki", które są praktycznie niezauważalne, szczególnie, gdy weźmiemy pod uwagę objętość dzieła. Myślę, że to po raz kolejny wskazuje, jak dużą uwagę autorka poświęciła na napisanie i sprawdzenie dzieła. Czapki z głów!

________________

Reasumując; "Zay Z'Khar Jedno serce - dwa ciała" to dzieło o naprawdę niesamowitym potencjale i to od pracy autorki zależy, czy zostanie on w pełni wykorzystany. Oprócz aspektów technicznych, które nie zakłócają z resztą odbioru tekstu, praca nie zawiera błędów; elementów, które mogłyby odrzucić odbiorcę. Jej największym atutem niezaprzeczalnie jest absolutnie genialnie stworzony i wyeksponowany świat. Myślę, że w pozostałych aspektach jest wskazana drobna korekta, ale jestem zdania, że nawet w obecnym stanie praca prezentuje się świetnie. Momentami przypomina mi styl gier RPG o tematyce fantasy lub kultowych powieści high-fantasy i myślę, że trafi do serc miłośników takich klimatów.

Najmocniejsze strony: świat przedstawiony i związane z nim kultury, zwyczaje, system ras oraz geografia 
Najsłabsze strony: interpunkcja, ekspozycja zdarzeń na przestrzeni czasu (w określonych fragmentach)

Liczba słów: 6782

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#recenzja