"Szansa"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Z rana jak Arek poszedł w krzaki, skończyło się na tym, że nie załatwił tam swojej sprawy. Za krzakami odkrył bokiem ślady na ziemi prowadzące od strony polany głębiej w las.

- Hej ludzie! Chodźcie! Znalazłem coś jak poszedłem się odlać!- krzyknął do pozostałej trójki, która zbierała się jeszcze po nocy. Potem jednak zaraz się przeklął pod nosem, będzie musiał szukać nowego miejsca.

Tosia i Adam podeszli do blondyna, gdy ciemnowłosa została, by zebrać namiot i przyszykować wszystko do dalszej drogi.

- To ślady.- zauważył Adam po dłuższej chwili wpatrywania się w wgnieconą ziemię. Tosia przewróciła na to oczami.

- Serio? Nad tym tyle myślałeś wpatrując się tępo w ściółkę?- zapytała puszczając balona.

Na słowa koleżanki ciemnowłosy wyprostował się w przykucków i spojrzał na nią wyraźnie obrażony.

- Oczywiście, że nie!- zakrzyknął obruszony oskarżeniami od czerwonowłosej. Dziewczyna tylko się zaśmiała i ruszyła z powrotem w stronę polany.

- Ziom, wyluzuj. Arek, idź się odlać, nie chcemy byś miał mokre spodnie. My w tym czasie zbierzemy resztę naszych rzeczy i ruszamy dalej.- rzuciła za ramię poprawiając swoje włosy, by za chwilę dołączyć do stalowookiej przy składaniu namiotu.

Niebieskooki westchnął głęboko i zawstydzony ruszył dalej w krzaki, gdy Adam ruszył za Tośką, ale by zobaczyć, co może zjeść na śniadanie, a nie pomóc sprzątać.

Na szczęście czekoladowooki był wspaniałym kolegą i gdy znalazł jedzenie w swojej torbie, podzielił je tam, by starczyło dla każdego i westchnął do siebie po cichu uśmiechając pod nosem. Zawsze chciał przeżyć przygodę, a to był wprost idealny scenariusz na taką przygodę.

__________________💧________________

Nastolatkom nie zabrało wiele czasu zebranie do końca rzeczy i zaraz spowrotem ruszyli na szlak. Arek, który był najbardziej spostrzegawczy, razem z Tośką prowadzili tym razem grupę.

Ania tymczasem podążając za swoimi przyjaciółmi podziwiała wiosenny las, pełen życia, gdzieniegdzie strumyki światła przeciekały się między koronami drzew opadając na ziemię. Choć jej ciało sumiennie podążało za pozostałymi, jej myśli były daleko.

Czy rodzice się o nich martwili? Czy może nawet o nich nie pamiętają? Czy ślady w ogóle gdziekolwiek prowadzą? Czy mają jakiekolwiek szanse na znalezienie złota? Czy cokolwiek jeszcze wróci do normy?

Niekończący się pociąg myśli został w końcu zatrzymany, gdy usłyszała przed sobą zduszony krzyk. Zaalarmowana nastolatka skierowała swoje spojrzenie przed siebie, tylko by zobaczyć, że Tosia siedzi na ziemi z łaźni w oczach jęcząc cicho, gdy jej ręce otaczały delikatnie jej kostkę.

Czarnowłosa szybko padła na kolana przy przyjaciółce i zrzuciła z siebie plecak. Nastolatka delikatnie złapała za nadgarstki drugiej, by odciągnąć jej dłonie i móc spojrzeć na spokojnie na kostkę, by móc określić, co się stało. Stalowooka nie musiała nawet długo się nad tym zastanawiać, bo przyczyną bólu była pierwszą myślą jaką przyszła jej do głowy. Skręcona kostka.

Ania wyciągnęła że swojego plecak apteczkę i otworzyła ją pośpiesznie, tylko by zobaczyć, że nie ma bandaża elastycznego.

- Arek, Adam, macie może bandaż elastyczny? Tosia skręciła kostkę.- zapytała zamykając z powrotem swoją apteczkę, by zaraz schować ją do plecaka.

Ku szczęściu obu dziewczyn, Adam miał i zaraz ciemnowłosa mogła zabandażować kostkę czerwonowłosej. Pozostawał jeden problem...

- Jak mamy dalej iść? Tosia, ty kulejesz teraz przez to. Nie ma sensu, byś kuśtykała przez las.- Powiedziała Arek poprawiając swój czarny plecak na plecach.

Na słowa Arka stalowooka westchnęła głęboko. Wiedziała, że ma rację. Podniosła się z ziemi i otrzepała spodnie, po czym podała dłoń Tosi i pomogła jej wstać, opierając większość jej ciężaru o siebie.

- Masz rację- powiedziała Ania i podała zielonooką jej kumplowi o jasnych włosach, po czym spojrzała na nich poważnym wzrokiem.- wracajcie do domu.

- Co?- już drugi raz tego dnia Arek obruszył się.

- To co słyszałeś. Wracajcie do domu, Tosia skręciła kostkę, nie ma sensu, by dalej się z nami męczyła, a sama nie wróci do domu.- wyjaśniła szatynka spuszczając swój wzrok na ziemię. Nie chciała, by wracali, ale to była jedyna słuszna decyzja w jej oczach. Nie chciała, by Tosia cierpiała idąc dalej.

Oboje pokiwali głowami że zrozumieniem. Odwrócili się na pięcie i pożegnali dwójkę przyjaciół ostatnim smutnym spojrzeniem przez ramię.

- Powodzenia.

__________________💧________________

W końcu para dotarła na kres lasu, gdzie kończyły się ślady, które przecięła betonowa droga. Desperacko Ania przeszukiwała okolice. Przecież to nie mógł być koniec! Adam tylko stał patrząc na dziewczynę smutnym wzrokiem.

Wszystko wskazywało na to, że złodzieje odjechali stamtąd samochodem. Nie było żadnych więcej śladów, żadnych wskazówek. Czarnowłosa jednak dalej szarpała się między krzakami i z załzawionymi oczami szukała czegoś, czegokolwiek.

- Nie. Nie! NIE!

W tym momencie, była już w histerii. Czekoladowooki podszedł niepewnym krokiem do dziewczyny i położył jej rękę na ramieniu.

- Ania, to nie ma sensu. Pojechali z tąd już dawno, nie mamy pojęcia, gdzie pojechali, nie ma żadnych śladów. Przestań. Szansa została stracona.

Ona jednak nie chciała tego słuchać, nie chciała w to wierzyć, no chciała nawet myśleć, że tak teraz ma wyglądać jej życie. Nie wiedziała nawet, jak blask w oczach Adama przygasł, pozostawiając pustkę i sam odwrócił się, by wrócić do domu.

Tej nocy przez okolicę przechodziły krzyki, na które nikt nie zwracał uwagi. Ból, który czuła był niewyobrażalny. Nic jej nie było, a jednak była pewna, że jej serce właśnie umarło, gdy ta klęczała na betonie po środku drogi w lesie, gdy natura jako ostatnia odpowiedziała na jej krzyki.

I płakały razem, łzy spływały po policzkach nastolatki, a pośród nich krople deszczu, gdy z kolejnym krzykiem, zagrzmiało i niebo rozjaśniło się.

To był koniec.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro