Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

W weekend próbowałam domyślić się, kto mógł napisać do mnie ten list. Jednak nie wpadłam na nic sensownego.

W poniedziałek przyszłam do szkoły, bez przerwy zastanawiając się, kim może być nadawca listu. RDH. D to zapewne drugie imię, więc RH. Roxanne Hale? Tylko czemu ona miałaby wysyłać mi listy?

Ale po chwili przypomniałam sobie. Adresem nadawcy była Francja. Roxanne odpada.

Stałam przed salą od francuskiego, ślepo wpatrzona w ścianę na przeciwko.

- Wszystko w porządku? - nawet nie zauważyłam, kiedy podszedł do mnie Adam.

- Tak - odpowiedziałam szybko. - To znaczy nie. To znaczy... to skomplikowane.

Hale spojrzał na mnie zdziwiony. Westchnęłam, wyciągając z kieszeni spodni pomiętą kartkę. Podałam ją chłopakowi.

- ,,Katherine..." - zaczął czytać na głos.

- Nie! - przerwałam mu raptownie, a on spojrzał coraz bardziej zaniepokojony. - Nie na głos. - dodałam szeptem.

Sekundy, w których Adam czytał list, strasznie mi się dłużyły. Patrzyłam na niego wyczekująco, aż w końcu szatyn odezwał się.

- RDH? - zapytał tylko. - Wiesz, kto to może być?

- Nie mam pojęcia - odpowiedziałam, a po chwili zadzwonił dzwonek.

***

Po lekcji szliśmy z Adamem korytarzem, kiedy nagle wpadliśmy na Dominica. Mój chłopak momentalnie objął mnie ramieniem, jakby Parker miał mnie raptownie zaatakować. Pewnie trochę go znielubił, po tym jak go pocałowałam.

- Możemy pogadać? - zapytał dampir.

Adam spojrzał na niego złowrogo.

- Adam? - zaniepokoiłam się. Wyglądał, jakby zaraz miał przywalić chłopakowi. - Pogadam z nim. Nic mi się nie stanie.

- Dobra - odparł w końcu, nie spuszczając wzroku z szatyna.

Odeszłam kawałek razem z Dominikiem i czułam na sobie przeszywający wzrok Adama.

- Czyli jednak jesteście razem? - zapytał chłopak nieśmiało.

Nie wiedziałam, jak mu to wszystko wyjaśnić. Pocałowałam go w napływie złości, a teraz znowu jestem z Adamem. Czułam się okropnie.

- Tak - westchnęłam. - Dominic... Ja... Przepraszam. To nie miało tak wyjść. Byłam wściekła i...

- Nie martw się - przerwał mi. - Rozumiem. Jesteś z Adamem. A ja zawsze jestem tylko planem B...

Po tych słowach odszedł. Czy miał na myśli Raven, która wybrała jego brata? Najprawdopodobniej tak. Teraz zrobiło mi się go jeszcze bardziej szkoda. Ale w tym momencie pocieszanie go nie było dobrym pomysłem. Najlepiej było po prostu pozwolić mu odejść.

- Katie? - zapytał niepewnie Adam. - Idziemy?

Przełknęłam głośno ślinę.

- Tak - odpowiedziałam.

Odwróciłam się i podążyłam przed siebie razem z Hale'm, nie zwracając uwagi na zwiększającą się odległość pomiędzy mną a Dominikiem.

Czemu ja zawsze muszę wszystkich ranić?

***

Po lekcjach postanowiłam pójść do Hale'ów, aby spędzić trochę czasu z moim chłopakiem. Nadal trochę głupio się czułam z powodu sprawy z Dominikiem, jednak to Adama naprawdę kocham. Parker będzie musiał to zaakceptować.

We dwoje poszliśmy na górę do jego sypialni, gdzie rozłożyłam się wygodnie na jego łóżku.

- Kocham twoje łóżko - westchnęłam. - Jest takie miękkie i duże...

- Idealne, aby pomieścić nas oboje - uśmiechnął się, kładąc się obok.

- Czyli nie jesteś już zazdrosny? - zapytałam dla pewności. - Wiesz, Ian jest po prostu moim najlepszym przyjacielem. Za nic nie chciałabym rezygnować z jego przyjaźni. A David... Cóż. Dla mnie jest przyjacielem. Co on o tym sądzi, to ja nie wiem.

- Nie martw się, rozumiem - pogłaskał mnie delikatnie po policzku. - Ale rozumiem, że ty też nie będziesz się czepiać Allison ani Raven?

- Jasne - odparłam bez wahania. - Allison bym polubiła, gdyby nie fakt, że ona chyba mnie nie akceptuje... Tylko dlatego że jestem człowiekiem. Ale ja tam nie wiem.

- Allison nadal ma do mnie żal o to, że ją zostawiłem - westchnął. - Może to tylko jej sposób na odegranie się?

- Może - odparłam obojętnie. - A Raven... No cóż. Na początku obawiałam się, że będzie z nią podobnie jak z Allison. Ale jak ją poznałam, całkiem ją polubiłam. Może chcesz opowiedzieć mi o niej coś więcej?

- Szczerze, to była moja ostatnia prawdziwa miłość. Przed tobą, oczywiście. Gdy ją straciłem, bałem się, że już nigdy kogoś takiego nie poznam. Poznałem ją 11 kwietnia. 11 kwietnia 1912 roku.

- Zaraz - przerwałam mu. - To zbieżność dat czy to ma coś wspólnego z Titanikiem?

- Nie, to nie przypadek. To miał być najlepszy rejs mojego życia... - chłopak zatopił się we wspomnieniach.

*Adam*

10 kwietnia 1912r., Southampton

Trzymałem w ręku zakupiony bilet pierwszej klasy na historyczny, największy statek w dziejach. Titanic. Światowej sławy legenda. Przygoda życia.

Po jakimś czasie w końcu wypłynęliśmy. Cieszyła mnie bardzo perspektywa przeżycia ekscytującej przygody. Mimo że jako wampir powinienem ich mieć sporo, podróż wydawała mi się czymś niezwykłym.

Po jednym dniu żeglugi, 11 kwietnia, wieczorem, postanowiłem wyjść na jakiś czas na zewnątrz. Było dość chłodno, dlatego ubrałem mój czarny płaszcz. Stałem opierając się o barierkę i obserwując fale na Oceanie Atlantyckim. Kiedy nagle usłyszałem głos. Ten cudowny głos.

- Widzę, że nie tylko ja postanowiłam poszukać ukojenia wśród fal - o barierkę oparła się prześliczna brunetka. Miała na sobie długą do ziemi pudroworóżową suknię. - Jestem Raven - wystawiła do mnie rękę w białej rękawiczce.

- Adam - podałem dłoń. Była tak zabójczo piękna, że nie mogłem przestać się na nią patrzeć. W tamtym momencie wiedziałem, że już nigdy jej nie zapomnę. Tego głosu, tych włosów i przede wszystkim tego uśmiechu, który wyrażał więcej, niż można było przypuszczać.

*Katie*

- I co się stało później? - zapytałam. - Na statku i po katastrofie?

- Cóż... - zaczął chłopak. - Zakochaliśmy się w sobie i mieliśmy romans. Prawdziwa miłość. Prawie jak ta z filmu. Ale potem dobrze znane ci zakończenie. Katastrofa statku. Raven znalazła miejsce w szalupie, ja nie. Dzięki wampirzej naturze przeżyłem. Ale już nigdy więcej nie spotkałem Raven. Stąd moje zaskoczenie wtedy na stołówce. Nie spodziewałem się, że jeszcze kiedykolwiek ją spotkam.

- A ona? Czemu znalazła się na Titanicu? - zaciekawiłam się.

- Może pamiętasz, jak mówiła, że urodziła się w 1812. Dokładnie 14 kwietnia. Stwierdziła, że to świetna okazja na świętowanie setnej rocznicy urodzin. Jednak nie tak to miało wyglądać...

Położyłam rękę na jego ramieniu. Serio wzruszyła mnie ta historia. Cudowna miłość zaprzepaszczona pechową, jednak jakże spektakularną katastrofą.

- Ale teraz mam ciebie - uśmiechnął się i ujął moją twarz w dłonie. - Nawet nie wiesz, jak bardzo czyni mnie to szczęśliwym. Po tej całej tragedii z Raven w końcu spotkałem kogoś, kto może wypełnić dziurę w moim sercu. Po stu latach.

Delikatnie mnie pocałował, a ja ostrożnie pogłębiłam pocałunek. Jednak chłopak nie stawiał oporów. Kiedy poczułam, że przeniósł dłoń na moje plecy, zacisnęłam rękę na jego koszuli.

- W porządku? - zmartwił się.

- W jak najlepszym - uśmiechnęłam się szelmowsko i padłam na plecy, ciągnąc go za koszulę.

Chłopak oparł się na łokciach, wyraźnie uradowany moim odważnym posunięciem. Pocałował mnie. Tym razem jeszcze namiętniej.

~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Wiem, długo mnie nie było, ale szkoła daje mi w kość. W czasie przerwy świątecznej zamierzam trochę nadrobić moje opowiadania. Tymczasem życzę wam wszystkim wesołych świąt spędzonych w gronie rodzinnym, dużo prezentów pod choinką i spełnienia marzeń <3 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro