Rozdział 4

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Obudziłam się. Nad sobą zobaczyłam Iana, siedzącego na brzegu łóżka.

- Dzień dobry, kochana - powiedział brunet radośnie.

- Ian? - zdziwiłam się. - Która godzina?

- 12 - odpowiedział. - Musiałaś naprawdę dużo wypić. - zaśmiał się.

Ostrożnie podniosłam się do pionu, ale poczułam lekkie pulsowanie w głowie, więc się za nią złapałam.

- W porządku? - zapytał i dotknął lekko mojego ramienia, żeby w razie czego mnie złapać. - Chyba jeszcze nie jest najlepiej.

- Nie, nie - zaprotestowałam od razu. - Dobrze się czuję.

Wstałam ostrożnie i podeszłam do drzwi.

- Widzisz? - odwróciłam się do Forwooda. - Nic mi nie jest.

Podeszłam do schodów, jednak gdy znalazłam się przy ich krawędzi, zakręciło mi się w głowie. Złapałam się barierki, bo czułam, że ledwo stoję na nogach.

- Katie - podszedł do mnie Ian. - Nawet nie próbuj mówić, że wszystko dobrze.

Wziął mnie na ręce i zaniósł z powrotem do sypialni Hale'a. Położył mnie delikatnie na łóżku i powiedział krótko:

- Ja zaraz wracam - po czym opuścił pomieszczenie.

***

*Adam*

Wszyscy goście opuścili mieszkanie jakoś o 1. No, prawie wszyscy. Ian i David, po tym jak usłyszeli, że Katie nie czuje się najlepiej, postanowili zostać. Na zmianę czatowaliśmy przy jej łóżku, czekając, aż dziewczyna się obudzi.

Na szczęście Maddie nie upiła się na tej imprezie. Alex mówił, że jej pilnował. Jednak dziewczyna uparcie chciała spróbować alkoholu, więc po wielu namowach blondyn zgodził się przygotować jej jednego słabego drinka. Z pewnością to jej nie zaszkodziło, więc ani Katie, ani jej ciocia nie muszą się niczego obawiać.

- Adam! - nagle podbiegł do mnie Ian. To właśnie on miał teraz wartę i pilnował mojej dziewczyny. Skoro tu przyszedł, a właściwie przybiegł, to znaczy, że coś z nią nie tak. Pięknie. Pierwszy dzień Nowego Roku Katie spędzi z silnym kacem.

Szczerze mówiąc, starszy Forwood jest osobiście moim ulubionym wilczkiem. Nie ma nic przeciwko mojemu związkowi z Katie i sam też się o nią troszczy. Widzę, że ją kocha ze wzajemnością, ale jest to rodzaj przyjacielskiej miłości. Mimo ich przeszłości, w pełni akceptuję ich przyjaźń i cieszę się, że Call ma kogoś takiego jak on.

Ian też nigdy nie czuł nienawiści do wampirów. Nie przepadał za nami, ale nie nienawidził nas, tak jak na przykład David. To też w nim lubię.

- Katie nadal słabo się czuje - wyjaśnił brunet. - Pomyślałem nad rozwiązaniem.

Tym zdecydowanie przyciągnął moją uwagę. Spojrzałem na niego zaintrygowany.

- Czy wampirza krew może tu pomóc? - zapytał.

Czemu ja wcześniej na to nie wpadłem?

Nie odpowiadając mu, w wampirzym tempie pobiegłem na górę do pokoju, gdzie leżała Katie. Ian domyśli się, jaka jest odpowiedź na jego pytanie. Blondynka miała zamknięte oczy i wyglądała, jakby spała.

Cicho podszedłem do jej łóżka i delikatnie usiadłem na jego brzegu. Założyłem jej wystający kosmyk włosów za ucho, a ona powoli otworzyła oczy.

- Adam - wyszeptała wycieńczona.

- Hej - uśmiechnąłem się. Usiadłem wygodnie obok niej. - Chodź - powiedziałem i lekko ją podniosłem tak, żeby oparła się plecami o moją klatkę piersiową.

Wysunąłem kły i delikatnie naciąłem nimi swój nadgarstek.

- Pij - nakazałem i przystawiłem jej moją rękę do ust.

Katie najpierw nie była do tego zbyt chętna, jednak po chwili zaczęła pić. Złapała moją rękę i piła coraz łapczywiej. Ale mi to nie przeszkadzało.

Najważniejsze, że to jej pomoże.

***

*Katie*

Po dostaniu krwi od Adama, ból głowy minął. Czułam się też trochę silniejsza.

- Lepiej? - zapytał chłopak.

- Zdecydowanie - odparłam z uśmiechem.

- Nie będę wam przeszkadzać - dopiero teraz zauważyłam stojącego w progu Iana. - Zdrowiej szybko. My z Davidem już pójdziemy. Skoro czujesz się lepiej.

I zniknął za ścianą.

Razem z Adamem położyliśmy się na łóżku. Oparłam głowę o jego ramię i odpłynęłam w głęboki sen.

***

Następny dzień. I pierwszy dzień szkoły w Nowym Roku. Skończył się ten tydzień wolnego.

Wczoraj, po tym jak wróciłam o 19 do domu, mama zaczęła gadać, że strasznie się o mnie martwiła i że mogłam chociaż zadzwonić. Rozumiem jej troskę, ale czasami mam tego dość. Nie jestem już dzieckiem. Za pół roku będę miała 18 lat. Nie musi cały czas się o mnie zadręczać.

Na szczęście dzięki krwi Adama do tej pory zdążyłam już całkowicie wytrzeźwieć i alkohol nie stał się drugim tematem poważnej rozmowy.

Na długiej przerwie poszłam na stołówkę i podeszłam do stolika Hale'ów. Już byłam wykończona dzisiejszym dniem i chyba było to po mnie widać.

- Zmęczona? - domyśliła się Julie, kiedy tylko zajęłam miejsce obok Adama.

- I to jak - odparłam znużona. - A dopiero zaczyna się tydzień - westchnęłam.

Położyłam ręce na stole i oparłam brodę na dłoniach. Miałam wszystkiego dość. Spojrzałam ukradkiem na przeciwną stronę stołówki. Przy małym, dwuosobowym stoliku siedzieli samotnie Emily i Jake. Widocznie coś ich dręczyło. Śmierć Anny? Wyjazd Bena? Czy może moja utracona przyjaźń? Albo wszystko po trochu.

Przerwałam moje rozmyślania, kiedy mój wzrok napotkał się ze złowrogim spojrzeniem Emily. Od razu odwróciłam wzrok w przeciwną stronę. Padło na Mary. Dziewczyna była z zachwytem wpatrzona w coś znajdującego się przy wejściu do stołówki.

- O... mój... Boże - powiedziała, akcentując każde słowo i robiąc pomiędzy nimi widoczne przerwy.

Odwróciłam się. Co takiego zwróciło uwagę tej z pozoru wrednej i zazdrosnej wampirzycy?

Zobaczyłam trójkę nieznajomych. Dwóch idących ramię w ramię przystojnych, brązowowłosych chłopaków. Tuż za nimi szła dziewczyna, która urodą przewyższała nawet niejedną z Hale'ów. Oczywiście, nie obrażając rodziny Adama. Jej długie, brązowe włosy spływały kaskadą loków na plecy. Mary nie była jedyną osobą, która zwróciła na nich uwagę. Wszyscy zwrócili.

Spojrzałam na Adama. Wszyscy zgromadzeni w stołówce patrzyli na nich z podziwem, zdziwieniem, niektórzy nawet z zazdrością. Ale nie Adam. On patrzył na nich... jakby ich znał. Albo chociaż skądś kojarzył.

Dziewczyna spojrzała w naszym kierunku, jednak chwilę później odwróciła wzrok. No tak, pewnie słyszała o przerażającej rodzinie Hale z Seattle.

Dla nieznajomych to był pierwszy dzień w naszej szkole. A uczniowie naszej szkoły zwrócili na nich uwagę już po pierwszym momencie, kiedy przekroczyli próg tutejszej stołówki. I choćby chcieli, nie uda im się tak łatwo zniknąć z ust plotkar liceum w Seattle.

- Idę po coś do jedzenia - oznajmiłam, bo naprawdę zgłodniałam.

Wstałam od stołu, nie czekając na reakcję Hale'ów, którzy nadal patrzyli na sławną trójkę.

- Zamurowało, co? - usłyszałam głos jakiegoś chłopaka, dlatego się odwróciłam.

To był Elijah. Brązowooki blondyn, wyjątkowo arogancki. To on rozpowiadał najwięcej durnych plotek o rodzinie mojego chłopaka.

- Nowy temat do rozmów, Hale'owie wypadają z gry - kontynuował chłopak. - Nikt już nie będzie o was rozmawiać.

Po tych słowach odszedł.

A ja postanowiłam nie zwracać na niego uwagi i odwróciłam się, aby pójść po lunch.

Jednak z pośpiechu na kogoś wpadłam.

- Przepraszam - wymamrotałam i spojrzałam zawstydzona w dół. Czułam, jak na moich policzkach pojawia się rumieniec.

- Nie szkodzi - odparł miło chłopak. Spojrzałam na niego. O jacie.

To był jeden z dwóch nowych chłopaków. Nowej legendy tej szkoły. Zamurowało mnie i nie wiedziałam, co powiedzieć. Chyba dosłownie zastygłam z otwartymi ustami.

- Jestem Dominic - przedstawił się szatyn z uśmiechem.

- Katie - posłałam mu nerwowy uśmiech.

- Miło mi cię poznać, Katie - uśmiechnął się jeszcze szerzej, po czym sprawnie mnie wyminął.

A ja zastygłam w miejscu, próbując ogarnąć, czy to, co się stało przed chwilą, było jawą czy rzeczywistością.

Jednak po chwili oprzytomniałam i ruszyłam w stronę kolejki po lunch. Naprawdę byłam głodna. Jakby na potwierdzenie moich myśli, właśnie zaburczało mi w brzuchu.

***

- No proszę - powiedziała Mary, kiedy wróciłam do stołu z naleśnikami. - Poznałaś jedną z nowych legend tego liceum. Nieźle.

- Jak ma na imię? - zapytała Julie.

- Dominic - odpowiedziałam krótko.

- Uważaj, Adam - zaczął poważnie Alex. - Katie bardzo łatwo może cię wymienić - zaśmiał się.

- Raczej się to nie stanie - uśmiechnęłam się w stronę mojego chłopaka, co on odwajemnił.

Po lekcjach postanowiłam porozmawiać z Hale'm o nowych uczniach. Nie powinien ich znać, ale jego sporzenie mówiło co innego.

Podeszliśmy we dwójkę do jego samochodu. Chłopak otworzył drzwi samochodu od strony kierowcy, po czym odwrócił się i delikatnie mnie pocałował.

- Przyjedź, jak tylko będziesz mogła - nakazał.

- Jasne - odparłam krótko. - Ale mam jeszcze jedno pytanie. - Wampir spojrzał na mnie pytająco. - Wtedy na stołówce - zaczęłam. - Patrzyłeś na nowych, jakbyś... jakbyś ich skądś kojarzył. To prawda?

Adam westchnął i oparł się ramieniem o drzwi samochodu. Widocznie domyślił się, że szykuje się dłuższa rozmowa.

- Znam dziewczynę - odpowiedział. - I to nawet lepiej, niż przypuszczasz. Ma na imię Raven. Byłem z nią jakiś czas temu.

- Czemu co druga dziewczyna, którą spotykamy okazuje się być twoją byłą? - zapytałam retorycznie, ale chyba mój ton zabrzmiał ostrzej, niż miałam to w zamiarze.

- Mam równo 170 lat. Rocznikowo 171. Dużo się działo przez ten czas.

- Ale ty... - zaczęłam nieśmiało. - Nie czujesz nic do innych, prawda? - zapytałam w końcu. - Do Allison albo do Raven?

- Nie ufasz mi? - zapytał rozgniewany Hale. - Może nie powinienem nic ci mówić.

Po tych słowach wsiadł do samochodu. Zamknął drzwi i krótko na mnie spojrzał, po czym odjechał.

Przez parę sekund stałam i patrzyłam za nim, ale po chwili postanowiłam zostawić go w spokoju.

Wsiadłam na motor i pojechałam do domu.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro