Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Musiałam to przetworzyć w myślach. Nowi wyglądali ponadprzeciętnie pięknie. Wszyscy zwracają na nich uwagę. I Adam zna tą dziewczynę. Czy jest szansa, że oni... są wampirami?

Zapytam Adama. Kiedyś.

Na razie przyda mi się trochę odpoczynku.

Po paru minutach byłam już w domu. Zdjęłam buty i kurtkę i po szybkim przywitaniu z rodzicami poszłam na górę do swojego pokoju.

Lecz na moim łóżku siedział David.

- Niespodzianka! - powiedział radośnie na mój widok.

No i tyle z odpoczynku.

- Hej, David - powiedziałam, starając się nie okazywać zmęczenia. - Moi rodzice cię wpuścili? - zgadłam.

- Tak, stwierdzili, że się ucieszysz na mój widok.

- Cieszę się - odpowiedziałam bez entuzjazmu. - Ale jestem zmęczona.

Szczerość to podstawa.

Usiadłam na łóżku obok Gordona i przez chwilę między nami panowała niezręczna cisza.

- Nadal jesteś z Adamem, co nie? - zapytał chłopak.

- Tak - odpowiedziałam krótko.

- I na razie nie zamierzasz z nim zerwać - to już było stwierdzenie, a nie pytanie.

- Nie - odparłam. - Ale dzisiaj trochę się pokłóciliśmy.

David spojrzał na mnie zdziwiony, ale jakby z nutką... współczucia? To dziwne. Powinien się cieszyć, że może są jakieś szanse na nasze zerwanie.

- Serio? - zapytał z niedowierzaniem. - O co?

Westchnęłam głęboko.

- Powiedział mi, że kiedyś spotykał się z taką nową dziewczyną z naszej szkoły, a jak zapytałam, czy coś do niej czuje, stwierdził, że mu nie ufam. Taka mała sprzeczka. Nic takiego.

Przez następną chwilę znowu siedzieliśmy w ciszy, aż w końcu szatyn wstał i powiedział:

- Chyba już powinienem iść. Odpocznij sobie.

Nachylił się nade mną, dał mi buziaka w policzek i po prostu wyszedł.

Rzuciłam się na łóżko i już po kilku minutach zasnęłam.

***

Następnego dnia rano jak zwykle pojechałam do szkoły. Jednak gdy zsiadłam z motoru, zobaczyłam Adama, odchodzącego od swojego samochodu. Pewnie też dopiero przyjechał.

- Adam! - krzyknęłam do niego.

Chłopak od razu się odwrócił i zaczekał, aż do niego dobiegnę.

- Przepraszam - powiedziałam, gdy tylko znalazłam się przy nim. - Za wczoraj. To wcale nie jest tak, że ja ci nie ufam. Ufam ci. Tylko... sama nie wiem.

- Wszystko w porządku - powiedział troskliwie Adam i mnie przytulił. - Nie masz za co przepraszać. To ja nie powinienem się na ciebie wkurzać.

- Czyli zgoda? - zapytałam.

- Oczywiście, że tak - odpowiedział, po czym pocałował mnie w usta.

***

Na obiadowej przerwie jak zwykle cała nasza siódemka usiadła przy tym samym stole.

- Mam newsy - powiedziała Molly. - Razem z Nickiem znaleźliśmy informacje na temat nowych.

Zapowiada się ciekawie, pomyślałam.

- Na razie znaleźliśmy wiadomości o braciach Parker. Są dampirami.

Wszyscy spojrzeli na nich zdziwieni. Tylko ja nie wiedziałam, o co chodzi.

- Kim są dampiry? - zapytałam.

- Pół ludźmi, pół wampirami - odpowiedział Adam. - Tworzą się, kiedy ludzka dziewczyna zajdzie w ciążę z wampirem. Na odwrót to nie działa, ponieważ ciało wampirzycy nie byłoby w stanie utrzymać dziecka.

- Czyli że ja i ty... - zaczęłam niepewnie. - Moglibyśmy mieć dziecko?

- Teoretycznie tak - odpowiedział wampir ze stoickim spokojem.

- O cholera... - wymamrotałam.

- Czy wy...? - Julie niepewnie patrzyła na mnie i Hale'a na zmianę.

- Nie - odpowiedzieliśmy w tym samym czasie, nie dając dziewczynie dokończyć pytania.

Nagle przy naszym stole zabrzmiała niezręczna cisza.

- Wiecie co - powiedziałam. - Ja pójdę już pod salę. Pani od biologii jest wymagająca i lepiej by było, gdybym się trochę pouczyła.

Nikt nic nie odpowiedział, a ja pośpiesznie opuściłam stołówkę.

Oparłam się o ścianę pod salą od biologii i wyjęłam książkę z mojego czarnego plecaka marki Vans. Uważnie powtarzałam w myślach wszystkie najważniejsze rzeczy, aby jak najwięcej z nich zapamiętać.

- Katherine Call - usłyszałam znajomy głos. - Ta, która trzyma z Hale'ami.

Podniosłam wzrok znad książki i zobaczyłam nad sobą Dominica. Jak zwykle szczerze uśmiechniętego.

- Słyszałem trochę plotek - dodał.

- Dominic Parker - powiedziałam. - Też słyszałam o tobie to i owo.

Chłopak oparł się ręką o ścianę tuż obok mnie.

- Może dałabyś się zaprosić na kawę? - zapytał z szelmowskim uśmiechem. - Albo na coś innego. Co będziesz chciała.

- Może - odpowiedziałam, uśmiechając się flirciarsko, co Dominic słusznie wziął za ,,tak". Uśmiechnął się jeszcze szerzej.

- Dzisiaj po lekcjach - zadecydował chłopak. - Jesteśmy umówieni?

- Tak - potwierdziłam, po czym chłopak odszedł do stojącego dalej brata.

Po chwili podeszła do nich Raven, która pocałowała drugiego Parkera w policzek, na co Dominic patrzył jakby smutny.

A ja przypomniałam sobie bardzo ważną rzecz.

Na biologii siedzę z Jakiem.

***

Gdy weszłam do sali, chłopak już siedział na swoim miejscu. Usiadłam koło niego.

- Hej, Jake - zagadałam.

Jednak szatyn nawet na mnie nie spojrzał. Już nie mówiąc o odpowiedzi.

- Jake... - zaczęłam. - Nie musisz nic mówić. Nie musisz nawet na mnie patrzeć, skoro sprawia ci to tyle bólu. Ale chciałabym, abyś wiedział, że naprawdę mi przykro.

Parrish przez chwilę dalej milczał, aż w końcu się odezwał.

- Nie musisz przepraszać - powiedział. - Nie musisz nawet się czuć winna. - w końcu na mnie spojrzał. - Już mi przeszło. Złość na ciebie, zakochanie, wszystko. Chodzę z Emily.

Trochę mnie to zdziwiło, aczkolwiek cieszyłam się z tego. Ich oboje porzuciłam i cieszy mnie, że oboje są teraz szczęśliwi.

- To fajnie - powiedziałam tylko. - Powodzenia.

Po chwili do sali weszła nauczycielka i niezręczny moment nareszcie się skończył.

***

Po lekcjach wyszłam przed szkołę, gdzie czekałam na Dominica. Na szczęście nie trwało to długo i chłopak już po chwili się zjawił.

- Witaj, Katherine - przywitał się.

- Hej, Dominic - odpowiedziałam. - Mów mi Katie.

- Chcesz coś zjeść? Wypić? - zapytał.

- Możemy po prostu pójść na kawę - zaproponowałam. - Co ty na to?

- Z chęcią - uśmiechnął się.

Ruszyliśmy w stronę najbliższej kawiarni. Wiedziałam, że prędzej czy później nasza rozmowa przejdzie do istot nadprzyrodzonych, ale nie chciałam się teraz tym przejmować. Zostawię to do obgadania na spokojnie w kawiarni.

Już po kilku minutach byliśmy na miejscu. Zajęliśmy dwuosobowy stolik, po czym zajęliśmy się wybieraniem kaw. Ja wzięłam latte, natomiast Dominic - espresso.

- Ja zapłacę - zaoferował chłopak. Podszedł do lady i złożył zamówienie.

Cały czas dziwnie się z tym czułam. Chłopacy płacą za mnie, bo być może liczą na coś więcej. Dominic zna mnie od wczoraj, więc raczej nie jest to prawdopodobne, ale i tak znam tę historię aż za dobrze. Jake, Ian, David. Na szczęście Ian był tylko przelotnym romansem i oboje doszliśmy do wniosku, że to bez sensu. Za krótko się znaliśmy, ale za to przyjacielem jest niezastąpionym. David... hmm... z nim to jest bardziej skomplikowane. Cały czas nie wiem, czy całkowicie się odkochał. A Jake... nawet nie chcę o tym myśleć.

Jak się bardziej nad tym zastanawiam, jestem okropna. Łamię serca chłopakom i jestem z kilkoma po kolei. Ledwo zdążę zerwać z jednym, jestem z drugim. Może po prostu nie zasługuję na miłość?

Na szczęście jednak Adam jest ze mną mimo tego, jaka jestem.

- Katie? - z rozmyślań rozbudził mnie Dominic. - Wszystko w porządku?

- Tak - odpowiedziałam niepewnie. Właściwie nie było w porządku. Ale nie zamierzałam mu się zwierzać.

- Nie wiem, czy to odpowiedni moment - zaczął szatyn. - Ale chcę to zacząć. Wiesz o Hale'ach.

To nawet nie było pytanie. I sumie miał prawo tak twierdzić. Skoro się tak z nimi przyjaźnię, raczej znam prawdę.

- Tak - powiedziałam pewnie. - Nie tylko o Hale'ach. O tobie też.

Parker zdziwiony na mnie spojrzał.

- Jak to...? - nie dowierzał.

- Hale'owie cię rozkminili. Ale nie martw się - pocieszyłam go. - Nie zamierzam urwać przez to z tobą kontaktu. Przebywanie w towarzystwie Hale'ów trochę mnie do tego przyzwyczaiło.

- Wyczuwam twój dar - oznajmił. To w sumie było do przewidzenia. - Chciałabyś coś o nim opowiedzieć? Jestem po prostu ciekawy - dodał po chwili.

- Czy bym chciała? - powtórzyłam. - Chciałabym coś o nim wiedzieć - westchnęłam. - Razem z Hale'ami próbowaliśmy coś ustalić. Niestety bezskutecznie.

- No cóż - westchnął.

Przez chwilę milczeliśmy, kiedy dampir podjął kolejny temat.

- Czemu ludzie rozpowiadają w szkole różne plotki na ich temat?

- Nie wiem - wzruszyłam ramionami. - Po prostu są inni. Ludzi to interesuje. Potem tworzą plotki, aby być ,,fajnymi". - zaznaczyłam palcami cudzysłów.

- Jeden z nich od razu zaczął nam o nich opowiadać. Na pewno go znasz. Elijah Call. To twoja rodzina?

Aż odjęło mi mowę. Elijah chodził do tej szkoły nawet zanim ja zaczęłam do niej chodzić. Jakoś nigdy nie zwracaliśmy na siebie uwagi, ale nie spodziewałabym się, że mamy takie same nazwiska. Potem zapytam o niego tatę. Na pewno będzie coś wiedział.

- Szczerze - w końcu odzyskałam głos. - Nawet nie znałam jego nazwiska.

Będę miała w nocy naprawdę wiele spraw do przemyślenia.

Po upływie około pół godziny rozmów, postanowiliśmy wrócić do domów. Wyszliśmy z kawiarni, przytuliliśmy się na pożegnanie i poszliśmy każde w swoją stronę.

Gdy odeszłam kawałek od kawiarni, wpadłam na kogoś. Okazało się, że był to Adam.

- Cześć - powiedziałam szczęśliwa i go przytuliłam.

- Spotkałaś się z nim? - zapytał, nie odwzajemniając uścisku.

Odsunęłam się od niego i spojrzałam na niego zdziwiona.

- Tak - odpowiedziałam. - Ale co to ma do rzeczy?

- Spotykasz się z nowym chłopakiem ze szkoły, którego dopiero poznałaś?

- Nie mów, że jesteś zazdrosny - uraziłam się. - To tylko jedno spotkanie. Nawet go dobrze nie znam. Nie złość się.

- Nie wiem - odwrócił wzrok. - Nie zauważyłaś tego? Ciągle się spotykasz z jakimiś chłopakami. David, Ian, Taylor czasami też. I do tego Parker?

- O co ci chodzi? - wkurzyłam się. - To są przyjaciele.

- Nie wiem, czy nadal mogę ci ufać.

Nie mogłam uwierzyć. Nawet Adam postawił się przeciwko mnie. Chłopak, którego kocham. I myślałam, że on mnie też. I przede wszystkim, że mi ufa.

- Na razie chyba mam tego dość - oznajmił wampir. - I chyba musimy to zakończyć.

Nie mówiąc nic więcej ani nie czekając na moją reakcję, odwrócił się na pięcie i odszedł.

- A co z zaufaniem? - zapytałam, a on się zatrzymał. - Mówiłeś, żebym ci zaufała. W sprawie Allison i Raven. A teraz sam popełniasz mój błąd.

- Nie jestem taki pewien, czy to błąd - powiedział i ruszył dalej w stronę swojego auta.

A ja weszłam do kawiarni i wbiegłam do łazienki. Zamknęłam się w kabinie, zsunęłam na dół po ścianie i zaczęłam płakać. Jak nigdy wcześniej.

Ale po chwili pomyślałam. Zemsta będzie słodka.

~~~~~~~~~~~~~

Wiem, że jestem okropna. Też was kocham <3

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro