Rozdział 9
Nie siedziałam długo u Adama. Po powrocie do domu zastałam mojego tatę siedzącego wygodnie na kanapie i czytającego gazetę.
- Słyszałaś, że te ciągłe zaginięcia nareszcie ustały? - zapytał mnie, gdy tylko weszłam do pokoju, jednak nie spuszczał oka z artykułu.
Czyli jednak Marcel przystał na propozycję Adama. I dobrze. Nie wiadomo, co by się w końcu stało, gdyby nadal siał terror. Może w końcu zdemaskowaliby Hale'ów?
- To fajnie - uśmiechnęłam się lekko. Nie chciałam okazać, że wiem o tej sprawie coś więcej. - Tato, muszę ci zadać ważne pytanie.
Usiadłam ostrożnie na fotelu niedaleko niego, czekając na jakąkolwiek reakcję. Nastąpiła ona od razu. Ojciec zmartwiony na mnie spojrzał i odłożył gazetę na stolik.
- Masz jakąś rodzinę w Seattle? - zapytałam. - Jakąś o naszym nazwisku?
Tata westchnął cicho.
- Robert...
Kim może być ten cały Robert?
- Mój brat - wyjaśnił po sekundzie.
Co? Tata ma brata?
- Brat? - zdziwiłam się. - Przecież mówiłeś, że masz tylko siostrę, ciocię Louise.
- Z Robertem nie utrzymuję kontaktu od lat. Skoro zapytałaś, stwierdziłem, że to dobra okazja, aby ci w końcu o tym powiedzieć.
- I on mieszka w Seattle? - zapytałam.
- Tak - westchnął. - Niedawno się o tym dowiedziałem. Od Louise. Nie raz myślałem, aby się z nim pogodzić, ale jakoś nigdy nie było okazji.
- Wiesz może coś o tym, czy ma dzieci? - zadałam kolejne pytanie.
- Tak, ma syna. W twoim wieku. Urodził się dwa miesiące przed tobą. Nawet jestem jego chrzestnym. Pokłóciliśmy się jakoś rok później... To długa historia. Nie zapomnę tych cudnych blond włosów słodkiego, małego Elijah...
- Elijah?! - prawie wykrzyczałam to imię. Czyli to prawda. Elijah... jest moim kuzynem. I to nawet dość bliskim.
- Tak - tata spojrzał na mnie przerażony. - Czemu zareagowałaś tak... raptownie?
- Do mojej szkoły chodzi Elijah Call - wyjaśniłam.
- Oh - odparł. - Może to jednak dobry czas, aby pogodzić się z Robertem.
***
Tata podjął chyba najbardziej spontaniczną ze wszystkich swoich decyzji. Aby pojechać do Elijah i wujka Roberta. Poprosił ciocię Louise o ich adres i wyruszyliśmy.
Stresowało mnie to spotkanie. Elijah był moim kolegą ze szkoły. A teraz co? Mam mu powiedzieć, że jest moim kuzynem? To będzie najbardziej niezręczna rozmowa w moim życiu.
Tata podjechał pod dom brata, ale nie wysiadł od razu. Widziałam, że jego też zżerały nerwy.
- Gotowa? - zapytał.
- A ty? - odpowiedziałam pytaniem.
Tata milczał przez chwilę.
- Gotowy. Idziemy - oznajmił, po czym wysiadł z auta. A ja zaraz za nim.
Zawahał się chwilę, stojąc przed drzwiami, jednak po chwili zapukał. Przez chwilę staliśmy w ciszy, aż w końcu drzwi otworzyła pewna kobieta.
- Joanne... - wyszeptał ojciec. Zapewne to była moja ciotka.
- John... - kobieta również zaniemówiła.
Przez sekundę nikt nic nie mówił, a ja miałam wrażenie, że to trwa wieczność. Joanne oprzytomniała jako pierwsza.
- Ty zapewne jesteś Katherine - zwróciła się do mnie. - Joanne Call - wyciągnęła do mnie rękę, którą ja niepewnie uścisnęłam.
Mój ojciec cały czas nie wiedział, co powiedzieć i stał wpatrzony w blondynkę.
- Wejdźcie - zaprosiła nas kobieta, po czym ostrożnie przekroczyliśmy próg.
Przeszliśmy korytarzem do przestronnego salonu, pełnego różnorakich zdobień na ścianach i obrazów w złotych ramach.
- Wow - wymsknęło mi się.
Pomieszczenie serio wywierało ogromne wrażenie. Nie wiem, gdzie pracowali wujek i ciocia, ale musieli zarabiać fortunę.
- Śmiało, siadajcie - zachęciła nas ciocia, a my zajęliśmy miejsce na czerwonej kanapie. - Co was tu sprowadza? Może chcecie się czegoś napić? Mam pyszną herbatkę jaśminową.
- Ja z chęcią - zgodziłam się. Co jak co, ale herbaty nigdy nie odmówię.
- John? - zapytała wyczekująco mojego tatę.
- Niech będzie - odparł niechętnie. - Jest Robert? - zapytał.
- Jest - odpowiedziała. - Robbie! - zawołała i poszła zrobić nam herbaty.
A po chwili po schodach zszedł mój wujek. Robert Call. Dostojny, jasnowłosy mężczyzna, z pojedynczymi siwymi włosami i kamienną miną na twarzy.
- John... - wypowiedział imię mojego ojca z niechęcią. - Co ty tu robisz? Nie sądziłem, że jeszcze kiedykolwiek się spotkamy.
- No cóż, niespodzianka - rzekł mój tata z ponurą miną. - Stwierdziłem, że może to w końcu czas się pogodzić. Zostawić przeszłość w tyle i zacząć od nowa.
- Chyba są kwestie, które najpierw musimy sobie wyjaśnić - odparł nieprzekonany wujek. - Ale nie przy twojej córce - spojrzał na mnie.
- Katherine, chcesz poznać naszego syna? - zapytała Joanne.
- Znam Elijah - odparłam. - I z chęcią się z nim zobaczę.
Kobieta wskazała mi drogę do jego pokoju i wróciła do braci Call. Natomiast ja niepewnie zapukałam do drzwi.
- Mamo, nie teraz! - usłyszałam zza nich i lekko zachichotałam.
Otworzyłam drzwi i oparłam się o framugę.
- Tym razem to ktoś inny - uśmiechnęłam się, a blondyn jak poparzony oderwał się od laptopa.
- Katie - spojrzał na mnie przerażony. - Co ty tu...?
- Długa historia - przerwałam mu. - Mogę...? - wskazałam palcem kanapę, a on skinął głową.
Usiadłam powoli na łóżku, a Elijah cały czas patrzył na mnie jak na przybysza z kosmosu.
- Dobra - zaczęłam. - Nie będę owijać w bawełnę. Znasz moje nazwisko?
- Tak - odpowiedział i już otrząsnął się z szoku wywołanego moim niespodziewanym przybyciem. - Wiem, że jesteś moją kuzynką. Córką brata mojego ojca.
- Czekaj, ty wiedziałeś? - zdziwiłam się. - I nigdy do mnie nie zagadałeś?
- Niby co miałem ci powiedzieć? - podniósł głos i można było dostrzec ogień w jego oczach. - "Hej, Katie, wiem, że prawie się nie znamy, ale mam takie samo nazwisko jak ty i jestem twoim kuzynem"? Pomyślałabyś, że jestem jakimś wariatem.
Po chwili spuścił głowę, jakby zażenowany swoim nagłym wybuchem złości.
- A poza tym - zaczął, nadal wpatrzony w podłogę. - Wydawałaś się naprawdę spoko. Chciałem cię bliżej poznać. Zagadać. Potem dowiedziałem się, że masz takie samo nazwisko jak ja. Zacząłem wypytywać o ciebie ojca. Powiedział mi prawdę. Wtedy po prostu wstydziłem się zagadać.
Zrobiło mi się go mimo wszystko trochę szkoda.
- A potem zaczęłaś interesować się Hale'ami.
Uniosłam głowę. To dlatego próbował zniszczyć im i tak złą reputację w szkole?
- Umieściłem na jakiejś stronie o istotach nadprzyrodzonych wpis o "groźnej rodzinie Hale". Potem rozsyłałem różne plotki o nich. - spojrzał mi w oczy. - To było dla twojego dobra.
Trudno mi było uwierzyć w te wszystkie rzeczy, których właśnie się dowiedziałam.
- Wierzę ci - oznajmiłam. - Wierzę, że chciałeś dla mnie dobrze. Ale uwierz, Hale'owie nie są tacy źli, jak mogłoby ci się wydawać. Może daj im szansę, co? - uśmiechnęłam się do niego promiennie, na co odpowiedział niepewnym uśmiechem niewinnego chłopca.
Wtedy zobaczyłam, że on też nie jest taki zły, jak mi się wydawało.
- Może masz rację - przyznał. - Zapędziłem się. Powinienem zmienić mój stosunek do nich.
Nagle pomyślałam o pewnej rzeczy.
- Jak dużo wiesz o Hale'ach? - zapytałam.
- Więcej niż ci się wydaje - nie spojrzał na mnie, tylko nadal siedział wgapiony w podłogę. - Oni nie są ludźmi. I to nie jest żart.
- Wiem - przyznałam.
Elijah spojrzał na mnie zszokowany.
- Trudno tego nie wiedzieć, spędzając z nimi tyle czasu - zaśmiałam się. - A ty skąd o nich wiesz? - zapytałam.
- Moja mama kiedyś była łowczynią - westchnął. - Przestała, kiedy... - głos mu się załamał. - Kiedy umarł jej pierwszy chłopak. Jak miała 22 lata. Jednak miała cały czas notatniki łowcy, w których znajdywało się wszystko.
Nagle drzwi do pokoju się otworzyły. Stał w nich mój ojciec.
- Katie, wracamy - oznajmił grobowym głosem.
Coś musiało zajść pomiędzy nim a wujkiem Robertem, skoro tak się zachowywał.
- Trzymaj się, Elijah - pożegnałam się krótko z kuzynem i opuściłam pokój razem z tatą.
- Nie wypijecie nawet herbaty? - zasmuciła się Joanne.
- Chyba podziękujemy - ojciec cały czas miał grobową minę.
Po krótkim pożegnaniu z wujkiem i ciocią wyruszyliśmy w drogę powrotną. W samochodzie postanowiłam poruszyć temat brata taty.
- Co zaszło między tobą a wujkiem Robertem? - zapytałam po kilku minutach jazdy w głuchej ciszy.
- Co? - mężczyzna wyrwał się z zamyślenia.
- Coś musiało się między wami teraz wydarzyć, skoro tak nagle chciałeś wracać - stwierdziłam i spojrzałam na niego badawczym wzrokiem.
- Ehh... - westchnął. - Robert zaczął wypominać mi błędy z przeszłości. Te, o które pokłóciliśmy się 16 lat temu.
- A jakie to dokładnie błędy? - zaciekawiłam się.
- Może kiedyś ci powiem... - odparł wymijająco, a ja nie zamierzałam drążyć tematu.
Wróciliśmy do domu i nie zamieniliśmy już ani słowa.
~~~~~~~~~~~~~~~~~
No i wracam z kolejnym rozdziałem :P Z powodu tej całej kwarantanny rozdziały mogą pojawiać się częściej, bo teraz mam znacznie więcej czasu :D
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro