R6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

》Michael《

[11.11.2028]

Z samego rana zabrali ich na salę operacyjną...

Po 6 godzinach operacja się skończyła, a po kolejnej godzinie, Koa odzyskała przytomność

- Jak się czujesz? - zapytałem

- Dobrze... udało się?

- Mówią, że tak...

- Dowiesz się kiedy będę mogła wrócić do domu?

- Pytałem gdy cię przywieźli po operacji...za jakiś tydzień...

[18.11.2028]

- Co jeśli ojciec nas dorwie? - zapytała, gdy siedzieliśmy w salonie i oglądaliśmy film...

- Kiedy dojdziesz do siebie, wyrobimy Ci nowe dokumenty... Wtedy nas nie dorwie...

- Jeśli nie zmienię nazwiska, dorwie.

- To zmienisz na moje. Chyba mało kogo zdziwi, że się nagle pojawisz pod moim nazwiskiem... jesteś w takim wieku, że mógłbym być twoim dziadkiem...

- To czemu nie jesteś? Znałeś babcię, nim tata się urodził.

- Ją pytaj. Ja próbowałem zdobyć jej serce. Nie chciała mnie...

- Próbowałeś?

- Tak, ale odrzucała wszystko. Od sukienek i kolczyków po samochód i oświadczyny

- Oświadczyłeś się jej?

- Byłem w niej zakochany... ale kilka dni po tym, jak się jej oświadczyłem, ona zadzwoniła pochwalić się, że zaręczyła się z twoim dziadkiem...

- To czemu nie próbowałeś dalej?

- Zagroziła, że pozwie mnie o nękanie...

- Co zrobiłeś?

- Kiedy twój ojciec miał tak z 8 lat, twoja babcia zadzwoniła do mnie, z pytaniem, czy pomógłbym mu się dostać do szkoły artystycznej...

- Nie pomogłeś, prawda?

- Nie. Ja się tym zająłem...

- W sensie?

- Zająłem się rozwinięciem jego talentu... Rynek muzyczny, jest strasznie specyficzny, a niestety ja w tym muzycznym burdelu jestem jak luksusowa prostytutka... jeśli kogoś ze mną widzieli, to od razu ma łatwiej w karierze.

- Nie wykorzystałeś tego? Nie zacząłeś znów do niej zarywać?

- Zacząłem... wtedy zaczęły się oskarżenia...

- Oskarżyli cie o co innego...

- Wiem, ale myślę, że chciała mnie zniszczyć... Joy żyje?

- Tak

- Obiecaj mi, że jeśli zabije mnie kolejna zemsta Joy, to ty pomożesz Paris z Kath...

- Obiecuję... Ale... Nie możesz tak mówić...

- Nie wiem co musiałbym zrobić, żeby mnie pokochała...

- Adoptuj mnie

- Co to da, po za twoją radością?

- Babcia powinna w końcu cię zauważyć

- Proszę cię... mam 70 lat. Musiałaby być ślepa albo głupia...

- Albo wręcz przeciwnie. Ty mnie akceptujesz, ojciec nie, ale babcia tak... może dzięki temu, zyskasz w jej oczach

- Koa, gdybym się uparł, to mógłbym być twoim pradziadkiem... Joy mnie nie zechce, to raz, a dwa mam żonę

- Nie, żebym była pesymistką, ale nie sądzę, żebyś się długo pocieszył tym małżeństwem

- Wiem, że Diana jest 14 lat starsza, ale ja ją kocham od 56 lat... Nie zdradzę jej teraz, gdy jest moją żoną... Diana od kiedy ją poznałem, była dla mnie jak matka i siostra jednocześnie...

- Adoptujcie mnie...

- I tak masz 18 lat... żadna różnica...

- Po za babcią tylko ty mnie nie obrażasz na każdym kroku... Uratowałeś mi życie. Nie mam nikogo bliższego.

- Rozumiem, że nie miałaś łatwo ale...

- Panie Jackson, przepraszał, że przeszkadzam, ale...Wade stoi pod bramą i grozi, że jeśli go nie wpuszczę, to ją wyważy. Mówi też, że przyjechał po syna - powiedział Bill stojąc w drzwiach

- Nie oddawaj mnie! - krzyknęła Koa i przytuliła się do mnie

- Nie oddam... - odparłem obejmując ją - Bill, wezwij policję i go wpuść... - zwróciłem się do ochroniarza

Posłuchał... Ja i Koa zeszliśmy na dół... Uruchomiłem dyktafon w telefonie, żeby mieć jakiekolwiek dowody, że nie kłamię... Gdy Wade dopadł się do drzwi, zaczął w nie walić pięściami z całej siły... Gdy otworzyłem, popatrzył na mnie pogardliwie

- Oddawaj mi syna śmieciu! - wrzasnął i wpadł do Budynku popychając mnie - Opętałeś go i przez ciebie sobie ubzdurał, że jest babą!

- Też miło mi cię widzieć, Wade.

- Nie zgrywaj idioty! Oddawaj mi syna! Oddawaj Koa! Oddawaj mi moje dziecko, pierdolony czarny pedofilu!

Cudem mu nie przywaliłem

- Ten twój "czarny pedofil" romansował z twoją matką - rzuciła Koa stając w drzwiach - możesz chociaż raz nie obrażać jednej z niewielu osób, jaka jest dla mnie miła? - zapytała stając obok mnie

- Jezus Maria co on ci zrobił?! - przeraził się Wade i szarpnął Koę do ciebie - Koa, synku... - gadał jak w amoku - Syneczku

- Nie jestem twoim synem! - krzyknęła Koa usiłując mu się wyrwać - zrozum w końcu, że jestem kobietą!

- Pierdolisz głupoty... opętał cię, ogłupił... wciągnął cię do tej swojej sekty...

- Mi się zdaje, czy sam ją wyrzuciłeś z domu? - zapytałem

- Zamknij się.

- Nie. Widziałem to doskonale. Wyrzuciłeś Koę z domu, bo nie akceptujesz tego, że jest kobietą.

- Mówiłem zamknij się! - popchnął mnie...

Pamiętam tylko jak straciłem równowagę, a zaraz potem obraz przed oczami...

》Koa《

Gdy ojciec pchnął Michaela, ten poleciał do tyłu uderzając tyłem głowy w róg szafki

- Michael! - krzyknęłam i klęknęłam przy nim próbując go ocucić...

Ojciec stał tylko i patrzył na to...

- Michael ocknij się! - potrząsnęłam nim za ramiona - Michael! Mike!

Zaczęłam szukać na jego głowie miejsca, w które uderzył... poczułam wilgoć na ręce, z gdy spojrzałam na dłoń zobaczyłam krew...

- Mike! Michael! - nadal starałam się go obudzić...

Bill przybiegł z innej części i domu i zabrał ojca do jakiegoś schowka na miotły, gdzie go zamknął

- Co z nim? - zapytał wracając do mnie

W odpowiedzi pokazałam mu dłoń umazaną krwią

- Cholera... - syknął

Dziękowałam Bogu, że Diany nie ma w Neverland... Ale za to Paris wróciła z Kath, ze spaceru

- Tato! - krzyknęła I podbiegła do nas - Tato! - potrząsnęła nim - Co się stało? - zapytała patrząc na mnie i Billa

- Ojciec go pchnął na szafkę... Michael uderzył w jej róg tyłem głowy i upadł... - odparłam przez łzy

- Bill przynieś mi apteczkę. - rzuciła do ochroniarza Paris

On poszedł, a Paris spojrzała na mnie

- Zabierz Kath do Grace... Niech na to nie patrzy...

Posłuchałam i wróciłam do niej sama

Paris zdążyła obróć Michaela na bok i opatrywała mu głowę... nie widziałam jego twarzy, bo leżał tyłem do drzwi, którymi wróciłam

- Co z nim? Ocknął się?

- Nie... - odparła podnosząc wzrok

Usłyszeliśmy huk... ojciec się wydostał... Bill szykował wtedy samochód w innej części Neverland, więc nie zdążyłby go zatrzymać, a my nawet razem nie miałyśmy dość siły, by powstrzymać mojego ojca, gdy był w szale... a tak było teraz...

Rzucił się na Michaela... Zaczął go szarpać i bić, mimo, że próbowałyśmy go zatrzymać...

- Tylko to ci się należy! - tłukł Michaela - Przestań udawać śmieciu!

Widziałam coraz więcej sińców na ciele Michaela... Nagle ojciec wstał, poszedł w głąb domu...

- Tylko to ci się należy! - wrzasnął wracając biegiem z łopatą w ręku... - Zniszczę cię, rozumiesz?! - uniósł łopatę...

Paris stała sparaliżowana, więc tylko ja mogłam coś zdziałać...

- NIE!!! - rzuciłam się między nich, kładąc się na Michaelu i osłaniając jego głowę, gdy łopata już leciała w stronę twarzy Michaela... dostałam w głowę kilkukrotnie... Ojciec miał kolejny atak szału... wcześniej reagował tak gdy tylko wspominałam w domu o Michaelu i o tym jak uratował mi życie...

Chyba tylko cudem nie straciłam przytomności i chroniłam nadal głowę Michaela...

Paris chciała go powstrzymać, ale sama dostała i upadła nieprzytomna...

Poczułam pod sobą ruch... konkretnie ręki Michaela... szybko chwyciłam go za nadgarstek, nim ojciec zauważył ruch...

- Nie ruszaj się, błagam - syknęłam czując uderzenia na plecach - Ojciec wpadł w szał... - szepnęłam

- A czemu tu jest? - zapytał półprzytomnie

- Chciał mnie zabrać... - odparłam szeptem powoli tracąc obraz przed oczami... - Nie dam ci zginąć... - wyszeptałam...

Czując kolejny cios, znów na głowie, usłyszałam jeszcze tylko pękającą kość, a zaraz potem straciłam przytomność...

》Michael《

Nie byłem w stanie wstać, jedyne co widziałem, to nogi Wade'a od kolan w dół i to w dodatku całkiem rozmazane... poczułem jak Koa puszcza moją rękę i milknie... Połączyłem fakty... szał Wade'a, odgłos pękającej kości i utrata przytomności Koy... Wade mało nie zabił Koy... w duszy modliłem się, żeby Paris i Kath mimo pory nadal spacerowały... Kiedy zacząłem odzyskiwać ostrość wzroku, zobaczyłem nogi Paris, leżącej na ziemi za Wade'em...

Miałem w głowie jedno pytanie... GDZIE JEST KATH?!

Zebrałem w sobie wszystkie siły i zrzuciłem z siebie Koę, po czym z wielkim trudem wstałem, chociaż obraz wirował mi jak w karuzeli...

- Wyjdź Wade. - powiedziałem widząc, że fakt, że wstałem go zszokował... - Wyjdź z mojego domu.

- Oddaj mi syna! - uniósł łopatę i prawie mnie zdzielił... tylko, że to ja, w przypływie jakiejś nadludzkiej siły, której sam nie umiałem wyjaśnić, zatrzymałem tą pędzącą we mnie łopatę...

- Nie terroryzuj mojej rodziny. - powiedziałem nadal spokojnie - Wyjdź z mojego domu.

- Co jest? - zapytał sam siebie usiłując wyrwać mi łopatę

- Zdziwiony? Co? Myślałeś, że gdy mam 70 lat, to nie dam rady się bronić? Zniknij z mojego życia raz na zawsze.

Puścił łopatę i rzucił się na mnie... Nie mam pojęcia jak powaliłem go łopatą, ale leżał nie przytomny... Byłem pewny, że pozbyłem się zagrożenia...Momentalnie poczułem jak znów wszytko wiruje i jak tracę siły...

Musiałem usiąść... Gdy zebrałem się na tyle, żeby, się ruszyć i nie upaść, klęknąłem przy Paris

- Paris? - usiłowałem ją ocucić

Udało się...

- Tato? - spojrzała na mnie pół przytomna

- Ja... - pomogłem jej usiąść - przytrzymaj Wade'a...

Paris przytrzymała Wade'a, żeby jeśli się ocknie nie wstał, a ja zająłem się Koą...

Miała rozbity tył głowy i jeden wielki siniec na całych plecach...

Nie reagowała na nic i ledwo oddychała

Bill wszedł do budynku i stanął jak wryty... nie dziwię się... Wade leżał bez ruchu, na jego plecach siedziała Paris z krwią cieknącą po twarzy, zaraz obok leżała Koa z miazgą w miejscu tyłu głowy, a ja z opatrzoną głową, usiłuję ją ocucić...

- Co się stało? - zapytał

- Wade prawie zabił Koę - odparłem płacząc

- A ty? - zapytał

- Wszystko wiruje, ledwie widzę, nie pamiętam po co Wade tu przyszedł ani jak straciłem przytomność. Nie wiem ile czasu jeszcze wytrzymam przytomny i nie mam pojęcia jak unieszkodliwiłem Wade'a.

- Wezwaliśmy karetkę... gdy wychodziłem, Paris z nimi jeszcze rozmawiała.

- Nie wiem, gdzie mam telefon... - odparła Paris

Koniec końców jej telefon znaleźliśmy pod szafkę, pod którą musiał wpaść, gdy upadła... Na szczęście operatorka po pierwsze nadal była na linii, a po drugie, wszytko słyszała i dosłała kolejne karetki, gdy powiedzieliśmy jej co się stało... Pierwszą zabrali Koę, z racji stanu jej głowy... Drugiego zabrali Wade'a, który jeszcze się nie ocknął, oczywiście w asyście policji... Dwie ostatnie karetki zabrały mnie i Paris...

Mnie, Paris i Koę zabrali do prywatnego szpitala, a Wade'a do innego...

U mnie i Paris skończyło się tylko na wstrząsie mózgu i na szyciu rany na głowie... Wade ponoć też miał tylko wstrząs mózgu... Koa nie miała tyle szczęścia... musieli rekonstruować jej sporą część czaszki...

[21.11.2028]

Koa dopiero odzyskała przytomność... Wiedziałem, że może mieć poważne problemy z pamięcią i z poruszaniem się...

- Gdzie ja jestem? - zapytała niepewnie, rozglądając się po sali

- W szpitalu. - odparłem kładąc swoją dłoń na jej dłoni

- Co się stało? Czemu tak bardzo boli mnie głowa?

- Wade cię pobił, bo mnie broniłaś

- Broniłam?

- Tak... Zadzwonię do Joy... prosiła, żebym dał znać gdy się obudzisz...

Zadzwoniłem do Joy, która zatrzymała się w hotelu kilka numerów od szpitala... wpadła do sali po 20 minutach od telefonu...

Przytuliła do siebie Koę płacząc

- Boże, kochanie, tak się bałam... Dziękuję ci Michael, że przy niej siedziałeś...

- Najprawdopodobniej ocaliła mi życie...

[28.11.2028]

Koa wyszła ze szpitala... Zabrałem ją do Neverland... Joy nalegała, żeby zostać przy wnuczce...

Koa szybko zasnęła, a Joy uśmiechnęła się do mnie... zeszliśmy do salonu gdzie usiedliśmy z Dianą

- Michael... przepraszam cię - powiedziała Joy przytulając się do mnie w płaczem... - przepraszam, że chciałam cię zniszczyć... Nie chciałam, żeby Dennis się dowiedział... wyrzuciłby mnie i Wade'a z domu...

- Chyba nie rozumiem...

- Nie pamiętasz?

- Chyba nie wiem o czym mówisz...

- Styczeń 82'... i jestem absolutnie pewna... z Dennisem wtedy mieliśmy poważny kryzys...

Dotarło do mnie o czym ona mówi...

- Nie... - szepnąłem chcąc odgonić myśl o tym co najlepszego się wydarzyło... - Powiedz, że to nie prawda...

- To prawda...  do śmierci Dennisa spałam tylko z nim i te kilka razy z tobą... Zrobiłam testy gdy Wade był malutki... Dennis nie jest jego ojcem... Tylko ty możesz nim być...

Spojrzałem niepewnie na Dianę

- Na czym ci zależy? Przecież nie masz szans na alimenty od lat... - zapytała Diana  z pełnym spokojem...

- Chcę ustalić z wami, - odsunęła się ode mnie - czy Koa się dowie. Chciałabym jej to powiedzieć... Powinna wiedzieć, że człowiek, który ocalił jej życie i który zrobił dla niej tyle dobrego, jest jej dziadkiem.

- Co ona zyska? - zapytała Diana - Ona i tak bezgranicznie ufa Michaelowi.

- Diana, Joy ma rację... Koa powinna wiedzieć... mówiła, że chciałaby, żebyśmy ją adoptowali...

- Czemu mi o tym nie powiedziałeś? - zapytała Diana

- Bo wyjaśniłem jej, że i tak ma 18 lat, a po operacji wyrobię jej nowe dokumenty na moje nazwisko...

- Jeśli tylko potwierdzimy, że jesteś ojcem Wade'a, to Koa może na tej podstawie zmienić nazwisko...

- Nie jest to zła taktyka, ale... Wade wiedział, gdy zajmowałem się jego karierą?

- Nie... nie mogłam pozwolić, żeby się wygadał Dennisowi...

- Więc czemu nie zrobiłaś tego, gdy Dennis się powiesił?

- Wade uważał Dennisa za ojca... kochał go... Tatuś był dla niego bohaterem... Wade żyje w przekonaniu, że Dennis był jego ojcem... Tkwiłam w fałszywym związku, patrząc jak ty jesteś szczęśliwy z coraz kolejnymi. Byłeś szczęśliwy... miałam to zrujnować? Ja cię kochałam... nadal kocham, bo ty mimo tego co ci urządziliśmy zaryzykowałeś kolejnym pozwem, ale wspierałeś moją wnuczkę

- I mówisz mi to po 46 latach? Gdy ja zdążyłem wziąść 3 śluby i 2 rozwody? Gdy mam 4 dzieci i wnuczkę?

- 5 dzieci i 2 wnuczki.

- Możemy spróbować załatwić dla Wade'a zakaz zbliżania do Koy?

- Możemy spróbować...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro