ღ16ღ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


𝓡𝓸𝔃𝓭𝔃𝓲𝓪ł 16


- I to cała historia... - westchnęła kobieta.

Nie byłyśmy już w kuchni. Siedziałyśmy w ogrodzie, gdzie był wielki basen i mała altanka. Kobieta opowiedziała mi historię z początku znajomości mojej mamy z ojcem. Porwał ją i dał rok na zakochanie się w nim. Oczywiście, zakochała się, zaszła w ciążę i znowu została porwana przez kolorowego mężczyznę, Nacho. Tego łysego mężczyzny z pięknymi zielonymi oczami, który jako wróg Massimo chciał uprowadzić jego ukochaną, a jakby tego było mało - mężczyzna, który był ojcem Pablo, został postrzelony w dłonie przez mojego ojca za to, że dobierał się do mojej mamy na jakimś cholernym gangsterskim spotkaniu i krzywdząc moją matkę, która była w ciąży, chciał w ten sposób odpłacić się Massimo za te dłonie. Mężczyzna jednak nie był mężem Amelii. Postrzelił moją matkę, a Nacho władował w niego cały magazynek, kiedy ojciec wybrał śmieć swojej żony w zamian za syna. Jednak dziecko okazało się dziewczynką. Fakt jest taki - i takie pomyłki się zdarzają przy identyfikacji płci dziecka, ale serio? Czy to w ogóle było warte swojej ceny? Jak udało mu się utrzymać takie dziecko przy życiu? Przecież byłam taka mała. Bez matki nie byłabym w stanie przeżyć! A może się nie znam...

- Wybacz, że dowiadujesz się o tym wszystkim dopiero teraz... Po tylu latach.

Co? Jest jej przykro? Przecież to nie jej wina! Nie mam pojęcia jaka była moja matka, ale wiem jedno - mój ojciec jest sprawcą tego wszystkiego. Wciągnął ją w to. Dał wybór, którego i tak nie było. Weszła w to, ponieważ się zakochała. Najwidoczniej na zabój... Czy mnie właśnie czeka podobny los? Jestem jego jedynym dzieckiem, zostałam porwana, a ja właśnie zaczęłam się martwić, jak on może to przeżywać. Czy ja przez te wszystkie lata, teraz uświadomiłam sobie, że powinnam go kochać jak na córkę przystało? Zwariowałam! Przecież przez niego nie poznałam matki. To jego wina, że jej ze mną nie ma. Nie z nami, kurwa ze mną!

- Naraziliście się Torricelli tylko po to, by mi to, do chuja, powiedzieć?! - gwałtownie podniosłam się z miejsca.

- Nie denerwuj się, Luca. - odezwał się ten znajomy głos. Był to Pablo, stał za mną w bezpiecznej odległości.

- "Nie denerwuj się"? - powtórzyłam.- Niby dlaczego mam się kurwa nie denerwować!? Gdzie byliście przez te wszystkie lata, do cholery!

Wszyscy zamilkli. Chyba nikt nie chciał się odzywać. Byłam wściekła. Tak, miałam nawet wrażenie, że ich wszystkich pozabijam. A zacznę od ojca, by skończyć na Pablo. Nagle zachciało mu się zostać pieprzonym bohaterem. Akurat kurwa teraz, gdy ja już faktycznie godziłam się ze swoim losem. Czy to wariactwo? Przecież nie chciałam tego. Kurwa...!

- Rozumiem twój gniew. Masz rację, to prawda, że powinniśmy pojawić się wcześniej, jednak nie było to proste. - usłyszałam uspokajający ton Pablo, a po chwili i jego kroki. Szedł do mnie pewnie, jednak powoli. No wariactwo!

- Zabierając cię w dniu tych cholernych urodzin i tak ryzykowaliśmy wiele. - kontynuował.- Nie mam tylu ludzi, by walczyć z Massimo, nie jestem nawet na równi z nim w tym gangsterskim świecie.

Przestałam oddychać, gdy tylko poczułam jego dłonie na swoich ramionach. Nagle poczułam, jak wszystko ze mnie uchodzi. Cała złość na kogokolwiek, kogo chciałam zabić jeszcze chwilę temu... Czemu ten mężczyzna tak na mnie działa? Czyżbym czuła się przy nim faktycznie bezpieczna? Tyle pytań tliło się w mojej głowie i znowu zero odpowiedzi.

- Więc po cholerę to zrobiłeś? - warknęłam zerkając na niego. Nie mogłam temu ulec.

- Mój wuj zakochał się w twojej matce, a ty jesteś jej częścią. Nie mogłem patrzeć jak obwinia się za to wszystko.

- Powinien zapłacić za to wszystko! Zakochał się, ale najpierw ją porwał jak mój ojciec. Twój wujek jednak oddał moją matkę innemu mężczyźnie, i tylko to różni ich obu. - odsunęłam się od Pablo.- Nie obchodzi mnie ile w was litości i skruchy po tym wszystkim. Zamierzam wrócić do domu, do ojca i go zniszczyć. Następnie wezmę się za was i całą tą pieprzoną konkurencję!

Chyba ponownie sprawiłam, że wszyscy oniemieli. Nikt nie przypuszczał, że z moich ust padną takie słowa. Nie chciałam obwiniać nikogo o to wszystko oprócz ojca, jednak sama bym się w ten sposób oszukiwała, a nie o to chodziło. Powiedzieli prawdę, ale czy na pewno...? Kto tutaj był ze mną szczery? Moja rodzina czy moi porywacze? Poza tym... Dlaczego mieli by ryzykować i w żywe oczy mnie okłamywać? To przecież lekkomyślne. Takie głupie! A jednak tutaj jestem i powiedziałam wszystkie te rzeczy w przypływie emocji. Mimo wszystko, nie żałowałam tego. Przecież te wszystkie osoby w moich życiu okłamywały mnie albo odebrały mi szansę na życie w szczęśliwej rodzinie. A może, ja nie powinnam była się urodzić. Może to wszystko potoczyłoby się inaczej... 

Nikt już nic powiedział. Rozkazałam komuś, kto właśnie wszedł, by załatwił mi powrót do domu w tej chwili. Zdezorientowany ochroniarz spojrzał to na mnie, to na swojego szefa, który skinął dłonią pozwalając mu mnie zabrać tam, gdzie chciałam. Zaczęłam mieć wrażenie, że teraz to ja byłam jego pracodawcą. Miałam władzę nad nie swoim człowiekiem, który robił co kazałam... 

Weszłam do przygotowanego samochodu. Wszyscy stali niedaleko i patrzyli na mnie. Wszyscy oprócz Pablo. Mężczyzny akurat nie było. Matka mojego porywacza machała mi zapłakana. Ona na pewno nie chciała, bym odjechała, jednak nie chciałam tutaj być. Jedynie czego potrzebowałam w tej chwili, to szczera rozmowa z Olo, z ojcem... Matka nie żyła, została postrzelona w nerkę, a jej mąż i tak postanowił ocalić mnie. Wmówił mi, że Laura żyje i jest z innym, bo mnie nie kochała. Zawsze, kiedy pytałam o mamę, dostawałam tą samą odpowiedź: "Piękna brunetka. Polka o ciętym języku i temperamencie. Jedyna taka, którą kochałem pod każdym względem... Mimo wszystko". Może to głupie, ale potrafiłam też pytać o tego mężczyznę, dla którego rzekomo nas zostawiła. Ojciec zawsze mówił to samo... "Wysoki, kolorowy surfer. Najwyraźniej lepszy ode mnie". Teraz jednak pozostało pytanie: Dlaczego kłamał? Czy miał na myśli Nacho...?






C.D.N.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro