Rozdział 13

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Krótka informacja: rozdziały będą pojawiać się w każdą środę. Zapraszam do czytania! 😉

###

     Znowu to się stało. Czy to się nigdy nie skończy? Tym razem widziałam jedną z nauczycielek- bardzo ładną i młodą kobietę. Kojarzę ją ze szkolnego korytarza. Zawsze przechodziła przez niego uśmiechając się do uczniów i odpowiadając łagodnym głosem ,,dzień dobry", a jej obcasy postukiwały przy każdym kroku.

     Nazywa się Teressa Johnson.

     Chcę to zlekceważyć i to tak bardzo, ale niemalże w tej samej chwili przypominam sobie, iż jest ona nauczycielką Jackie. Wiele razy o niej opowiadała. Wiem, że uczyła ją geografii. Spoglądam na zegar ścienny, aby upewnić się która godzina. Ze strachem stwierdzam, że właśnie w tej chwili moja przyjaciółka ma z nią zajęcia. Zaciskam mocno pięści i pocieram nimi uda. Co teraz robić?

     W tym samym momencie moja ręka bezwiednie wystrzeliwuje w górę. Historyk przerywa swój wykład i spogląda na mnie zdziwiony znad drucianych okularów.
– Tak, Penelope?
– Muszę do toalety.

     Nauczyciel wzdycha, ściąga okulary i przeciera dłonią twarz. Jego wzrok ponownie pada na mnie, a ja robię najbardziej rozpaczliwą minę jaką tylko potrafię. Z ust historyka ponownie wydobywa się westchnienie jeszcze dłuższe niż poprzednie. Spoglądam kątem oka na zegar. Błagam szybciej.
– No dobrze– mówi powoli, a ja słysząc to natychmiast wstaję.– Ale!– wykrzykuje widząc moją reakcję.– Więcej na coś takiego nie pozwolę.

     Kiwam pospiesznie głową i niczym rakieta wybiegam z sali. Dopiero po chwili przypominam sobie, że tak wiele osób na mnie patrzyło, a ja nawet o tym nie pomyślałam. Uśmiecham się pod nosem zadowolona z mojego zachowania. Jednak nie trwa to długo. Muszę jak najszybciej pomóc Jackie. Tylko, w której ona jest sali?

     Szybkim krokiem przemierzam korytarz zaglądając do każdej klasy przez małe okienko. Niestety nigdzie jej nie ma. Przechodzę na wyższe piętro, ale tam również nie znajduję przyjaciółki. Zagryzam policzek i rozglądam się rozpaczliwie. Jackie zawsze miała lekcje na piętrach, które teraz przeszukałam. To niemożliwe, żeby nigdzie jej nie było. Pozostały mi jeszcze sale na trzecim piętrze, jednakże dziewczyna nigdy nie miała tam zajęć.

     Wzdycham zrezygnowana i klepię się w udo. Szybkim krokiem udaję się w stronę schodów. Następnie przeszukuję po kolei każdą z sal. W końcu zatrzymuję się przed ostatnią. Już mam nacisnąć klamkę, ale naraz pojawia się we mnie zawahanie. Wraz z adrenaliną odpływa pewność siebie, a na jej miejsce odczuwam strach. Moja dłoń zwisa nad srebrnym uchwytem. Jeśli otworzę te drzwi znowu zaczną się problemy i narażanie własnego życia.

     Nienawidzę podejmować takich decyzji. Co ja mówię? Nienawidzę podejmować żadnych decyzji. Nagle na mojej twarzy czuję delikatny podmuch wiatru. Na korytarzu, na którym wszystkie okna są zamknięte.

     Zamykam oczy czując jeszcze większy starch. Zaraz się zacznie. W środku jest Jackie- sama. Ale ja nie dam rady. Odwracam się i idę w przeciwną stronę. Znajdę jakiś sposób i wrócę tutaj po nią. Poszukam Johna, on będzie wiedział co zrobić.

     Ruszam powoli, niepewnie w stronę, z której przyszłam. W pewnym momencie za moim plecami rozlega się huk. Zatrzymuję się gwałtownie i odwracam. Nie mogę jej tam zostawić. Nie teraz i nie samą. Beze mnie nie da rady. Wracam przed drzwi, by bez zastanowienia szarpnąć za klamkę i wejść do środka.

      Rozglądam się po sali, lecz nie zauważam nic szczególnego. Jackie wstając zbyt nagle zahaczyła o krzesło, przewracając je. Natomiast nauczycielka- pani Johnson- stoi zaskoczona przy tablicy i przygląda mi się.
– Dzień dobry, czy coś się stało?– pyta uśmiechając się miło.

     Nic nie odpowiadam, nadal wpatrując się w kobietę. Nauczycielka, zauważając, iż w dalszym ciągu przyglądam się jej, nie odpowiadając, przybiera poważny wyraz twarzy. Odkłada książkę na ławkę Jackie, która znajduje się z samego przodu przy biurku. Schodzi z podwyższenia, a ja w tym momencie zauważam jak dobrze potrafi chodzić w szpilkach. Nawet się nie zachwiała.

     Podchodzi do mnie spokojnym krokiem i kładzie dłoń na moim ramieniu. Widać, że jest ewidentnie zmartwiona i chce mi pomóc. Nie wie, że to właśnie ona potrzebuje w tym momencie pomocy.
– Hej, wszystko w porządku? Jak masz na imię?– Kobieta jest coraz bardziej przerażona moim zachowaniem.

     Przenoszę spojrzenie na Jackie, która niemal w tym samym momencie kładzie dłoń na swoim tatuażu. Dopiero po chwili orientuję się, iż robię to samo.

     Nic. Żadnej wizji. Nie wiemy co dokładnie się wydarzy i w jaki sposób.

     Pani Johnson marszczy brwi, widząc mój tatuaż, ale nic nie mówi. Prowadzi mnie jedynie do jednej z ławek i pomaga usiąść na krześle. Kuca przede mną próbując się czegoś dowiedzieć, ale to na nic. Cały czas skupiam się na przestrzeni wokół nas. Chcę być przygotowana na atak.

     Nagle w sali słychać skrzypnięcie drzwi. Odwracamy się wszystkie w stronę hałasu. Na progu stoi przystojny mężczyzna z lekkim zarostem. Ma około trzydziestu lat. Uśmiecha się do nas szarmancko. Nauczycielka, widząc go wstaje, a z jej oczu zaczynają lecieć łzy.
– Przecież ty nie żyjesz. To niemożliwe– powtarza w koło.– Miałam cię już nigdy nie widzieć.

     Przykłada trzęsącą się dłoń do ust, a drugą delikatnie przyciska do niedużej blizny na ramieniu.
– Wszyscy mi mówili, że ten koszmar wreszcie się skończy, że już nie wrócisz– zaczyna się śmiać, ale nie jest to ani trochę wesoły dźwięk.

     Mężczyzna spokojnie wchodzi do klasy i zamyka za sobą drzwi. Wkłada rękę do kieszeni, a drugą drapie się w kark, jak gdyby był nieco zawstydzony.
– Witaj Teresso– odpowiada jedynie, ignorując jej zachowanie.– Przecież mówiłem, że wrócę, nie pamiętasz? Obiecałem ci to, w końcu jestem twoim mężem.

     Kobieta kręci głową. Wydaje się to być ruch nagły i ani trochę kontrolowany.
– Nie, nie, nie chcę, nie, odejdź...– powtarza bez przerwy.

     Chwyta dłońmi za włosy tuż przy głowie. Zaczyna za nie rozpaczliwie szarpać. Wygląda ja ktoś niezrównoważony psychicznie. Jakby podmieniono kobietę, która jeszcze przed chwilą była taka miła, spokojna i troskliwa na trzesące się, rozczochrane stworzenie.

     Natomiast mężczyzna dalej przygląda się nam nieśmiało, uśmiechając się. Wyciąga z spod swojej czarnej koszulki złoty łańcuszek z kłódką i kluczykiem.
– Przecież obiecałem– powtarza cicho i spogląda na kobietę spod zmrużonych powiek.

     Widzę jak w jego dłoni pojawia się pistolet, wyciągnięty z kieszeni luźnych spodni.
– Pamiętasz to?– pyta spokojnie.– Kłóciliśmy się, zresztą nie bez powodu, znowu nie odgrzałaś obiadu na czas. Byłaś taką nieposłuszną żoną.– Kręci głową z rozbawieniem.– Chciałem cię tylko nastraszyć. To w końcu nic złego, a ty się na mnie rzuciłaś– mówi to, a ton jego głosu sugeruje zaskoczenie.

     Jestem w takim szoku, przysłuchuję się tej historii jak zahipnotyzowna. Jego gesty są takie powolne, przemyślane, a głos cały czas spokojny. Czuję się jakby opowiadał jakąś piękną baśń.
– Zabiłaś mnie, tak po prostu– opowiada dalej.

     Pani Johnson zaczyna gryźć swoje paznokcie. Jej łzy, spływające po czerwonych policzkach są takie wielkie. Czarny tusz kobiety spływa wraz jej płaczem przez co wygląda jeszcze bardziej upiornie.
– Nie chciałam!– krzyczy rozpaczliwie.– Przecież wiesz! No powiedz!
– Może tak, może nie...– odpowiada tym razem obojętnie.

     Zaczyna oglądać swój pistolet jak zabawkę, którą dziecko dostało pod choinkę.
– Kochałem cię– mówi tylko i wymierza pistolet w kobietę wcześniej go odbezpieczając.– Kochałem...

     Patrzę jak jego palec ląduje na spuście. Już słyszę huk, który powstanie po wystrzeleniu. Jestem przygotowana na niego w każdej chwili. I kiedy już czuję pewność, że to właśnie tak chwila, zamykam oczy, a dłonie zaciskam w pięści. Przygryzam policzek i niemal natychmiast czuję tam krew. To właśnie teraz, już, ale... huk nie nadchodzi. Zamiast niego słyszę męski krzyk.

     Otwieram oczy zaskoczona i widzę Jackie, która wskoczyła mężczyźnie na plecy. Ten, zaskoczony zaczyna się szarpać, lecz dziewczyna trzyma go mocno za szyję. Chcę pomóc, ale nie wiem jak. Wstaję z krzesła, a w tym samym momencie mężczyzna zrzuca z siebie blondynkę. Rozprostowuje ramiona zadowolony ze swojego zwycięstwa i jeszcze raz wymierza w kobietę.

     Powinnam zareagować. Boję się. Nie dam rady. Muszę... Robię krok do przodu i w tym samym momencie słyszę głośny strzał.

     W klasie pojawia się jasne światło. Nie wiem co się dzieje. Czuję dreszcz. Chwytam się za ramiona i chowam twarz pomiędzy nimi, zwijając się w kulkę, aby ochronić się przed światłem. Nagle słyszę głuchy odgłos. Coś uderzyło w podłogę. Chcę sprawdzić co to było, ale nie mogę. Światło jest tak jasne, że gdybym tylko to zrobiła, mogłabym oślepnąć.

     Co się dzieje? Błagam niech ktoś powie, że wszystko będzie dobrze...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro