Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

     Jackie robi jeden krok do przodu. Przyglądam się temu niepewnie. Nie mam pojęcia co ta dziewczyna chce zrobić, ale nie mogę zostawić jej samej.

     Będziesz wieczorem?
     Dzisiaj, jutro i zawsze.

     Moja przyjaciółka robi pewną siebie minę.
– Jesteś pewny siebie, prawda?– zadaje pytanie, a jej wzrok skierowany jest na przeciwległą ścianę, przez co nie wiadomo do kogo skierowane jest pytanie.

     Podchodzę do niej niepewnie, by po chwili dotknąć ramienia dziewczyny. Nawet nie drga, gdy moja dłoń znajduje się na jej skórze.

     Blondynka, niemal od razu nabiera powietrza. Jakby nagle wpłynęła na nią cała odwaga. Mruży lekko oczy.
– Jackie...– szepczę, chcąc powstrzymać dziewczynę przed zrobieniem jakiegoś głupstwa.

     Ta jedynie ucisza mnie gestem ręki. Nie mam pojęcia, co ta dziewczyna planuje, ale jest to na pewno coś szalonego i bardzo, ale to bardzo głupiego.

     Słyszę jak chłopak za nami ciężko oddycha, natomiast Anthony przygląda się dziewczynie z wdzięcznością, ale i lekkim strachem.

     Zakapturzona postać nie rusza się. Wygląda to, jakby nieznajomy zatrzymał się i czekał na rozwój sytuacji. Widać, że jego klatka unosi się i opada w spokojnym rytmie. Dłoń z nożem w dalszym ciągu skierowana jest w Anthony'ego, by w każdej chwili mógł wrócić do wcześniejszej czynności.

     Biegnij po jego dziewczynę.

     Zamykam oczy, a po chwili z powrotem je otwieram. Odwracam głowę w stronę Jackie, lecz ta zachowuje się, jakby nic nie powiedziała. Jednak jestem pewna, że to jej głos przed chwilą słyszałam.

     Chcę coś powiedzieć, ale nagle w mojej głowie ponownie rozlega się głos dziewczyny.

     Znajdź szybko dziewczynę Anthony'ego. Mam plan. Proszę cię, pośpiesz się.

     Przyglądam się z niedowierzaniem mojej przyjaciółce. Blondynka natomiast, jak gdyby nigdy nic stoi z założonymi rękami na klatce piersiowej. Jednak kątem oka dostrzegam drżącą rękę, którą stara się ukryć w rękawie bluzy.
– Dlaczego uważasz, że to załatwi sprawę?– marszczy brwi.

     Słyszę ciche westchnięcie postaci. Przez moment mam wrażenie, iż chłopak zlekceważy pytanie Jackie, lecz on nabiera powietrza i zaczyna powoli tłumaczyć i opowiadać całą historię.

     W tym czasie, jak najciszej tylko potrafię, wycofuję się w stronę drzwi. Uchylam je, by po chwili zwinnie przez nie wybiec. Chwilowy triumf zostaje przerwany, kiedy uświadamiam sobie, że nie mam pojęcia jak nazywa się dziewczyna chłopaka, którego próbujemy uratować.

     Myśląc o tym, natychmiast się zatrzymuję. Nie mam pojęcia co w takiej sytuacji zrobić. Moje dłonie zaczynają drżeć, a ja przygryzam wargę ze zdenerwowania. Usiłuję sobie przypomnieć jak wyglądała dziewczyna, ale przez te wszystkie nerwy jej obraz wyleciał mi z głowy.

     Czuję jak kropelki potu występują mi na czoło. Oblizuję nerwowo spierzchnięte wargi i rozglądam się dookoła siebie po korytarzu szkolnym.

     Nawet, jeśli pamiętałabym wygląd tej dziewczyny, niby jak miałabym ją znaleźć w szkole, gdzie znajduje się ponad czterysta osób?!

     Zaczynam oddychać głęboko, próbując choć trochę opanować kotłujące się we mnie emocje.

     Pośpiesz się.

     To Jackie. Pewnie nieznany chłopak kończy swoją historię, albo zauważył moje zniknięcie. Wtedy dostrzegam grupkę roześmianych dziewczyn. Błyskawicznie do nich podbiegam. Kiedy mnie zauważają cała paczka natychmiast poważnieje, co w tej chwili zbytnio mnie nie obchodzi.
– Szukam dziewczyny Anthony'ego Snowedena– mówię szybko, mając nadzieję, że dziewczyny cokolwiek zrozumieją.

     Z pośród zebranej grupki, na przód wychodzi niska szatynka, która posyła w moją stronę nieśmiały uśmiech. Spoglądam na dziewczynę z góry; jest bardzo niska, niższa ode mnie niemal o głowę.

     Nie odwzajemniam jej wesołego wyrazu twarzy, więc szatynka po chwili robi krok w tył nieco przestraszona. Wpatruję się przez krótką chwilę w jej szare oczy, które wydają się być takie niewinne. Co ona mogłaby zrobić w tak ciężkiej sytuacji? Jest taka niewielka, w dodatku wygląda na dość strachliwą osóbkę. Miałaby problem poradzić sobie z jakimś niewielkim szkolnym kłopotem, a co dopiero z tak poważną sprawą.

     Patrząc na nią, nie jestem pewna czy to był mądry wybór, żeby tutaj przychodzić. Przecież tamten chłopak w porównaniu do niej jest wielki. Może nie ma zbyt wyjątkowo wyrobionych mięśni, ale ma nóż. To wystarczy, by mieć nad kimś przewagę.

     Jednak z drugiej strony, Jackie kazała mi ją przyprowadzić. Uważa, że dziewczyna w jakiś kompletnie niezrozumiały dla mnie sposób da sobie radę.

     Wzdycham głośno, czując narastającą we mnie panikę. Dłonie zaczynają drżeć coraz mocniej, a serce bić coraz szybciej.
– Musisz iść ze mną.– Nie, źle.– Anthony na kłopoty i tylko ty możesz mu pomóc, chyba– mówię niemal płaczliwym tonem, choć w głębi nie jestem co do tego przekonana.

     Oczy dziewczyny natychmiast robią się duże niczym denka od szklanki.Na jej policzkach pojawiają się czerwone rumieńce. Wygląda jakby za chwilę miała się rozpłakać.
– Co się stało? Czy jest bardzo źle? Gdzie on jest?– Pytania wylatują z jej ust niczym z karabinu maszynowego.

     Pokazuję, aby szła za mną. Nie chcę tłumaczyć jej tego przy tylu ludziach, więc prowadzę ją do miejsca, gdzie znajduje się Anthony. Nawet jeśli opowiedziałabym dziewczynie co się wydarzyło, ta i tak by mi nie uwierzyła, a może nawet wyśmiała.

     Idę w kierunku toalety, słysząc za sobą nerwowe kroki szatynki oraz jej ciche pochlipywanie. Czuję na sobie wzrok mijanych przez nas uczniów. Mam wrażenie, iż każdy z nich przygląda mi się, szepcząc między sobą, że ta cała sytuacja to moja wina. Po raz kolejny oblizuję wargi, a po chwili zakładam za ucho kosmyk moich czarnych włosów.

     Kiedy zatrzymujemy się na chwilę przed wejściem do męskiej toalety, kątem oka widzę zdezorientowaną minę dziewczyny. Nabieram głośno powietrza starając się przygotować na wszystkie emocje jakie na mnie czekają w tym miejscu.

     Powoli otwieram białe drzwi i wchodzę do środka. Szatynka rusza za mną, ale widzę, że robi to bez większego przekonania. Rozgląda się przy tym na boki, jak gdyby bała się zostać zauważona przez któregoś z nauczycieli.

     Odwracam od niej wzrok i skupiam się na sytuacji rozgrywającego się przede mną. Zakapturzona postać w tym samym momencie odwraca wzrok od Jackie i przenosi go na Anthony'ego. Chłopak jednak nie zwraca na to uwagi. Jest skupiony na osobie obok mnie. Mimo, iż blondyn nawet na chwilę nie zaszczycił mnie spojrzeniem, wyczuwam z jaką intensywnością wpatruje się w dziewczynę.

     Po chwili mruga szybko, tak jakby chciał sprawić, by moja towarzyszka zniknęła. Dopiero po chwili jest zdolny do wypowiedzenia jakichkolwiek słów.
– Grace– mówi cicho, w dalszym ciągu wpatrując się w szatynkę– co ty tutaj robisz?– Brzmi to trochę jak zarzut.

     Jednak ona nie reaguje. Stoi z otwartymi ustami, pokazuje palcem na postać w kapturze i wpatruje się w nią z niedowierzaniem.
– Co...? Kto...? Ale jak...?– zaczyna, ale żadne pełne pytanie nie chce opuścić jej ust.

     Tajemnicza postać, słysząc głos dziewczyny odwraca ku niej głowę. W dalszym ciągu nie widać wyrazu twarzy chłopaka, gdyż zasłania ją kaptur jego bluzy.
– Grace...– mówi miękkim głosem. Można wyczuć, iż się uśmiecha.
– To żart?– podnosi głos szatynka.– Gdzie ukryte kamery?– Zaczyna gorączkowo obracać głowę we wszystkie strony, by odnaleźć coś co potwierdzi jej obawy.

     Mijają sekundy, a dziewczyna coraz bardziej popada w panikę. Wyciąga przed siebie trzęsącą się dłoń i wskazuje palcem na nieznajomego.
– Śnił mi się– tłumaczy po chwili.– Był w moim koszmarze. Dosłownie kilka dni temu.

    Postać nie porusza się podczas nerwowych wyjaśnień Grace. Wygląda ja rzeźba wykonana z kamienia. Czuję jego zadowolenie i dumę ze strachu dziewczyny.

     Po chwili obraca się, idąc wolnym krokiem w stronę Anthony'ego. Unosi nóż w górę,chcąc zadać cios.
– Wreszcie, Grace– szepcze, a jego głos roznosi się po pomieszczeniu.– Wreszcie będziemy razem. Tylko ty i ja.

     Trzeba zabrać mu nóż i dać go Grace.

     Rozglądam się gorączkowo wokół siebie. Znów słyszę głos Jackie w mojej głowie. Czuję jak moje serce bije coraz szybciej. Na moich policzkach wykwita rumieniec wywołany nerwami.

     Nie mam pojęcia co znowu wymyśliła blondynka, lecz zapewne jest to coś bardzo głupiego. Chcę zapytać się jej o powód, ale w porę uświadamiam sobie jak głupio, by to zabrzmiało. W końcu, wszystkie osoby tu obecne pomyślałyby, że mówię sama do siebie, a niebezpieczny nożownik mógłby się czegoś domyśleć.

     Zamykam oczy, próbując się skupić i odpowiedzieć dziewczynie. Zaglądam w głąb umysłu. Staram się przekroczyć wszystkie bariery. Pootwierać każde możliwe drzwi, znajdujące się w mojej głowie. To wszystko zaczyna dziać się tak szybko, iż mam wrażenie, że to jakiś mroczny sen, którego jestem główną bohaterką.

     Dlaczego?

     Powtarzam w myślach to słowo kilka razy, aby mieć pewność, że Jackie mnie usłyszy.

     Srebrny nóż zaczyna opadać, a wtedy...

     JUŻ!

      Niczym zahipnotyzowana rzucam się na postać, popychając ją na ścianę. Czuję jak gorący metal przecina moją skórę na lewym przedramieniu. Z długiej i dość głębokiej rany zaczyna spływać krew. Jest taka ciepła, a wypływając łaskocze nieco moją skórę.

     Nóż wypada z dłoni zakapturzonego chłopaka, lądując niecały metr od niego, a on sam uderza głową o ścianę wyłożoną kafelkami. Wydaje się być odrobinę zamroczony, lecz nie traci przytomności. Zaskoczony jak i oszołomiony rozgląda się wokoło. Gdy tylko dostrzega swą broń stara się ją jak najszybciej dosięgnąć.

     Natychmiast chwytam prawą ręką za jego nadgarstek, próbując powstrzymać chłopaka. Dłoń ta jest tak lodowata, że wydaje się to być tak nieprawdopodobne. W końcu na zewnątrz temperatura wynosi ponad trzydzieści stopni, jednak w budynku jest niewiele chłodniej.

     Postać, którą próbuję powstrzymać wyrywa się- jest naprawdę niesamowicie silna. W dodatku ma zdrowe obydwie ręce. Na moim lewym przedramieniu wciąż czuję piekący ból przy każdym ruchu, do tego dochodzi uczucie coraz bardziej rozrywanej skóry.

     W pewnym momencie obok mnie pojawia się chłopak, który przybiegł za mną i za Jackie do łazienki. Przez cały czas stał pod ścianą obok drzwi i w ciszy przyglądał się wydarzeniom. Jednak teraz chwyta postać za nadgarstki, przyszpilając je tym samym do podłogi. Brunet jest dużo silniejszy ode mnie, więc doskonale radzi sobie z tym zadaniem, mimo iż tajemniczy chłopak ciągle stara się wyrwać z uścisku.

     Widząc to wszystko, szybko oddalam się od tej dwójki i biegnę w stronę, wciąż leżącego na ziemi, noża, na którym znajduje się odrobina mojej krwi. Chwytam ostry przedmiot, a następnie podbiegam do Jackie.
– Co...–zaczynam, duszą ciężko przez wysiłek włożony we wcześniejsze przytrzymywanie postaci.– Co mam... teraz zrobić... z tym... nożem?

      Moja przyjaciółka milczy. Marszczy czoło, jak gdyby dopiero teraz zastanawiała się nad tym co powinna zrobić. Milczenie dziewczyny trwa najwyżej kilka sekund, lecz w moim przekonaniu mija o wiele więcej.

     Blondynka wyciąga rękę w stronę Grace i wskazuje na nią lekko drżącym palcem. Dziewczyna, widząc to unosi wysoko brwi, następnie zaczyna się trząść, a po chwili obejmuje się rękami.

     Biorę jeszcze jeden głęboki oddech. Obok nas chłopak i tajemnicza postać w dalszym ciągu szarpią się. Z nosa bruneta zaczyna kapać krew.

     Anthony, który do tej pory stał nieruchomo przy ścianie, widząc to podbiega do tej dwójki. Wykręca nadgarstek postaci i przyszpila go do podłogi.

     W tym samym czasie podchodzę do Grace, następnie podaje jej przed chwilą zdobyty nóż. Dziewczyna jak w amoku przyjmuje go ode mnie, jednak od razu widać, iż nie ma pojęcia co się wokół niej dzieje.

     Chwytam ją za ramiona i lekko potrząsam, aby się przebudziła.
– Grace, otrząśnij się! Tylko ty możesz to wszystko powstrzymać– tłumaczę powoli, starannie dobierając słowa.
– Co mam zrobić z tym?– pyta tak cicho, iż ledwie ją słychać.

     Wpatruję się w nią z poważnym wyrazem twarzy. Dziewczyna od razu rozumie, o co mi chodzi. Chwyta rączkę noża w dwa palce i odsuwa od siebie, jak gdyby był to jakiś śmierdzący śmieć.
– Nie zrobię tego! Nie zabiję człowieka!– krzyczy przerażona, coraz ciężej oddychając.

     W tym momencie dzieje się kilka rzeczy na raz. Dziwna postać odpycha nogami  bruneta, który uderza głową o ścianę i pada nieprzytomny na ziemię. Natomiast tajemniczy chłopak wolną ręką chwyta szyję Anthony'ego.

     Blondyn z sekundy na sekundę robi się coraz bardziej siny i puszcza nadgarstek postaci. Ta wykorzystuje to i jej druga ręka również ląduje na szyi Thony'ego.

     Szybko podbiegam do tego koszmaru, starając się odciągnąć go od blondyna. Jednak nic to nie daje. Postać jest niczym skała. Nie rusza się z miejsca nawet o centymetr. Natomiast oczy Anthony'ego zaczynają przewracać się na drugą stronę. Chłopak przestaje powoli walczyć z oprawcą, a ja nie mogę nic zrobić. Ciało postaci w dalszym ciągu zachowuje się niczym, ważący tonę głaz.

     Nagle słyszę głośny krzyk, a postać, którą starałam się odepchnąć zamienia się w świecący pył, który zaczyna opadać na łazienkowe kafelki.

     Przede mną stoi Grace z nożem wyciągniętym przed siebie na wysokości mojego serca. Jego plastikową rączkę ściska w obydwu dłoniach. Po bladych policzkach dziewczyny spływają wielkie krople łez przypominające olbrzymie wodospady.

     Tkwimy tak w ciszy, nie licząc Anthony'ego, który ciężko oddycha, próbując dojść do siebie po tym wszystkim. Patrzę prosto w oczy Grace. Dziewczyna wydaje się być przerażona i chyba dochodzi do niej, co właśnie zrobiła. Opuszcza wzrok na nóż, a następnie otwiera oczy wystraszona.
– Co ja zrobiłam?– szepcze, a sekundę później ostry przedmiot ląduje z nieprzyjemnym dla ucha dźwiękiem na kafelkach.– Zabiłam człowieka.

     Bledsze niż zwykle dłonie lądują w splątanych włosach dziewczyny. Słyszę jak w kółko powtarza to jedno zdanie.

     Podchodzę do niej na roztrzęsionych nogach i kładę rękę na jej ramieniu, jednak szatynka jest jakby w amoku i nie zwraca na mnie uwagi.
– Grace– mówię spokojnie, ale dziewczyna dalej nie reaguje, więc powtarzam nieco głośniej, kładąc jej dłonie na obu ramionach– Grace! Posłuchaj– zaczynam, gdy szatynka w końcu się na mnie patrzy– nie wiem co to było, ani nie wiem jak to się tu znalazło, ale jednego jestem pewna- to na pewno nie był człowiek.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro