Tom IV*Obwieszczenie*

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Thomas od razu zrozumiał, że łączniczka musiała w jakiś dziwny sposób zdobyć informację co do sekretnych przejść.

Byłoby to dla niego zbyt czasochłonne, szukanie ofiary którą zmusiła do wydobycia z siebie dla niej odpowiedzi.

Znowu się pomylił.

Zła decyzja.

Jane mogła umrzeć.

O N O mogło umrzeć.

Wiedział, że nie powinien jej wtedy wypuszczać, powinien wiedzieć, że jest to osoba zaburzona, jak Arthur.

Skrzywił się patrząc na rany pokrywające ciało Jane.

Widok go palił, jakby on je posiadał, a ktoś wkładał w nie garści soli i litry alkoholu.

Mogła nie życ, przez niego...

Wsłuchiwał się w niosące się echem uderzenia broni, głosy ludzi, pocieszające swoje rodziny.

„Będzie dobrze, cień nas wyzwoli, zabije go, a krew starca na zawsze będzie przypominać o tym na jego dłoniach"

To stworzył.

Azyl ludzi którzy mieli w swoich umysłach jedynie wiarę w niego.

Zbiorowisko ludzi z ulicy, byłych gangów, czy garstkę z rozrywek.

Ogarniętych szałem zemsty.

Złożył chłodny pocałunek na jej czole, przez krótki moment spoglądając na brzuch.

Przytakując samemu sobie, jakby chciał pogodzić się z tym, co pojawi się za kilka miesięcy.

Nowe życie.

Mające w sobie jego krew, może nawet oczy, czy spojrzenie.

Naciągnął kaptur na swoją twarz.

Do tego czasu zostanie tylko śmierć, którą poniesie za sobą, spali wszystko.

Aby jego dziecko żyło w popiole.

Jego dawnym cieniu.

***
Michael zmywał krew łączniczki jak i ciągnął jej ciało na spalenie.

To miało być tym o czym marzył? Gdy jego szefowa i kochanka została zabita, a on sam stał się włóczęgą, po to aby na końcu stać się człowiekiem marzącym o wygraniu rozrywek i trafieniu do cienia?

Tak się stało, trafił do rewolucji cienia, innym dziwnym splotem przypadku, cały czas tak naprawdę mając go u swojego boku.

Tylko chciał walczyć.

Nie wycierać krew z ziemi, pogrążony narkotycznym głodem który uaktywniał w nim furię.

W pewnym momencie ujrzał dym niosący się spod jego kaptura, blade dłonie trzymające papieros i kolejny, jakby chciał palić dwa na raz.

Zdusił w sobie natychmiastowe porównie go do osoby z rozrywek.

Te blade dłonie za bardzo udowodniły, jak bardzo się mylił, i mylić już nigdy nie mógł.

Osoba w płaszczu jest brutalna, tak samo jak tamta z rozrywek.

Tylko przy tej myśli powinien pozostać.

Nie znajduje się przed nim nic innego, jak cień który poprowadzi go do jego zemsty.

Zdusił w sobie wściekłość z powodu wycierania durnej krwi, a nie działania...

Wolał nie narażać, się na szał tego bladego demona.

-Podoba ci się przytoczone przeze mnie zadanie Michaelu? -Wypuścił gromadę dymu-Musisz przyznać, że jest wymagające prawda? Cóż zasługujesz tylko na to, w końcu jesteś w rewolucji. Więc kurwa WYCIERAJ TĄ PIERDOLONĄ PODŁOGĘ!

Michael dygnął przyspieszając ruchy pocierania szmaty.

Przestał, gdy usłyszał jego śmiech.

Dudniący, chropowaty śmiech zdartej płyty.

-Sprawdzałem tylko, czy nadal pamiętasz kim jestem, i tylko jestem, twoim cieniem, wybawcą byłego członka gangu, nikim innym. Więc nadal się mnie boisz, wiesz co by cię czekało gdyby stało się inaczej prawda Michaelu?

Przytaknął pomału.

-Zakończ teraz swoją jakże wymagającą pracę i chodź ze mną.

Michael zamrugał kilkakrotnie, nie kryjąc swojego zdziwienia.

-Dokąd mam z tobą iść?

-W ogień Michaelu, prosto w pierdolony ogień, pójdziesz tam ze mną, i oni wszyscy, umrzemy płonąc aby ugasić go, Kevina.

-Nie rozumiem.

-Oczywiście, że nie rozumiesz zbyt trudne przesłanie? Wiesz kiedyś pisałem wiersze, chyba nadal mi sie udziela w tym niemiłym nastroju.

Michael spróbował wyobraźić sobie kogoś innego od tej postaci.

Ochotnika w rogrywkach którego liczne blizny i spojrzenie były czymś, pustym...

Jak oczy śmierci, tak samo jak możliwości jego w walce, pomimo nogi...

-W jaki sposób tego wszystkiego dokonałeś, pojawiłeś się znikąd, będąc nikim dla każdego, to miasto takich nie szanuje. Tylko ty jesteś tutaj, jako cień, przywódca rewolucji, jedynego gangu...

-Moja siostra się topiła, a ja nie umiałem pływać-Uśmiechnąl się krzywo-Utopiła się, mój ojciec mnie winił-Jego oczy błysnęły-Teraz też nie potrafię pływać Michaelu, więc przestań we mnie widzieć kogoś komu się udaje i jest bohaterem, powiem ci jak tego dokonałem, stałem się gorszy od nich wszystkich, teraz przewyższe Kevina, będę większym skurwielem, nauczę się pływać-Widział bladą skórę spod kaptura znajdującą się kilka centymetrów od niego-Będę pływać w morzu krwi i ciał, więc chodź ze mną jeśli również chcesz w niej pływać.

Michael nie miał odwagi odezwać się więcej, ruszył bez słowa ogarnięty czymś w rodzaju chłodu.

Przenikającego do kości.

Zrozumiał, że to strach.

Dziwny strach w zobaczeniu cienia jako króla tego miasta, ale nie chciał przecież widzieć też jako władcę Kevina...

Tylko czy cień nie może w przyszłości okazać się gorszy?

Ta silna motywacja...

Odrzucił od siebie te durne wyobrażenia.

Jedynym co było ważne to robienie tego co każe, i skończenie wszystkiego...

***

Skakał po dachach całym sobą spierając się bólu nogi, udawał, że go nie było...

Przemykał w ciemnościach, odrywając na chwilę się od powierzchni, po to aby złapać się następnego krańca i wciągnięcie na niego.

-Po co to robisz? Jesteśmy tutaj sami! Nie ma oddziałów! Ludzi Kevina, wszyscy pochowali się w swoich pozostałych fabrykach, czy innych miejscach.

Thomas zignorował krzyczącego Michaela, który szedł na dole spokojnym krokiem.

Zbił okno łokciem, od razu wślizgując się przez rozbitą szybę do opustoszałej kamienicy.

Szedł na samą górę, aż po drabinie na dach, którego nie mógł dosięgnąć skokiem.

Michael rozglądał się za nim zdziwiony.

-Co będziemy robić? Po co mnie tutaj przyprowadziłeś?

-Zamknij się i patrz-Powiedział podając mu lornetkę.

Michael patrzył przed siebie, Thomas nie musiał, widział to kilka nocy temu.

Ludzie w czerwieni krążyli wokół pałacyku.

Niektórzy dobyli bronii przygotowani na atak.

-Ludzie którzy strzegął tego miejsca to jeden z odziałów, strzegą go dlatego, ponieważ niedawno został zabity przełożony tego miejsca, a osoba która to zrobiła zabiła sama siebie. Przestraszeni myśląc, że to nasza sprawka postawili ochronę przed kolejnymi prostytutkami udającymi służbę Kevinowi.

-Nie rozumiem.

-Za niedługo pojawi się tam elita, aby wybrać jedną z kobiet w swoje kręgi, aby była czymś w rodzaju ich służby, tego nie jestem pewien, kim ta kobieta dla nich ma być, ale to nas nie interesuje.

-Skąd to wiesz?

-Wyobraź sobie Michaelu, że siedziałem pod ich oknami, jedyne co słyszałem to odgłosy rozkoszy, lecz w końcu jedna z nich powiedziała właśnie to co ci mówię. Wykorzystamy przybycie elity-Uśmiechnął się krzywo-I ich zabijemy.

-Jaką mam grać w tym rolę?

-Będziesz tu siedział i strzelał z karabinu snajperskiego-Jego czarne oczy błysnęły-Gdy ja będę z nimi walczyć, mam nadzieje, że dobrze strzelasz.

-Bardziej martwiłbym się o twoją wygraną z nimi...

Jego nadgarstki poruszyły się przywołując dwa długie ostrza w jego dłonie.

-Martw się o swoje życie Michaelu, w końcu stoimy na wysokim budynku, a zaczynasz mnie denerwować.

Czuł ciarki biegnące po całym ciele.

***
Alice wpatrywała się w otwory, słysząc z nich jedynie ciągłe plotki.

O tym, że kobieta która się zabiła była członkinią rewolucji cienia.

Słyszała ich strach w głosie, prostytutek, czy ludzi stojących przed pałacykiem.

Bali się pojawienia podobnej do tej która zabiła osobę władającą tym miejscem.

Nie wiedząc, że ona nadal tutaj jest.

-Nie czujesz nawet poczucia winy? Smutku? Żalu? Może chodź krzty współczucia w tej twojej zapewnie durnie sukowatej twarzy?

-Nie czuje nic starucho, zabiłam złą osobę, a ta druga napierdalała mnie tym swoim pasem, należało jej się, a w dodatku oczyściłam swoje podejrzenia w mą stronę.

-Nadal nie powiedziałaś mi dlaczego to robisz, po co tu jesteś.

-Aby zabić Kevina, a to co robię mnie do tego doprowadzi.

Alice pamiętała co usłyszała, przyjdzie tutaj jedenastu członków elity, w tym John-pierdolony idiota.

Jeśli wybraliby ją jako swoją "prywatną" prostytutkę, mogłaby go wtedy stamtąd zabrać, przy okazji zabijając starca.

W końcu mieszkał tam on wraz ze swoją zgrają idiotów.

Alice wiedziała, że głównym powodem przyjścia tutaj elity nie jest wybranie swej maskotki.

Chcieli sprawdzić w jaki sposób dostała się tu tak dobrze udawająca osoba, poddać mustrze oddziały które łapały kobiety, pokazać im ich bezużyteczność.

Do tego czasu powinna być przez nich wybrana, wtedy ich zatruć.

Pokazać to co chciała od momentu trafienia do tego miejsca, udowodnienia brak wyższości starca, upokorzenie go.

Zabicie osoby dowodzącej tym miejscem, zrzucając z samej siebie możliwe oskarżenia, było tylko początkiem.

Wreszcie będzie mogła udowodnić to co chciała, i wykonać swój pierwodny cel, zabranie Johna.

-Kevina nie da się pokonać, niezależnie kim jesteś i skąd jesteś, jutro oni tutaj przybędą, elita, a ty najprawdopodobniej z nimi znikniesz, zawsze jest ich mało, chętnych na pójście z nimi, ukrywają się przed nimi. Tylko za nim stąd pójdziesz, nie musisz mi już nic o sobie mówić, to nie jest ważne, ważnym jest to abyś zrozumiała, że zabijając złą osobę stajesz się taka sama jak ona. Zabicie Kevina tak naprawdę cię nie uszczęśliwi, wiem o tym, aż za dobrze kretynko. Nawet jakby ci się udało, co jest niemożliwe, będziesz chciała udowodnić swoją siłe coraz bardziej.

Alice odrzuciła od siebie zdziwienie z powodu tego chłodnego tonu.

Zaśmiała się.

-Co ty możesz o nim wiedzieć, siedzisz tutaj dziesiątki lat, nie wiesz co mną kieruje, nic nie rozumiesz.

-Wiem i rozumiem, aż za dobrze!

Wykręcona stara dłoń, zerwała wstęgę zakrywającą oczy.

Alice spodziewała się białych niewidomych oczu.

Zastała jedynie dwie czarne dziury, pustka, odrażająca nicość, braku oczu.

-Wiem dlatego, bo jestem jego siostrą, to ja pierwsza zbudowałam te tunele w których kryje się cień, ja utworzyłam rewolucje, a raczej wojnę gangów pomiędzy moim bratem. Tylko on wyrżnął wszystko i wszystkich, a mnie zamknął tutaj. Wiedział, że wolałabym umrzeć, dlatego zamknął tutaj swoją upokorzoną starszą siostrę. Przegrałam, dlatego mówię ci abyś uciekła stąd póki możesz, nie idź jutro z elitą, i nie próbuj go zabić, jest to niemożliwe.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro