Rozdział 4 - Nie drap! Co za sfoszona kotka!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

         Nie mogła uwierzyć, że to on do niej dzwonił. To musiała być jakaś zbieżność głosów, nie możliwe, żeby to był on.

           - Halo? – zapytał głos w słuchawce, próbując się upewnić, czy połączenie nadal jest aktywne.

          - Skąd masz mój numer? – zapytała spanikowana.

          - A więc to ty. – powiedział z ulgą. - Poprosiłem Ogawę-san. Fujibashi-san ja... bardzo cię przepraszam... – Satsuki czuła, że ciężko mu to przeszło przez gardło. – Ja nie chciałem na ciebie nakrzyczeć. Tak jakoś wyszło... Fujibashi-san proszę nie gniewaj się na mnie...

          - Ale ty się na mnie gniewasz, prawda, Kuroo-san?

          - Ja? – zdziwił się. – Nie, nie jestem na ciebie zły, ani nic z tych rzeczy! – zabrzmiał trochę desperacko.

          - Acha. – powiedziała spokojnie, powoli i zrobiła pauzę. Dla Kuroo ta przerwa ciągnęła się bez końca. – W porządku.

          - Chciałem jeszcze przeprosić, że nie przyszedłem po zajęciach. Yaku wam pomógł?

          - Um. – przytaknęła.

          - Wiedziałem, że sobie poradzi. Yaku jest najlepszy na świecie.

          Satsuki nie za bardzo wiedziała jak się odnieść do tej wypowiedzi. Dla niej brzmiała dwuznacznie, więc postanowiła to przemilczeć.

          - Ja nie mogę niestety was trenować, bo po każdych zajęciach muszę zostać z trenerem. Wiesz... od tego roku jestem kapitanem i dziadzio mi pomaga ogarnąć drużynę i w ogóle to wszystko. Sam nie wiem czemu ci to mówię. Pewnie w ogóle cię to nie interesuje...

          Interesowało i to bardzo. Ale nie chciała się do tego przyznać.

          - Nie, mów dalej. – powiedziała jakby było jej to obojętne i robiła to tylko z grzeczności.

          - Nie myślałem, że to będzie takie wymagające. A do tego mamy mecz w tę sobotę i się denerwuję. A Kenma jest bardzo ważnym zawodnikiem. Gdyby nie mógł zagrać to byłoby ciężko. To chyba dlatego tak się wkurzyłem. Naprawdę przepraszam.

          - Kuroo-san, blisko jesteś z Kenmą?

          - No tak. – odpowiedział w ogóle nad tym nie myśląc. Skąd miał wiedzieć, że Satsuki zupełnie co innego chodziło po głowie.

          - Hmf. Bardzo się o niego troszczysz, prawda?

          - No, troszkę. Muszę pilnować na przykład, żeby nie wszedł w słup gdy tak łazi z nosem w konsoli. – zaśmiał się. – Poza tym to mój najlepszy przyjaciel. Chyba każdy się martwi o bliskie osoby.

          „To w końcu tylko przyjaciel, czy może jednak coś więcej?"

          - Prawda. A u Kenmy wszystko w porządku?

          - Tak, tak. Nie martw się. Da radę zagrać w sobotę.

          - To dobrze. Kamień z serca.

          - Fujibashi-san, muszę już kończyć. – powiedział trochę zawiedziony. Satsuki słyszała w tle jakieś hałasy

          - Ach, okej. – odpowiedziała.

          - To pa.

          - A, Kuroo-san! – w porę zawołała zanim się rozłączył.

          - Taak? – zapytał z oczekiwaniem i ciekawością.

          - Wygrajcie. – powiedziała szybko i natychmiast się rozłączyła.

          Satsuki zupełnie nie wiedziała, czemu to powiedziała. To nie tak, że żałowała bycia miłą, bo miała to w swojej naturze, ale wolałaby zachować większy dystans do Kuroo. Oczywiście wybaczyła mu jego chamskie zachowanie, w końcu każdy czasem ma humorki. Ale bała się go. Bała się, że znów ni stąd ni zowąd na nią naskoczy, nakrzyczy i ostatecznie ponownie zrani. A jej znów będzie głupio, że się rozpłakała. To była jedna z jej najbardziej znienawidzonych wad – nie potrafiła sobie radzić ze stresem, a do tego była perfekcjonistką co dodatkowo ją frustrowało. Panicznie bała się kłótni, bycia niewłaściwie ocenioną, skrzywdzoną lub nielubianą. Dlatego w takich ciężkich sytuacjach albo zbierało jej się na łzy, albo na wymioty.

          A teraz Kuroo pomyśli sobie, że wszystko jest w porządku i nie da jej spokoju. By uniknąć niekomfortowej rozmowy z nim, następnego dnia Satsuki wyszła do szkoły później niż zwykle, żeby nie iść razem do szkoły. Na przerwach szybko wychodziła z sali i nawijała jak opętana z przyjaciółkami albo zaszywała się w jakimś niewidocznym kącie, aby tylko zniknąć. A Kuroo nawet gdy chciał nie był w stanie jej w takim momencie dogonić, bo na korytarzu zaraz zatrzymywała go jakaś nachalna dziewczyna. A chciał się zapytać tylko o jedną rzecz, o którą nie zdążył poprzedniego dnia.

          I tak było do końca tygodnia. W końcu zapomniał o co chciał się zapytać Satsuki. Ku jej szczęściu, bo przestał ją też gonić.

          Do końca tygodnia Maiko i Satsuki uczęszczały na lekcje siatkówki Yaku. Kitagawa nie rozumiała dlaczego dalej to robiły, skoro ich celem wcale nie było podciągnięcie ocen z wf-u. A już na pewno nie zależało na tym Satsuki. Ta jednak przekonywała swoją niższą przyjaciółkę, że gdyby nagle zrezygnowały, to Yaku zacząłby coś podejrzewać albo zrobiłyby mu przykrość. Postanowiły, że po weekendzie jeszcze przez trzy dni będą się spotykać z Yaku.

          Nastał piątek – „piątek weekendu początek" Satsuki nuciła pod nosem. Uwielbiała piątki, bo właśnie w ten dzień tygodnia mogła pójść do swojego małego raju. Mieszkała w świetnym miejscu. Miała blisko do szkoły, bo zaledwie kilkanaście minut, blisko do stacji kolejowej – jakieś pięć minut. Mieszkała na przedmieściach, więc było cicho i spokojnie, ale też nie na takich rubieżach, żeby brakowało dóbr cywilizacyjnych takich jak centrum handlowe albo siłownia. I to całkiem spora siłownia z basenem, sauną i „gorącymi źródłami". Niestety tutaj gorące źródła były tylko dużym zbiornikiem wodnym z mocno podgrzewaną wodą siarkową, z poustawianymi wokoło roślinkami w doniczkach. Ale jak ma się takie miejsce zaledwie dziesięć minut od domu, to się nie marudzi tylko korzysta.

          Oczywiście Satsuki nie mogła odmówić sobie przyjemnego truchciku w drodze na siłownię. Po okazaniu karnetu miła pani za ladą dała jej kluczyk do szafki. Satsuki zawsze chodziła na pilates, bo stabilizował on wszystkie mięśnie i nie był kontuzjogenny. Poza tym dobrze wpływał na wytrzymałość. Instruktorka ku miłemu zaskoczeniu dziewczyny prowadziła zajęcia nawet lepiej niż ta w Sendai. Po godzinie ćwiczeń Satsuki poszła wykąpać się w gorącej wodzie. Cieszyła się, że nie było wielu osób, bo nie lubiła kąpać się nago w miejscu publicznym. Ale jak to bywa w termach i tego typu miejscach, ubrania się zdejmuje.

          Część damska była oddzielona od męskiej parawanem z cienkiej deski z szaro-brązowego plastiku. Dlatego czasami gdy po jednej stronie ktoś gadał głośniej niż należy, po drugiej można było to usłyszeć. A ponieważ było mało kobiet, męskie głosy nie ominęły uszu Satsuki.

          - I jak tam trening z dziewczynami Yaku? – usłyszała jeden z głosów. Ten, którego wcale nie miała ochoty słyszeć.

          - Kitagawa-san robi pewne postępy... – odpowiedział Yaku i nic więcej nie było słychać.

          - A Fujibashi-chan? – dopytał, gdy Yaku długo nic nie mówił.

          - Nie wiem...

          - Co, jest aż tak kiepska, że nawet Yaku-shisho nie potrafi jej niczego nauczyć?

          - Nie o to chodzi. To dziwne... Mam wrażenie, że ona tak naprawdę udaje, że nie umie grać.

          - Niby czemu miałaby to robić?

          Nagle Satsuki usłyszała jak ktoś głośno zakaszlał.

          - Kenma nic ci nie jest? – zapytał Kuroo. – Nie pij tej wody!

          - Nie piłem. Wlała mi się do nosa.

          - Oya, co ja z tobą mam. Zginąłbyś beze mnie.

          - Marzysz, senpai.

          - Wracając do Satsuki-chan. To mówisz, że coś ukrywa?

          - Kuroo, jak się zachowywała gdy poprosiła cię o pomoc?

          - Chyba zwyczajnie. W sensie nie tak jak by to zrobiły inne dziewczyny.

          - Nie jąkała się albo coś?

          - Nie. Była trochę zdenerwowana, ale powiedziałbym, że zwyczajnie się wstydziła. – nagle przerwał – He, he. - zaśmiał upiornie. – Czuje się respekt przed takim super siatkarzem jak ja.

          - Kuroo masz za duże ego. – odezwał się Kenma.

          - Za duże. – potwierdził Yaku. – Ale myślę, że z tym możesz mieć trochę racji. Znowu kolejna, która na ciebie leci. A te treningi to miała być tylko wymówka.

          Satsuki miała wrażenie, że termostat w grzałce wody się popsuł, bo zrobiło jej się słabo.

          „Yaku-san, to nie ja, tylko Maiko na niego leci!" miała ochotę krzyknąć przez ten głupi parawan, ale ugryzła się w język. Postanowiła, że zmyje się stamtąd jak najszybciej, żeby tylko chłopacy jej gdzieś nie zauważyli. To byłby obciach na całego.

          Biegiem wróciła do domu. Nie kontrolowała oddechu więc wpadła do domu ledwo łapiąc chałsty powietrza.

          Całe szczęście, że następnego dnia była sobota, bo nie mogła spać przez całą noc. Myślała tylko o tym jak tu zręcznie odkręcić tę sytuację. Ale nic nie wymyśliła. Rano miała kolejne zmartwienie jakim cudem dotrwa do wieczora. O dziewiątej leciał mecz Japonia - Korea i nie miała zamiaru go przegapić. Poza tym nie oglądałaby go sama tylko z NIM. Zawsze oglądali mecze siatkarskie razem. A raczej przegadywali i to zanim jeszcze zaczęli ze sobą chodzić. Satsuki nie miała najmniejszej ochoty rezygnować z tej formy rozrywki tylko dlatego, że zerwali i dzieliła ich nie mała odległość.

          Gdy w końcu się ogarnęła, jej telefon podwójnie dał o sobie znać. Podwójnie, bo dostała dwa sms-y na raz.

ON 12:30

Wstawaj z łóżka Satsu-chan! (^-^*)/

SATSU 12:31

Już wstałam i się ogarnęłam. (・ω<)☆ Nie martw się. A, i śniadanie też już wciągnęłam. ε(*'・ω・)з Dziś wieczorem aktualne? ^^

ON 12:31

?

SATSU 12:31

Nie mów, że zapomniałeś o meczu.

ON 12:32

Zapomniałem. (>m<)

12:33

Ale już pamiętam. I na szczęście aktualne. (⌒_⌒;)

SATSU 12:33

Co za ulga. ( ̄ω ̄;)

Dostała kolejną wiadomość w tle, ale tak jak poprzednią, zignorowała. ON i mecz byli ważniejsi.

12:33

Tak jak się umawialiśmy, przez Skypa?

ON 12:34

Siur. (^ω~)

SATSU 12:35

Zadzwonię trochę wcześniej, muszę ci nagadać. ( ̄︿ ̄)

ON 12:36

Niech zgadnę, twoja BFF, Papuzia Nierozłączka, Przylepa ci wszystko wypaplała. :P

SATSU 12:36

Bingo.👌

ON 12:37

Ona nic nie wie. ヾ(`ヘ')ノ゙ Ale zadzwoń. Pogadamy, to się w końcu wyżalę i wyrzucę to z siebie. (>_<)

W końcu zamknęła jedno okno wiadomości i otworzyła drugie z osobą, która tak się dobijała. „To na pewno znowu jakieś reklamy od operatora" pomyślała. Jakże się zawiodła gdy zobaczyła nadawcę.

KUROO 12:30

Hej, Fujibashi-chan! (⌒▽⌒)☆ Piękny dzień dziś mamy. Mam nadzieję, że zapomniałaś sobie zaplanować tę sobotę i teraz narzekasz jak bardzo ci się nudzi. ( ͡° ͜ʖ ͡°) Ale nie martw się, mam dla Ciebie propozycję nie do odrzucenia. Idziemy klasowo na Shibuję. Dołącz do nas!

KUROO 12:33

Halo! Fujibashi Satsuki, jesteś tam? O.o Odpowiedz szybko, bo niedługo wyruszamy. (--_--)

SATSU 12:38

Przykro mi Kuroo-san, ale mam już plany. Dziękuję za zaproszenie, może innym razem.

KUROO 12:39

Najgorzej. (`ε') No trudno. ┐( ̄ヘ ̄)┌

12:40

Mam jeszcze jedno pytanie. Czemu mnie unikasz od czwartku? ( ̄~ ̄;)

Satsuki postanowiła, że nie będzie odpowiadać na tego sms-a. Bo niby dlaczego ma mu się tłumaczyć. Czy królik naprawdę musi tłumaczyć kotu dlaczego przed nim ucieka?

SATSU 12:41

Kuroo-san, a nie miałeś mieć dzisiaj meczu?

KUROO 12:42

Mam. (o^▽^o) Jest przerwa i wygraliśmy pierwszy set. ╰(*'︶'*)╯ Fujibashi nie zmieniaj tematu. (〃>_<;〃)

SATSU 12:42

Przepraszam Kuroo-san. (*_ _)人 Nie zrobiłam nic specjalnie. To zbieg okoliczności. (;ω;)

          Było to oczywiście kłamstwem, ale nie chciała nikomu robić przykrości.

KUROO 12:43

Spoko, nie przejmuj się Rumianku.

          Satsuki nie wiedziała jak ma to odebrać. Co miał znaczyć ten „rumianek"? Gapiła się w ekran telefonu próbując znaleźć odpowiedź, ale nic to nie dało. Po pięciu minutach bezczynnego siedzenia usłyszała pukanie do swoich drzwi.

          - Kochanie, skończył się płyn do płukania. – poinformowała ją mama. – Skoczyłabyś do sklepu i kupiła?

          - Okej. I tak nie mam nic do robienia.

          Dziewczyna weszła do sklepu i znalazła półkę z chemikaliami. Było mnóstwo różnych zapachów płynów i różne ceny w zależności od firmy. Gdy tak przyglądała się różnym butlom w oczy rzuciła jej się jedna – biała w kwiaty rumianku z napisem Sensitive. Zrobiło jej się ciepło na sercu. „No tak, delikatny rumianek. Więc o to chodziło..." Uśmiechnęła się do siebie. Lubiła gdy tata nazywał ją Wrażliwą i ucieszyła się gdy zrozumiała, że Kuroo też ją tak poniekąd nazwał. Może w końcu zrozumiał, że Satsuki jest osobą, którą można łatwo zranić. Wzięła właśnie tę butelkę i udała się do kasy. Okazało się, że ten płyn był nawet na przecenie.

          Gdy zwróciła do domu, mama poprosiła ją, żeby wstawiła pranie, a potem pomogła przy robieniu obiadu. Satsuki bez żadnego marudzenia wykonała swoje zadania. Lubiła gotować. Zawsze gdy krzątała się w kuchni myślała o tym, że ma już męża albo przynajmniej chłopaka i to dla niego miałaby przygotować posiłek. Dlatego starała się najlepiej jak umiała i spod jej rąk zawsze wychodziły jakieś pyszności. Cieszyła się gdy komuś smakowało. A zwłaszcza JEMU. A JEMU zawsze smakowało. Użalał się tylko, że Satsuki za rzadko piekła ciasta, bo nie jadła słodyczy.

          W końcu nastał wieczór i czas na mecz. Satsuki weszła do salonu ze swoim laptopem i miską pokrojonej w talarki marchewki, ubrana w kigurimi-pandę. Rodzice siedzieli na kanapie.

          - Bardzo ciekawy ten film? – zapytała zmartwiona.

          - Tak. – odpowiedziała mama. – Choć obejrzyj razem z nami. – uśmiechnęła się i wskazała miejsce na kanapie obok siebie.

          - Kochanie, przecież Satsuki założyła swoją odświętną piżamę. Znów jakiś mecz?

          - Tato, nie jakiś, tylko naszej reprezentacji z Koreą. – nadęła policzki.

          - Och, oczywiście. A na co ci laptop?

          - Oj, taaatoo...

          - No dobra, dobra. Choć skarbie. Dajmy się jej nacieszyć tym meczem.

          Satsuki rozsiadła się na kanapie i odpaliła sprzęt.

          - Hejo! – powiedziała pierwsza, gdy odebrał.

          - Hejo. Jak tam dzień ci minął?

          - Spokojnie. Wiesz co? Podrabiany Oikawa do mnie napisał.

          - Kto taki?

          - Kuroo Tetsurou, pysiu.

          - Ha, ha, ha! Serio? To Satsuki żeś wymyśliła!

          - Znasz go?

          - No pewnie, że znam. Ale w życiu nie porównałbym go do Bakagawy.

          - W sumie, to Tooru leci na dziewczyny.

          - A Kuroo nie?

          - Nie. On woli chłopców.

          - Cooo?! – krzyknął zszokowany. – A to się chłopaki z drużyny uśmieją. Już widzę ich miny.

          - Będą takie jak twoja, teraz.

          - Dlaczego ten głupi kogut do ciebie pisze? Nęka cię albo coś? Jedno twoje słowo i za pięć minut jestem w Tokio skopać mu tyłek.

          - Nie, nie. Organizował tylko klasowe wyjście na miasto i chciał mnie zaprosić.

          - To czemu nie poszłaś, tylko siedziałaś w domu?

          - Bo to wyjście na Shibuję. Stamtąd wraca się dopiero w poniedziałek rano.

          - No racja, a dzisiaj mecz.

          - O właśnie, zanim się zacznie. Nanami mówiła, że opuściłeś się w siatkówce.

          - Nie opuściłem, tylko trener stwierdził, że drużyna potrzebuje aktualnie innego rozgrywającego i zastąpił mnie tym przeklętym drugoklasistą. Jak ja nienawidzę tego gnojka!

          - Ale mówiłeś mi, żebym się nie poddawała i walczyła o swoje. A tymczasem słyszę, że całkiem straciłeś zapał do wszystkiego.

          - To był dla mnie szok i przez ten tydzień naprawdę nie miałem na nic ochoty. A nie powiedziałem ci, bo chciałem cię jakoś pocieszyć, a nie bardziej dołować.

          - Oww, kochany jesteś.

          - No wiem. – powiedział zadziornie.

          - Czyli już się ogarnąłeś i nie muszę się o ciebie martwić oraz o inne przedmioty?

          - To też ci Nanami wypaplała?

          - Nie mamy przed sobą tajemnic. Poza tym to też jest twoja przyjaciółka i się martwiła.

          - Dajcie spokój dziewczyny. Nic mi nie będzie. Poza tym to już ostatnia klasa. Po liceum i tak nie miałem zamiaru tego kontynuować. Ej, czy mecz się właśnie nie zaczyna?

          - Tak! O rany, ale ze mnie gapa!

.

.

.

          - Widziałaś ten atak?! Ale to było super! Patrz, będzie na powtórce.

.

.

.

          - Łaaa! A to rozegranie jakie ekstra! Totalnie zmylili Koreańczyków.

.

.

.

          - Nie no, żeby tak spartaczyć zagrywkę!

          - Ty najlepiej serwujesz!

          - Dzięki Satsu.

.

.

.

          - No co robisz, ciapo! Mam ci pokazać jak się skacze do bloku?! Trzymajcie mnie, bo nie wytrzymam!

          - Satsuki spokojnie, to tylko jeden punkt. Odrobią.

.

.

.

          - O rajciu, jak ja uwielbiam naszego libero! Widziałeś to? Musiałeś to zobaczyć! Jak ta piłka wpadła centralnie w środek boiska i nikt się tego nie spodziewał! Rany jak ja bym chciała tak umieć przerzucać piłkę.

          - Nauczysz się.

          - Nie bo jestem do tego za wysoka. Trzeba być naprawdę niskim, żeby to się udało. Moje piłki są za wysokie i przeciwnik by się zorientował co się święci. Poza tym, moje miejsce jest pod siatką, a nie na tyłach.

*

          - Satsuki-chan! Ty jesteś gyaru! – wykrzyknęła z zachwytem Maiko widząc koleżankę w pudrowo-różowej sukience, całej w falbanki i białym ażurowym sweterku. Przyjaciółki wybrały się na niedzielny shopping. – Wyglądasz tak słodko!

          - Ym... nom... Dziękuję. – Satsuki się zawstydziła. To nie tak, że przebierała się za księżniczkę. Tyle słodyczy na raz było dla niej za dużo. Ale bardzo jej zależało, żeby wyglądać ładnie i dziewczęco więc zawsze dokładała sporych starań w wyborze garderoby.

          Dziewczyny wchodziły do prawie każdego sklepu, ale niekoniecznie po to, żeby kupić przymierzane ubrania, a głównie po to, żeby narobić sobie mnóstwo śmiesznych zdjęć w dziwnych stylizacjach. Satsuki świetnie się przy tym bawiła. Przede wszystkim jej przyjaciółki się przebierały. Satsuki głównie wybierała im ubrania. Na pierwszy ogień poszła Asami. Ponieważ miała bardzo jasne blond włosy, Satsuki stwierdziła, że chciałaby zobaczyć ją jako gothic lolitę. Więc weszły do odpowiedniego sklepu z tymi dziwacznymi ubraniami i wybrały dla przyjaciółki czarną sukienkę za kolano składającą się prawie z samych falban z mnóstwem kokardek i wyrazistą koronką na dekolcie.

          - Czuję się jak wyjęta z XIX wieku. – stwierdziła Asami przebierając się. – Ale podoba mi się!

          Oprócz ubrań, Asami dostała też dwie duże, czarne kokardy do włosów, wiktoriański naszyjnik i małą torebeczkę na długim łańcuszku.

          - Pasuje ci, Asami-chan. – pochwaliła ją Maiko. – Mogłabyś tak się ubierać codziennie. Wyglądałabyś jak księżniczka.

          - Albo raczej jak królowa Wiktoria w żałobie. – stwierdziła Asami.

          - A czemu w żałobie? – zapytała Nagisa.

          - Bo to ona wymyśliła tę europejską modę, że jak umrze ktoś bliski, to trzeba się ubierać na czarno.

          - Uwaga! Trzymajcie portfele, bo Haruka wstąpiła do yakuzy! – bordowowłosa odsłoniła zasłonę będąc ubrana w czarne ubrania z imitacji skóry oraz kraciastą koszulę przewiązaną przez biodra i zrobiła przerażającą minę.

          - Jeszcze nie możesz być w yakuzie. – stwierdziła Satsuki. – Czegoś tu brakuje. – powiedziała i poszła w kierunku akcesoriów. Wróciła z czarnymi okularami i włożyła je Nagisie na nos. – Teraz wyglądasz groźnie.

          - Satsuki-chan, mogłabyś zostać stylistką. Nie dość, że sama się ładnie ubierasz, to jeszcze innych umiesz. – Powiedziała Maiko ubrana w business-look. W granatowej garsonce i zerówkach na nosie wyglądała w końcu na swój wiek, a nawet na trochę starszą, a przy tym na bardzo inteligentną. Lub jak stwierdziła Nagisa: jak nerd.

          - Tak? Cóż moja mama jest stylistką. Może po niej mam talent?

          - Na pewno. – potwierdziła Asami.

          - Ale musi być fajnie mieć mamę stylistykę. – powiedziała rozmarzonym głosem Nagisa.

          - No nie zupełnie. Jej praca na pewno jest fajna i mama zawsze kupowała mi ładne ubranka, jak byłam mała. Ale często pracuje na zmiany, nawet w nocy. Więc bywa, że ciągle się mijamy.

          - Och, przykro mi... – powiedziała Nagisa.

          - Nie szkodzi. To nie tak, że cierpię na syndrom porzucenia albo coś. Kiedy tylko ma do tego okazję, moja mama okazuje mi sporo miłości. Trochę tak, jakby chciała nadrobić braki.

          - A, no to dobrze. – odparła Nagisa. – Dobra, Satsuki. Ty nam tu foty strzelasz, ale teraz twoja kolej, żeby się przebrać. – Bordowowłosa obdarzyła ją przebiegłym spojrzeniem, po czym poszła na asortyment. – Pomyślmy, w czym nigdy nie zobaczymy Satsuki w zwykłych okolicznościach... O! Już wiem. – powiedziała widząc krwistoczerwoną sukienkę. Do tego wzięła ekstrawaganckie złote szpile i czarny, połyskujący aksamitny szal oraz duży, wyrazisty naszyjnik. Wróciła do szatni i kazała się w to ubrać przyjaciółce. Reszta nie widziała dokładnie co wybrała Nagisa.

          - Oi, Satsuki-chan, co tak długo? – zapytała przez kotarę Asami.

          - Nagisa-chan, ta sukienka jest za duża. – odpowiedziała Satsuki.

          - Nie możliwe. To jest najmniejszy rozmiar. Jak chuda ty jesteś?

          - To przynieś mi jeszcze stanik. Tylko wiesz, taki super powiększający...

          - Ok. Jaki rozmiar?

          - 65...

          - Jaki? – dopytała Nagisa. – Nie dosłyszałam.

          - 65 A. – powtórzyła Satsuki niechętnie.

          - Pff... – Nagisa natychmiast przykryła sobie usta dłonią, żeby przyjaciółka nie usłyszała jak się z niej śmieje.

          - No i? – zapytała Maiko gdy Satsuki miała już wszystko czego potrzebowała.

          - Wstydzę się... – odpowiedziała Satsuki.

          - Ja z tobą nie wytrzymam dziewczyno! – Nagisa prawie krzyknęła i zamaszystym ruchem odsłoniła zasłonę. Wszystkim opadły szczęki.

          - Ale z ciebie laska... – w końcu odezwała się Maiko. – Mogłabyś zostać modelką.

          - Ale to tylko przez biustonosz...

          - Całe szczęście to damski sklep. Jakby się zdarzyło, że jakiś chłopak – nie daj boże z naszej szkoły – cię zobaczył, to dostałby pewnie krwotoku z nosa.

          - Nagisa-chan, nawet nie mów takich rzeczy. To takie niezręczne! – Satsuki spaliła buraka i już chwyciła za kotarę.

          - Hola, hola. – powstrzymała ją Nagisa.

          - Trzeba ci jeszcze zrobić zdjęcie. – dodała Maiko i uruchomiła aparat w komórce.

          - Tak w ogóle, to słyszałam, że klub krawiecki chce zorganizować pokaz mody i szukają modelek. Mogłabyś się zgłosić. – powiedziała Asami.

          - Ja? Na pewno nie. W ogóle się do tego nie nadaję. – odparła Satsuki i zaciągnęła kotarę.

          W jednym ze sklepów Satsuki podeszła niezauważalnie do stojaka z uroczymi przywieszkami. Szczególnie wpadła jej w oko jedna – bardzo słodka i dziewczęca. Wzięła cztery sztuki i podeszła również niepostrzeżenie do kasy.

          Weekend się skończył i pora było wrócić do szkoły. Satsuki w dalszym ciągu próbowała unikać Kuroo, ale starała się, żeby było to mniej widoczne. Wręczyła przyjaciółkom przywieszki. Każda bardzo ucieszyła się z prezentu i była mile zaskoczona. Suzuki, chłopak Asami wrócił do szkoły i jadł z dziewczynami na przerwie obiadowej. Był niesamowicie przystojny, bardzo uprzejmy, dżentelmeński i szarmancki. Satsuki aż żałowała, że był zajęty, bo chętnie by z takim chodziła.

          - Suzuki! Siema! – z chłopakiem przywitał się Kuroo. Suzuki wstał od stołu i przybili sobie grabę.

          - Siema! Co tam u ciebie? Siadasz z nami?

          Satsuki cudem się nie zakrztusiła piciem, gdy Kuroo usiadł obok niej.

          - Suzuki zdecydowałeś się w końcu dołączyć do naszego klubu? – zapytał go Kuroo szczerząc się od ucha do ucha.

          - Kuroo daj z tym spokój. Nie lubię siatkówki.

          - Ale jesteś wysoki, nadałbyś się.

          - Mam już swój klub.

          - Ja nie wiem co ty w tej piłce nożnej widzisz. Siatkówka jest dużo lepsza. Prawda, Fujibashi-san?

          - Tak. – odpowiedziała nie zastanowiwszy w ogóle nad odpowiedzią. „O nie, pewnie pomyśli sobie, że powiedziałam to, bo go lubię." – Ale nożna też jest zabawna.

          Kuroo spojrzał na Satsuki zaintrygowany. „Zabawny" mógł o sporcie powiedzieć tylko ktoś, kto coś trenował i czerpał z tego radość. „Czyżby Satsuki w coś grała?" I wtedy przypomniało mu się jak wpadli na siebie w czwartek.

          - Fujibashi-san co robiłaś tak późno pod szkołą w stroju sportowym? – jego wzrok był onieśmielający.

          - B-biegałam sobie. – bąknęła zawstydzona.

          - Oya, oya? Nie wspominałaś, że lubisz biegać.

          - Hm. No jakoś tak wyszło.

          - Pobiegajmy kiedyś razem!

          - To raczej niemożliwe, Kuroo-san. Biegam kiedy ty masz treningi. – udała smutną. Nie chciała dać mu odczuć, że próbuje go od razu zbyć.

          - No a weekendy?

          - Przykro mi, w weekendy nie biegam, tylko odpoczywam.

          - Ale lipa. Kenma jest leniwy i w życiu go nie wyciągnę dalej niż na salę gimnastyczną. Byłaś moją ostatnią nadzieją.

          Satsuki się zaczerwieniła. Nadal nie docierało do niej, że Kuroo był taki bezpośredni.

          - Ale może Maiko-chan mogłaby ci pomóc! – wypaliła brunetka.

          - J-ja?! – zdziwiła się dziewczyna. – Ale Satsuki, ja nie lubię biegać. – szepnęła jej na ucho.

          - Nie marudź tylko bierz co dają.

          Kuroo czuł się jakby na głowę zwalił mu się sufit. Przejrzał Satsuki na wylot i był pewny, że dziewczyna próbuje go grzecznie zbyć i nic do niego nie czuje. A on chciał jej zrobić przyjemność. Tymczasem ona wrobiła go w dodatkowy trening i to z Kitagawą.

          - Niech będzie. – odparł po chwili Kuroo. – Kitagawa-chan, chyba nie mam jeszcze twojego numeru. Podasz mi?

          Maiko była bliska omdleniu ze szczęścia. Nie dość, że prosił ją o numer, to jeszcze użył przyrostka -chan. To było dla niej takie miłe. Bezzwłocznie podała mu swój numer. Umówili się po korepetycjach z Yaku. Jednak Maiko była trochę rozbita. Z jednej strony cieszyła się, że w końcu spędzi czas ze swoim ukochanym, z drugiej strony okropnie nie chciała biegać.

          Tego dnia zadali zdecydowanie za dużo pracy domowej. A jeszcze w grupie angielskiego Satsuki zapowiedziano sprawdzian.

          - Przepraszam cię, Maiko. Nie dam rady iść z tobą na trening z Yaku-san. Muszę uczyć się do jutrzejszego sprawdzianu. Poza tym on zaczyna coś podejrzewać.

          - Skąd wiesz?

          - Słyszałam jak rozmawiał z Kuroo-san. Zauważył, że tylko udaję i pomyślał, że poprosiłam ich o pomoc, bo spodobał mi się Kuroo.

          - Co?!

          - Dlatego nie chcę, żeby wyciągnął jakieś inne wnioski. Pójdź dzisiaj proszę sama. Powiedz mu, że bardzo dziękuję mu za pomoc i że jest świetnym nauczycielem. Postaraj się dzisiaj sama i też mu podziękuj. Musimy szybko skończyć tę farsę.

          Na zajęciach dodatkowych z Kitagawą Yaku zachowywał się dość nienaturalnie. Na początku bardzo się zdziwił tym, że Satsuki nie przyszła.

          - To może dzisiaj odpuścimy skoro Fujibashi-san nie może przyjść.

          - Ale Yaku-san, ona już zrezygnowała. To znaczy... bardzo jej pomogłeś i kazała mi podziękować w jej imieniu. – tłumaczyła brunetka. „Wiedziałem, że szybko odpuści, skoro Kuroo nie może przyjść" pomyślał chłopak. – Yaku-san jesteś naprawdę świetnym nauczycielem! – uśmiechnęła się szczerze Maiko.

          - Na-naprawdę tak uważasz, Kitagawa-san? – chłopak się zarumienił i podrapał w tył głowy.

          - Um. – odparła dalej się uśmiechając. – Jeszcze żaden nauczyciel mi tak dobrze nie wytłumaczył jak serwować.

          - Cieszę się, że mogłem pomóc. – wyszczerzył się. – To co? Możemy zaczynać?

          Maiko radziła sobie tego dnia i dostała wiele pochwał od Yaku. Za każdym razem gdy ją chwalił myślał sobie, że wygląda jak szczeniaczek, którego podrapało się za uchem i dało smakołyk za dobrze wykonaną sztuczkę. Doprawdy, brakowało jej tylko ogona, którym mogłaby pomerdać. Było jej tak przyjemnie gdy ją chwalił. Chyba nigdy nie usłyszała tylu pochwał na raz. I nie były to puste słowa. Nie zorientowała się jak szybko czas zleciał i nagle przyszedł po nią Kuroo.

          Pierwszy raz Yaku poczuł takie dziwne uczucie. Gdy zobaczył jak Maiko radośnie i entuzjastycznie reaguje na głos Kuroo poczuł jakiś ścisk z brzuchu i niechęć do swojego kolegi. Nieświadomie ściągnął brwi.

          - Yaku-san, stało się coś? – zapytała Maiko zafrasowana. – Wyglądasz na niezadowolonego.

          - Ja? Nie... Zamyśliłem się tylko nad czymś. Jutro... jutro też przyjdziesz?

          - Chyba tak... – odpowiedziała nie rozumiejąc do końca, czemu się o to pytał. Czy to nie było oczywiste, że przyjdzie?

          Kuroo biegał dużo szybciej od Maiko. Po pierwsze dlatego, że miał znacznie dłuższe nogi, a po drugie bo miał lepszą kondycję. Dziewczyna ledwo mogła za nim nadążyć i po zaledwie stu metrach myślała, że wyzionie ducha. W ogóle nie spodziewała się takiego tempa.

          - Kuroo-san, zaczekaj na mnie! – zatrzymała się Maiko, schyliła lekko i oparła ręce na kolanach.

          - Och, wybacz Kitagawa. Trochę się zapomniałem. Nie jesteś zbytnio przyzwyczajona do biegania, prawda?

          - W ogóle. – pokręciła głową i wyprostowała się.

          - To chyba nie był najlepszy pomysł. Jeśli nie chcesz, to nie musisz się zmuszać. Nie zależy mi jakoś specjalnie tym bieganiu.

          - To dobrze. – Maiko westchnęła z ulgą, ale jednocześnie będąc lekko zawiedzioną. Kuroo odprowadził ją do domu, bo było już późno.

          - Przepraszam, że tak wyszło. – powiedział na pożegnanie.

          - To nie twoja wina Kuroo-san. – zapewniła go dziewczyna.

          Maiko miała ochotę się rozpłakać. Niestety była osobą, która mocno wierzyła w przeznaczenie. A wszystko co działo się ostatnio wokół niej wskazywało, że Tetsurou nie jest jej pisany. Bo gdyby tak było, to przynajmniej jeden z pomysłów Satsuki powinien przynieść pożądane efekty, a zamiast tego, wszystko wychodziło na odwrót. A do tego miała wrażenie, że Kuroo zaczął interesować się jej koleżanką. Ta ironia losu nie mogła być przypadkowa, a przynajmniej nie dla Kitagawy.

          „Mam już dość. Poddaję się." Powiedziała na głos rzucając się tyłem na łóżko. Z jednego oka spłynęła słona łza.

          - Satsuki-chan! Powiedz, co ja mam zrobić? – następnego dnia jojczała koleżance.

          - Ale z czym, Maiko-chan?

          - Teraz już wiem jak się czułaś, gdy miałaś zakwasy tydzień temu. Wszystko mnie boli! Jak ja mam powiedzieć Yaku, że dziś nie przyjdę?

          - Zwyczajnie. „Yaku-san, źle się dzisiaj czuję i nie mogę przyjść."

          - Ale Yaku-san jest dla mnie taki miły. Będzie mu przykro.

          - Nie rozumiem dlaczego miałoby by mu być. Przecież to normalne, że czasem ktoś nie jest w formie.

          - Ale wczoraj się zapytał, czy przyjdę. A ja mu powiedziałam, że tak. Nie mogę teraz złamać słowa. A co jak się na mnie obrazi?

          - Eh. Maiko-chan, nic mu nie będzie. Zrozumie.

          Maiko posłuchała przyjaciółki i z drżącym sercem poszła wyjaśnić sprawę Yaku.

          - A, rozumiem. W porządku. – odpowiedział jej chłopak. – Ale trochę szkoda.

          - Tak? – zaciekawiła się Kitagawa. Nie spodziewała się, że aż tak mu zależy. Yaku się zaczerwienił. Nie wiedział jak to wyjaśnić.

          - No... bo... yyy... – zaczął się jąkać nerwowo drapiąc się palcem po policzku. – Kitagawa-san, a lubisz może kremówki?

          - Lubię. A dlaczego się pytasz?

          - Bo skoro nie masz dziś siły na ćwiczenia, to może chciałbyś pójść ze mną na ciastko?

          Dziewczyna poczuła dziwne łopotanie w klatce piersiowej, a jej policzki się zarumieniły.

          - Bardzo chętnie, dziękuję. – odpowiedziała nieśmiało.


          - I wtedy było BAM! I takie WOOSH! I GHAH! I wszyscy myśleli, że zginęli w tym pożarze, a wtedy on ją wyniósł z płonącego budynku na rękach. A ten budynek zawalił tuż za jego plecami... – Nagisa właśnie opowiadała swoim koleżankom na jakim filmie była poprzedniego wieczoru. Uwielbiała kino akcji i opowiadała o każdym seansie równie głośno jak rozbrzmiewały wszystkie wybuchy w danym filmie.

          - Nagisa-chan, naprawdę byłaś sama w kinie? – dopytywała Satsuki. Nie wyobrażała sobie jak można się dobrze bawić samemu.

          - No sama. Ja to nie lubię z kimś oglądać filmów, bo zawsze ktoś zacznie gadać i nie słyszę co mówią. I się tylko denerwuję. A tak to mam ciszę i spokój.

          Satsuki w ogóle nie rozumiała logiki swojej koleżanki i odniosła wrażenie, że Asami oraz Maiko również jej nie pojmują i tylko uprzejmie się uśmiechają nie chcąc zranić swojej przyjaciółki. Do klasy weszli kolejni uczniowie.

          - Yaku-san! – krzyknęła radośnie Maiko widząc chłopaka i natychmiast podbiegła do niego zostawiając resztę towarzystwa.

          - Kitagawa-chan! – Yaku odwzajemnił jej uśmiech. – Jak się masz?

          - Wszystko dobrze. Dziękuję. A u ciebie?

          - Dobrze. Robisz coś dziś po szkole?

          - Nie. Chciałbyś gdzieś pójść?

          - No, tak sobie myślałem. Gdzie miałabyś ochotę?

          - Ja? – zdziwiła się Maiko i zarumieniła się. – No nie wiem. – zaczęła się lekko kręcić w miejscu. – Ale jest takie jedno miejsce, które bym chciała z tobą odwiedzić.

          - Tak? Co to za miejsce?

          - To... niespodzianka.

          Maiko wróciła cała uchachana do przyjaciółek.

          - Maiko-chan, o czym my jeszcze nie wiemy? – zapytała Nagisa ruszając brwiami w górę i w dół.

          - A... no... bo my... tak jakby chodzimy ze sobą.

          - Co?!

          - Co?!

          - Co? – zapytały przyjaciółki jedna po drugiej. – Maiko! Taka wiadomość, a ty nic nie mówisz. Kiedy miałaś zamiar nam powiedzieć? Jak będziecie mieli piątkę dzieci?! – nakrzyczała na nią Nagisa, a cała klasa zaczęła się gapić na bordowowłosą. Maiko spaliła buraka, a Yaku miał ochotę zapaść się pod ziemię. Kuroo zwijał się tłumiąc śmiech.

          - Na co się gapicie?! – zapytała Haruka. – Każdy będzie miał kiedyś dzieci. I ty, i ty, i ty też! – wskazywała na uczniów palcem, kończąc na Kuroo. Ten w odpowiedzi zmierzył ją kpiącym i wyzywającym wzrokiem. Nagisa chciała wytknąć w jego kierunku język, ale akurat do Sali wszedł nauczyciel i się powstrzymała. Na lekcji Satsuki posłała Kitagawie karteczkę.

          - A co z Kuroo???

          - Dałam sobie z nim spokój. – w odpowiedzi napisała Maiko.

          - Ale dlaczego? Tak się starałyśmy.

         - Ale bez skutku. Najwidoczniej nie jest nam pisane być razem. Poza tym, przy Yaku jakoś lepiej się czuję. Nie denerwuję się i nie stresuję tak, jak gdy chciałam rozmawiać z Kuroo. Zawsze robiło mi się słabo i bałam się co o mnie pomyśli. Miałam ciągle wrażenie, że odstawiam jakąś szopkę. A przy Yaku nie muszę się o to martwić. On zawsze jest dla mnie miły. Nawet jak powiedziałam wczoraj coś głupiego, to tylko się uśmiechnął i pogładził mnie po głowie. A przy tym, nie mam wrażenia, że traktuje mnie jak dziecko.

          - To dobrze. Cieszę się, że jesteś szczęśliwa. A kto kogo poprosił o chodzenie?

          - On mnie. Zupełnie się tego nie spodziewałam. Na początku nie wiedziałam co odpowiedzieć. Ale namyśliłam się chwilę i zgodziłam. Yaku był taki szczęśliwy i wyglądał tak uroczo jak mu to powiedziałam.


          - Cześć Kenma! Dzień dobry Kuroo-san! – przywitała się Satsuki, gdy któregoś poranka znów spotkała ich w drodze do szkoły. Ponieważ Kuroo przestał jej ostatnio dokuczać (a przynajmniej ona tak obierała jego zachowanie) przestała go unikać i znów wychodziła do szkoły o wcześniejszej porze, tak jak lubiła. Poza tym raz zdarzyło jej się zaspać i przez te całe podchody spóźniła się na lekcje. Nie chciała więcej do tego dopuścić.

          - Hej. – odpowiedzieli jej siatkarze.

          - Co tam u ciebie słychać Fujibashi-san? Już dawno ze sobą nie rozmawialiśmy.

          „Dokładnie, to dwa tygodnie i jeden dzień" pomyślał Kenma, ale zachował tę informację dla siebie. Dziwił się tylko, że Kuroo powiedział o tym odstępie czasu „dawno".

          - Wszystko dobrze. Ale boję się o dzisiejszy sprawdzian z fizyki.

          - Co, pewnie się nie uczyłaś?

          - Uczyłam, ale nie wiem czy wszystko dobrze zrozumiałam.

          - Możemy to szybko sprawdzić. Co to jest ładunek?

          - To jest proste. Ładunek to podstawowa cecha materii czyli elektrony lub protony.

          - Ok. A wzór na siłę elektrostatyczną?

          - F równa się q razy q przez r kwadrat.

          - No to na tróję już umiesz. To czym się tu martwisz? – zapytał Kuroo.

          - Mnie trója nie zadowala. Mierzę znacznie wyżej.

          - A chcesz zostać elektrykiem? – dopytywał czarnowłosy.

          - Nie.

          - To daj spokój, bo szybko się zmęczysz i zniechęcisz. – powiedział troskliwym tonem. – Straszna z ciebie perfekcjonistka Fujibashi. To niezdrowe. – Satsuki zrobiła smutną minę i nic mu nie odpowiedziała. Rozmyślała nad tym co jej powiedział. Miał rację i nie był pierwszą osobą, która jej to wytknęła, ale za bardzo zależało jej na dobrych ocenach, byciu tą najlepszą i odnoszeniu sukcesu, żeby odpuścić sobie ten sprawdzian. Ale nie mogła się nie zgodzić, że takie nastawienie było dla niej zabójcze. – Oya? Jakie urocze kotki! – odezwał się nagle Kuroo widząc w przydrożnych krzakach dwa baraszkujące ze sobą kociaki. Schylił się i zaczął drapać jednego za uchem. – Kenma, czyż one nie są słodkie?

         - Kuroo chodź już bo się spóźnimy do szkoły. – odpowiedział blondyn wgapiając się w konsolę.

          - Kuroo-san, bardzo lubisz koty? – zapytała Satsuki.

          - Są takie rozkoszne i milutkie. Jak ich nie kochać? – odpowiedział i wstał.

          - Wyobrażam sobie, że masz w domu kilka. – uśmiechnęła się dziewczyna. Sama też lubiła kotki.

          - Niestety, ani jednego. Mój tata ma alergię.

          - A to szkoda. – westchnęła.

          - No szkoda. – Kuroo poprawił torbę na ramieniu i poszli dalej.

          Nauczyciele wywierali na uczniów ogromną presję, bo egzaminy zbliżały się wielkimi krokami. Sprawdzian gonił sprawdzian, a Satsuki dała się wciągnąć w wir nauki. Pierwszy miesiąc w Nekomie minął szybciej i lżej niż się spodziewała. A i Kuroo z jakiegoś powodu przestał jej dokuczać w drodze do szkoły i w samej szkole. Zastanawiała się czemu, ale była z tego powodu zadowolona.

         Kenma całkiem polubił towarzystwo Satsuki. Nie wiedział do końca czemu i nie chciał się do tego nikomu przyznać. Ale cieszył się, że towarzyszyła im w drodze do szkoły. Może tak było dlatego, że Satsuki nie należała do tych piskliwych, głośnych i upierdliwych dziewczyn, jakich koło Kuroo kręciło się aż nadto. Może to też dlatego, że była bardzo taktowna i uprzejma i nigdy nie mówiła nic niemiłego nawet, gdy miała ku temu powód. A może i dlatego, że tak jak on czuła się przy Kuroo onieśmielona, ale czarnowłosy jakoś się przy niej utemperował i nie był tak kłopotliwy jak zwykle. Jakikolwiek był powód, Kenma ją polubił.

          Jak zwykle szła z nimi do szkoły. Chociaż nie, nie było "jak zwykle". Kuroo zachowywał się dziwnie. Normalnie nie gadał zbyt dużo, w obawie że urazi w jakiś sposób Satsuki, ale teraz szedł z ponurą miną i w ogóle się nie odzywał. Na pytanie Satsuki jak się miewają, Kuroo tylko prychnął. Już Kenma był dzisiaj bardziej wylewny.

          - Kuroo-san, stało się coś?

          - Nic. – burknął.

          Satsuki nie wiedziała co się dzieje, ale nie zamierzała drążyć tematu, skoro Tetsurou nie miał na to ochoty.

          Brunetka zatrzymała się w pewnym momencie, aby zawiązać buta. Na murku usiadł bezdomny kot i zamiałczał patrząc się wielkimi zielonymi oczami na Kuroo. Satsuki uniosła głowę i spojrzała na kolegę. Zdawało jej się, że przed chwilą usłyszała jak syknął na kota. Zwierzę uciekło, a czarnowłosy patrzył na jego miejsce marszcząc brwi.

         - No dobra. Powiedzcie mi w końcu co się stało. Dlaczego Kuroo-san zachowuje się jak... - zacięła się. Wstydziła się powiedzieć to na głos. Bała się obrazić Kuroo.

          - No jak? - dopytał dryblas obojętnym tonem głosu.

          - Jak... jak... jak sfoszona kotka.

          Kuroo zrobił zdziwioną minę. Niezwykle zaskoczyło go stwierdzenie dziewczyny.

          - W sobotę przegraliśmy jeden mecz. – odezwał się Kenma. Dla niego było to obojętne, ale wiedział, że duma kolegi nie pozwoli mu się przyznać do porażki.

          - O nie. Przykro mi. To musiał być pewnie ważny mecz.

          - Nie koniecznie. – odrzekł blondyn. - To był mecz towarzyski.

          - Towarzyski? To nie rozumiem skąd ten foch.

          - Bo teraz ta głupia sowa myśli, że jest lepsza ode mnie!

          Satsuki w ogóle nie rozumiała o czym mówi Kuroo. Jej zdezorientowanie zauważył Kenma.

          - Mówi o zawodniku z przeciwnej drużyny.

          - Czemu nazywasz go głupią sową?

          - Bo nią jest.

          - Musisz go strasznie nie lubić.

          - Bokuto? Skądże! Jest mi jak brat.

          - Nie rozumiem cię, Kuroo-san. – westchnęła Satsuki. W tym momencie przekroczyli próg szkoły.


         Satsuki przebierała już buty, aby wrócić do domu.

          - Satsuki-chan! Całe szczęście, że zdążyłam cię złapać zanim wyszłaś. – mówiła zasapana Asami.

          - O Asami-chan, stało się coś?

          - Proszę Satsuki-chan, pomóż nam. Mieliśmy dzisiaj rysować człowieka, ale uczennica, która miała być naszą modelką źle się poczuła. Nie wiem kogo jeszcze mogłabym poprosić o pomoc, bo większość uczniów ma swoje zajęcia, a reszta też już idzie do domu. Bardzo cię proszę, mogłabyś wyjątkowo dziś zostać i nam pozować?

          - Jasne Asami-chan. Nie ma problemu.

          - Dziękuję ci Satsuki! Już któryś raz ratujesz mi skórę.

          Satsuki udała się do gabinetu plastycznego. Asami poleciła przebrać się jej w białą togę, bo rysunek miał przedstawiać Hellenkę. Sukienka wisiała na Satsuki jak na wieszaku. Gdzie ona i starożytna Greczynka? Asami kręciła głową z niezadowoleniem.

          - Tak nie może być. Ale co tu zrobić? – powiedziała blondynka wciskając gumkę od ołówka w podbródek. – Już wiem. Satsuki masz może dodatkowej skarperki?

          - No mam. A po co ci?

          - Daj mi. Zaraz zobaczysz.

          Asami zwinęła skarpetki w rulony i kazała Satsuki włożyć je sobie do biustonosza. Potem wzięła jeszcze ręcznik papierowy i nim również kazała wypchać biust. Satsuki patrzyła na nią z niedowierzaniem. A potem spojrzała na efekty i miała ochotę się poryczeć. Czemu natura nie obdarzyła jej tak, jak wyglądała teraz? Asami kazała jej jeszcze rozpuścić włosy.

          - Wiesz Satsuki-chan, teraz to wyglądasz bardziej jak nimfa niż grecka kobieta. – stwierdziła Asami, a Satsuki zastanawiała się czy to dobrze czy źle. – Zaczekaj chwilę. Muszę się poradzić reszty. – dziewczyna zostawiła ją samą. Po chwili wróciła uradowana.

          - Asami-chan, to dobrze czy źle, że nie wyszło tak jak powinno?

          - Nic się nie martw Satsuki. Wszystko jest doskonale. Będziesz jednak pozować nam jako mityczna nimfa.

          Następnie Asami zaprowadziła ją na podest i usadziła w lekkiej, finezyjnej, omdlewającej pozie. Kazała zrobić koleżance nostalgiczną, rozmarzoną minę i cała grupa przystąpiła do pracy.

          Wszystkie kończyny Satsuki odrętwiały, a podniesiona dłoń, która miała sprawiać wrażenie ulotności, wiotkości i delikatności naprawdę okazała się wątłą. Z pomocą Asami podniosła się, a gdy przebrała się z powrotem swoje ubrania, poszła do biblioteki. Musiała tego dnia zrobić jeszcze pracę domową z historii, a uważała, że książki i zawarte w nich ryciny są dużo bardziej wiarogodne niż internet.

__________________________________

Konbanwa!

I czwóreczka za nami. Rany, ale to leci. Tyle rzeczy działo się w tym rozdziale, że w sumie ciężko mi określić o czym w zasadzie był. O wszystkim i o niczym. Jestem w sumie zadowolona z każdego wątku z osobna, ale wszystko razem – trochę jakby wrzucić to do worka i potrząsnąć. Ale chciałam też trochę przeskoczyć w czasie. Tak więc mamy już maj (szkoda, że tylko w opowiadaniu). Pocieszam się tym, że piąty rozdział jest już bardziej hym, hym... jednolity, że się tak wyrażę.

A, zapomniałabym o czymś bardzo ważnym. DZIĘKUJĘ BARDZO! Za cenne komentarze i gwiazdki. Choć jest nas jeszcze niewielkie grono, to i tak się cieszę i doceniam, że jesteście i dałyście mi szansę ^^

To do następnego!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro