Rozdział 11 - Mamo, tato, musimy porozmawiać

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy Satsuki szła już spać myślała jak potoczy się jutro rozmowa z Kuroo. Bo nie łudziła się, że wszystko będzie jak wcześniej. Wręcz przeciwnie, oczekiwała jeszcze dziwniejszego zachowania z jego strony. Próbowała wymyślić jak w taktowny i delikatny sposób zapytać się go czy rzeczywiście czuje do niej coś więcej. Obecność Kenmy w drodze do szkoły z pewnością nie była jej na rękę.

Jej problem rozwiązał się rano sam, gdy po zakluczeniu drzwi i wyjściu do szkoły, spotkała Kuroo czekającego na nią samotnie przy furtce. Przełknęła głośno ślinę, gdy ich spojrzenia się spotkały.

- Yo, Satsuki-chan! - przywitał ją brunet, uśmiechnąwszy się w ten onieśmielający sposób.

- Cz-cześć Kuroo-kun. - odpowiedziała odwracając wzrok i płonąc na twarzy. Zastanawiała się czy, gdy przekroczy granicę między swoim ogródkiem a resztą świata, Kuroo znów to zrobi.

- To jak? Podjęłaś decyzję?

- Aaa... Chodzi o klub... Szczerze, to zapomniałam. Myślałam wczoraj o czymś innym... Ale w sumie, to chyba mogłabym spróbować. Co mi szkodzi?

- Dziękuję Satsuki-chan! - wykrzyknął Kuroo niezmiernie uradowany i objął dziewczynę jednym ramieniem przygarniając ją do siebie. - Wiedziałem, że się zgodzisz.

- C-co do wczoraj... - Satsuki pisnęła nieśmiało, próbując wydostać się z uścisku.

- Taaak...? - nie mógł nie utrudnić jej zadania tego pytania. Nie mógł.

- Czy... czy... Co-co to w ogóle miało być? - w końcu z siebie to wydusiła. Co prawda bardzo niezgrabnie, ale zawsze to jakiś postęp.

- Pocałowałem cię. Nie poczułaś? - poruszył znacząco brwiami i zbliżył do niej twarz.

- No ale dlaczego? - zapytała łamiącym się głosem. - Odszedłeś tak nagle, jakby nic się nie stało.

- Bo się nie stało. Nie odwzajemniłaś więc nie miałem nic więcej do powiedzenia. - wzruszył ramionami.

- Bo nie dałeś mi na to czasu! - odpowiedziała bezmyślnie i zaraz się speszyła. - To znaczy... To było tak nagle i...

- Czyli, gdybyś miała więcej czasu, to byś oddała?

- M-może... - mruknęła pod nosem i odwróciła głowę zawstydzona. Po zaledwie sekundzie poczuła na policzku jego dłoń, która skierowała jej twarz z powrotem w jego stronę. Spojrzała w jego pełne determinacji piwne oczy. Ich nosy się zetknęły, a jego przyspieszony oddech muskał jej policzki. Dał jej czas, żeby oswoić się z sytuacją i pomyśleć. Ich usta dzieliło co raz mniej milimetrów, aż w końcu się złączyły. Wargi Tetsurou napierały na jej, a ona poczuła jak nogi chcą się wznieść do nieba. Stanęła na palcach, chwyciła jedną dłonią jego białą koszulę i zacisnęła na niej swoją pięść. Rozchyliła i napięła lekko wargi, a potem mocniej i bardziej pożądliwie.

Oparł swoje czoło o jej i z wciąż zamkniętymi oczami uśmiechał się do siebie. Satsuki wpatrywała się w jego wąskie usta. To było dla niej niepojęte jak to możliwe, że całowały tak dobrze, skoro ich anatomia temu zaprzeczała. I chciała więcej.

- Zakochałem się w tobie. - powiedział cicho. - I chcę z tobą chodzić. Dlatego cię pocałowałem i chcę to robić częściej. - cmoknął ją w nos i wyprostował się. Zacisnęła dłoń jeszcze mocniej gniotąc mu ubranie. Wszystko, o czym wczoraj myślała, potwierdziło się. Jednak trochę obawiała się. Bała się, że nie pokocha go tak mocno jak tego by chciał, że go zrani albo znów będzie musiała wyjechać.

- A jeśli... - zaczęła.

- Wtedy i tak za tobą pójdę. - odpowiedział Kuroo jakby czytając jej w myślach. Jednak tak naprawdę tego nie zrobił. To zdanie było przygotowane na wszystkie „ale", które mogła postawić Satsuki. Teraz patrzył na nią w oczekiwaniu, a każda chwila ciągnęła się w nieskończoność. Powili tracił nadzieje i wątpił, czy rzeczywiście słusznie postąpił. A co jeśli podobał jej się ktoś inny?

- No... no dobrze.. - odpowiedziała ledwie słyszalnym głosem.

- To skoro znam już twoją odpowiedź, to możemy iść do szkoły. - powiedział radośnie, chwycił jej dłoń i pociągnął za sobą. Wciąż oszołomiona, Satsuki nieomal by się przewróciła pod wpływem nagłego szarpnięcia. Jego dłoń była taka ciepła i przyjemna w dotyku. Gdy zrównała z nim kroku, odwzajemniła uścisk. Czuła jak piekły ją policzki gdy w ten sposób mijali innych uczniów idących tą drogą do szkoły. Czuła na sobie ich zaskoczone i w przypadku dziewczyn również zazdrosne spojrzenia, ale w przeciwieństwie do tego co zdarzyło się już wcześniej, nie peszyło to jej w żaden sposób. Bo to już nie były jakieś plotki, ale prawda. A przy Kuroo czuła się bezpiecznie i nie musiała się nikogo bać, bo przecież obiecał, że zawsze przy niej będzie.

- Kuroo-senpai. - w szkole zaczepiła go ruda Mikusawa. - Masz chwilkę?

„Tylko nie ona. Nie teraz." pomyślał kruczowłosy.

- Yyym... - Kuroo spojrzał pytająco na Satsuki, a ta natychmiast puściła jego dłoń.

- To ja już pójdę do sali. - powiedziała brunetka z uśmiechem i odeszła.

- Więc... - odezwała się niepewnie ruda. - Pomożesz mi?

Kuroo naiwnie myślał wcześniej, że gdy pocałunek z Satsuki będzie miał już za sobą, pomoc kouhai nie będzie problemem. Jednak teraz miał wrażenie, że podjęcie decyzji było jeszcze trudniejsze.

- Cóóóż... - zaczął próbując jakoś to odwlec. - Zgadzam się. Ale nikt oprócz tamtego kolesia, tego nie zobaczy, tak?

- Oczywiście. Tylko on jest tym zainteresowany. Reszta osób, podobnie jak ja w ogóle o tym nie pamięta.

- Zastanawia mnie tylko, co takiego obiecałaś zrobić, że ci tak zależy.

- Uwierz mi, nie chcesz wiedzieć.

- Jakieś przestępstwo?

- Gorzej. Mógłbyś już mnie oto nie pytać? Zbiera mi się na wymioty, jak o tym myślę.

- Okej, okej. Przyjdź od razu po ostatniej lekcji na schody za biblioteką. Tylko się nie spóźnij, bo muszę się pospieszyć na trening.

- Dziękuję ci, Senpai!

- Kuroo-kun, kim jest ta dziewczyna? Już któryś raz cię zaczepia. Pomagasz jej z lekcjami? - zapytała Satsuki na przerwie obiadowej.

- Mówicie o tej rudej małpie? - wtrąciła się Nagisa również siedząca przy stoliku.

- Tak. - odpowiedział na odczepnego. - Ma problemy z matematyką i poprosiła mnie o pomoc.

„Przecież nie powiem ci, że wpadła po uszy w bagno, a ja nie wiedzieć czemu, razem z nią." rozmawiał z Fujibashi w myślach, usprawiedliwiając swoje kłamstwo.

- Satsuki-chan, przyjdziesz już dzisiaj na trening czy dopiero jutro? - Kuroo zmienił temat.

- Mogę dzisiaj. Mamy wf więc mam ze sobą strój i buty na zmianę.

- Świetnie!

- Czekajcie. - tym razem przerwał Taketora. - Jaki trening? Nasz? I co Fujibashi-san będzie tam robić?

- No właśnie. - dodał Yaku. - O czym zapomniałeś nam powiedzieć kapitanie?

- Kuroo popr... - zaczęła Satsuki, ale przerwała, gdy Tetsurou dźgnął ją lekko palcem w brzuch.

- Dowiecie się na zajęciach. - odparł i obdarzył kolegów złośliwym uśmieszkiem.

- Ej no! Ja też chciałabym wiedzieć! - jęknęła Nagisa. - Satsuki-chan, dobrze wiesz, że nie damy ci spokoju, dopóki nam wszystkiego nie wyśpiewasz.

- Powiem wam w klasie.

- Satsuki-chan, nic jej nie mów. - Kuroo zagroził jej wzrokiem, ale ona to zignorowała.

- Powiem. To moje przyjaciółki.

Wróciwszy do klasy, Satsuki oparła się pupą o swoją ławkę, a Kuroo zrobił tak samo z krzesłem jej sąsiada.

- Więc wyśpiewasz im wszystko?

- Oczywiście. To moje przyjaciółki. Nie będę tego przed nimi ukrywać, skoro ich to nawet nie dotyczy, a później i tak wszyscy będą wiedzieć. Z chłopakami to co innego. Niech mają niespodziankę.

- To dobrze. - odpowiedział i pogładził jej włosy. - O nas też im powiesz?

- A chciałbyś? - zapytała Satsuki zaciskając usta w wąską linię. Kuroo chwycił jej dłonie i schował w zamknięciu własnych.

- Tak.

- Dobrze, powiem im. - odparła brunetka nieśmiało. To wszystko działo się dla niej trochę zbyt szybko. Wciąż nie mogła do końca uwierzyć, że to się działo naprawdę. Jeszcze tydzień temu byli tylko dobrymi kolegami z klasy, a teraz chodzili ze sobą. Potrzebowała czasu, żeby się z tym oswoić, a miała jeszcze mówić o tym innym. Przerastało to ją.

- Satsuki-chan, coś się stało? Posmutniałaś.

- Nie, nic. Nie martw się. Tylko się zamyśliłam.

- Dobrze, ale powiedz mi jeśli coś będzie nie tak.

- Okej. - odparła i po krótkiej chwili dostała SMS-a. Otworzyła swój telefon.

- O rany, masz telefon z klapką! Jaki czaderski! - zachwycił się brunet i wyrwał jej urządzenie z ręki. - Ciekawe, kto do ciebie pisze o tej godzinie?

- Kuroo-kun, oddaj mi go i nie czytaj moich wiadomości. - jęknęła Satsuki widząc jak Kuroo bawi się ekranem. On jednak ją zignorował.

- Masz tajemnice przed swoim chłopakiem? - spojrzał na Satsuki przebiegle, a ona wytrzeszczyła w zakłopotaniu oczy i spaliła buraka.

- Nie no, ale oddaj mi go! Kuroo-kun... - zaczęła podskakiwać obok niego próbując zabrać komórkę, którą trzymał w górze. - No weź! Jeszcze spadnie i się popsuje. - widząc, że nie daje to efektu, przestała skakać i nadęła policzki w oburzeniu. A Kuroo położył dłonie na jej twarzy i ścisnął ją lekko, przez co Satsuki wyglądała jak ryba.

- Satsuki-chan nie rób takiej miny, bo wyglądasz jak chomik. Teraz dużo lepiej. Nawet masz kształt litery V.

- Kuroo-kun, oddaj mi w końcu telefon. - wybełkotała mając wciąż ściśniętą buzię.

- Pierwsza kłótnia zakochanych! - powiedziała Nagisa, która weszła do klasy wraz z resztą dziewczyn i Yaku.
Na te słowa Kuroo natychmiast puścił swoją dziewczynę, a ona zawstydzona spuściła wzrok w dół.

- Kuroo-san, daj już spokój naszej Satsuki. - powiedziała pobłażliwie Asami będąc przekonaną, że to wciąż były jedynie jego głupie żarty.

- Ale, że to jeszcze działa... - powiedział Tetsurou oddając brunetce komórkę. - Nie miałaś wcześniej bardziej współczesnego telefonu?

- Miałam, ale roztrzaskał się wczoraj o ziemię.

- Siadać, nie gadać, książki rozkładać. - do klasy wszedł nauczyciel japońskiego, który uwielbiał witać uczniów kiepskimi rymami.

***
- Widziałeś minę wuefistki? Myślałam, że z krzesła spadnie jak zobaczyła mój serw. - Satsuki śmiała się do rozpuku idąc razem z Kuroo korytarzem i komentując lekcję. Cieszyła się, że w końcu nie musiała udawać beztalencia przed Kuroo i mogła normalnie grać. A nauczycielka pomyślała, że Satsuki w końcu wzięła się za siebie i w dowód uznania postawiła jej szóstkę.

- Ty naprawdę świetnie grasz! Że też wcześniej nie wiedziałem. Całe życie w kłamstwie! - odpowiedział Kuroo z mocną przesadą. - Ale mina Szczeżuji naprawdę była bezbłędna. Oczy jej z orbit wyszły. - zaśmiał się i doszli do przecięcia dwóch korytarzy. Zatrzymał się.

- Co jest? Nie idziesz na trening? - zapytała Satsuki ze zdziwieniem.

- Idź przodem, ja jeszcze muszę zajść do toalety.

- Przecież w szatniach też są. Chodź ze mną. - załapała go za rękę i spróbowała pociągnąć go w swoją stronę. - Trochę się boję iść sama. - zawstydzona spuściła głowę.

- Dasz sobie radę. Zresztą za chwilkę będę. A muszę jeszcze wypożyczyć książkę z biblioteki.

- To ja tu na ciebie zaczekam! - zaoferowała ochoczo.

- Nie ma takiej potrzeby. Idź się już lepiej przebierać. Wam dziewczynom zawsze dłużej schodzi w szatni. Nawet przed głupim wuefem, na którym i tak się spocicie, musicie się pindrzyć.

- Ja się nie pindrzę. - odburknęła obrażona, obróciła się na pięcie i poszła w kierunku hali sportowej. Kuroo wypuścił głośno powietrze gdy już zniknęła mu z oczu.

- To twoja dziewczyna? - odezwał się dziewczęcy głos za nim. - Ładna jest. I do tego niespotykanie miła. Naprawdę, strasznie cię przepraszam, że cię w to wciągnęłam.

- Nieważne. Miejmy to już za sobą. - westchnął ciężko. - Gotowa?

- Czekaj, jeszcze przygotuję aparat. - ustawiła telefon w odpowiednim miejscu. - Przechyl głowę trochę w lewo, bo za dużo widać. - wydała polecenie i kliknęła. Gdy tylko Kuroo usłyszał dźwięk sztucznej migawki odsunął się od rudowłosej.

- I jak? Dobry ze mnie aktor?

- Nie zamknąłeś oczu. Wyglądasz jak spłoszona łasica, a nie jak ktoś kto jest we mnie zakochany na zabój.

- Że co?

- Trzeba to powtórzyć. - odparła zawiedziona i ponownie zaczęli się ustawiać. Za drugim razem zdjęcie wyszło idealnie więc szybko się rozstali.

Kuroo czuł się okropnie. Zupełnie jakby dopuścił się jakiegoś przestępstwa. Chciał jak najszybciej zacząć ćwiczyć, żeby wysiłkiem fizycznym zagłuszyć wyrzuty sumienia. Pocieszał się jedynie tym, że jutro po tym zdjęciu nie będzie śladu i nikt, oprócz powodu dla całej tej hecy, się nie dowie.

Gdy razem z resztą chłopaków wyszli z szatni, na korytarzu czekała już na nich Satsuki. Szurała czubkiem buta o podłogę.

- O! Znikająca dziewczyna! - wykrzyknął Inuoka wskazując na nią palcem i wytrzeszczając oczy. Wszyscy oprócz Kuroo spojrzeli na nią zaskoczeni. Najbardziej zdziwiony wśród nich był Kenma. - Jak się nazywasz? Z której jesteś klasy? Przyszłaś obejrzeć nasz trening? - podekscytowany zasypał ją pytaniami. Jednak jego przyjazne i radosne spojrzenie sprawiły, że nie speszyła się tak, jak to miała w swojej naturze.

- Nazywam się Fujibashi Satsuki. Klasa 3-5. Miło cię poznać. - przedstawiła się z szerokim uśmiechem.

- Kawaii!!! - zachwyciła się połowa z chłopaków, łącznie z Inuoką i Yamamoto.

- Bardzo cię przepraszam! - Inuoka się ukłonił. - Nie wiedziałem, że jesteś moją senpai. Jestem Inuoka Sou. Miło cię poznać.

- Fujibashi-san, zdradź w końcu co tu robisz. - domagał się Taketora.

- To może ja wam powiem. - odezwał się Kuroo. - Tylko Yamamoto chwyć się czegoś mocno, bo padniesz. - powiedział z powagą Kuroo co najmniej, jakby miał ogłosić wprowadzenie stanu wojennego. - Fujibashi-chan zgodziła się zostać naszą menadżerką.

- WOAH!!! - wydarł się właściciel irokeza, zerwał z siebie koszulkę i machając nią niczym lassem pobiegł na halę. - Goń się Karasuno! Mamy śliczną menadżerkę! - krzyczał biegnąc.

- Witaj w zespole! - powitała ją reszta drużyny, gdy Taketora zniknął im z oczu. - Dziękujemy za twoją pomoc!

- Dziękuję, ale to się dopiero okaże, czy rzeczywiście będę pomocna. - zaprzeczyła im zawstydzona i podrapała się w tył głowy.

- Kawaii... - powtórzyła cześć chłopaków, tym razem cichutko.
Na hali została przedstawiona trenerom, a potem, zgodnie z obietnicą Kuroo, wystawiała chłopakom piłki. Yamamoto o mało co nie posikał się ze szczęścia dowiedziawszy się o tym, że Satsuki będzie mu podawać.

W pewnej chwili, drzwi na salę otworzyły się, a na boisko wszedł spóźniony Lev.

- Cześć wszystkim! - przywitał się głośno. Yamamoto akurat wyskakiwał do ataku, gdy Lev się odezwał i cisnął piłkę prosto w twarz dryblasa będąc pewny, że ta miernota oberwie. Pół-rosjanin go jednak zaskoczył, bo z refleksem pantery odebrał piłkę górą i podrzucił nad siebie. Ale tutaj jego heroizm się skończył, gdyż był tak dumny z siebie, że zapomniał o grawitacji i piłka spadła mu prosto na głowę. Yamamoto ryknął niepohamowanym śmiechem. Nawet Satsuki rozbawiła ta scena.

- No już Yamamoto. - uspokoił go Yaku. - Chyba nie muszę przypominać, że jeszcze rok temu zrobiłeś tak samo. A Lev przynajmniej w końcu nauczył się odbierać piłki inaczej niż twarzą. - pochwalił młodszego kolegę całkiem szczerze. Wyczuwany sarkazm był jedynie przypadkowy.

- Tylko mógłbyś się nie spóźniać na zajęcia. - stwierdził Kuroo mocno klepnąwszy Haibę w plecy.

- A co to? Czyżby Nekoma miała teraz siatkarski klub gender? - zapytał srebrnowłosy widząc Satsuki.

- Że coś ty powiedział?! - warknął Yamamoto i chwycił go za dekolt koszulki. - Śmiesz obrażać naszą wspaniałą menadżerkę?!

- Take-kun uspokój się. Skąd mógł wiedzieć? - Satsuki podeszła do dwójki i ułagodziła klubowego goryla. - Ja się na niego nie gniewam.

- Fujibashi-san, jesteś taka życzliwa...! - do oczu Yamamoto napłynęły łzy. - Widzisz młotku? Szanuj ją, bo jak nie, to ci ręce pourywam!

- T-tak! - Lev zasalutował i poszedł po piłkę, po czym przyłączył się do ćwiczeń reszty chłopaków. Kiedy nadeszła kolej, żeby to Satsuki mu wystawiła, ta go powstrzymała.

- Poczekaj Lev. Najpierw mi powiedz jak byś chciał, żebym ci wystawiła. Wolisz bardziej podkręconą, wysoką czy niską?

- Yyy... - Lev nie miał pojęcia o co go pytała. Kenma nigdy się go o to nie pytał, a jedynie sam wypracował podanie tak, by było dopasowane. - Nie wiem. Zapytaj się senpaia, jak on mi podaje.

Satsuki szybko skomunikowała się z kolegą po drugiej stronie siatki. Ale Kenma powiedział jej tylko, żeby podbiła piłkę najwyżej jak umie. Zrobiła jak powiedział. Lev nawet nie dotknął piłki. Poleciała tak wysoko, że gdy on skakał, nie zdążyła wrócić z najwyższego punktu. Dopiero za drugim razem, gdy piłka nie była już tak wysoko, coś wyszło z tego ataku. Ale sposób, w jaki Lev skakał, był godny pożałowania.

- Yaku-san, możesz zostać jeszcze chwileczkę? - zapytała go Satsuki gdy razem z chłopakami posprzątała salę gimnastyczną. - Chciałabym coś z tobą przećwiczyć.

Yaku kiwnął głową na zgodę.

- Satsuki-chan! - zawołał Kuroo przerywając jej nieświadomie. - Ja rozumiem, że uwielbiasz siatkówkę, ale trening już się skończył, możemy już iść do domu.

- Kuroo-kun dobrze, że jeszcze jesteś. - odezwała się uradowana. - Pomożesz nam.

- Co ty planujesz? - zapytał zaintrygowany.

- Kojarzycie naszą libero z reprezentacji narodowej? Ona ma świetny trik i chciałabym, żeby Yaku-san też tak umiał.

- Nie kojarzę. O który ci chodzi? - zapytał Morisuke.

Satsuki wyjaśniła wszystko chłopakom. Yaku nakręcił się, gdy na swoim smartfonie obejrzał zapis jej rozgrywki i przystąpili do ćwiczeń. Satsuki podawała Yaku, ten przerzucał piłkę na drugą stronę jak najbliżej siatki, a Kuroo ćwiczył odbiór i oceniał jak ciężko mu było trafić za każdym razem. Na początku niezbyt wychodziło. Piłka była za niska i zatrzymywała się na siatce albo zbyt paraboliczna i zamiast na środku boiska spadała tuż za nią. Po kilkunastu próbach zaczęło mu w końcu wychodzić. Szczęśliwi, wyszli z hali planując zaprezentowanie nowej formy ataku na następnym treningu.
Obydwoje, Kuroo i Yaku odprowadzili Satsuki pod dom i udali się dalej w kierunku stacji kolejowej.

- To jak to jest między tobą i Fujibashi? Chodźcie już ze sobą czy nie? - zapytał szatyn, gdy tylko wrócili na główną ulicę.

- A skąd w ogóle takie pytanie, co? - Kuroo udał, że nie wiadomo o czym mowa.

- No błagam! My w drużynie robimy już zakłady jaka będzie data waszego ślubu. - zaśmiał się Morisuke, na co brunet spojrzał na niego dziwnie, zupełnie zmieszany.

- Więc... tak - chodzimy ze sobą.

- Kiedy niby chciałeś nam o tym powiedzieć, co? - odparł Yaku z wyrzutem.

- Nie mów mi jak mam żyć, karle! - odgryzł się Kuroo patrząc rywalizująco na kolegę.

- Nie moja wina, że zachowujesz się jak zboczony kosmita!

- A ty jak stary pierdziel!

Odzywka Kuroo zakończyła potyczkę słowną i obaj zaczęli się śmiać.

- Wydaje mi się, że Satsuki jeszcze nie czuje się na siłach, żeby rozpowiadać to wszystkim wszem i wobec. Chcę dać jej trochę czasu, żeby się przyzwyczaiła. Ona jest taka delikatna, nieśmiała i niewinna, a przez to urocza. Może się bać pierwszego związku. - dodał Kuroo po przejściu przez bramki.

- A dlaczego w ogóle zakładasz, że to miałby być jej pierwszy? Nawet dla mnie jest niczego sobie, więc to całkiem prawdopodobne, że już kogoś miała.

- Jakoś nie potrafię sobie tego wyobrazić. A nawet jeśli. Skoro już go nie ma, to może mieć jakieś zranione uczucia i też się obawiać. Widzę, że jeszcze się krępuje; nie chcę jej do niczego zmuszać.

- Może i masz rację. O, mój pociąg. Do jutra, Romeo.

- Do jura.

Kuroo czekał pod blokiem na swojego blondwłosego przyjaciela. Gdy ten w końcu wyszedł z klatki, Tetsurou przywitał się z nim przyjaźnie, jak to było w zwyczaju. A Kenma zwyczajowo odpowiedział mu nie odwracając uwagi od telefonu.

- Coś nowego od wczoraj u ciebie?

- Kupiłem nową grę. - odpowiedział obojętnie.

- I co? Podoba ci się?

- Jeszcze nie zdążyłem w nią pograć.

- Jak to? - Kuroo zapytał zdziwiony.

- Bo jak wróciłem do domu, to mama kazała mi posprzątać pokój grożąc, że jeśli tego nie zrobię, to wyrzuci mi play station. A potem napisała do mnie jakaś dziewczyna.

- Jaka?

- Nie wiem. W nicku tylko Pino-san. Twierdzi, że się znamy i że ty też ją ponoć znasz.

- Chyba wiem kto to. Chodziła z nami do gimnazjum.

- Acha. Nie kojarzę nikogo takiego.

- W życiu bym nie podejrzewał, że ta wiecznie płochliwa szara myszka odważy się napisać pierwsza. - odparł Kuroo nostalgicznie.

- Ona też uwielbia szarlotkę.

- Pozdrów ją ode mnie jak znów będziecie pisać.

- Ok.

Na rogu skrzyżowania czekała już na nich Satsuki. Opierała się o murek i wpatrzona w chodnik odbijała torbę od kolan. To był pierwszy raz, gdy Kuroo zobaczył ją w rozpuszczonych włosach. No prawie, bo ich górna partia była upięta z tyłu - tradycyjnie białą kokardką.

„Jaka urocza." przemknęło mu przez myśl gdy ją spostrzegł. Dziewczyna odwróciła się w ich stronę, uśmiechnęła się od ucha do ucha i pomachała im.

- Jak się macie? - zapytała gdy byli już dość blisko.

- Widząc ciebie, czuję się wspaniale! - oznajmił Tetsurou. - A jak się miewa mój promyczek? - dodał głaszcząc ją delikatnie po miękkich włosach i szczerząc się.

- Dobrze, dziękuję. - odpowiedziała radośnie, ale już zaczynała się rumienić jak pąk róży. - Mam coś dla was. Wczoraj testowałam nowy przepis i upiekłam ciastka z zieloną herbatą. To dla was! - wręczyła im po jednej plastikowej paczuszce ze słodkościami.

- Mmm... Będę miał na deser. - powiedział Kuroo i schował swoją do torby. Kenma od razu spróbował.

- I jak? - zapytała Satsuki.

- Smaczne. Ale i tak wolę twoje mini-szarlotki. - odpowiedział blondyn.

- Naprawdę aż tak ci tamte smakowały? Bałam się, że nie wyszły.

- Były bardzo dobre. Fujibashi-san, będziesz z nami w zespole?

- Tak! - odpowiedziała z radością, a Kuroo uśmiechnął się dumnie.

- To fajnie. - odparł Kenma i ukrył swój uśmiech za włosami.

***
Wszyscy mieli zakłopotane miny. Wszyscy oprócz Kuroo - który bezczelnie się uśmiechał - i Nagisy, która miała twarz jakby miała zaraz cała eksplodować. Siedzieli w dziewięć osób przy jednym stole, stłoczeni jak sardynki w puszce. Haruka intensywnie zastanawiała się jak do tego doszło.

- No nie mogę! Co ten stolik nagle taki oblegany się zrobił?! - nie wytrzymała i podniosła głos, gdy z powodu ścisku nie mogła nawet poruszyć ręką, by wsadzić kęs jedzenia do buzi. Rzuciła przy tym widelcem na stół. - Kuroo, to wszystko twoja wina!

- Moja?

- A co? Ja się wpakowałam do cudzej paczki i na dodatek przyprowadziłam kolegę? - spojrzała wymownie na Kenmę, który od samego początku myślał tylko o tym jak stamtąd uciec. Ale ponieważ siedział między Tetsurou i Suzukim, nie było to łatwe.

- Nagisa-chan, nie mów tak. - powiedziała Asami próbując załagodzić sytuację. - To było bardzo nieuprzejme z twojej strony. Kenma-kun, nie bierz tego do siebie. - uśmiechnęła się do chłopaka.

- Yhym. - bąknął blondyn.

- Ale ja zjeść normalnie nie mogę!

- Nagisa-chan ma rację. - poparł ją Yamamoto. - Nie można jeść w ten sposób.

- Wasza dwójka, naprawdę... - westchnęła Asami. - Tylko jedno wam w głowie.

- A w sumie, senpai, to czemu tu z nami siedzisz? - zapytał Taketora swojego kapitana.

- A czemu ty tu siedzisz? - Kuroo odbił piłeczkę.

- Spędzam czas ze swoją dziewczyną, to chyba oczywiste. A ty?

- Kuroo i ja chodzimy ze sobą! - ze stresu i napięcia Satsuki pisnęła zamiast powiedzieć to normalnie. Wszyscy gapili się na nich w milczeniu będąc niezwykle zaskoczeni tą informacją. Nagisa zaczęła się mocno wiercić szukając czegoś w torbie.

- No gdzie to jest? - mamrotała do siebie. - Przez cały tydzień to noszę ze sobą, a teraz nie wzięłam?

- I kto tu niby robi tłok? - odgryzł się jej Kuroo.

- O mam! - wykrzyknęła nie przejmując się jego uwagą i wyjęła dwie rzeczy. Z jednej wyłamała kawałek plastiku, a w drugą dmuchnęła. Na siedzących przy stoliku posypało się kolorowe konfetti, a do ich uszu dotarł drażniący dźwięk foliowej trąbki. - Gratulacje! - wykrzyknęła i zaczęła klaskać. - Myślałam, że ten młotek już nigdy cię nie zapyta.

- No dobra, ale co z tym stołem? Tak nie może być. - powiedział Yamamoto. - Chyba będziemy musieli się rozsiąść.

- Nie ma mowy! - zaoponowała Nagisa. - Trzeba znaleźć większy stół.

- Ale większe są tylko na stołówce. - zauważyła Asami. - A póki jest ciepło, to lepiej jeść na dworze.

- A nie możemy załączyć ze sobą dwóch? - zaproponowała Maiko.

- No właśnie. - dodał Yaku.

- Ej, dobra. Zróbmy to! - Kuroo zatwierdził pomysł i razem z resztą chłopaków, z wyjątkiem Kenmy, przenieśli inny stół.

- Kuro-senpai, to dzisiaj idziemy do Fukurodani na trening? - zapytał Yamamoto.

- Tak. Cieszysz się?

- No jasne. Trzeba się przygotowywać. W końcu za dwa miesiące będziemy z nimi grali prawdziwy mecz. Musimy poznać wroga.

- To chyba jednak nie zaprezentujemy naszej nowej sztuczki, Fujibashi-san. - powiedział Yaku zmartwiony. - Lepiej trzymać takiego asa w rękawie. Akaashi-san na pewno wykorzystałby to przeciwko nam.

- Racja, racja. - potwierdziła Satsuki.

- Jaka nowa sztuczka? Yaku-san, nauczył się telekinezy, żeby piłki leciały zawsze tam gdzie chce?

- Nie. - odpowiedział Yaku. - Opracowujemy nowy atak.

- Ale przecież libero nie może atakować. Jak niby chcecie to zrobić?

- Mori-kun, naprawdę nie możesz atakować? - zdziwiła się Maiko.

- Wiemy jak obejść tą zasadę. - Yaku uśmiechnął się przebiegle, a Kuroo razem z nim.

- No i co sądzisz o naszych przeciwnikach? - Kuroo zapytał Satsuki, gdy wracali razem pociągiem do domów.

- Nie spodziewałam się, że Bokuto-san jest kapitanem i jest taki dobry. Szkoda tylko, że nie panuje nad stresem, bo przez to szkodzi drużynie.

- W końcu wiadomo, że twój chłopak jest najlepszy! - powiedział dumnie Tetsurou przytulając ją mocno jednym ramieniem.

- Nie bądź zły Kuroo, ale w ataku to on jest akurat lepszy od ciebie.

- No wiesz? Moje serce krwawi.

- Nie przesadzaj, Kuroo. - zgasił go Kenma. - Poza tym Fujibashi-chan ma rację.

- I ty przeciwko mnie? - obruszył się Kuroo na co Kenma jedynie wzruszył ramionami. W tym momencie Satsuki objęła jego ramię i położyła głowę na jego barku.

- Za to nikt nie blokuje tak dobrze, jak ty. - powiedziała łagodnie.

W takich chwilach umysł Tetsurou szalał. Miał ochotę rzucić się na nią i wycałować od stóp po głowę. Satsuki rzadko wykazywała inicjatywę w okazywaniu sobie uczuć więc za każdym razem, gdy już to robiła, dla Kuroo to było najcenniejszym skarbem. Upewniało go to, że ona mu ufa i dawało ogromne szczęście. Niestety nie mógł zrobić tego na co miał ochotę z trzech powodów:
1. Byli w pociągu.
2. Kenma był razem z nimi.
3. Gdyby tak zrobił nawet na osobności, to delikatna jak porcelana Satsuki przestraszyłaby się i chyba przestałaby mu już ufać.

Jedyne co mógł teraz zrobić to pogładzić ją po głowie i cmoknąć szybko w czoło tak, aby inni ludzie tego nie zauważyli. Na ten gest Satsuki uśmiechnęła się i wtuliła w niego jeszcze bardziej.

- Wcale nie jestem najlepszy. - przyznał po chwili pokornie. - Muszę się jeszcze wiele nauczyć, żeby dorównać przynajmniej rezerwowemu z narodowego składu. - stwierdził poważnie. - Ale dzięki. - dodał jeszcze. - To miłe wiedzieć, że w twoich oczach jestem taki dobry.

Satsuki zarumieniła się tylko i nic na to nie odpowiedziała. Nie wiedziała co. I nie wiedziała czemu, gdy Kuroo skakał do bloku, wydawał jej się taki super.

- Satsuki, na którą jesteś jutro umówiona z tym drugoklasistą? - Kuroo zmienił temat.

- Na trzecią. Czemu pytasz?

- Bo nie mam na jutro żadnych planów. Może spotkalibyśmy się wcześniej? A ja bym cię później odprowadził pod kino.

- Pewnie. Też nie mam nic zaplanowane.

- A ja przynajmniej dowiem się kim jest ten chłopak. Jak coś ci się stanie, to przynajmniej będę wiedział kogo mam ścigać.

- Ścigać? - zaśmiała się Satsuki. - Kuroo-kun, to brzmi jak byś był policjantem.

- Ach tak? A może jestem tajnym agentem? Tego nie wiesz. - Kuroo zaczął się droczyć.

- Gdybyś był, to na pewno byś mi tego nie sugerował. Ale wiesz co? Pasowałaby ci nawet ta rola. Miałabym wtedy prywatnego ochroniarza. - Satsuki dalej się śmiała, gdyż wyobraziła sobie bruneta ubranego jak bodyguard.

- Satsuki-chan, przecież ja już nim jestem. - puścił jej oczko. - Zapomniałaś już jak uratowałem cię przed kałużą, bandą tamtych facetów i chemicznym smokiem?

- Racja. Jesteś moim bohaterem, Kuroo-kun! - powiedziała ze szczerym zachwytem. Tetsurou spiął się, bo nie sądził, że ona weźmie to na poważnie albo że będzie pamiętać o wszystkich tych rzeczach. Odchrząknął rumieniąc się lekko.

- Ma się rozumieć. - odpowiedział dumnie.

Tym razem to Kuroo wysiadał wcześniej z pociągu i Satsuki wróciła do domu sama.

- Co ty taka cała w skowronkach, co? - zapytała ją mama, która tego popołudnia pieliła rabatę w ogrodzie. - Raz płaczesz jak bóbr, a zaraz potem cała uchachana wracasz do domu.

- Jutro idę na randkę. - odpowiedziała nieśmiało, próbując jakoś powściągnąć swoje szczęście. Ale było to nie możliwe.

- Ooo... ktoś chce się obok ciebie zakręcić? Mam nadzieję, że jest z dobrej rodziny.

- On już się zakręcił, mamo. - powiedziała ze wstydliwym uśmieszkiem. - To Kuroo Tetsurou, ten który był tu w dniu festiwalu. I od dwóch dni chodzimy ze sobą.

- Ten łobuz, który nigdy nie był u fryzjera? - oburzyła się kobieta. - To żeś sobie wybrała, naprawdę. Nie ma w tej twojej szkole nikogo bardziej porządnego?

- Ale on jest porządny! - broniła go Satsuki. - Nie słyszałaś co powiedział, gdy tu przyszedł?

- No dobra, dobra. - mama uśmiechnęła się ciepło. - Ale ślubu nie będzie, dopóki nie ogarnie włosów. - zażartowała i puściła córce oczko, na co ta się jedynie speszyła i zarumieniona weszła w końcu do domu. Resztę wieczoru spędziła na pielęgnacji swojego ciała i włosów. W końcu to będzie ich pierwsza, prawdziwa randka, a w dodatku byli oficjalną parą i musiała wyglądać jak najlepiej. Postanowiła nakręcić na noc włosy na papiloty, żeby następnego dnia układały się w śliczne, urocze sprężynki.

Gdy Kuroo wrócił do domu, zastał obojga rodziców w kuchni. Ojciec siedział na swoim ulubionym miejscu, stół uginał się od przysmaków, a jego matka jeszcze uwijała się przy kuchennym blacie nakładając jedzenie na kolejne półmiski.

- Oya? A co tu tak bogato? Gości jakichś mamy? - Tetsurou uśmiechnął się beztrosko i oparł się o framugę drzwi czekając na odpowiedź.

- Nie mamy gości. - zaprzeczyła pani Kuroo. - Za to mamy powód do świętowania. Tata dostał awans i podwyżkę.

- Wow, super! - ucieszył się chłopak. - To za tą interwencję ostatnio?

- To też. - odpowiedział ojciec. - Awans za interwencję, a podwyżka i tak mi się należała, bo przepracowałem już 30 lat. Jubileuszowe.

- Ach tak...

- Tetsurou, na co ty tu tak stoisz? Idź myć szybko ręce, zaraz zaczniemy jeść. - kobieta pośpiesznie wygoniła go z kuchni.

Gdy wrócił już do kuchni i usiadł przy stole, jego ojciec otworzył butelkę czerwonego wina i nalał do kieliszka żony i swojego.

- Kochanie, - kobieta zwróciła się do męża zauważywszy co robił - a może Tetsu by...

- No w sumie. Jest już na tyle stary, że nie podpadnie. Tetsurou, czego byś chciał? Piwa, wina, wina ryżowego czy whisky?

Chłopak spojrzał na niego zdezorientowany. Nie spodziewał się, że ojciec zaproponuje mu alkohol, ani że wybór będzie tak duży. A na dodatek nie miał zielonego pojęcia jak smakują te trunki, poza winem ryżowym, którym poczęstował go kiedyś wujek.

- A co polecasz, tato? - zapytał prowokująco nie chcąc zdradzić swojego zagubienia.

- To spróbuj najpierw czerwonego. - wziął butelkę, a w trakcie nalewania zaczął opowiadać o różnych rodzajach win i jak różnią się one smakiem. - Zanim spróbujesz, najpierw powąchaj. Delektuj się jego zapachem i spróbuj wyczuć poszczególne składniki. Dopiero potem weź łyk, potrzymaj chwilę w buzi, żeby poczuć pełną gamę aromatów i wtedy połknij.

Tetsurou zrobił jak polecił mu tata. Powąchał - zapach miało bardzo ładny, ale nie potrafił wyczuć nic więcej oprócz śliwki. Potem się napił. Poczuł jak język mu drętwieje, a gdy połknął, poczuł sam kwas i się skrzywił.

- Nie smakuje ci? - zmartwił się ojciec. To był jego ulubiony gatunek.

- Co to takie kwaśne i suche?

- Bo to wytrawne wino. No szkoda. To naleję ci zwykłego wina.

- Nie, nie chcę. A to whisky? Jestem ciekawy jak smakuje.

Ojciec wziął czystą, dużą szklankę i nalał na wysokość półtora centymetra. Ten rodzaj trunku już zasmakował brunetowi, a jego ojciec zaśmiał się, że Tetsurou wie, co najlepsze.

- To skoro już jemy razem, to chciałbym wam o czymś powiedzieć. - zakomunikował wesoło Tetsurou w środku posiłku. Nagle obleciała go panika, bo jeszcze nigdy nie mówił rodzicom takiej rzeczy, ani nie oglądał seriali, które nauczyłyby go tego.

- Niech zgadnę! - odezwała się matka. - Dostałeś zaproszenie do reprezentacji krajowej młodzieży?

- Nie, to nie to. - odpowiedział, a jego humor się pogorszył, gdy uświadomił sobie, że tego też bardzo pragnął. Jednak szybko przypomniał sobie, co było jego celem i rozchmurzył się. - Mam dziewczynę.

- To wspaniale! Gratuluję! - ucieszyła się pani Kuroo. - Dzisiaj same dobre informacje. Are? Kochanie, a ty się nie cieszysz?

- A jak ona się nazywa? - zapytał mężczyzna z powagą.

- Fujibashi Satsuki. Chodzimy razem do klasy. Jest najlepszą uczennicą.

- Fujibashi... gdzieś już słyszałem to nazwisko. Mam nadzieję, że nie z żadnego mandatu, który ostatnio wystawiłem.

- Nie sądzę. Jej tata jest naukowcem, czy kimś w tym rodzaju, nie pamiętam dokładnie. Może stąd je znasz?

- Może... - odpowiedział, dalej kontemplując w skupieniu. - A gotować umie?

- I to jeszcze jak!

- A sprzątać i prasować?

- Tato, czemu pytasz o same obowiązki domowe? Nie wiem, czy umie, czy nie. Chodzimy ze sobą zaledwie dwa dni. Ale mundurek ma zawsze czysty i wyprasowany. I wydaje się raczej uporządkowaną osobą. I z takimi dziewczynami też się trzyma.

- Hmm. Chcę ją poznać. Niech przyjdzie do nas w niedzielę na obiad.

- Yyy... tato, to trochę krępujące.

- Jak to? Wstydzisz się swojej dziewczyny? Co z ciebie za facet?

- Nie oto chodzi. Tylko jak mam ją tu przyprowadzić tylko po to, żeby znalazła się pod ostrzałem twoich pytań i podejrzliwych spojrzeń, to chyba wolę oszczędzić Satsuki tych wrażeń.

- To jak masz zamiar nam ją wtedy przedstawić?

- Może w nieco bardziej swobodnych warunkach. Jak na przykład... zaproszę ja do siebie, żeby odrabiać razem lekcje. Może być?

- To niech przyjdzie w niedzielę. - zadecydował pan domu. - Obiecuję, że będę miły i nie wystraszę twej lubej.

Kuroo przejechał sobie dłonią po twarzy w geście zdegustowania. Nie dość, że ojciec obstawał przy swoim, to jeszcze zarzucał takimi staroświeckimi tekstami.

Po kolacji Kuroo poszedł do swojego pokoju. Mając jeszcze w pamięci jak opisał schludny ubiór Satsuki, postanowił sprawdzić czy jego ubrania, które mógłby założyć jutro również będą godnie się prezentowały. Otworzył szafę i zaczął myśleć co włoży na siebie Satsuki. W zoo miała krótkie ogrodniczki i koronkową, liliową bluzkę. Na festiwalu różową yukatę. Była więc dziewczyną, która zdecydowanie dbała o swoją garderobę. Przypomniał też sobie, że jej mama była przecież stylistką, a to zobowiązywało. Jako że Satsuki lubiła wszystko co ładne, słodkie i urocze stawiał, że właśnie w takie rzeczy się ubierze. Jednak gdy spojrzał na swoją garderobę doznał olśnienia, szoku, a na końcu się załamał. Bo jego szafa mieściła w sobie, oprócz bielizny, jedynie dwie pary identycznych dżinsów, same czarne lub czerwone koszulki i trzy bluzy: granatowy kangurek, czarną na zamek i szkolną czerwoną. Na samym końcu szafy wisiał jeszcze garnitur, ale byłby to zbyt oficjalny strój na randkę.

Z zażenowaniem sięgnął po telefon. Pierwsza myśl, jaka przyszła mu do głowy, to zadzwonić do Satsuki i zapytać się czy w ramach randki nie chciałaby iść z nim na zakupy. Ale stwierdził że to głupie. Postanowił zadzwonić więc do swojego najlepszego doradcy.

- Yo, bro! - odezwał się głos po drugiej stronie. - Już się za mną stęskniłeś?

- Nawet nie wiesz jak bardzo, bro. Stary, mam niemały problem. Zabrzmię teraz jak baba, ale nie mam w co się ubrać.

- No w końcu to odkryłeś. Już ci kiedyś powiedziałem, że twoja szafa jest yyy... jakie to było słowo...

- Monotematyczna?

- Chyba tak. A na jaką to okazję się szykujesz?

- Na randkę z Satsuki.

- Yyy.. no to nie pomogę. W mojej szafie też nie znajdziesz niczego stosownego. Ale wiem kto może pomóc.

- Kto?

- Jeszcze się pytasz? Akaashi przecież. Jego szafa pęka w szwach od najnowszych trendów. Zbieraj się, jedziemy do niego.

Chłopaki spotkali się w metrze i nawiedzili razem dom rozgrywającego.

- Jest w pół do dwunastej. Co wy tu robicie? - przywitał ich Keiji wyraźnie zdziwiony ich obecnością. - Jeśli znów zebrało wam się na nocne treningi, to odmawiam.

- Akaashi, nie o to chodzi. - jęknął Bokuto. - Kuroo ma problem i tylko ty możesz mu teraz pomóc.

- Kuroo-kun, nie mógłbyś znajdować swoich problemów o bardziej ludzkich porach? - Akaashi spojrzał na niego ze zdegustowaniem i litością jednocześnie, po czym wpuścił obojga do środka. - To o co chodzi?

- Kuroo idzie jutro na randkę. - powiedział Bokuto podekscytowany zupełnie tak, jakby to była jego własna. - Ale nie ma odpowiednich ciuchów. Pożyczysz mu?

Akaashi wygiął usta w sarkastycznym uśmiechu i zdusił śmiech.

- Jasne. - odpowiedział wciąż się śmiejąc w duchu i zaprowadził ich do swojego pokoju. - Masz chociaż biały T-shirt? - zapytał nieco leniwym głosem.

- Nie.

- Ehhh... No trudno. - westchnął Akaashi i wyjął wpadającą w szarość, granatową, sportową marynarkę, białą koszulkę z nadrukowanym kołnierzykiem i kamelowe, proste spodnie.

Kuroo nie mógł powiedzieć, że te ubrania były brzydkie. Na Akaashim wyglądałyby zapewne świetnie. W końcu taki miał styl. Ale on sam lepiej czuł się w luźnych dresach niż w prawie eleganckich ubraniach.

- Czego się nie robi dla dziewczyny. - westchnął ciężko, przymknąwszy oczy. - Dzięki Akaashi. Tym razem, zamiast skarpetek, dam ci na święta książkę.

- Nie ma sprawy? - Akaashi odpowiedział jakby pytaniem, będąc zaskoczonym tym co powiedział Kuroo.

________________________________
Cześć i czołem!
(Powyższy obrazek zainspirował mnie do napisania w zasadzie całej tej książki.)
Jak się podobało? Bo mi tak w 50%. Od kiedy Kuroo z Satsuki chodzą ze sobą, jakoś mi się nie klei to opowiadanie. Jestem zadowolona tylko z tego, co nie jest bezpośrednio związane z ich relacją. Czy wy też macie takie odczucia?

Ps. challenge_completed, teraz powinnaś już wiedzieć czemu Kenma nie będzie chodził do nich na obiadki.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro