Rozdział 13 - Gdy bolesne wspomnienia wracają

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dźwięk budzika jeszcze nigdy nie drażnił uszu Tetsurou tak bardzo, jak dzisiaj. I gdyby nie to, że był wbudowany w telefon, a w związku z tym sporo kosztował, zapewne leciałby teraz w dół z dziesiątego piętra. Jego właściciel postanowił jednak darować mu życie.

Gdy wstał z łóżka westchnął ciężko. Wiedział, że czeka go trudny dzień. Teraz już rozumiał czemu Kenma uważał szukanie i posiadanie dziewczyny za uciążliwe. Choć on sam nie podzielał jeszcze jego opinii, na pewno nie był zadowolony z pierwszych kłopotów, które pojawiły się w związku. A jeszcze bardziej irytowało go to, że sam je sprowadził.

Myjąc zęby zastanawiał się jak ma porozmawiać z Mikusawą, żeby nie ukręcić jej rudego łba. Bo zaczynał się denerwować już na samo wspomnienie o tej dziewczynie. Przede wszystkim musiał skłonić ją, by powiedziała wszystko Satsuki. W przeciwnym razie nigdy mu nie uwierzy.

W takim ponurym nastroju wyszedł do szkoły. Nawet nie spodziewał się spotkać w drodze Satsuki. I nie pomylił się. Gdy wszedł do klasy ona już tam była otoczona przez swoje przyjaciółki, które ją pocieszały. A wnioskując po minie Haruki, gdy ta go zobaczyła, nastawiały przeciwko niemu. Nic nie ułatwiało mu dzisiaj życia. Rzucił wkurzony torbę na ławkę i przygotował się do lekcji.

- Przeklęta Haruka. I ta Mikusawa. – mamrotał pod nosem. Kenma patrzył na niego podirytowany. Nie znosił, gdy jego przyjaciel tak się zachowywał. – Cześć Yaku. – powiedział nieco milszym głosem, bo nie chciał, żeby jego kolega pomyślał, że jest zły na niego.

- Cześć, Kuroo. – Yaku natomiast odburknął i szybko usiadł w ławce przed nim.

- Hej, coś się stało? Co ty dzisiaj taki nie w sosie? – Kuroo zmartwił się jego zachowaniem.

- Kuroo-san – powiedział oschle używając możliwie najbardziej formalnego zwrotu. – Mógłbyś się do mnie nie odzywać?

- Yym... okeeej... – Tetsurou odpowiedział nie rozumiejąc niczego. – A możesz mi powiedzieć co takiego zrobiłem?

- Jeszcze się głupio pytasz? – Yaku otaksował go pełnym pogardy wzrokiem i znów się odwrócił plecami do Kuroo. Ten patrzył na niego w zdumieniu. Zastanawiał się czy to ma związek z Satsuki.

„Wieści rozchodzą się szybciej niż podejrzewałem.” pomyślał czarnowłosy z rozgoryczeniem. Od tej chwili jego twarz wyrażała chęć mordu, aż nawet nauczyciel podskoczył ze strachu gdy spojrzał na bruneta, wchodząc do klasy.

Natychmiast po pierwszej lekcji Tetsurou pobiegł do klasy, w której uczyła się Mikusawa. I zastał ją, ale zajadle kłócącą się z pewnym chłopakiem. Kuroo go poznał. To był ten sam, który zaprosił Satsuki do kina – Tachibana. Nie chciał wtrącać się w nieswoje sprawy, ani jeszcze bardziej pogarszać sytuacji albo, co gorsza, zostać wciągniętym do tej kłótni, więc wrócił nieco podminowany do swojej klasy.

- Satsuki-chan, nie smuć się. – próbowała ją pocieszyć Asami. – Wszystko się jakoś ułoży. – pogłaskała ją po ramieniu. Było jej naprawdę przykro.

- Kiedy ja zupełnie nie wiem, co mam o tym myśleć. Z jednej strony Kuroo zapewniał mnie, że to tylko nieporozumienie i nic się nie zdarzyło, a z drugiej to wydaje się takie nieprawdopodobne. Zwłaszcza, że ktoś inny mówił na jego temat niepochlebne rzeczy. A Kuroo nawet się do mnie dzisiaj nie odezwał. – wyżaliła się brunetka i położyła załamana głowę na blacie ławki.

- Mi by było głupio nawet spojrzeć na ciebie, gdybym była na jego miejscu. – odezwała się Maiko. – Może myśli, że nie ma już szans? Jeśli mówił prawdę, to pewnie zdaje sobie sprawę jak bardzo cię zranił i jak ciężko może ci przyjść wybaczenie mu.

- No wiem... – jęknęła Satsuki bezradnie i spojrzała na drzwi od klasy. Akurat przeszedł przez nie Tetsurou, a ich spojrzenia się skrzyżowały. Oblała ją fala gorąca, ale szybko przeszła, gdy chłopak spuścił wzrok na posadzkę. W pierwszej chwili niedowierzając własnym oczom rozchyliła wargi. Ale gdy tylko dotarło do niej, że Kuroo jej unikał, wygięła usta w podkówkę i prawie zebrało jej się na płacz.

- A ty byś w ogóle chciała mu wybaczyć? Nawet gdyby nie mówił ci całej prawdy? – zapytała Nagisa widząc jak bardzo rozterki targają jej przyjaciółką.

-  Co? – zapytała nieco zdezorientowana Fujibashi. – Nie wiem. Wybaczę mu cokolwiek zrobił, o ile się przyzna i powie mi prawdę. Tylko że nie mogę sprawdzić, czy to, co na razie powiedział, jest kłamstwem, czy nie. I tu leży mój problem.

- Nie martw się Satsuki. Odkryję prawdę. Detektyw Haruka Nagisa wkracza do akcji! – wstała pompatycznie i kciukiem wskazała na siebie z dumą. – Od następnej przerwy, oczywiście.

Jednak nie okazała się zbyt skuteczną panią detektyw, bo na następnej przerwie Kuroo udało się już porozmawiać z Mikusawą. Zganił ją za jej głupotę, ale pozwolił też się wytłumaczyć. Okazało się, że ten cały Tachibana był tym, który ją szantażował. Przy okazji, był też wspaniałym hakerem i gdy dostał kosza od Satsuki, włamał się rudej na telefon i udostępnił zdjęcie korzystając z jej konta. Kuroo wszedł do klasy, chwycił go za klapy marynarki oraz części koszuli i uniósł wyżej tak, że chłopak ledwo dotykał ziemi swoimi stopami.

- Jeszcze raz spróbujesz wejść z butami w mój związek, a poturbuję ci szczękę albo i więcej, rozumiesz? – zagroził chłopakowi, który wybałuszał na niego gały w przerażeniu, ale szybko przytaknął. – Nic tu nie widzieliście, jasne? – rzucił reszcie osób siedzących w klasie ostre spojrzenie, a wszyscy pokiwali głowami. Całe szczęście, że przewodniczącą tej klasy była Mikusawa, dzięki czemu nikt nie pisnął ani słówka. Na kolejnej przerwie rudowłosa podeszła do Satsuki, przeprosiła ją i wyłożyła kawę na ławę.

Słysząc jej wyjaśnienie Satsuki poczuła niewypowiedzianą ulgę. Niemalże usłyszała jak kamień spadł jej z serca i uderzył w taflę wody. Weszła do klasy i posłała Tetsurou szeroki promienny uśmiech. Na ten widok chłopak od razu się rozchmurzył i podszedł do niej.

- W końcu wszystko wyjaśnione? – zapytał z nadzieją obejmując brunetkę.

- Tak. Nigdy bym nie pomyślała, że taki dobry z ciebie aktor.

- Szczerze powiedziawszy, to nie najlepszy. To Mikusawa jest świetnym operatorem sprzętu.

- Nie mów mi już o niej. – oparła czoło na jego klatce piersiowej.

- Gołąbeczki moje drogie, przestańcie się już migdalić i zajmijcie swoje miejsca. – nauczycielka, która przed chwilą weszła do sali, przerwała im i jednocześnie zawstydziła.

Dzisiejsze zajęcia klubowe rozpoczęły się bieganiem po dzielnicy. Pod górkę, z górki, na prostej drodze, skręcając w lewo lub w prawo. Był też bieg z przeszkodami, ponieważ trzy, spłoszone biegaczami koty, czmychnąwszy, przewróciły na pół ulicy blaszane kosze na śmieci. Lev pobiegł za nimi krzycząc: „Kici, kici! Nie uciekajcie koteczki!” Koty potraktowały go oczywiście jak zamachowca i schowały się gdzieś w krzakach. Satsuki udała się za nim i ciągnąc go za ucho przeprowadziła z powrotem do reszty ćwiczących. Bycie miłą to jedno, ale niesubordynacja podczas treningów to drugie, a tego nie tolerowała.

- Fujibashi-san! – przywołał ją do siebie Nekomata pod koniec treningu.

- Tak trenerze? – odpowiedziała z uśmiechem.

- Mogłabyś uzupełnić puste bidony? Zaraz kończymy.

- Oczywiście! – odpowiedziała z zapałem i pojechała z wózkiem na butelki do wodopoju na zewnątrz. Gdy wróciła, trener znów ją zawołał.

- Mam jeszcze coś dla ciebie. – powiedział wręczając jej dużą papierową torbę.

- Co to takiego? – spytała zaciekawiona.

- Otwórz i zobacz. – uśmiechnął się dziadek. Satsuki wyciągnęła zafoliowany, czerwony dres i czarny T-shirt. Uradowana, natychmiast rozpakowała bluzę i zarzuciła ją na siebie. Pachniała jeszcze fabryką i miała trochę za długie rękawy, więc podciągnęła je do łokci.

- Tetsurou, zobacz! – podbiegła do niego, gdy po skończonym treningu poszedł po bidon. Odwróciła się do niego plecami, wskazała kciukami na napis i spojrzała na swojego chłopaka przez ramię. – Dostałam oficjalny strój! – uśmiechała się od ucha do ucha.

- Super! – Tetsurou podzielił jej zachwyt i entuzjazm. – Teraz w końcu stałaś się prawdziwym kotem. – dodał dumnie i przytulił ją od tyłu bujając nią lekko na boki.

- Tetsurou wiesz, możesz mnie już puścić. Chciałabym iść się przebrać. – powiedziała Satsuki po pewnej chwili.

- Jasne. Zmykaj. – Kuroo klepnął ją lekko w ramię i poszedł pomóc Taketorze złożyć słupki od siatki.

Nienawidził tego robić. Ze wszystkich obowiązków z jakich musiał wywiązywać się w klubie, najbardziej nie lubił właśnie składania siatki. Uważał to za syzyfową pracę, skoro następnego dnia i tak trzeba ją ponownie rozkładać. A trzeba przyznać, że te słupy wcale nie są lekkie.

Kuroo poszedł do szatni i wziął rześki prysznic. Potem wrócił do reszty chłopaków, żeby się przebrać.

- W końcu mamy menadżerkę! – powiedział wesoło Inuoka. – Fujibashi-san jest świetna.

- Prawda?! – zapalił się Yamamoto. – To prawdziwy anioł!

- W końcu to moja dziewczyna. Czego się spodziewaliście? – odpowiedział im dumnie Kuroo.

- Nie pomyślałbym, że poprosisz Satsuki. – stwierdził Yaku. – Ale to prawda, że świetnie się sprawdza. Yamamoto od razu się ułożył i już nie wariuje.

- O co ci chodzi, Yaku-san? – zapytał z wyrzutem Taketora. – Przecież ja nigdy nie wariuję.

- Tak, tak. Wmawiaj sobie. – zbył go szatyn.

- Kuroo, poczekam przed szkołą. – mruknął Kenma i pożegnawszy się z chłopakami, wyszedł z szatni.

Przed bramą na Kuroo czekała Satsuki. Machała swoją torbą na boki, bujając się przy tym nieznacznie i nucąc pod nosem sobie tylko znaną piosenkę.

- Czekasz na Kuroo? – zaczepił ją Kenma, stawiając swoją torbę na ziemi.

- Tak. Długo mu jeszcze zejdzie? – zapytała spoglądając nieco nerwowo na zegarek w telefonie.

- Raczej nie.

- Chłopcy, zapomniałem wam powiedzieć o jednej rzeczy. – do ich szatni wszedł młodszy trener. – W tę sobotę gramy mecz z Shiratorizawą. Przyjadą tu do nas. To będzie ostatni mecz towarzyski przed zawodami. Przygotujcie się, bo nie będzie to łatwy mecz.

- Dobrze trenerze! – odpowiedzieli wszyscy jednogłośnie. Aczkolwiek nikt nie był z tego całkiem zadowolony, bo żaden z członków kociej drużyny nie lubił przeciwnika. Owszem, ten mecz przygotuje ich do ewentualnego starcia podczas turnieju i pozwoli poznać przeciwnika, jednak okropnie nie podobał im się styl gry Shiratorizawy. Pominąwszy już fakt, jak bardzo wkurzało Nekomę ich samouwielbienie. Nawet trenerzy przeciwnych drużyn się nie lubili.

- O, jesteś już tutaj. – odezwał się Kuroo widząc Satsuki przed szkołą.

- Trochę długo ci zeszło. A ponoć to ja się pindrzę. – udała naburmuszoną.

- No wiesz, mam taką śliczną i zadbaną dziewczynę, to nie mogę wyglądać gorzej od niej. – powiedział z przekąsem i nonszalancko odgarnął sobie grzywkę z czoła. Satsuki po chwili dmuchnęła we własną, a Kuroo uśmiechnął się wesoło na ten widok.

***
- Fujibashi-san. – zwróciła się do niej nauczycielka wuefu po piątkowej lekcji. – Ostatnio bardzo podciągnęłaś się w siatkówce. Nie chciałabyś dołączyć do mojego klubu? – zaproponowała z uśmiechem.

- Bardzo dziękuję za propozycję, ale ja już jestem w klubie siatkarskim. A poza tym nie chcę się ponownie kompromitować.

- Jak to „ponownie”? Zgłaszałaś się już do zespołu?

- Tak, na początku tego roku szkolnego. Ale pani podopieczne dały mi jasno do zrozumienia, że nie ma tam dla mnie miejsca. Więc teraz ćwiczę z chłopakami i bardzo mi to pasuje.

- Rozumiem. Cóż, bardzo cię przepraszam za zachowanie dziewczyn. Od dłuższego czasu mamy problem z niewłaściwą atmosferą w drużynie. Miałam nadzieję, że gdyby taka osoba jak ty dołączyła, to mogłoby się zmienić.

- Przykro mi, ale nie pomogę. Do widzenia, sensei. – pożegnała się Satsuki i poszła do szatni.

- Czego chciała Szczeżuja? – zagaił Kuroo na przerwie.

- Uśmiejesz się Tetsurou. – odpowiedziała mu Satsuki i popiła sok z kartonika. – Zaproponowała mi dołączenie do drużyny.

- Wo-ho-ho! No to ma zapłon. Prawie w połowie roku się obudziła. Jak na wuefistkę to kiepski ma refleks.

- Ale zgodziłam się. – skłamała z lekkością.

- No to fajnie. Czekaj. Że co? – zapytał Kuroo zbity z tropu.

- Tetsurou-kun, wiesz, że kocham siatkówkę najbardziej na świecie.

- A co z naszym klubem? Satsuki-chan, jesteś nam potrzebna! – chwycił ją za ramiona i niemalże potrząsnął nią. Satsuki tak bardzo ucieszyły te słowa, że nie potrafiła powstrzymać szerokiego, promiennego uśmiechu. Rzuciła mu się na szyję, a na jej policzki weszły delikatne rumieńce.

- Nabrałam cię! – zaśmiała się. – Nie wybieram się do żadnego innego klubu. Z wami jest najlepiej!

- Ty mała lisico! – Kuroo zaczął się z nią droczyć dźgnąwszy ją palcem w brzuch. – Ze mnie stroisz sobie żarty? Ze mnie? Zaraz ci pokażę! – wyciągnął ręce, żeby zacząć ją łaskotać, jednak Satsuki wślizgnęła mu się ze śmiechem. Ale nie uciekła tak, żeby nie mógł jej dosięgnąć. Sama zaczęła go prowokować.

- Możecie nie zachowywać się tak w szkole? – zwrócił im uwagę Kenma, który przez cały czas stał obok. – A już zwłaszcza przy mnie? To krępujące.

- Kenma, lepiej się ucz ode mnie, bo niedługo sam tak będziesz się ganiał za swoją Pino-san.

- Nie, nie będę. – odpowiedział blondyn, a jego policzki lekko się zaróżowiły. I nie było to spowodowane grą.

- Kenma ma dziewczynę? – zapytała Satsuki zaintrygowana.

- Nie mam.

- No już Kenma. Przed nami nie musisz się wstydzić. – Kuroo szturchnął go łokciem.

- Jeszcze się nawet nie spotkaliśmy, więc jak można mówić o chodzeniu?

- No to na co ty czekasz? Weź ją zaproś na randkę.

- A to nie za szybko? – zapytał niepewnie Kozume.

- A jak długo już ze sobą piszecie?

- Od tygodnia. – odparł blondyn.

- No to naprawdę powinniście się spotkać. – stwierdził Kuroo z niezadowoleniem. W takim tempie, Kenma zdąży się zestarzeć i nie znajdzie sobie dziewczyny. – O już wiem! Zaproś ją na jutrzejszy mecz. Kto wie, może przyniesie nam szczęście i wygramy z tymi dupkami.

- Jutro jest jakiś mecz? – zdziwiła się Satsuki.

- Jak to? Jesteś naszą menadżerką i nie wiesz takich rzeczy? Satsuki, Satsuki, zawiodłem się na tobie. – pokręcił głową z zawodem.

- Naprawdę nie wiedziałam. Nikt mi nie powiedział. A w terminarzu też nie widziałam. Trener wpisał na jutro tylko „ślepe orły”. Skąd miałam wiedzieć, że chodzi o mecz?

- Buahaha! – zaśmiał się Kuroo doniośle aż się popłakał. – Pf! Nie wierzę! Dziadzio serio tak wpisał? Pf! Pf! A to dobre! Ale trzeba mu przyznać, że trafnie to ujął.

- Tak? A z kim gramy?

- Z kimś z Miyagi. Na pewno słyszałaś o tej szkole. Zgadnij z jaką.

- Nie mam pojęcia. Karasuno nie, bo to do nich nie pasuje. Nie. Nie... – dodała ciszej, a po chwili otworzyła szeroko oczy. – Nie mów, że z Shiratorizawą! – powiedziała lękliwie.

- Bingo! – odpowiedział Kuroo z zadowoleniem. A Satsuki przełknęła głośno ślinę i gapiła się w ścianę jak zahipnotyzowana. – Hej, coś nie tak? Nie martw się. Wiem, że w Miyagi są na razie najsilniejszą drużyną, ale poradzimy sobie. Sama mówiłaś, że jestem najlepszy.

- Nie o to chodzi. Tetsurou, czy coś by się stało, gdybym jutro nie przyszła?

- Ale dlaczego? Masz coś zaplanowane?

- Też. Miałam iść do fryzjera. Ale to nie stanowi. Po prostu... jest coś o czym nie wiesz.

- Czekaj, niech zgadnę. Chodziłaś do tej szkoły przez rok, ale nie dawałaś rady, żeby gonić ich wygórowany poziom i cię wyrzucili. – zażartował, żeby rozluźnić atmosferę. Ale to wcale nie pomogło.

- Pierwsza część się prawie zgadza. Przed przyjazdem tutaj, uczęszczałam tam to pierwszej i drugiej klasy.

- To wyjaśnia twój chory perfekcjonizm. No dobra, ale o co chodzi?

- Bo ich rozgrywający, to mój... mój były  chłopak.

- Ten sztywniak Shirabu?! – zadziwił się Kuroo.

- Shirabu? – Satsuki przez chwilę nie kojarzyła. – Ach ten. Nie, nie. Chodziłam z Eitą. To jest z Semim.

- A z nim. Wydaje się w porządku. Czemu nie chcesz go widzieć? Zranił cię?

- Nie. Po prostu, mam z nim zbyt bolesne wspomnienia. Nie chcę, żeby to do mnie wróciło, gdy znów go zobaczę.

- W porządku. – powiedział i objąwszy jednym ramieniem, ucałował ją w czoło. – Jeśli nie czujesz się na siłach, to nie musisz jutro przychodzić. Powiem trenerom, że źle się poczułaś.

- Dziękuję Tetsurou. – odpowiedziała z ulgą. Jednak to co mu powiedziała już wystarczyło, że opanował ją ogromny smutek. I nie był to żal i tęsknota za Eitą. Pomyślała, że znów mogłoby się zdarzyć to co z nim, że musiałaby zostawić kolejną drogą jej osobę. Znów ranić, porzucać, zabijać w sobie emocje. W takim stanie pozostała do końca dnia w szkole.

- Fujibashi-chan, wszystko w porządku? – zapytał ją Kenma gdy razem czekali na hali na resztę drużyny i trenerów, a Satsuki korzystała z wolnej chwili, by napełnić bidony. Na boisku byli jeszcze wice kapitan i rezerwowy libero, ale rozmawiali ze sobą i nie słyszeli blondyna. – Wyglądasz jakby coś cię martwiło.

- Nie przejmuj się mną Kenma. Dam sobie radę. Ale dzięki za zainteresowanie. – odpowiedziała siląc się na uśmiech.

- Jak uważasz. – odpowiedział Kozume wzruszając ramionami. Nie chciał na nią naciskać.

W czasie treningu Satsuki udało się odwrócić myśli od jej zmartwień i skupić się na podaniach. Właśnie dlatego tak bardzo lubiła siatkówkę – mogła się w niej przynajmniej na chwilę całkowicie zatracić i zapomnieć o problemach, poczuć się wolna i zarazem potężna, niepokonana. Mogłaby nie schodzić z boiska nawet, mimo całkowitego zmęczenia. W rzeczywistości, im bardziej zmęczona była, tym lepiej się czuła psychicznie. To było jak narkotyk.

- Satsuki-chan, czemu jesteś taka posępna? – zapytał Kuroo w drodze do jej domu. Jej humor z całą pewnością nie uszedł jego uwagi. – Myślisz cały czas o Semim?

Satsuki przytaknęła po krótkiej chwili skinieniem.

- Chciałbym wiedzieć co się między wami stało. To znaczy, jeśli nie chcesz mówić, to nie musisz. Ale chciałbym móc ci pomóc, żebyś poczuła się lepiej.

- W zasadzie, to mogę ci powiedzieć. Powinieneś wiedzieć, czemu się z nim rozstałam, bo to samo może zdarzyć się nam. – odpowiedziała cicho, niemalże szeptem, gdyż głos wiązł jej w gardle. Kuroo zacisnął mocniej swoją dłoń na jej odpowiedniczce, aby dodać jej śmiałości i dać znak, że może zacząć.

***
- Hej, Fujibashi! – Eita podbiegł do koleżanki po skończonym meczu. Dziewczyna jeszcze ciężko dyszała i ocierała kark wilgotnym białym ręcznikiem.

- O hej, Semi-kun. – odpowiedziała uśmiechnąwszy się.

- Świetny mecz. Naprawdę super sobie poradziłaś.

- Serio? – Satsuki poczuła się onieśmielona, a na twarz weszły jej rumieńce. Nie codziennie słyszy się komplementy od chłopaka, który się podoba. – Dziękuję.

- Nie wiedziałem, że jesteś taka uzdolniona. Z tobą na pewno wygracie Turniej Wiosenny. – uśmiechnął się szeroko.

Chodzili do tej samej klasy, ale nie rozmawiali ze sobą zbyt często. Jednak Satsuki zdążyła zauważyć, że różni się od innych. I właśnie dlatego jej się spodobał.

- To naprawdę miłe. – powiedziała cicho i wstydliwie.

- Ach tak? Co masz na myśli?

- Nie każdy uważa, że się do tego nadaję.

- No co ty? Już od jakiegoś czasu przyglądam się waszym rozgrywkom i jestem pod wrażeniem twojej wytrzymałości. Fujibashi-san, bardzo dużo trenujesz, prawda?

- Um. – przytaknęła.

- Naprawdę cię za to podziwiam.  – podrapał się w tył głowy, zauważając, że wprawia ją w zakłopotanie. – Idziemy dziś po południu z paczką na miasto. Chciałabyś do nas dołączyć?

Tak właśnie zaczęła ich znajomość. Klasa druga liceum, środek jesieni. Nim się spostrzegła, Satsuki odnalazła w Eicie bratnią duszę i szybko przestała się krępować. I choć obydwoje byli pilnie zajęci treningami, znajdowali dla siebie czas i do wiosny bardzo się do siebie zbliżyli.

- Satsuki nie płacz. Dobrze wiesz, że nie lubię, gdy po tych rumianych policzkach płynie rzeka łez. – Eita próbował pocieszyć ją po przegranym meczu.

- Co zrobiłam nie tak? Przecież tak ciężko trenowałyśmy! – uderzała pięściami w jego pierś nie mogąc się uspokoić, jednak robiła to bardzo delikatnie, podświadomie nie chcąc go skrzywdzić.

- Satsu-chan, to nie twoja wina. Zawsze jeden musi wygrać, a drugi przegrać. Nie można zawsze zwyciężać. – próbował ją pocieszyć.

- Co ty możesz wiedzieć?! Ty nigdy nie przegrałeś! – próbowała krzyczeć na niego, ale z marnym skutkiem, gdyż dławiła się własnymi łzami. Miała rację. Eita nigdy nie posmakował porażki, a przynajmniej nie w siatkówce.

- Satsu… - zmartwił się. W końcu zauważył, jak poważna była i naprawdę się przejął. Uświadomił sobie jak bardzo to, co powiedział było nie na miejscu. Objął ją swoimi długimi ramionami, przyciągnął do siebie i mocno przytulił. A ona dalej łkała mocząc mu teraz bluzkę. Długo milczał zanim znalazł odpowiednie słowa i zanim Satsuki trochę ochłonęła. – Masz rację. Nic nie wiem. Ale chcę być zawsze przy tobie i dawać ci siłę, abyś się nie poddawała w takich momentach jak ten. To było pierwsze co w tobie zobaczyłem - twoja determinacja. I mimo że było ci tak ciężko, to dalej parłaś naprzód ku celu. I chcę chronić tę determinację, bo cię kocham!

Satsuki otworzyła szeroko oczy, pociągnęła nosem i otarła łzy. Uniosła głowę i opuchniętymi oczami spojrzała na przyjazną twarz Eity. Przez chwilę próbowała ułożyć sobie to, co właśnie usłyszała, bo emocje wciąż zachowywały się jak wzburzone fale na morzu. Nie wiedziała co ma powiedzieć. Eita zrobił coś, co jeszcze bardziej namieszało jej w głowie. Zbliżył się do jej twarzy, przymknął oczy i czule pocałował.

- Zostaniesz moją dziewczyną? – zapytał ją.

- Tak. – odpowiedziała cichutko i wtuliła się w jego objęcia. – Tak. – powtórzyła trochę głośniej i bardziej zdecydowanie.

Minął tydzień. Do końca roku pozostały kolejne trzy. Satsuki mogła się teraz w spokoju skupić na egzaminach końcowych. A u swojego boku miała kochającą osobę. Po szkole wróciła do domu i zastała oboje swoich rodziców siedzących w salonie. Nie było to zwyczajne, gdyż zwykle jej rodzice pracowali do późna, a czasem nawet nie wracali na noc do domu. Na stoliku do kawy leżało sporo papierów.

- A wy oboje już w domu? Co jest? Przeprowadzamy się? – zażartowała Satsuki zupełnie nieświadoma, że jej dobry humor zaraz się popsuje.

- Trafiłaś w samo sedno skarbie. – odpowiedziała jej mama. – W czasie przerwy wiosennej przeprowadzamy się do Tokio. Tutaj na stoliku leżą oferty ze szkół w pobliżu naszego nowego mieszkania. Zapoznaj się z nimi proszę i wybierz, którąś. Do końca tego tygodnia, musimy zapisać cię do nowej szkoły i poinformować starą.

- Co takiego?! Wyprowadzka?! Znowu?! Teraz?! – Satsuki zasypała rodziców pytaniami. – Ale dlaczego? Akurat teraz, gdy zaczęłam chodzić z Eitą! Nie chcę! Nie chcę się wyprowadzać!

- Kochanie, powinnaś się już do tego przyzwyczaić. – odpowiedział tata uspokajającym, łagodnym i ciepłym tonem. – Przykro mi, ale nic nie poradzimy na to, że znów zmieniają nam oddział w pracy.

- To ją zmieńcie! – wrzasnęła i odwróciła się chcąc wyjść z pokoju.

- Satsuki, a co ze szkołą? Musisz coś zdecydować. – odpowiedziała zmartwiona matka.

- Nie obchodzi mnie to! Wybierzcie tą, która będzie najbliżej! – wyszła z salonu i poszła do swojego pokoju. Zamknęła za sobą drzwi i usiadła pod nimi na podłodze. Wyjęła telefon i zadzwoniła do Eity.

- Co tam Satsu? Jak się masz?

- Mam złe wieści. Bardzo złe. Pogadamy jutro w szkole, dobra?

- Satsu-chan, coś się stało? Brzmisz na mocno wkurzoną.

- Bo jestem. Ale to nie jest sprawa na telefon. Nie chcę tylko, żebyś był jutro zaskoczony. I chciałam poprawić sobie nastrój.

- Poprawić nastrój?

- Tak. – odpowiedziała łagodnie. – Jak z tobą rozmawiam, to jestem spokojniejsza.

- Ach tak?

- Nom. Ne, Eita. Opowiedz mi coś wesołego. – powiedziała, gdy do oczu napłynęły jej łzy.

- To co mi chciałaś powiedzieć? – następnego dnia Eita spytał Satsuki na długiej przerwie obiadowej.

- Po lekcjach, ok? Nie chcę ci psuć nastroju na cały dzień.

- Oi! Już mi popsułaś, bo trzymasz mnie w napięciu. – przygarnął ją do siebie od tyłu i pocałował w czubek głowy. Zrobiło jej się bardzo smutno. Czuła się, jakby miała mu wbić nóż w plecy.

- Spotkajmy się na zewnętrznym boisku, dobrze? – zapytała. Tak bardzo chciała to odwlec w czasie. Ale wiedziała, że im prędzej to rozwiąże, tym mniej będzie później bolało.

Czekał na nią dobre pięć minut. Zaczął się niecierpliwić. “Może zapomniała? A może coś się jej stało? Może mnie unika, bo powiedziałem coś nie tak?”

- Eita. – odezwała się stojąc za jego plecami. Obrócił się i pierwsze co zobaczył to łzy. – Eita, ja wyjeżdżam.

- Co? Dokąd? Kiedy? – chłopak był zbity z tropu. To jest ta wielka okropna rzecz?

- Do Tokio. Po zakończeniu roku.

- Satsuki, wyjaśnij mi szerzej, bo nie łapię.

- Moim rodzicom znów zmienili miejsce pracy. Wyprowadzam się stąd. Od nowego roku będę w innej szkole. Już więcej się nie spotkamy.

- Jak to? A wakacje? – Eita mrugał nerwowo.

- W lipcu jadę na obóz sportowy, a w sierpniu jestem u dziadków i pomagam im w sadzie.

- To nie szkodzi. Możemy przecież dalej ze sobą pisać. Przecież nie tylko w wakacje mamy wolne. Mamy przerwę zimą i został już tylko rok szkoły. Więc nie martw się. Nawet jak będziesz w Tokio, to będę o tobie pamiętał. – próbował desperacko ratować sytuację. Czuł się jakby właśnie miał przegrać najważniejszy mecz w swoim życiu i to z wynikiem 24:26.

- Nie, Eita. – powiedziała ciężko. Te słowa go zabolały. Ale nie tylko jego. Ona też nie mogła uwierzyć, że to robi. – To nie ma sensu. Nie wierzę w związki na odległość, to się nie uda.

- Ale…

- Daj mi, proszę, skończyć. Wczoraj wieczorem, w zasadzie w nocy, długo nad tym myślałam. Byliśmy ze sobą jedynie tydzień. To jeszcze nie był związek, który można by opłakiwać. Nie mówię, że nie jest mi przykro, ani żal. Jest mi bardzo smutno  i jestem naprawdę wściekła. Ale uważam, że w naszej relacji nie powstała duża różnica między przyjaźnią, a związkiem, który jest teraz. Wróćmy do tego co było. Nie chcę, żebyś był na mnie zły. Naprawdę bardzo cię lubię i nie dlatego, że poprosiłeś mnie o chodzenie. Bardzo cię lubiłam jeszcze zanim zostaliśmy parą. Lubię cię za to, że nie patrzysz na mnie tak jak inni, że nigdy nie przesądziłeś o mojej porażce, za to, że potrafisz być naprawdę super, ale jednocześnie zachowujesz równowagę i nie jesteś dumnym perfekcjonistą tak jak cała reszta ludzi w naszej szkole. I to się nie zmieni bez względu na to czy jesteśmy razem, czy nie. I właśnie takiego chcę cię dalej lubić i dalej mieć w tobie przyjaciela.

- Aach... – przerwał jej Eita mając głowę spuszczoną w dół. – Masz rację. Ten związek umarłby śmiercią naturalną. Dobrze, rozumiem. – przerwał i nastała patetyczna cisza. Podszedł do niej i przytulił ją, ale inaczej niż dotychczas. Tak, po przyjacielsku. – Ale nie miej mi za złe, że nadal będę cię kochał. Nie potrafię przestać tak z dnia na dzień.

- Oczywiście. – odpowiedziała smutno. Doskonale wiedziała, że wszystko skrzętnie ukrywa. – Do jutra.

- Tak, do jutra. – pożegnał się z nią.
***

- No więc tak to było. – podsumowała Satsuki. Teraz siedzieli już na schodach przed jej domem. – Kiedy sobie o tym przypomniałam, zaczęłam się martwić, że rodzice w każdej chwili mogą ogłosić przeprowadzkę i będę musiała cię zostawić, tak jak jego. A nie chcę. Pragnę być z tobą już zawsze.

- Co ja ci mówiłem, gdy pytałem cię czy będziesz ze mną chodzić?

- Nie wiem. Sporo wtedy powiedziałeś.

- Obiecałem, że pójdę za tobą wszędzie. Semi może być sierotą i nie umieć walczyć o to, co dla niego ważne. Ale mnie tak łatwo się nie pozbędziesz. Nie dam ci odejść.

Satsuki tak to wzruszyło, że wpadła w lekką histerię i zaczęła wypłakiwać się w czerwoną bluzę Tetsurou. A on tylko gładził ją po głowie i plecach jak małe dziecko, próbując trochę uspokoić.

- Już lepiej? – zapytał z troską Tetsurou.

- Yhym. – przytaknęła Satsuki otarłszy łzy.

- To dobrze. Będę wtedy już leciał. – powiedział i ucałował ją. – Skoro jutro cię nie będzie, to może w niedzielę się spotkamy?

- Wiesz Tetsurou... Tak sobie myślę, że skoro już o tym wszystkim ci opowiedziałam i jakoś przeżyłam, to chyba dam radę też jutro.

- Tak? No to super! – ucieszył się czarnowłosy.

- A nieee... Przecież umówiłam się do fryzjera. Muszę w końcu ściąć tą grzywkę.

- Nie idź do fryzjera, ładnie ci w takiej. – odparł Kuroo.

- Wcale nie. I denerwuje mnie, gdy włazi mi do oczu.

- Ale wyglądasz uroczo, gdy w nią dmuchasz. Zapuść ją.

- No nie wiem.

- A nawet jeśli nie, to fryzjera można przełożyć. Jutrzejszego meczu, nie.

- Hmmm... no dobra. Do jutra! – przytuliła go ostatni raz na pożegnanie i oboje podnieśli się z ziemi. Jak dotąd nie była całkowicie pewna swoich uczuć do Kuroo. Porównywała go z Semim i zastanawiała się czy będzie się z nim czuła tak dobrze jak z blondynem. Ale odtąd była przekonana, że to właśnie Tetsurou był kimś, kto naprawdę do niej pasował i nigdy jej nie zostawi. W końcu udało jej się zupełnie odciąć od cieni przeszłości.

Satsuki zaciskała z całej siły kciuki, aż paznokcie zaczęły jej się boleśnie wbijać w wewnętrzną cześć dłoni. Ostatni set, od którego wszystko zależało. A od dobrych dziesięciu minut piłka była tą meczową. Trzydzieści jeden do trzydziestu. Jeszcze jeden punkt i Nekoma by zwyciężyła. Jednak to Shiratorizawa zdobyła punkt. I znów trzeba było gonić kolejne dwa. Na trybunach kibice z entuzjazmem wykrzykiwali nazwy faworyzowanych drużyn zagrzewając zawodników do niestrudzonej walki. Ushijima z całą swoją siłą wbił piłkę w pole Nekomy. Yaku był już bliski załamania. Kuroo, wściekły, zaciskał w pięści obolałe i powybijane palce, chcąc zagłuszyć jakoś promieniujący ból. „Byle obronić kolejną. Potem poproszę o przerwę.” – myślał. Przy kolejnej akcji Shirabu spróbował zrobić kiwkę, ale Kenma nie dał mu się zwieść i podbił piłkę. „Eita nie popełniłby takiego błędu” Satsuki szorstko oceniła drugoklasistę. Tak samo jak jej były, nie akceptowała młodszego rozgrywającego.

Piłka poleciała do Lev’a, ale Tendou z łatwością go zablokował. Yaku obronił punkt, a Kenma ponownie wystawił, tym razem szybką do Yamamoto. Piłka poszła jednak na aut. Taketora gapił się z niedowierzaniem na miejsce w które uderzyła. Wszystkie Koty milczały, gdy rozbrzmiał gwizdek kończący mecz.

- Hooo? Myślałem, że pokusisz się na zmyłkę. – odezwał się Tendou do Kenmy. – To był dobry ruch. Szkoda, że ten punk wszystko zniszczył.

- Że coś ty powiedział?! – ryknął na niego Taketora.

- Oi! Yamamoto, uspokój się. – powiedział Kuroo. – Już po wszystkim, nie ma się co awanturować.

- To już jest koniec, nie ma już nic. Jesteśmy wolni, możemy iść. – podśpiewywał sobie Tendou.

Wszyscy ustawili się na pozycjach i ukłonili się dziękując za mecz.

- Całkiem niezła z was drużyna. – powiedział Ushijima ściskając dłoń Tetsurou. – Ale z nami nigdy nie wygracie.

Kuroo się zirytował i posłał mu nienawistny uśmieszek.

- Może wcale nie będziemy musieli. Kto wie, czy wkrótce nie pokona was niepozorna krewetka.

- Hej Satsuki-chan. – do dziewczyny podszedł Eita. Był trochę zmieszany i onieśmielony. Miał zupełnie inne oczekiwania co do tego spotkania nim dowiedział się, że Satsuki ma chłopaka. – Tak długo się nie widzieliśmy.

- Cześć Eita. Miło cię widzieć. Jak zwykle wygraliście.

- No tak. Ale jakoś nie czuję się zwycięzcą. – przyznał i podrapał się w tył głowy.

- Dlaczego?

- Jak miało się piłkę w rękach zaledwie podczas serwów, to ciężko jest w ogóle czuć, że się grało. Ja tylko patrzyłem z boku.

- Nie mów tak. Twoje serwy są najlepsze! – odparła z zapałem. – Gdyby nie ty, nie zdobylibyście wielu punktów. – dodała szczerze. Eitę mocno poruszyło to, co powiedziała i w jaki sposób. Coś w nim pękło i miał ochotę krzyczeć.

- Dlaczego nie możemy być razem? – mruknął bardziej do siebie, ale Satsuki doskonale to słyszała. – Chciałbym, żebyś do mnie wróciła. Szczególnie teraz bardzo mi cię brakuje.

- Eita, już to przerabialiśmy. – odpowiedziała smutno.

- Semi-semi! Chodź, trzeba się porozciągać po meczu. – podszedł do nich Tendou.

- Co ma znaczyć to przezwisko? – blondyn zdziwił się tym zwrotem.

- A tak sobie powiedziałem. Czyż to nie Fujibashi-chan? Kopę lat!

- Cześć Satori-kun. – odpowiedziała uśmiechając się serdecznie. W głębi serca cieszyła się, że chłopak przerwał ten niezręczny moment.

- Jesteś menadżerką? – zdziwił się Tendou. – Nie chciałaś dłużej grać?

- Cóż... Tutejsza drużyna nie spełniła moich oczekiwań. Z chłopakami ćwiczy mi się dużo lepiej. – zaśmiała się lekko.

- Pozwalają ci ze sobą grać? Może to dlatego przegrali z nami... – dogryzł jej i odszedł zadowolony w tanecznym rytmie, dalej śpiewając pod nosem piosenkę.

- Hej Satsuki, chyba nie zdradzasz wrogowi sekretów naszej drużyny, co? – po zaledwie sekundzie podszedł do nich Kuroo i objął ją w ramionach patrząc na Eitę z wyższością. Satsuki wdzięcznie się roześmiała i zarumieniła, a Semiego zazdrość aż ukłuła w żołądek.

- Tetsurou, z mojej perspektywy to przyjaciele.

- Ach, Satsuki, Satsuki. – poczochrał jej włosy.

- Yyym... no to ten... pójdę już. – bąknął Semi i poszedł w kierunku swojej drużyny, która robiła stretching.

„Cienias” pomyślał o Eicie Kuroo. Nie potrafił zrozumieć czemu ten chłopak tak łatwo dał za wygraną. Wkurzało go to zarazem, bo jak mówiła Satsuki i jak sam zdążył zauważyć, Semi nadal coś czuł do dziewczyny, ale nie robił nic, żeby znów z nią być. On sam przeniósłby góry i przesadził lasy, żeby tylko móc być z kimś kogo kocha.

- Tetsurou. Ja mam jeszcze piłki do pozbierania. – zakomunikowała Satsuki i udała się do magazynku po niebieski kosz.

- W końcu zrezygnowałaś? – w pewnej chwili podszedł do niej Wakatoshi. Już sam dźwięk jego głosu doprowadzał Satsuki do szału, ale to co powiedział tak ją obruszyło, że wypuściła piłkę z rąk. – Wreszcie zrozumiałaś, że dalsze upieranie się nie ma sensu. Słuszna decyzja.

- Nigdy nie zrezygnuję z siatkówki, Ushijima-san. – odpowiedziała śmiało. – Choćbym była największą sierotą na świecie i miała dwie lewe ręce, to znaczy prawe, znaczy chciałam powiedzieć... nie ważne, wiesz o co chodzi... i tak będę się dalej starać, żeby osiągnąć sukces. Nie trzeba urodzić się z talentem, żeby być w czymś dobrym.

- Jak uważasz. – odparł Ushijima zimno i odszedł. Satsuki podniosła piłkę i zacisnęła na niej mocno palce, aby powstrzymać łzy.

***
Satsuki wracała ze szkoły trzymana przez starszego brata za rękę.

- Pójdziemy jutro na basen, Satsu? – zapytał Ushio i uśmiechnął się serdecznie. Satsuki natychmiast się rozpromieniła i z ekscytacji spąsowiała.

- Hura! Idziemy na basen! Na basen! – zaczęła podskakiwać ze szczęścia, a jej warkoczyki razem z nią. W tamtym czasie nie znała jeszcze lepszego zajęcia.

- Hej, uspokój się małpko. Zachowaj swój entuzjazm na jutro.

- Hai! – odpowiedziała słodkim głosem. – Nee.. Nii-chan, co robi tamten chłopak? – wskazała swoim małym paluszkiem na osobę za ogrodzeniem podrzucającą piłkę nad siebie.

- Pewnie trenuje siatkówkę. – odpowiedział Ushio.

- Co to takiego? Mogę spróbować? Proooszę!

- Ale teraz? – zdziwił się jej brat gdy zaczęła ciągnąć go w stronę boiska.

- A kiedy? Jutro mamy przecież iść na basen.

- Eh, no dobrze. – Ushio puścił jej rękę i dziewczynka pobiegła na boisko.

- Cześć, jestem Fujibashi i mam osiem lat. Nauczysz mnie siatkówki?

- Hę? – chłopak zdziwił się obecnością dziewczyny. – Dobrze. Próbowałaś już kiedyś?

- Nie, ale chciałabym się dowiedzieć na czym to polega.

- No dobrze, pokażę ci.

Dzieci zaczęły rzucać sobie piłkę, a Satsuki bardzo się to spodobało. Chłopak wyjaśnił jej podstawowe zasady i pokazał jak powinna ustawić się do odbioru.

- Podoba ci się? – zapytał bez większego zainteresowania.

- Bardzo! To lepsze od pływania! Tylko... nie mów tego mojemu bratu, bo będzie mu przykro. Spotkamy się znowu? Żebyś mógł mnie więcej nauczyć?

Chłopak skinął twierdząco głową.

- Dziękuję! A jak się nazywasz?

- Ushijima. – odpowiedział chłopak.

- Dziękuję Ushijima-san. Kiedy znów cię tu spotkam?

- Jestem tu codziennie po szkole.

- Przyjdę pojutrze.

Minęły dwa tygodnie, a Satsuki udało się ćwiczyć z Ushijimą kilka razy. Okazało się nawet, że chodzą do sąsiadujących ze sobą szkół. Jednak nie było tak kolorowo jak się zapowiadało na początku.

- Łeee...! Jestem w tym beznadziejna! Nigdy się nie nauczę serwować! – Satsuki była bliska płaczu, gdy po raz kolejny nie trafiła dobrze w piłkę, a ta poleciała gdzieś w bok. Nie wspominając, że nawet nie doleciała do siatki. – Czemu jestem taka słaba?

- Nie wszyscy nadają się, żeby grać w siatkówkę. Może po prostu nie jesteś do tego stworzona i powinnaś spróbować czegoś innego?

- Ale to siatkówkę lubię najbardziej i chcę w nią grać!

- Sama przed chwilą przyznałaś, że jesteś beznadziejna. Nie jesteś zbyt wysoka, jesteś przecież najniższa w swojej klasie, a ramiona masz wiotkie jak zwiędłe kwiaty. Nic dziwnego, że nie możesz dobrze zaserwować piłki.

Satsuki z każdym jego słowem czuła się jeszcze bardziej zraniona. Nie mogła zgodzić się na porzucenie siatkówki. I nie rozumiała też jak ktoś, kto najpierw pokazał jej taką wspaniałą rzecz, teraz jej tego broni. Żałowała, że kiedykolwiek go spotkała. Ale nie miała zamiaru zrezygnować z siatkówki. Całkiem się rozkleiła i cisnęła w niego piłką.

- Ushijima-san jesteś głupi! – wykrzyczała przez łzy i uciekła. Odtąd nie odzywała się do niego, gdy gdzieś go spotkała, a nawet go unikała. Dalej jednak starała się polepszyć w siatkówce. Nawet jeśli nie miałaby być zawodową siatkarką, to chociażby po to, żeby działać mu na przekór. A pół roku później przeprowadziła się na Fukushimę.
***

- Nadaję się na siatkarkę. – szepnęła do samej siebie. Podrzuciła piłkę nad siebie i z całej siły zaserwowała ją w ścianę. Po hali rozszedł się ogłuszający huk i wszyscy zwrócili uwagę na dziewczynę. Satsuki włożyła piłkę do kosza, pchnęła gwałtownie do magazynku i poszła do szatni.

- Wakatoshi-kun, coś powiedział Satsuki? – zapytał z nieskrywaną ciekawością Tendou.

- To co zwykle.

_________________________________
Witajcie po mojej jakże długiej nieobecności!
Miałam ostatnio nieco problemów ze sobą. Dużo stresu, który pozbawił mnie chęci do pisania. Ale już ogarnęłam życie więc wracam. Ale nie na długo bo na wakacje wyjeżdżam i choć może będę miała czas pisać, to raczej nic nie wrzucę, bo internet.
Co do tego rozdziału, to było sporo retrospekcji. Dzieciństwo Satsuki nie było do końca usłane różami, ale mam nadzieję, że sporo się wyjaśniło. No i pa-bach! Tajemnica odkryta – chłopakiem Satsuki był Semi Eita.
Gratuluję tym, którzy obstawili Shiratorizawę na samym początku. Ciekawa jestem ile osób spodziewało się Eity, czy w ogóle ktokolwiek. Koniecznie napiszcie!
Ushijima taki zły. Nigdy go nie lubiłam. Satsuki jest chyba jedyną osobą, której nie powie „Powinnaś chodzić do Shiratorizawy.” 😢 Nigdy go nie lubiłam.
Na koniec suchar:
Jak długo może stać pasztet?
.
.
.
.
.
.
Do końca dyskoteki!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro