Jasieńko

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Przemycenie rannego partyzanta nie okazało się dla nich niczym kłopotliwym.

Niemieckie patrole były sporadyczne; i tym razem też na żaden się nie natknęli. Minęli nie zgoła kilka wozów, i to sąsiadów niechętnych do dłuższych rozmów. Dla pewności Maria zasłoniła rodaka wszystkim, co było pod ręką.

W ten sposób dotarli do domu.

Do ukrycia wybrała stodołę. Czuć w niej było zaduch gospodarczego budynku, ale i tak było to najbardziej komfortowe miejsce, jakie mogli mu zaoferować.

A raczej mogła. Wasyl tylko pomógł jej przenieść rannego do środka, obchodząc się z nim przy tym tak, jakby już niósł zwłoki. Potem szybko się ulotnił, nie chcąc mieć z tą sprawą do czynienia.

Odgarnęła siano i wsunęła w nie przyjaciela jak najgłębiej, by cieplej mu było. Leżał tak nieruchomo, kwadrans, może dłużej, blady jak chusta, doszczętnie wyczerpany. Biegała wokoło, znosząc koce, poduszki, ciągle sprawdzając, czy mu nie gorzej.

Na szczęście było wręcz lepiej, i w końcu, setny raz do stodoły wchodząc, dostrzegła w nim ruch bardziej żywotny. Poruszył się lekko, jakby ze snu się obudził.

Natychmiast przysunęła się bliżej. Pierwsze co zobaczył po otwarciu oczu, to jej zmartwioną twarz, pochyloną nad nim.

- Maryś? - spytał nieobecnie. - To ty?

- Ja, nie poznajesz mnie? - zażartowała, by go dobudzić. Uniósł głowę, oparł się na poduszce, wpatrywał się w nią.

- Poznaję, ale... tak jakoś.. no..

Na twarzy chłopaka widniał prosty uśmiech uszczęśliwienia na jej widok.

Potem przypomniał sobie wydarzenia, które ich spotkanie poprzedziły, i znowu zmizerniał. - Co się stało, skąd ty..

- Znaleźliśmy cię w lesie - zaczęła tłumaczyć. - Byłeś nieprzytomny, wzięliśmy cię do domu. Tak się bałam... Myślałam że ty..

Przerwała, wędrując wzrokiem do jego zakrwawionych ubrań. - Czy to boli?

- Co? - spojrzał tam, gdzie ona, a jego oczy rozszerzyły się ogromnie. Chyba jeszcze nie do końca odzyskał świadomość.

- Trzeba to obejrzeć - zadecydowała. W milczeniu roztegowała ciężki pasek kurtki i rozpięła jej ostatnie guziki. Wspólnie ją zdjęli. Potem sweter. Szybko znalazł się w koszuli.

Prawy bok był cały zakrwawiony. Musiała zbadać tę ranę i zobaczyć, czy będzie w stanie zająć się nią sama, czy też powinna zapytać doktora Sławoja o pomoc.

- Wiesz.. to nie tylko moja krew - zaczął niby nieznacznie. - Paru ich załatwiłem.

- Mhm - mruknęła, zaczynając rozpinać guziki.

- W pojedynkę nie mieliby szans - kontynuował dumnie.

- Aha - znowu mruknięcie bliżej nie poświęcanej jego słowom uwagi. Zamilkł, zrozumiawszy, że ta taktyka nie działa.

Pochylała się teraz nad nim, a jej ręce muskały jego ramiona, szyję, zimną skórę.

Jak najszybciej zabandażowała ramię, po czym odsunęła się z jakimś zakłopotaniem. Odchrząkując, schowała włosy za ucho, i skupiła się na trzymanej koszuli - była cała we krwi.

Mogła spróbować ją wyprać, ale wątpiła, czy to coś da. Nie mógł tu jednak tak rozebrany leżeć..

- Wasyl powinien mieć jakąś - rozmyślała na głos, machinalnie składając ją na kolanach.

- Że co? - wymamrotał z obrzydzeniem Janek, tylko usłyszawszy to imię. Wywróciła oczami.

Miała nadzieję, że z tym drugim pójdzie jej łatwiej.

----

- Że co? - wymamrotał z obrzydzeniem Wasyl. - Mam temu psu swoje rzeczy dawać? Nie wystarczy że tego przybłędę tu trzymam?

Klęczał za domem przy przyzbie, naprawiając jakieś narzędzia. Nawet nie odwrócił się do niej, ale z tonu jego głosu czuła, że nie był zadowolony.

- A co, swoje ciuchy mam mu dać?

- Nie wiem, wymyśl coś, mnie w to nie mieszaj.

- Kiedy twoje idealnie pasują - przekonywała gestykulując, mimo, że tego nie widział. - Jesteście podobnej postury. Z wzrostu niemal tacy sami. Nie utrudniaj tego!

- To ty wszystko utrudniasz - odparł i w końcu się uniósł. Stanął naprzeciw niej, wyraźnie rozdrażniony. - Trzymując tu tego kretyna. Który jest poszukiwany. Miesiące spędził w lesie, Bóg wie, co mu siedzi teraz w głowie.

- Na pewno nic gorszego co u twoich kolegów - odrzekła na to ostro. Szybko jednak zeszła z tonu, przypomniawszy sobie, że coś miała załatwić. - No proszę cię, Wasyl, to nie koniec świata, przecież ci je oddam..

Ukrainiec prychnął. Wziął narzędzia, i zarzuciwszy je na ramię, zaczął odchodzić.

- Nawet do pieca się po nim nie nadadzą - marudził do siebie pod nosem. Odprowadzając go wzrokiem, Maria wzięła to za zgodę.

---

Minęło kilka dni od przywiezienia Jasia. Czuwała przy jego prowizorycznym łóżku, lecz przez większość czasu był zbyt zmarnowany, by podtrzymać rozmowę, a co dopiero, by wyciągnęła z niego informacje.

Pozostawało jej cierpliwie czekać. Robiła to już od wielu miesięcy, ale teraz, mając odpowiedź tak blisko, tuż przed sobą, ta cierpliwość jakby z niej uleciała.

Był już wieczór i ostatni raz, wleczona nadzieją, przyszła go sprawdzić. Westchnęła i poprawiła kołdrę, która zsunęła się z śpiącego chłopaka. Potem uniosła głowę, w samą porę by zobaczyć, jak ​​ten otwiera oczy.

Przysiadła obok, oparta o stos siana. Po kilku chwilach wydawało się, że odzyskał kontakt z rzeczywistością.

- Jak się dziś czujesz? - zapytała z troską.

- Lepiej, dużo lepiej - wymamrotał po krótkim namyśle. - Dzięki tobie - dodał już pewniej.

- Jesteś może głodny? - ciągnęła pytania, ale uśmiechnęła się na komplement.

Początkowo zdawał się chcieć zaprzeczyć, ale zastanowił się przez chwilę.

- Teraz, gdy o tym wspomniałaś..

Moment później ostrożnie ściskał w rękach parującą miskę, mierząc ją z pełnym ożywieniem. Wyglądał, jakby pierwszy raz od dłuższego czasu trzymał ciepły posiłek.

Co zapewne było prawdą.

Na początku siedzieli w milczeniu. Kiedy pierwsze, zachłanne kęsy głodu ustąpiły, Maria, która wydawała się pogrążona w myślach, dała im upust:

- Powiedz mi.. co tam się wydarzyło? - zapytała półgłosem, nastawiając nań oczy czarne.

Przełknął, próbując zebrać słowa i w tej czerni nie utonąć.

- Zaatakowali nas Sowieci - zdradził w końcu z grozą. Strach ją na to przejął i za serce ścisnął, że słowa nie mogła wyrzec. - Dużo ich ostatnio, tu, na Wołyniu.. Z dwudziestu było, na mnie, jednego!

- Słodki Jezu, dwudziestu? - wykrztusiła. Zimny pot strachu ją oblał.

- A może i więcej..! - potwierdził dramatycznie. Splotła ręce jak do pacierza.

- A pozostali? - dopytywała z trwogą. - Piotrek? Antek? Czerwiński? Co z nimi? Ich też dopadli?

- Tego nie wiem - Janek pokręcił głową. - Ja szedłem przodem. Rozdzieliliśmy się, nie wiem, co było później.

Polka skinęła drętwo, już bardzo blada z twarzy. Jej oczy rozbłysły głęboką troską i przygnębieniem.

- Przepraszam, Maryś - westchnął. - Ale nie martw się.

Mówiąc to, wyciągnął rękę, i pochwycił te jej - Jestem pewien, że nic im nie jest. Nas też było sporo - zapewniał, ściskając mniejszą dłoń palcami.

Długo jeszcze tak przesiedzieli, rozmawiając o nieobecnych.

- Musisz teraz odpocząć - stwierdziła w końcu dziewczyna, zdawszy sobie sprawę, jak późno było. Zaczęła wstawać.

- Idziesz już? - wydukał smętnie, wyglądając jak szczenię oderwane od matki.

- Tobie też spać już trzeba - oznajmiła, otrzepując ubranie. - Nie patrz tak, wrócę rano.

- Obiecujesz?

Uśmiechając się, odpowiedziała: - Obiecuję.

Nie mówił nic więcej, ino odprowadził jej oddalającą się postać wzrokiem.

Wyszła z stodoły, zamykając za sobą jęczące drzwi na kruchych zawiasach. Rzeczywiście, zapadł zmrok. Prąd nocnego, zimnego powietrza wionął na nią. Szczelniej opatulając się swetrem, ruszyła do domu.

Ledwo weszła do środka, gdy napotkała Wasyla siedzącego w kącie izby. Tak ją zaskoczył, że prawie a by krzyknęła.

- Nafta drożeje, a ty wypalasz, szedłbyś lepiej spać - warknęła pierwsze co jej przyszło do głowy. Migoczące, żółte światło padało na niego słabo.

- Ty też, wiesz która godzina? - zapytał jakby z zarzutem. - Polaczek dobranocki potrzebował?

- Rozmawialiśmy o Piotrku. Może tobie wszystko jedno, ale mnie zależy wiedzieć co u niego.

- Jutro też jest dzień - odparł i wstał od stołu. Maria zmarszczyła brwi, słysząc pretensję w jego głosie.

- O co ci znowu chodzi, czego się czepiasz?

- Niczego się nie czepiam - sarknął, podchodząc bliżej. - Sonia przez ciebie wariuje, spać nie mogła. Wiesz, co przeszła, a mimo to sprowadzasz tu jakichś podejrzanych ludzi i robisz sceny.

- Ale jak ty sprowadzasz tu swoich walniętych kolegów, to jest w porządku?

- To nie to samo, oni..

- To jest to samo - zajadle broniła swych praw.

Wasyl przetarł twarz z irytacją. Czy robiła to celowo?

- Słuchaj, ja nie szwendam się nocami po stodołach, więc z własnej przyzwoitości też tego nie rób.

Polka spoważniała, z opóźnieniem miarkując co insynuował. Nie pierwszy raz zresztą. - A, więc o to ci chodzi? Że to chłopak?

- Co? Nie - zaprzeczył w pośpiechu. Emocje przetoczyły się przez niego falami. - Nie. Nie obchodzi mnie, kim on jest, po prostu zachowuj się normalnie.

- Używasz męskiej formy - wyprostowała się, dostrzegając jego zdenerwowanie.

- To domyślna forma - odwarknął tak defensywnym tonem, że sprawił, że oboje zamilkli. Słyszał puls własnego serca, dudniącego nieco zbyt szybko.

Maria zamrugała ze zdziwienia tą reakcją. Coś nowego zawisnęło w atmosferze.

Przekroczyła pewną granicę.

- Dobrze - powoli ruszyła do bocznej izby. Jej głos stracił na dokuczliwości i brzmiał teraz delikatnie, tak jak spojrzenie, które mu rzucała. - Nie będę się "szwendać" po nocach - obwieściła i, ostatni raz wzrokiem go badając, zniknęła w ciemności.

Wasyl nie wiedział, co robić. Po prostu patrzył w miejsce, gdzie przed chwilą stała. Serce wciąż kotłowało mu w piersi, a on czuł się zagubiony.

Dziwne uczucie zatem szybko przeszło w bardziej znajomą mu emocje - złość. Przeklinając pod nosem, odwrócił się wściekle, kopiąc leżące na podłodze wiaderko. Patrzył, jak toczy się i uderza o ścianę. Potem uniósł głowę, na własne odbicie w oknie.

Co się do cholery z nim działo?

---

Janka obudziły bezceremonialne hałasy dochodzące z stodoły. Pozostał z zamkniętymi oczami, szybko oceniając swój ból. Właściwie było w porządku, poza wyczuwalnym dyskomfortem pod żebrami.

W końcu zamrugał, próbując wyostrzyć obraz.

Z rozczarowaniem przyjął brak złotych włosów w pobliżu.

Dotychczas dziewczyna czuwała nad nim jak jastrząb, gotowy interweniować, jeśli coś by było nie tak. Dziś jednak w ogóle jej nie spotkał.

Zamiast tego przylazł on. Pierwszy raz Ukraińca ujrzał odkąd tu się pojawił. I zdecydowanie niemiły był to widok.

Uniósł się, spoglądał nań nienawistnie, z pochyloną głową, czujny i wrogi. - Gdzie jest Maria?

Wasyl kontynuował swoją robotę, robiąc coś z leżącymi pod ścianą deskami. - Jak widać nie tutaj - odparł oschle.

- Dokąd poszła?

- Jest zajęta.

- Czym?

Rzucił mu zirytowane spojrzenie przez ramię. - Nie możesz wytrzymać nawet chwili bez swojej pani, psie?

- Chcę wiedzieć czy wszystko z nią w porządku - wycedził Janek, czerwony ze złości. - Czort wie coś ty jej zrobił - dopowiedział przez zęby.

- Z rok tu jest i nadal żyje - Wasyl zbył jego obawy, wracając do wcześniejszego zajęcia.

- Aż dziwne że tyle z tobą wytrzymała.

- Żebym ja zaraz nie wytrzymał - znowu na Polaka spojrzał, hardo, bo go już złość brała. - Ona, jej brat, ty, to jakaś wasza narodowa cecha, że pysk wam się nie zamyka?

- Wara ci od Marysi - Jasio uniósł się w pełni, krew w nim wrzała. - Wara, słyszysz, bo nie daruję..

Zdawało się, że rzuci się na niego, dłoń rozluźniał i zaciskał do ciosu. Ukrainiec patrzył z nieubłaganym spokojem, nie cofając się ani o krok.

- Nie masz pojęcia co mówisz. Jest cudowna. Mądra. Piękna. Dobra - Polak opisywał jak rozmarzony. Potem na jego twarz z powrotem wróciła nienawiść. - Nie zasłużyła, by być z takim śmieciem jak ty. Nie zasługujesz na nią.

Wasyl parsknął pogardliwym śmiechem, odwracając się do niego w pełni. - Całkiem żeś głowę do niej stracił. Jak słodko.

Potem posłał mu długie, ironiczne spojrzenie, jeszcze bardziej go podburzając.

- Będę o tym pamiętał, kiedy znowu będę ją jeba..

Zdania nie skończył, bo Janek rzucił się na niego z pięściami.

Obaj z hukiem wylądowali na ziemi. Wodzili po stodole, miotali, bili sobą o ściany i belki. Dopiero sąsiedzi, zaalarmowani hałasem oraz wrzaskiem Iwanowej, zdołali ich rozdzielić.

---

Ubylinkę ogarnęła cisza.

Był wieczór, w oknach białych chat wypalały się świece, w niektórych już ciemność zapadła. Maria wróciła do domu tuż przed kolacją.

W kominku trzaskał ogień, jego miłe ciepło otulało skórę. Nadal jednak czuła dziwny chłód tu panujący. Szybko przyuważyła, że nie był on fizyczny, i to atmosfera tak smętna była.

Szybko też odkryła jej źródło. Sonia wyżaliła dziewczynie wszystko, co działo się pod jej nieobecność. Bez jednak szczegółów, bo sama ich nie znała. Maria zanotowała w pamięci, by dopytać o to Iwanowej.

- Wasyl - zaczęła, gdy natknęła się na uczestnika dzisiejszego zamieszania. I pewnie sprawcę.

Siedział przy stole, a gdy tylko ją dostrzegł, z powrotem odwrócił głowę. Gdyby go nie znała, pomyślałaby, że się zestresował.

- Czy wszystko w porządku? - zapytała, bo trzymał rękę na policzku. Skinął, mamrocząc coś niedbale.

Nie wydawała się temu osądowi ufać, więc obeszła chłopaka ze zmarszczonymi brwiami, po czym usiadła przed nim.

- Daj mi na to spojrzeć.

Pokręcił głową, na co wywróciła oczami. - Nie zachowuj się jak dziecko.

Ociągale zabrał rękę, pozwalając jej przyjrzeć się ranie. Obrzęk już ustąpił. Ale teraz skóra była purpurowa i pokryta śladami krwi. Trzymała w palcach jego brodę, obracając nią, żeby mogła to przeanalizować.

Rozcięcie nie było głębokie, ale trzeba je wytrzeć. Zanurzyła więc ręcznik w miseczce i zaczęła to czynić.

Kiedy przybliżyła rękę, zobaczyła dwoje bladych oczu, śledzących jej poczynania. Nie wiedzieć czemu, speszyła się trochę. Jego oddech łaskotał jej szyję, dekoncentrując ją.

- O co poszło? - przerwała w końcu ciszę i zadała ciekawiące ją pytanie. Nie zdawał się jednak chcieć odpowiedzieć. Uciekł wzrokiem na podłogę.

Westchnęła.

- Nie wymagam od was wielkiej przyjaźni, ale nie po to go tu przywiozłam, by go dobić - odsunęła się, i spojrzała na chłopaka ze zmęczeniem. - Dobrze?

- Sam zaczął - wymamrotał ochryple, nadal nie patrząc na nią.

- Na pewno nie bez powodu - podważyła jego wersję zdarzeń, odkładając ręcznik do miski.

- Co go tam wie - odpowiadał wymijająco. Poprawił ruchami ramion marynarkę, wyraźnie niekomfortowy.

Nie naciskała już, widząc to. Wstała od stołu i ruszyła zająć się swoimi sprawami. Myśli jednak nadal ciągnęły jej uwagę do tej dwójki.

Miała nadzieję, że z czasem sytuacja między nimi się poprawi.

Jesteście team Janek, czy team Wasia?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro