🍭

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Właściciel zmyślnie zorganizował przestrzeń herbaciarni. Ściany w kolorze pustyni zdobiły drewniane ramy, w których umieszczono najróżniejsze ususzone kwiaty, obok samych suszonek znajdowały się starannie sporządzone notatki dotyczące konkretnej rośliny. Soczyście zielone rośliny zwisały z sufitu w oplecionych grubym sznurem donicach. W olbrzymich oknach zawieszono lampiony w stonowanych odcieniach karmelowego brązu. Parapety przemieniono w wygodne siedziska, wyścielając je gładkimi poduszkami. Każdy stolik wyglądał tak samo – jasny, sosnowy mebel, na którym rozłożono bambusowe maty i ustawiono wazony z bukietami polnych kwiatów – wokół proste krzesła; tym, co je różnicowało była liczba filiżanek z herbatą.

Siedzieli w górnej części herbaciarni. On w ciemnym golfie, obracał w dłoni gałązkę z kwiatami fioletowej hortensji. Ona w białej koszuli o angielskim hafcie wpatrywała się w panoramę miasta, która w przedpołudniowej porze wydawało się spokojniejsze.

—  Jak widzisz, przeprowadzaliśmy się kilka razy — mówiła, nie odrywając wzorku od szyby — Rodzice zostali w Kioto ja wróciłam tu na stałe. To chyba sentymenty — spojrzała na niego z ciepłym uśmiechem — Teraz zostało mi skończyć studia i zdecydować, co dalej.

—  Czyżby dzieciaki zniechęciły cię do pracy w szkole?

—  Wręcz przeciwnie — zacisnęła ustaw w wąską kreskę, starając się zastanowić na tym, jak wytłumaczyć swoje wątpliwości — Mam wrażenie, że maluchy są bardziej wdzięczne. Przyjmują każdą informację z pewną powagą albo może bardziej wdzięcznością i fascynacją. No... i przede wszystkim cieszą się tą wiedzą. Starsi uczniowie na dzień dobry witają się twarzami zmęczonych ludzi. Wydają się znudzeni tym, o czym jest mowa, ciężko ich zaciekawić — upiła łyk herbaty — A ja wole mówić o literaturze niż o dinozaurach.

Uśmiechnął się w odpowiedzi. Rozmawiali ze sobą od dłuższego czasu. Mówili o sobie w różnych odstępach czasu. Wspominali swoje dzieciństwo, lata szkolne. Mówili o planach – tych, które okazały się wielkimi kapitulacjami i pobożnymi życzeniami oraz tych, które udało się wcielić w życie. Wymieniali ze sobą pełne sympatii uśmiechy. Ona sporadycznie kładła dłoń na jego ramieniu, kiedy to zaczynała się śmiać.

—  Zadawali mi najróżniejsze pytania — otarła łzę z policzka — Co lubię, czego nie. Nawet zapisywali to wszystko.

—  Znalazłem te odpowiedzi — wyjawił — Sasuke tak się spieszył z ich zapisywaniem, że nagromadził tam masę błędów. A co do ich strategii — przerwał, by sięgnąć do kieszeni — Ale nigdy nie przypuszczałbym, że nauczycielka mogłaby popełnić jakiś błąd w zapisie — powiedział, podsuwając jej przyjemną papeterię.

—  Oh, ja nie przypuszczałam, że szanowny pan Uchiha jest miłośnikiem brokatu.

Itachi spojrzał na nią ze zdziwieniem, jednak po chwili zdał sobie sprawę, że i [Imię] musiała otrzymać list miłosny.

—  Czy wyraziłem tam odpowiednio, jak bardzo urzekają mnie twoje oczy?

—  Wyobraź sobie, że zupełnie pominąłeś, coś tak istotnego, jak komplementowanie mojej aparycji — powiedziała z udawanym urazem.

—  A ja nie wiem, czy nie powonieniem być zazdrosny o Kisame. Wyraźnie dałaś mi znać, że pociąga cię poczucie bezpieczeństwa, a moje ramiona nie mają szans z ramionami Kisame.


🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭🍭



Wysoki kelner ubrany w czarny fartuch pojawił się przy ich stoliku, niosąc plastikową tacę. Zatrzymał się przy stoliku, po czym starannym ruchem dłoni rozdzielił między gości kawałki czekoladowego ciasta.

— Nie będziesz teraz pracować?

— Będę — powiedziała, oddzielając górną warstwę ciasta od reszty — ale nie w szkole. Niestety czas zajęć w szkole pokrywa się zwykle z zajęciami na uczelni. Pracuje w weekendy w sklepie z odzieżą. To nie jest tak ciekawa praca, jak twoja, ale jest miło — przerwała, biorąc pierwszy kęs ciasta.

Itachi przyglądał się jej uważnie.

— [Imię].

— Hm? — kobieta spojrzała na niego oczekująco.

Mężczyzna przymknął oczy. Przez ułamek sekundy walczył z własnymi żądzami. Emocje wzięły górę. Przysunął się z wolna w kierunku siedzącej naprzeciwko kobiety. Delikatnie, jakby dotykał najcieńszej i najdelikatniejszej porcelany, podniósł palcami podbródek rozmówczyni. Musnął powoli wargami, usta kobiety, starając się usunąć delikatny ślad czekolady.

— Z jednym w liście mieli racje — powiedział, odsuwając się nieznacznie — Faktycznie pachniesz czekoladą.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro