II Chciałam się tylko przywitać

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Ledwie Saga zamknął za sobą drzwi przeszył go dreszcz. Lodowate uczucie strachu, które odbiera zdolności myślenia i ruchu. Przez sekundę był przerażony, potem zdezorientowany, a następnie uświadomił sobie, że źródłem tego uczucia jest znak Lost Eden. Natychmiast ruszył biegiem przez korytarz w stronę kawiarni.

Gdy zamaszystym ruchem otworzył drzwi, wzrok wszystkich skupił się na nim. Roztrzęsiony Jack przytulał się do Robina, Mist przeklinał telefon, a Eve wyszedł zza lady i przyglądał się wszystkim z niepokojem.

- Elizabeth nie odbiera – stwierdził bardzo poważnie Flaive. - Mam złe przeczucia.

- Polecę do niego, wy tu zostańcie – zarządził Saga przechodząc przez pomieszczeni niczym taran.

- Ale...! - zaczęli jednocześnie i Mist i Jack, lecz Louise przerwał im spokojnym, acz nieznoszącym sprzeciwu tonem.

- Nie, szybciej będzie mgłą. Też pójdę.

Latou wyglądał jakby chciał na niego warknąć, ale w tym momencie w rękach byłego łowcy zawirował czarny dym, a po chwili pojawiły się piękne i prawdopodobnie niezwykle ostre miecze. Rudowłosy natychmiast zmienił zdanie.

- Zgoda. Przydasz się – powiedział tylko.

- Robinie, zajmij się proszę Jackiem i Mistem gdy nas nie będzie. Z Guilem będziecie tu bezpieczni.

- My też chcemy iść! - krzyknął rozpaczliwie Mouton wyrywają się z objęć brata. - Beth to nasz przyjaciel! Część zespołu! Musimy mu pomóc!

- Wiem, ale nie ochronię was wszystkich! - krzyknął Saga, lecz po chwili się uspokoił i dodał: - Dowiem się co się dzieje i pomogę mu, ale wy możecie co najwyżej nie przeszkadzać.

- Ma rację. - Usłyszeli niski głos dobiegający od strony mieszkalnej. W drzwiach stał Guiltia, a za nim Ange. - Najlepiej zrobicie, gdy zostaniecie tutaj i zaczekacie. Eve jest najlepszym wyborem jeśli Elizabeth coś grozi – blondyn przeniósł wzrok na pozostałą dwójkę. - Gdy tylko coś ustalicie, dajcie znać.

Eve skinął głową i wraz z Sagą zniknęli w czarnej, wirującej mgle.

~Rogelian~

Eve i Saga pojawili się przed sklepem. Do środka nie mogli się dostać przez dziesiątki zaklęć obronnych nałożonych na cały budynek. Była to o tyle dobra wiadomość, iż mogli zakładać, że Elizabeth najprawdopodobniej jest nadal cały i żywy.

Znajdowali się w odległości kilku metrów od osoby, która stała przed wejściem. Kobieta była wampirem, co do tego żaden z nich nie miał wątpliwości.

- A ty tu czego?! - krzyknął Saga. - Zamknięte.

Odwróciła się do nich. Na jej ustach zauważyli delikatny uśmiech, a cała jej postawa wyrażała spokój. Nie wróżyło to dobrze.

- Chciałam jedynie porozmawiać z właścicielem sklepu. Wiem, że jest w środku – odpowiedziała łagodnym tonem.

- Ale on nie chce gadać z tobą. Wynoś się!

Eve wolał się nie wtrącać w dyskusję. Cały czas czekał na jakikolwiek przejaw złych zamiarów kobiety. A ponadto zastanawiał się skąd znał dziwną aurę, która ją otaczała.

-Tak, też to zauważyłam. Szkoda. - przez chwilę wyglądała na szczerze rozczarowaną sytuacją, ale szybko wróciła do wcześniejszej postawy. - Jesteście przyjaciółmi Elizabeth? Moglibyście mu przekazać, że przyjechałam z wizytą? I że nie musi się mnie obawiać, nie mam złych zamiarów. Chciałam się tylko przywitać... - zamilkła na chwilę, spojrzała jeszcze raz zamknięte drzwi, po czym dodała - ...z moim dzieckiem.

Jej wypowiedź zdziwiła wampiry do tego stopnia, że nim się zorientowały, kobiety już nie było. Została po niej tylko mgła, którą szybko rozwiał chłodny wiatr.

Gdy Saga doszedł do siebie, podszedł do drzwi sklepu i kilka razy uderzył w nie mocno pięścią.

- Otwieraj! - krzyknął. Wiedział, że w tej chwili, choćby nie wiadomo jak próbował, nie miał szans wejść do środka. - Tamtej baby już nie ma! Poszła w cholerę!

Minęło dobre kilka minut, nim wejście do sklepu otworzyło się, a w framudze stanął znacznie bledszy niż zwykle i przerażony Elizabeth. Saga nigdy nie widział go w tym stanie. Miał nieobecne spojrzenie, ręce mu drżały, a krew tak huczała, że Eve bez problemu mógł to usłyszeć choć stał w znacznej odległości.

- Chodź, wracamy – zarządził Latour łapiąc przyjaciela pod ramię tak na wszelki wypadek.

- Czy wasz dom jest zabezpieczony? - zapytał łowca zanim pozostała dwójka zdążyła się przenieść.

- Przed czym? - odparł pytaniem na pytanie lider Lost Eden.

- Przed wampirami.

- Nie.

- Więc proponuję, abyście dzisiejszą noc spędzili w Cafe Prism. To bezpieczne miejsce, żaden nieproszony wampir tam nie wejdzie.

Saga popatrzył na Eve analizując fakty. Ostatecznie prychnął i uśmiechnął się krzywo.

- Cholerny łowca. Zgoda, ale jak tylko Beth się ogarnie wyniesiemy się.

Jak na zawołanie projektant stracił przytomność, a wszystkie zaklęcia nałożone na sklep znikły.

- Oczywiście.

Cała trójka rozpłynęła się w mrocznej mgle.

~Cafe Prism~

Dom Guilti, a właściwie Angego, był duży, ale miał swoje ograniczenia. Trzeba było więc wykonać kilka roszad w związku z dodatkowymi gośćmi. Jack naturalnie miał spać w pokoju Robina i co do tego nikt nie miał najmniejszych wątpliwości, choć starszy z braci trochę ponarzekał dla zachowania pozorów. Nieprzytomnego Beth umieszczono natomiast w pokoju Eve, tak na wszelki wypadek. Żaden z członków Lost Eden nie miał wątpliwości, że gdy po przebudzeniu Veuve zobaczy te spartańskie warunki, dostanie zawału. No ewentualnie ciężkiego rozstroju nerwowego przy dobrych wiatrach. W pozostałym pokoju gościnnym ulokowano Sagę i Mista. Gdy tylko ten drugi to usłyszał, prawie wypuścił herbatę, którą Ange w swej uprzejmości mu zrobił. Wypadek został jednak zepchnięty na poczet rewelacji jakie przynieśli członkowie niedawnej akcji ratunkowej.

- Wampirzyca? - zapytał Guil mieszając w zamyśleniu w kubku z kawą.

- Bez wątpienia – odparł Eve.

- Coś w tym dziwnego? - zdziwił się Robin.

- Nie ma zbyt wielu żeńskich wampirów – zaczął wyjaśniać Brion spokojnym tonem. Zauważył, że wszystkie młodsze osobniki zaczęły słuchać go z uwagą. - Jedną z zasad Czerwonego Księżyca jest zakaz przemiany kobiet. Nie wiem kto go wprowadził, ale podobno bardzo rzadko były one w stanie przeżyć proces. Jednak te, którym się udało, stawały się niezwykle potężne...

- Carmilla – szepnął Ange.

- Dokładnie – przytaknął blondyn po czym kontynuował. - Nie wiem czy to prawda. Sam nie spotkałem innych wampirzyc niż ona.

- Ja spotkałem – odezwał się nagle Saga siedzący do tej pory cicho w kącie. - Dawno temu, jeszcze w Londynie. Też była popierdolona.

- W każdym razie przez jakiś czas musimy mieć się na baczności. Przynajmniej póki nie dowiemy się po co się tu zjawiła – stwierdził Eve. - Powinniśmy ostrzec ECLIPSE.

- Już to zrobiłem – odparł Guil.

Niedługo później wszyscy rozeszli się do pokoi.

~*~

Saga zadeklarował się, że nie będzie spać, ale Mist nie wiedział, czy było to efektem zdenerwowania po uratowaniu Elizabeth, czy chciał zachować czujność na wszelki wypadek, czy czuł się w tym domu aż tak niekomfortowo. Oczywiście brunet początkowo pragnął dotrzymać towarzystwa swojemu idolowi, jednak ciało go zawiodło. Cały dzień załatwiania spraw, potem koncert i jeszcze dodatkowe nerwy na wieczór dały mu w kość i nim się zorientował zasnął. Obudził się dopiero rano, ale Sagi nie było już w pokoju.

~*~

Eve rzadko sypiał. Lata łowów, bycia w ciągłej gotowości, a zwłaszcza koszmary z przeszłości skutecznie mu to obrzydziły. Na szczęście wampirze moce pozwalały ograniczyć tę przykrą konieczność do krótkiej drzemki co kilka dni. Dlatego też, gdy jego chwilowy współlokator zaczął się wiercić i krzyczeć, zareagował zanim chłopak obudził cały dom.

- Beth, obudź się. Jesteś bezpieczny. To ja, Eve – mówił, delikatnie potrząsając ramieniem Veuve.

W końcu otworzył oczy i usiadł gwałtownie łapiąc przy tym głośno powietrze.

- Eve? Co się stało? Gdzie ja jestem? I co to za rudera?! - zawołał oburzony rozglądając się dookoła.

- Zemdlałeś, więc z Sagą przynieśliśmy cię tutaj, bo wasz dom nie jest zabezpieczony.

- Jak to nie jest? Jest! Sam stawiałem bariery.

- Gdy zapytałem o to Sagę powiedział, że nie jest.

- Saga bywa ogromnym ignorantem i czasami nie słucha co do niego mówię.

- A odpowiadając dalej, jesteś w Cafe Prism. Konkretnie w moim pokoju.

- Mieszkasz w takich warunkach? - zdziwił się blondyn i jeszcze raz rozejrzał dookoła, jakby nagle w zasięgu jego wzroku miało pojawić się coś więcej niż mała komoda i futon w którym spał.

- Mnie wystarcza – odparł beztrosko chłopak.

- Jesteś nienormalny – skomentował, ale zaraz potem jego twarz spoważniała. - Co się stało z Ivett?

- To ta wampirzyca, która była przed sklepem? - zapytał Eve, a gdy zobaczył skinienie głową, kontynuował. - Zniknęła, gdy się pojawiliśmy. Kazała ci przekazać, że nie ma złych zamiarów i że przyszła się tylko z tobą przywitać.

- Pff! Bardzo chętnie ją przywitam w najgłębszych czeluściach piekła. A do tego czasu niech gnije jak najdalej ode mnie!

- Nie tak głośno! Obudzisz wszystkich, a to był ciężki dzień. Ty też się jeszcze lepiej prześpij. Rano wszyscy razem porozmawiamy co zrobić dalej.

- Niech ci będzie. A ty się nie kładziesz? - zdziwił się Beth, dopiero teraz zdając sobie sprawę, że nie ma drugiego posłania.

- Staram się nie sypiać – odparł z uśmiechem modląc się w duchu, by chłopak nie zadawał więcej pytań.

- Rozumiem – blondyn położył się i okrył kołdrą, a Eve miał wrażenie, że pierwszy raz od bardzo dawna, faktycznie został zrozumiany.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro