Opowieść o Barwnym i otrutych bogach

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Tym razem zamiast obrazka, wylosowałam wam cztery słowa (dwa rzeczowniki oraz jeden czasownik i przymiotnik). Są to: Stryj, gałąź, aprobować, energicznie. W tekście zaznaczyłam te słowa (pogrubiłam je), abyście nie mieli wątpliwości, że znalazły się one w opowiadaniu. 

A oto moja opowieść:

Nad Barwnym Dworem zapadł zmierzch. Carmel przypatrywał się niebu, które zalewały wszelkie kolory. Gra światła między chmurami była dla niego za każdym razem tak samo fascynująca. I za każdym razem, gdy tylko miał czas na oglądanie gwiazd, nie omieszkał się z tej szansy nie skorzystać.

Chłopak wciągnął w płuca rześki podmuch wiatru, a jego złota peleryna załopotała, przywodząc na myśl dźwięk jaki wydają żagle statków wypływających w dalekie rejsy. On sam nigdy nie pływał na takim statku przez chorobę morską, ale mimo to, jego pragnieniem było, by na jedną chociaż wycieczkę statkiem wyruszyć.

Wtedy wiatr zawiał ponownie. Tym razem był zimny i nieprzyjemny, jakby zwiastował nadejście kłopotów. Niebo też zmieniało się w coraz bardziej czarne i bezgwiezdne. Osłonięte gęstymi, szarymi chmurami.

Do drzwi komnaty młodzieńca, nagle ktoś zapukał. Ten dźwięk wyrwał go z zamyślenia i czym prędzej ruszył, by otworzyć. Ale nim zdążył chwycić za klamkę, drzwi same otworzyły się, a do środka wszedł jego stryj. Carmel zacisnął wargi, gdy ujrzał jego nietęgą minę i podkrążone oczy. Ktoś, albo coś, musiało wyrwać go z drzemki.

– Pójdziesz ze mną, mój chłopcze.

Carmel skłonił się mężczyźnie posłusznie i czym prędzej ruszył za nim do stajni, gdzie czekały na nich dwa osiodłane konie. Młodziak już miał wsiąść na grzbiet tego niższego, ale mężczyzna u jego boku podstawił mu wyższego, karego wierzchowca, zupełnie jakby...

– Dlaczego? – zapytał stryja Carmel, choć tak naprawdę zaczął podejrzewać, gdzie jadą i w jakim celu. Stryj nie był prawowitym władcą Barwnego Dworu, więc musiał aprobować syna swojej zmarłej siostry, aby poddani nie obawiali się nieplanowanego objęcia tronu przez tego obcego im mężczyznę.

– Po prostu wsiadaj i jedziemy na rynek. Ponoć miało tam miejsce nieszczęście.

I ruszyli.

Jechali w ciszy, którą przerywały jedynie pojedyncze acz silne i głośne podmuchy wiatru, co kilka metrów. Nim zdążyli jednak dojechać na miejsce, w okolicach rynku już roiło się od dziwnie zachowujących się mieszkańców z pobliskich domostw. Carmel miał złe przeczucia.

Wtedy ponad dachami dostrzegł koronę najwyższego i zarazem świętego drzewa Barwnego Dworu. Otoczone było ono dziwną fioletową magią, przez co chłopak poczuł mrożący go w kościach strach. Jak najszybciej popędził konia do cwału, dzięki czemu znalazł się na miejscu w kilka chwil. Stryj nie był w stanie za nim nadążyć, ale Carmel miał teraz przed oczami najgorszą ze scen, jaką mógł sobie wyobrazić w całym życiu.

Święte drzewo Barwne utraciło prawie wszystkie grube i chude gałęzie, które zwaliły się na niektóre domy oraz głównie na szklany chodnik, który popękał na drobne kryształki szkła. Jednak nie zniszczenia były tu najgorsze.

Barwne było w tej chwili tylko pniem, który otaczała wroga, fioletowa magia. Trucizna. Gdy Carmel dotknął otoczki mocy poczuł jak ta parzy go w dłoń. To nie było zwykłe zaklęcie, a potężna klątwa, którą ciężko będzie zdjąć. A co za tym szło...

Carmel zacisnął zęby i spojrzał w czarne niebo nad martwym pniem. Było wirem fioletu i czerni, przeplatanym złotem i czerwienią. Obrzydliwa mieszanka kolorów, która z każdą chwilą wirowała nad rynkiem coraz szybciej. Coraz energiczniej. Jego moc nie wróżyła niczego dobrego. Carmel zacisnął pięści przy bokach, czkając.

Wtem z nieba zaczęły opadać atrybuty... Laury, szaty, korony, berła i wiele innych przedmiotów, przed którymi ludzie zaczęli uciekać, aby co cięższe i twardsze nie zraniło ich w jakiś sposób. Tylko Carmel stał spokojny a zarazem spięty. Aż w jego stronę nie opadło złote berło z symbolem sowy na czubku. Chłopak złapał metal nim ten roztrzaskał się o ziemię. Potem przyjrzał mu się uważnie, aż nie poczuł dłoni stryja na ramieniu. Mężczyzna ten szybciej niż jego siostrzeniec doszedł do wniosku, co właśnie stało się nie tyle z Barwnym, co z tymi, którzy przez drzewo przemawiali.

– Bogowie zostali otruci – powiedział mężczyzna przyciszonym tonem. – Energia panteonu zachwiana. Teraz będzie już tylko gorzej, mój chłopcze.  

Tym razem oznaczę do zabawy: 

@RedEdith22

@_jaszczur

@AzaliaMaxipain

Miłego pisania życzę tym osobą i dużej kreatywności! Pamiętajcie, by oznaczyć mnie w waszych historiach, abym mogła to przeczytać!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro