33

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

11.09.2001 rok, Nowy Jork, Manhattan 

Dima sączył czarną kawę i patrzył na swój oprawiony w brązową skórę notes. Znajdowały się tam nazwiska. Bardzo dużo nazwisk. Należały do wszystkich ludzi, których zabił. Własnymi rękami czy z pomocą cudzych. Musiał przyznać, że jego wyznawcy wykonywali powierzoną robotę z należytą ostrożnością, a dobrodziejstwo jakim jest internet tylko w tym pomagało. O wiele szybciej kogoś znaleźć w "sieci" niż z pomocą pośredników i tajemnej korespondencji. Dodatkowo pisanie na komputerze sprawiało mu przyjemność, znajdowanie faktów historycznych, których sam miał okazję doświadczyć w młodości miało charakter osobisty, przypominały mu się czasy beztroski. Potem była wojna. Ciągle miał sny z tamtego okresu. A nawiedzający go człowiek, jeśli to był człowiek, przypominał Dimie o tym, że od dawna nie żyje. A przynajmniej nie tak jak powinien. Mimo wszystko długi trzeba spłacać. Nigdy nie odważyłby się wystawić na gniew tej… Istoty, z której zrobił przedmiot swojego małego kultu. 

Matka opowiadała mu kiedyś historię o bracie, którego nigdy nie poznał, nazywał się Kola. Kola Andriejewicz Kolbienski zadłużył się u gangsterów z Jakucka, gdy pływał tam w interesach. Gdy próbował uciec z miasta, został złapany. Bandyci zabrali wszystko co miał, czyli kilka drobniaków i stary zegarek ze srebrną kopertą należący do dziadka, Olega Iwanowicza Kolbienskiego. Było to za mało na spłacenie długów, dodatkowo uciekiniera trzeba było ukarać. Człowiek o imieniu Jakub Józefowicz Spiendel, swoją drogą przywódca tej zgrai lichwiarzy i degeneratów, zaciągnął Kolę Kolbienskiego nad odnogę Leny, gdzie obciął mu ramiona od łokci w dół, a nogi od kolan. Tak przygotowany kadłub człowieka, bezbronny i upodlony, wrzucili do rzeki, która porwała go z prądem. Znaleziono go po kilku dniach w oddalonej o sto kilometrów we wsi Bestyakh. Twarz miał zaklętą w bezsilnej masce strachu i bólu, jak twierdziła Nadia Angelika Turova, rybaczka która co dzień sprawdzała sieci w nadziei na grubszą rybę. Kola Andriejewicz Kolbienski został pochowany w małym lasku obok Bestyakh w czerwcu 1925 roku, wtedy gdy Dima skończył trzy latka. Teraz żył tylko w jego pamięci jako widmo z pokazywanych mu zdjęć rodzinnych z samego początku XX wieku, które pokazywała mu babka Alona. Wszystko co powiedziała mu matka o losie brata to tylko przesłanki jego pracodawcy i wspólnika, który wziął nogi za pas gdy tylko zrobiło się gorąco. Reszty Dima dowiedział się w latach sześćdziesiątych, w czasie przerwy świątecznej, kiedy pracował w fabryce konserw drobiowych w Bostonie. Po dwóch latach ciężkiej pracy uciułał tyle, by móc poprowadzić własne śledztwo. 

Z pomocą upośledzonego kuzyna z rodziny ze strony ojca, z którym często rozmawiał przez telefon, co było niezwykle drogie, udało im się odnaleźć nie tylko wrak człowieka, jakim po długoletnim pijaństwie został Jakub Józefowicz Spiendel, ale też byłego wspólnika Koli, Adama Borysowicza z Moskwy. Z pomocą głupiego kuzyna, wykorzystując na nim siłę manipulacji i retoryki, stanęło na tym, że Dima wysłał mu pieniądze na podróż i do Moskwy i do Jakucka. Wcześniej wszystko zaplanowali co do joty, jednak Dima obawiał się o przebieg zbrodni ze względu na ogólną debilność podmiotu wykonującego zadanie. Jednak wszystko poszło jak z płatka, jednego denata znaleziono z głową w muszli klozetowej w jakimś urzędzie, drugiego nikt nawet nie szukał. Adam Borysowicz “zatruł” się czymś i zasłabł, dopiero potem koronerzy odkryli ślady cyjanku, jednak sprawcy nigdy nie złapano. Zrzucono to na próbę samobójczą człowieka w depresji z mało satysfakcjonującą pracą i równie mało satysfakcjonującą żoną. Gang Jakuba Józefowicza rozpadł się jeszcze przed I Wojną Światową, a on sam został sparaliżowany przez wypadek na wyścigach konnych. Jak relacjonował mu później kuzyn, wywleczenie sparaliżowanego staruszka nie jest takie proste, nie mówiąc już o odcięciu rąk i nóg i spławieniu ciała Leną. Co ciekawe ciało odkryła ta sama kobieta, Nadia Angelika Turova, tylko nie w Bestyakh, a w Yelence, dokąd się przeprowadziła w’49 roku. Drugiego takiego szoku jej serce nie wytrzymało. Zmarła na zawał. Upośledzony Kuzyn przez swoją głupkowatą naturę wygadał się po kilku miesiącach w jakimś barze w Jakucku, gdzie osiadł na stałe w pustym domu Jakuba Józefowicza Spiendela. Pech chciał, że trafił na nieodpowiednią osobę - starego druha Jakuba, który zadźgał kuzyna Dimy widelcem. Po tych nowinach, które trafiły do Dimy za pośrednictwem gospodyni domowej usługującej kuzynowi w Jekaterynburgu, mężczyzna się rozpłakał. Po prostu. Nie był za bardzo pewien dlaczego. 

Teraz Dima Andriejewicz Kolbienski miał siedemdziesiąt dziewięć lat, siwą brodę i hawajską koszulę. Spał na tysiącach dolarów pochodzących od swoich wyznawców, którzy byli gotowi na każde jego skinienie. Ale mimo to czuł się odpowiedzialny za te wszystkie śmierci. Prawda, zrobił to w afekcie, po wojnie był zagubiony, a niektóre akcje nie były do końca przemyślane. Ale mimo wszystko dopisał nazwisko kuzyna do listy w notesie ludzi, których skrzywdził. Pojedyncza łza spadła na papier i rozmazała atrament. Gdy otarł oczy, na siedzeniu przed sobą zobaczył mężczyznę w płaszczu i kapeluszu.

- Nikt cię tu nie widzi? - zapytał Dima dopijając kawę i próbując powstrzymać drżenie głosu.

- Daj spokój. Znasz mnie na tyle długo, że sam wiesz najlepiej. Jestem tylko w twojej głowie. Nawet psycholog ci to mówił. Tamten… Wiesz, to było tu niedaleko na Manhattanie, kilka przecznic stąd. Chcesz się przejść?

- Nie trzeba. Teraz jest tam dentysta.

- Przegląd ci się przyda. Chodź, przypomnimy sobie dawne czasy!

- Nie… - Wtem Dima zobaczył samolot. Jasne, widział ich wiele, nawet poleciał do Japonii, jednak ten samolot był dziwny. Leciał za szybko. Był to Boeing 767. Wtedy Dima nie wiedział, że mimowolnie staje się świadkiem jednego z największych ataków terrorystycznych w historii USA. Gdy samolot uderzył w gmach World Trade Center, mężczyzna przypomniał sobie rok 43 i swoją pierwszą ofiarę… Spojrzał na krzesło naprzeciw. Było puste, tajemnicza Istota zniknęła. 

Wtedy Dima się rozpłakał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro