37

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

07.04.2013 roku. Nowy Jork, USA. 70 dni do dziewięćdziesiątych urodzin Dimy Andriejewicza Kolbienskiego.

Burgerownia śmierdziała tak bardzo, że mężczyzna złapał posiłek i wybiegł z nim na zewnątrz, ku niezadowoleniu czarnoskórych kucharzy i managera, którzy posłali za nim pełne pogardy spojrzenie. Mężczyzna zachłysnął się świeżym powietrzem. Był szeroki w barach, a biała koszula miała ciemne plamy pod pachami. Zresztą wszystko się do niego lepiło, bokserki, flanelowe spodnie, a w butach zaczynał się wytwarzać nowy ekosystem. Westchnął i odwinął burgera z torby by zatopić w nim swoje wybielone zęby. Był to kosztowny zabieg, który miał zapewnić mu powodzenie u kobiet. Postawił na zęby, bo wyuczony akcent, podobny do tego jakim posługiwali się polscy imigranci nie bardzo nadawał się do prawienia komplementów w klubach nocnych czy burdelach. A języka uczył się u najprawdziwszych Polaków, mieszkańców Baton Rouge. Jeździł tam w dzieciństwie pobierać lekcje. Państwo Bulkowscy byli bardzo mili, zawsze dawali mu herbatę, która smakowała jak kocie siki, a na widok pieniędzy wyjmowali jeszcze ciasteczka. Dopiero gdy Ernie podrósł, stare małżeństwo zaczęło coś podejrzewać. Dotarli mianowicie do tego, że chłopak nie miał polskich korzeni, jak na początku się zarzekał. Wtedy odkryli pokłady gotówki, które ukrył w lesie, były to pieniądze na opłacenie kursu na cały semestr, które Ernie dostał od Ojca Dimy. Bulkowscy zapowiedzieli, że zgłoszą sprawę na policję, a na takie ryzyko on i społeczność Grope Ville nie mogli sobie pozwolić. 

To były pierwsze dwie ofiary Erniego, młodego chłopaka, prawie nastolatka z małej wioski Grope Ville w Luizjanie, gdzie wychowywał się z innymi porzuconymi dziećmi pod opieką wiernych Istocie. Z czasem sam został Apostołem Istoty, i dostał pierwsze ważne zadanie - zabić grzeszników, czyli polskie małżeństwo z Baton Rouge. Elizabeth Bulkowska zmarła od strzału z kuszy, który przebił jej szyję, niemal odrywając głowę od tułowia, natomiast Arthur bronił się zacieklej, ale i on ugiął się pod naporem ciężkich dębowych drzwi, które zgniotły mu czaszkę. Następnym krokiem było podrobienie dokumentów i odziedziczenie spadku po nowej rodzinie, która zmarła na atak serca i udar cieplny. Takim sposobem narodził się Emil Bulkowsky, chłopak z perspektywami chcący pracować w terenie dla dobra Istory i ku dumie Ojca Dimy. Dima Kolbienski szybko dostrzegł jego potencjał i wysłał go do szkoły policyjnej, skąd Bulkowsky trafił do Nowego Jorku. Po kilkunastu latach służby przeniósł się do Agencji Detektywistycznej Aidena Baltora, którego widywał czasem na posterunku i z którym się zaprzyjaźnił. Przyjaźnią natomiast nie można było nazwać jego relacji z Peterem Barkstonem. Jeszcze w policji, gdy Emil stosował wszelkie metody by naginać fakty na swoją korzyść, ten dziennikarz wszędzie się wtrącał. Potem wiele osób żartowało, że ich spotkanie w Agencji Aidena Baltora było pisane im od początku. Nie zmieniało to faktu, że żyli ze sobą jak pies z kotem. Jednak umiał przyznać Peterowi talent detektywistyczny, nie krył się z tym i szanował jego zdolności. Na szczęście kontrolował wszystkie sprawy zaginięć wybranych ofiar, mając pewność, że odkryje tylko to co niezbędne i to, co ma zostać odkryte. I nikt nie będzie drążyć dalej. 

Nikt nie chciał powtórki z Alanem Grimshaw, który prawie skontaktował się z Aidenem Baltorem. Cała operacja odkręcenia połączenia i usunięcia go z rejestru kosztowała sporo, ale przynajmniej nikt nie szukał żadnych innych śladów. A tylko to się liczyło… 

Z rozmyślań wyrwała go melodia Shooting Stars dobiegająca z przedniej kieszeni spodni. Emil Bulkowsky dokończył burgera, rzucił papierową torbę na chodnik i odebrał. 

- Halo.

- Cele dojechały - głos komisarza policji Josepha McNamera z Salt Lake City zatrzeszczał w słuchawce i połączenie zostało zerwane. Emil zerknął na zegarek, do końca przerwy miał ponad pół godziny, postanowił zjeść coś jeszcze. Może pizza? Nie, nie zdąży… Pozostawał McDonald's. Westchnął i ruszył w stronę centrum handlowego, mając nadzieję na wrapa z kurczakiem. 

Cała społeczność Grope Ville czekała na ten moment od wielu lat. Poświęcenie ostatniej grzesznej owieczki. Ostatniego potomka Nazistów, którzy uczynili życie Dimy Kolbienskiego piekłem. Wszystkie ofiary były pierworodnymi z linii tych, których dosięgły kule czy bagnet Ojca Dimy, tak jak poleciła mu Istota. 

A ofiary... Były po prostu zapłatą za ten cud.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro