8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Peter wszedł do pokoju i aż zatoczył się do tyłu. Smród był niemiłosierny, zaduch i przepocone ubrania szczypały w oczy. Peter nabrał powietrza w usta i ostrożnie otworzył drzwi na oścież. Na dywanie dostrzegł sporą plamę, była zielona i pływały w niej resztki gulaszu z hotelowej stołówki. W oczy i nos rzucały się opróżnione napoje wyskokowe z barku, który prezentował sobą pustkę niczym portfel tuż przed wypłatą. Zastukał we framugę drewnianych drzwi, w odpowiedzi usłyszał odgłos wymiotowania z toalety. Na razie wolał tam nie wchodzić. Otworzył okna na oścież by przewietrzyć pomieszczenie, wyłączył migoczący odbiornik telewizyjny, bo jazgot teleturnieju, jeszcze w tej jakości stereo, był nie do zniesienia. Po chwili z toalety wyczołgał się Emil Bulkowsky.

- Ej! Oglądałem to, kur… - wypowiedź przerwał mu strumień wymiocin o intensywnym zapachu alkoholu. - Nieźle się urządziłeś, gdy mnie nie było! Nie ma co, znasz się na robocie detektywa jak mało kto, śmierdzący pijaku! - Peter powoli tracił cierpliwość do tego człowieka. - Obyś miał jakiś dobry powód, by się tak schlać, bo jak nie…

- Mam! - krzyknął Emil wstając chwiejnie na nogi, machnął ręką w stronę laptopa, który dzięki Bogu nie spłonął. -Znalazłem je, pakuj rzeczy i lecimy!

- Co? Co ty pieprzysz… - Peter ruszył do komputera, ale Emil był szybszy, opadł na biurko jak lawina, wyszczerbiony kubek z jakąś zawartością, która raczej nie była dla przykładnych chłopców z dobrych domów, dopadł klawiatury i zaczął panicznie naciskać jakąś kombinację.

- Kurwa! Moja gildia! Cholera! 

Na ekranie pojawił się napis "NIE ŻYJESZ".

- Cholera, tyle farmienia i co?! Pierdol się! - krzyknął w mikrofon słuchawki, z której dobiegały jakieś rosyjskie wiązanki słowne i coś po angielsku o "Twojej starej". - Cholerne nooby. A tak…

Emil jakby dopiero teraz uświadomił sobie obecność Petera i wyciągnął do niego rękę.

- Cześć.

- Cześć zasrany pijaku, czy tylko ja w tym mieście pracuję? Powiedz, że coś masz.

- Mam - Emil włączył jakiś program do nawigacji i wskazał na czerwony okrąg. - W zakresie tych trzech kilometrów działał ostatni sygnał z komórki kobiety. Przy odrobinie szczęścia znajdziemy jakiś trop. Wyruszamy jutro rano.

- Tylko tyle masz? Ja mam do sprawdzenia bibliotekę, cała masa śladów czeka na znalezienie, a ty masz tylko jakiś punkt na Wielkiej Pustyni Słonej? - Peter jęknął zawiedziony i opadł na w miarę czysty fotel. 

- Co tam biblioteka, tam ludzie umierają. Akcja, teren do zbadania, do jest prawdziwa robota! - wystękał Emil i położył się na kanapie. - Wypożyczyłem już jeepa, o ósmej jedziemy. Wyśpij się, dobrze radzę. Nie chcę słyszeć żadnych jęków.

- Zobaczymy kto będzie jęczał, Polaku...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro