PROLOG

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

03.04.2009

Mężczyzna ścisnął mocniej swój niezawodny rewolwer Colt Peacekeeper i załadował ostatnie dwa naboje kalibru 9 mm. Dyszał ciężko, przesunął zakrwawioną dłonią po tłustych włosach. Jak na swoje 37 lat był sprawny i nad wyraz przystojny. Nie licząc dziury w brzuchu o średnicy 11,2 mm oraz rozciętego łuku brwiowego. Drugą ręką wydobył z kurtki komórkę i wybrał numer przyjaciela.

- Halo? Alan? Co tam się dzieje?! Strzały...

- Słuchaj... To jest poważna sprawa... Potrzebuję wsparcia, bo wszyscy mnie wystrzelają... Ci ludzie są nieobliczalni... Halo? Cholerne bagna! - Mężczyzna schował komórkę do kieszeni. Brak zasięgu. Na takim odludziu nie powinno go to dziwić... Wtem drzwi stodoły rozwarły się z trzaskiem, a ciało mężczyzny przeszyła chmura śrutu. Padł na ziemię, nie zdołał nawet wystrzelić. Usłyszał żałosne zawodzenie wydobywające się z kilku gardeł. Ostatkiem sił uniósł się na łokciu. Ujrzał ludzi z którymi rozmawiał przed godziną, jednak teraz nie byli doń przyjaźnie nastawieni. Ściskali strzelby i pistolety, mierzyli prosto w niego. Rozległy się strzały. To było ostatnie co Alan Grimshaw usłyszał.

Potem nastała ciemność.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro